Skocz do zawartości

Vaiet

Bywalec
  • Postów

    2596
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    35

Treść opublikowana przez Vaiet

  1. Wpadły mi niedawno w ręce Ranko RIE-880 i chciałem o nich napisać kilka słów, bo to naprawdę ciekawe dokanałówki z pojedynczym przetwornikiem dynamicznym. Jeszcze jakiś czas temu nazwa firmy kojarzyła mi się głównie z podrabianymi wtykami ściąganymi masowo z Chin, ale obecnie postrzeganie tej marki jest dla mnie zupełnie inne i jest tak między innymi za sprawą tych doków. Opinii w necie można znaleźć kilka, niektóre są mocno rozbieżne, więc tym bardziej byłem ciekaw tego, co faktycznie 880-tki sobą prezentują i była to niezmiernie ciekawa podróż. Z rzeczy, które na wstępie zrobiły na mnie wrażenie, to przede wszystkim jakość wykonania, bo tutaj nie miałbym się do czego przyczepić nawet, gdyby kosztowały trzy razy tyle. Słuchawki są dostępne w dwóch kolorach i do mnie trafił ten ładniejszy, czyli czarny. Obudowy akrylowe w typie semi-custom są bardzo wygodne i świetnie wpasowują się w moje ucho, a do tego nie miałem żadnego problemu ze szczelnością kanału słuchowego na standardowych nakładkach. Do tego nie widać ani nie czuć żadnych miejsc łączenia obudowy z faceplate’em, a bass-port jest metalowym pierścieniem z otworkiem, a nie po prostu dziurką w obudowie. Do tego zostały wyposażone w standardowe wtyki 2-pin 0,78mm wpuszczone w obudowę, co osobiście ogromnie lubię, bo jest to pewniejsze oraz trwalsze rozwiązanie zabezpieczające piny przed wygięciem, a gniazdo przed uszkodzeniem w przypadku na przykład pociągnięcia za kabel. Sam zestaw też należy pochwalić, bo zawiera on niezłej jakości kabel oraz twarde etui z tworzywa. Istotną kwestią, którą trzeba mieć na względzie to fakt, że nie są to słuchawki grające ze wszystkim z racji ich prądożerności. Przy oporności sięgającej 60ohm i skuteczności na poziomie ok. 107db/mw RIE-880 zdecydowanie zyskują z mocniejszym źródłem. Na tych słabszych bas staje się luźniejszy, a sopran ostrzejszy, co skutkuje nieco rozmytą i ściśniętą średnicą. RIE-880 zyskują całkiem sporo z mocniejszymi źródłami, zwłaszcza w połączeniu zbalansowanym, co jednak wiąże się ze zmianą kabla, bo standardowy wyposażony jest we wtyk 3,5mm. Jeżeli chodzi o strojenie, to Ranko RIE-880 są słuchawkami zdecydowanie nastawionymi na rozrywkę i daleko im do miana monitorowych czy neutralnych. To nieźle zrealizowana V-ka z bardzo dobrej jakości basem i wyraźnie podkreśloną górą oraz wysuniętymi wokalami. Bas jest sprężysty i pełny, nie brak mu masy, ale jednocześnie potrafi zaskoczyć impaktem. Szczególnie było to ewidentne w utworach metalowych, kiedy to RIE-800 nie miały problemu z ogarnięciem bardzo szybkich, złożonych partii perkusyjnych. Była odpowiednia masa z podwójnej stopy, były twarde strzały z werbla i dudniące tupnięcia z floor tomów, a do tego wszystkiego naprawdę dobra dynamika, aż stopy same chodziły. Średnica jest pełna i ciepła, wyraźnie gęstsza w niższej części, co odbywa się nieco kosztem jej klarowności oraz szczegółowości, bo można odnieść wrażenie, jakby czasem kontury niektórych instrumentów rozmywały się i cierpiała na tym separacja. Z kolei w wyższej części jest już zauważalnie klarowniej i czyściej, a więc z korzyścią dla wokali – zwłaszcza kobiecych, które są wysunięte nieco przed instrumenty. Brzmią one swobodniej od tych męskich, ale wciąż są wyraźnie cieplejsze w barwie. Niezależnie jednak od źródła z którymi ich słuchałem, to góra była najbardziej prominentnym elementem ich strojenia, gdyż zwłaszcza w niższej części jest jej naprawdę dużo. Dla wielu to właśnie strojenie góry może być przysłowiowym „być albo nie być”, ponieważ niższa część tonów wysokich jest nie tylko mocno zaakcentowana, ale jest jej ilościowo bardzo dużo i wychodzi ona do przodu. Ranko na całe szczęście udało się uniknąć nadmiernego wyostrzenia, więc ani w wokalach nie uświadcza się sybilantów, ani na ten przykład talerze perkusyjne nie chlastają po uszach. Z racji dość bezpośredniej, choć nie nachalnej prezentacji, RIE-880 nie dają wrażenia mocno rozbudowanej i obszernej sceny. Ta na szerokość jest raczej średnia, ale nadrabia to naprawdę dobrą głębią jak na tę półkę cenową, jak również całkiem niezłą wysokością i dużymi bryłami instrumentów. Szczegółowość jest niezła, ale na słabszych prądowo źródłach lub tych o gęstszej, cieplejszej sygnaturze, Ranko RIE-880 nie będą wybitne pod kątem wydobywania detali i prezentacji smaczków w złożonych nagraniach. Co nie przypadło mi do gustu? W pierwszej kolejności kabel – pod kątem dźwiękowym jest naprawdę niezły, ale jego ergonomia pozostawia sporo do życzenia i jest to fakt, o którym należy wspomnieć. Jest sztywny i mało elastyczny, ciężko go wyprostować a do tego łatwo jest go odkształcić przez co po dłuższym czasie zaczyna być powykręcany w każdą stronę. Winą za to obarczałbym izolację zewnętrzną. Jedyną dobrą rzeczą jeżeli idzie o ergonomię, a która ratuje ten kabel przed klęską, to wygodne i świetnie wyprofilowane (na moje uszy) zausznice. Akurat ten element przypadł mi do gustu. Drugą rzeczą jest etui – jest zwyczajnie dla mnie za małe. W połączeniu z problematyczną ergonomią kabla, często wkładanie słuchawek do etui było frustrujące. Gdyby miało ono chociaż o 1cm więcej na szerokość i głębokość to jestem pewien, że nie byłoby konieczności tak ciasnego zwijania kabla, a sam proces umieszczania słuchawek w etui byłby mniej frustrujący. Co mi się podobało? Poza wygodą i wyglądem, który bardzo mi przypadł do gustu, spodobała mi się sygnatura Ranko RIE-880. Są to szalenie rozrywkowe, dalekie od referencyjnego strojenia, angażujące słuchawki. Chociaż z racji ich strojenia najbardziej chyba polecałbym je do elektroniki, tak większość szybkich i dynamicznych utworów wywoływała niekontrolowane ruchy całego ciała, a zwłaszcza nóg, w rytm słuchanej muzyki. Podobał mi się solidny, pełny bas a także to, że Ranko udało się zestroić słuchawki posiadające górę jasną, doświetloną i mocno zaakcentowaną, a jednocześnie nie będącą ofensywną, ostrą, czy szeleszczącą. Nawet na kiepskich nagraniach barwa sopranu była o wiele bardziej naturalna, niż chociażby w Fostex TH900mk2 ze standardowym kablem.
  2. Już wszystko wiem, tylko się wygłupiłem. To błąd w schemacie. To są układy wzmacniacza.
  3. W sumie miałoby to sens, bo w końcu ES9038Q2M jest DACiem dwukanałowym.
  4. W przytoczonym fragmencie widać, że już wtedy zwracałem uwagę na problematyczny niższy zakres wysokich tonów. Fakt, osłuchałem się nieco przez ten czas i skala odniesień znacznie się powiększyła. Poza tym staram się oceniać słuchawki względem ich bezpośredniej konkurencji oraz w ramach półki cenowej w jakiej się lokują. W tym wypadku Jasper grają w innej lidze, niż E1.
  5. Z całym szacunkiem dla autora tego tekstu, ale jak to teraz czytam, to... Dalsza polemika na tym gruncie sensu nie ma. Dokładnie. Wyważone proporcje, świetna tonalność, brak przesadyzmu w strojeniu przez wypruwanie jakichś dzikich peak'ów mających na celu robić efekty "wow". W Tytanach 6 najważniejsze, to zmienić standardowe tipsy na SpinFity - u mnie bodaj CP145. Wtedy góra się ładnie otwiera, bas staje bardziej zwarty i przez to też dochodzi sporo powietrza. Sporo osób narzekało, że Titany są za gęste, za gładkie i góra ma dziki roll-off. No niestety, ale Dunu się nie popisało dając dość kijowe tipsy w zestawie, co skutkuje taką trochę dźwiękową padaczką. E1 nawet z JVC SpiralDot, które sporo w nich poprawiają, nie mają IMO podejścia do Jasperów w pełni fabrycznej konfiguracji. Sopran w E1 jest zdecydowanie niższej jakości - gorsze rozciągnięcie pasma, mniej powietrza, rozjaśniony i nienaturalny, lekko szorstki tembr odbiegający od naturalnego. Jedyne w czym mogą E1 konkurować, to głębia sceny, bo na niektórych utworach pojawiało się wrażenie nieco lepszej faktury sceny na głębokość właśnie, ale to były pojedyncze scenariusze w dużej mierze zależne też od źródła.
  6. Tak jak obiecałem, wracam z porcją wrażeń dotyczących SE180. SEM3 ma już dobre 30h przebiegu z lekkim haczykiem, więc można było zacząć jakieś porównania i bardziej krytyczne odsłuchy. Nie wiem jak wygrzewanie wpływało na SEM1, bo SE180 trafił do mnie z drugiej ręki, ale w przypadku SEM2 największe zmiany zachodziły właśnie w trakcie pierwszych 50h grania, z czego zdecydowanie najwięcej działo się podczas pierwszej połowy tego cyklu. Wygrzewanie oczywiście w ramach naturalnego słuchania, czasem tylko zostawiałem DAPa, żeby chwilę pograł, ale generalnie nie spinałem się chcąc mieć jak najbardziej dokładny obraz brzmienie trzeciej karty. Miało być krótko i treściwie, zaczynając od tego, że SEM1 to bieda i generalnie nie warto się tą kartą interesować, bo spisałem ją na straty tuż po tym, jak wygrzałem nieco SEM2, ale wygląda na to, że byłem w błędzie a ignorancja nie popłaca. Podłączyłem Aroma Audio Witch Girl W6.2 ze stockowym kablem, odpaliłem „Ghost Reveries” Opetha i oniemiałem. Ale że to tak serio? Tak serio serio? Kiedy ostatnio słuchałem SEM1 przez dłuższy czas, zapamiętałem tę kartę jako dość specyficzną, bo raczej neutralno-gładką, względnie chudą, z akcentem na skraje pasma, ubytkiem w mid-basie oraz niższej średnicy, przeciętną wielkościowo sceną i przekazem raczej nudnym i mało porywającym, ale bardzo precyzyjnym i napowietrzonym. I potem wjeżdża SEM2 i wszystko od razu staje się jasne, skąd ta wcześniejsza awersja względem SEM1. Karta na podwójnym układzie AK4497 gra po prostu lepiej, a ta lepszość to przede wszystkim lepsza dynamika, przestrzeń, szczegółowość i barwa. Wszystko nagle nabiera rumieńców, przekaz staje się bardziej angażujący, nabiera charakteru i kolorytu. To jak naniesienie pełnej palety barw na obraz malowany wyłącznie w odcieniach szarości. Jest pełniejszy, bardziej sprężysty bas. Jest cieplejsza, bardziej muzykalna i organiczna średnica niosąca o wiele więcej emocji. Sopran mający zdecydowanie więcej blasku – zwłaszcza w niższej części – będący tym lepiej doświetlonym i bardziej obecnym. Przestrzeń jest większa, bo wszystko osadzone jest na bardziej rozległej, lepiej poukładanej scenie. Poprawia się klarowność, bryły instrumentów są większe, choć nie ma między nimi przez to aż tak wielkiej ilości powietrza. Za to ich kontur jest wyraźniejszy, bardziej precyzyjnie kreślony. Holografia jest o wiele lepsza, a separacja kanałów względem karty na ES9038Pro jedynie pogłębia wrażenie większej, bardziej obszernej i lepiej poukładanej sceny. Czytając opinie, że SEM1 jest gładsze i spokojniejsze od SEM2, nudniejsze i ogólnie gorsze – przeczytacie prawdę. SEM1 nie jest złą kartą, po prostu SEM2 jest lepsze pod niemal każdym względem i jedyny scenariusz, gdzie bazowa karta będzie lepsza to przy parowaniu z bardzo gęsto grającymi słuchawkami lub takimi, które mają mocno podkreślony i/lub ostry sopran. Wtedy pełniejszy bas i średnica lub akcent w niższym sopranie obecne w SEM2 mogą stanąć na przeszkodzie w osiągnięciu optymalnego zgrania. Była przystawka i pierwsze danie, a na danie główne karta na poczwórnym układzie ES9038Q2M. Nawiasem mówiąc to mam nadzieję, że w SEM4 Astell nie postanowi podtrzymywać trendu i nie pomnoży liczby układów przez 2 jak to się odbywało do tej pory. Przechodząc jednak do sedna muszę od razu zaznaczyć, że wygrzewanie kart do SE180 to rzecz kluczowa. Gdyby oceniać je przez pryzmat tego, co prezentują prosto po wyjęciu z pudełka i pierwsze 15-20h, to ja osobiście czułbym smutek, żal i rozczarowanie z powodu wyrzucenia sporej ilości gotówki na sprzęt, który zachwycać zachwyca, ale nie urywa aż tak. Bo taki SEM2 z pudła grał dość gęsto i masywnie, z roziskrzonym niższym sopranem, a z biegiem czasu prezentacja nabrała ogłady i kultury – bas się uspokoił, odmulił niższy środek, a soprany poprawiły swoje rozciągnięcie przy jednoczesnym uspokojeniu wyższej średnicy i niższego sopranu. Do momentu wygrzania SEM2, różnica między SE180 a Fiio M11 Plus LTD była dużo mniejsza, niż wskazywałaby na to różnica w cenie, ale po wygrzaniu Astell odjechał i udowodnił, że może być „The one to rule them all”. To samo miało miejsce w SEM3 – gładko, dość gęsto, miękko, nieporywająco, a do tego z uczuciem rozerwania sceny na lewo i prawo kosztem wypełnienia środka. Dziwne to było uczucie, kiedy wokal wybrzmiewał od lewej i prawej, a przede mną była wyczuwalna pustka. Wraz z biegiem czasu, uczucie to zmniejszyło się, jak gdyby oba kanały postanowiły jednak ze sobą współpracować. Samo brzmienie też zyskało na atrakcyjności, bo bas nabrał wigoru, stał się twardszy i bardziej sprężysty, średnica straciła dziwną matowość zabijającą energię w przekazie, a sam sopran też nabrał blasku oraz klarowności. W efekcie mam wrażenie, że tonalnie SEM3 plasuje się gdzieś pomiędzy SEM1 i SEM2. Gra swobodniejszym i bardziej napowietrzonym, ale jednocześnie gładszym i spokojniejszym dźwiękiem, niż karta na 2xAK4493. Za to od SEM1 gra pełniej, bardziej naturalnie i angażująco, z większą werwą oraz lepszą dynamiką. Od obu wcześniejszych kart „Trójka” gra za to bardziej przestrzennie i odnoszę wrażenie, że jej charakter jest najbardziej zbalansowany. Na obecną chwilę SEM3 jest chyba moją ulubioną kartą, a przez wzgląd na swoją sygnaturę również najbardziej synergiczną. Mam wrażenie, że wszystko co do niej podłączę gra wyśmienicie i nie mogę się pozbyć wrażenia, że to najbardziej uniwersalna karta ze wszystkich trzech, jakie dotąd wypuszczono. Czy warto kupować dodatkowe karty do SE180? Zdecydowanie tak. Różnice między nimi są tak duże, że stwierdzenie, iż zmieniamy DAPa bez zmiany obudowy to chyba najtrafniejsze określenie. Każda karta różni się od siebie na tyle mocno, że zakup jednej nie neguje sensowności posiadania pozostałych. Na pewno też różnice między SEM2 i SEM3 są mniejsze, niż pomiędzy którąś z tych dwóch kart a SEM1, czy też można by po prostu stwierdzić, że bazowa karta odstaje od pozostałych jeżeli idzie o tonalność.
  7. Wytłumacz to tym, którzy idą w zaparte, że E1 są lepsze od Jasperów
  8. To teraz moja kolej, żeby napisać co nieco o Aune Jasper! Serdeczne dzięki dla @Maysterza wypożyczenie demówki do odsłuchu. Drugie dokanałówki Aune to zdecydowany progres względem poprzednika, czyli modelu E1. Zmieniło się naprawdę dużo i pierwsze wrażenie to takie, że ma się do czynienia z o wiele bardziej dojrzałym projektem. W zasadzie poza zastosowaniem w obu modelach metalowych obudów i pojedynczych przetworników dynamicznych, nie widzę podobieństw. Jaspery to konstrukcja OTE z odpinanym kablem, ergonomiczna i wygodna nawet na tipsach z zestawu. Do tego o wiele lepsze etui – tym razem skórzane – i kabel, który wzbudza mniej obaw o jego żywotność, choć odbyło się to kosztem jego ergonomii. Szalenie podoba mi się właśnie budowa i wykonanie Jasperów. Są małe i wygodne, a przy tym solidnie zbudowane, a spasowanie elementów jest po prostu świetne. Gniazda MMCX wydają się być bardzo wysokiej jakości – są sztywne, ciasne i wtyki kabli nawet tych spoza zestawu siedzą w nich pewnie, bez chybotania na boki lub obracania bez oporu. Tulejka jest gruba i dość krótka, ale nie miałem żadnych problemów z uzyskaniem idealnej szczelności kanału na fabrycznych tipsach. W zasadzie każdorazowa aplikacja była szybka i całkowicie bezproblemowa, jakby słuchawki dosłownie wskakiwały na miejsce. Na wysoki komfort wpływają również dobrze wyprofilowane zausznice, które przylegały do małżowiny usznej bez uczucia ucisku, więc nawet po dłuższym czasie nie odczuwałem żadnego dyskomfortu związanego z ich obecnością. Jedyną tak naprawdę ergonomiczną bolączką, która dała mi się we znaki, to kabel. Jego gumowa powierzchnia, choć całkiem elastyczna jest też całkiem sprężysta, w efekcie czego kabel dość mocno „pracuje” i potęguje efekt mikrofonowy. Dźwiękowo już od pierwszych chwil po wyjęciu z pudełka brzmienie Jasperów wywołało szereg skojarzeń. Głównie za sprawą ich tonalności, która ma wiele cech wspólnych z posiadanym przeze mnie Aune S6 Pro, choć z pewnymi kluczowymi różnicami. W ogólnym ujęciu, doki od Aune grają dla mnie dźwiękiem neutralno-naturalnym, z dość wyraźnie ale nieprzesadnie podbitym sub-basem i podkreślonym zakresem prezencji, co skutkuje przybliżeniem pierwszego planu i akcentem wyraźnie położonym na wokale. Brzmienie samo w sobie jest jednak świetnie zbalansowane i dopracowane, powiedziałbym nawet, że wyrafinowane, bo pod kątem dźwiękowym wszystko jest wyważone, choć odbiór Jasperów może też w dużej mierze zależeć od źródła. Testowałem połączenia w których Jaspery zagrały pełniejszym, cieplejszym i bardziej gęstym brzmieniem a także takie, w których brzmienie było już wyraźnie lżejsze, bardziej neutralne i spokojne. Bas nie należy do najszybszych, jest nieco zmiękczony, ale ma świetne zejście i potrafi ukazać sporo niuansów. Może zaskoczyć tym, jak chętnie i jak nisko jest w stanie zejść w najniższe rejony tonów niskich, a ze źródłami takimi jak A&K SE180@SEM2, Ikko ITM01 czy iBasso DC03 nawet mid-bas staje się całkiem prominentny, choć nigdy nie dominuje. Średnica jest klarowna i czysta, zbalansowana i dość naturalna w brzmieniu. Mam tu na myśli nie tylko poprawnie oddaną tonalność, ale również brak jakichkolwiek udziwnień mogących zaburzać poczucie spójności i koherentności brzmienia. Nie jest to najpełniejszy środek na świecie, ale nie mogę powiedzieć, by czegokolwiek mu brakowało. Jest w tym podzakresie sporo swobody, jest przyjemny balans między energią a wypełnieniem i co najważniejsze, wokale choć wysunięte w przód nie są krzykliwe, a ich prezentacja nie jest rzucona prosto w twarz. Mało tego, brzmią one swobodnie i bez śladu sybilantów oraz nosowości, przez co brzmią angażująco i nie męczą. Góra jest dobrze rozciągnięta, choć po nieco łagodniejszej stronie. Ma świetną definicję i sporo blasku, choć trzyma się nieco z tyłu. Mimo to jest zawsze obecna i szczególnie spodobała mi się zdolność Jasperów do prezentacji wszelakich drobnych niuansów w sposób nienachalny, a jednocześnie budujący poczucie szczegółowości. I tu też warto nadmienić, że w zakresie tonów wysokich Aune grają swobodnie i bez napinki, bardzo kulturalnie i dojrzale, więc sporo wybaczają jeżeli idzie o słabiej zrealizowane utwory. Scena nie jest przepastna, ale to co udało się uzyskać Aune, to zrównoważoną i rozbudowaną w każdej osi scenę. W gruncie rzeczy spodziewałem się bardziej zamkniętej na szerokość sceny i bliższej prezentacji, a tymczasem mimo wysuniętych wokali Jaspery potrafią przyjemnie zaskoczyć świetną separacją kanałów, pozycjonowaniem i precyzją. Scena na szerokość jest dobra, bardzo dobra na głębokość i niezła na wysokość. Bryły poszczególnych instrumentów są kształtne i precyzyjnie osadzone w przestrzeni, jest między nimi całkiem sporo powietrza, co potęguje wrażenie szczegółowości. W ogólnym rozrachunku Aune Jasper baaaaardzo mi się spodobały, głównie za sprawą dojrzałego, spójnego brzmienia, dobrych technikaliów, swobody prezentacji oraz wysokiej jakości wykonania. Porównując je do Aune E1, od razu słychać, że Jaspery to słuchawki ze zdecydowanie wyższej półki. Ich brzmienie jest dojrzalsze, bardziej wysublimowane i koherentne. Jaspery grają swobodniej, dźwiękiem bardziej przestrzennym i napowietrzonym, a przy tym wyrafinowanym. Bas jest bardziej zwarty i schodzi niżej, podczas gdy ten w E1 ma gorszą rozdzielczość z akcentem wyraźnie położonym na bardziej obły i masywniejszy mid-bas. Średnica w Jasperach jest bardziej swobodna i detaliczna, ukazuje więcej niuansów od gęstszej i pełniejszej średnicy w E1. Droższe Aune wygrywają też pod kątem rozciągnięcia sopranów i samej jakości tonów wysokich, które w E1 są bardziej sykliwe i ostrzejsze w niższej części, a jednocześnie nie dorównują Jasperom pod kątem szczegółowości, rozciągnięcia i detaliczności. Scena w E1 jest mniejsza na szerokość, bardziej zamknięta wokół słuchacza, z bliższym i bardziej bezpośrednim pierwszym planem. Nie oferuje takiej swobody brzmienia, nie jest tak napowietrzona jak w Jasperach, ani nie oferuje tak precyzyjnego pozycjonowania czy separacji źródeł. Bez bicia przyznam, że świadomie odmówiłem sobie testowania tipsów. Wiem, że można w ten sposób poprawić brzmienie Jasperów, ale komfort ze standardowymi tipsami każdorazowo powstrzymywał mnie przed kombinacjami, skoro ich aplikacja działała na zasadzie „Plug&play”. Pozwoliłem sobie za to sprawdzić, jak zagrają z lepszym kablem i do tego celu wykorzystałem Oriveti Affinity, z którym Aune Jasper stworzyły naprawdę niezłą parę. Dość powiedzieć, że w zestawie z Ikko ITM01 było to naprawdę niesamowicie satysfakcjonujące combo. Bas stał się nie tylko pełniejszy, ale jeszcze bardziej rozdzielczy, a także poprawiła się jego faktura. Średnica nabrała kolorów i życia, a sopran stał się bardziej jaskrawy oraz lepiej doświetlony, ale nadal fantastycznie kontrolowany. Do tego scena urosła w każdą stronę, więc w zasadzie same benefity.
  9. Eikony nie są łagodne i ciepłe Może nie są tak ostre jak TH900mk2, ale na pewno od nich o wiele bardziej finezyjnie zestrojone. Jak będzie okazja, to posłucham na pewno. A nuż się przekonam, że są coś warte?
  10. Nie słuchałem Aeonów nowych, ale Atticusów też nie. Póki co miałem doświadczenie z Eikon, Eikon LTD które kupiłem, Aeolus i Auteur. Kabel w nich dużo, naprawdę dużo zmienia, a testowałem jedynie przeskok z taśmy na OFC. Taśma jest tragiczna i kastruje te słuchawki z dynamiki, z powietrza, z faktury w całym paśmie. Wszystko na taśmie, dla mnie oczywiście, brzmi matowo, jest rozlazłe i nijakie. Nie wiem na ile skalują się z jeszcze lepszymi kablami, bo nie miałem okazji sprawdzić, ale faktem jest, że kabel do ZMF to dobra opcja. P.S. Nie bronię Atticusów, po prostu wiem jak jest. No i z opisów sam wiedziałem, że to nie są słuchawki dla mnie jeszcze zanim posłuchałem jakichkolwiek ZMF
  11. Z którym kablem słuchane? Tak z ciekawości. Bo jak z taśmą, to tragedia i masakra niezależnie od modelu. Dobrze, że zmienili ten padaczkowy kabel na coś sensownego. Niemniej strojenie, z tego co wiem, jest takie typowo hamerykańskie - zaokrąglone skraje, podbity mid-bas i wyższa średnica, ciepłe i dość gładkie. Nie koniecznie. Są srebra gładkie i ciepłe, wypychające mocno wokale. Raczej bym tu widział dobrą, czystą miedź która poprawi kontrolę dołu, doda blasku w sopranie i ogólnie odmuli całe brzmienie No jak by je wpinał w dongla, który nie wyciąga nawet 100mw przy 32ohm, to tak by było. Wpiął w co miał, nie zagrało czy nie podeszło - LAJF.
  12. Pewnie w weekend jakoś. Na razie wygrzewam, poznajemy się na spokojnie i jak będzie ok. 30-40h przebiegu, to zacznę porównywać z pozostałymi. Na pewno różnica w technikaliach i barwie jest mniejsza między SEM2 i SEM3, niż między SEM1 i SEM2. Poza tym słucha mi się tego z nieskrywaną przyjemnością. Jutro zamierzam posprawdzać jak się zgrywa SEM3 z Aune Jasper i Ranko RIE-880
  13. Vaiet

    Muzyczne Zakupy

    Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie
  14. Świetny pomysł, żeby mi wyszły gniazda w Xelento
  15. Tylko uważaj, żeby Ci głowy z ramion nie zdjęło BTW. Szkoda, że Mamba12 na takich wtykach, bo nie mam do czego podłączyć, a chętnie bym posłuchał
  16. Musisz użyć cięższych wtyków, bo marki sobie na rynku kablarskim nie wyrobisz 🤣
  17. No... Sorki? W sumie i tak zbierałem się do tego zbyt długo, a to w sumie już chyba trzecia wersja tego tekstu, który to miał się tu pojawić dobrych kilkanaście tygodni temu Niemniej z tej wersji jestem zadowolony.
  18. A teraz to, na co wszyscy czekali! A przynajmniej dwie osoby Specjalnie na tę okazję, by pokazać moje oddanie i poświęcenie, sięgnąłem po fabryczny kabel od TH900mk2. W tym wypadku będzie on stanowić punkt odniesienia względem pozostałych kabli. Fabryka daje kabel oparty o miedź 7N OCC, długości 3m, zakończony wtykiem 6,3mm, w grubym nylonowym oplocie. Skupię się jednak wyłącznie na kwestii brzmienia, żeby nie robić z tego posta tasiemca (ta, jasne...). Na stocku TH900mk2 grają tak, jak zapewne wszyscy wiedzą – masywna V-ka z potężnym basem, wypchniętymi wokalami, cofniętą średnicą i wyraźnie podkreśloną, mocno rozjaśnioną górą – zwłaszcza w okolicach 6-7khz. Brzmienie to jest efektowne, ale na dłuższą metę dla mnie męczące. Kiedy dodać do tego niektóre gorsze jakościowo realizacje, to talerze perkusyjne potrafią siekać jak piach sypany na blachę. Solucję na to mam aż w trzech różnych wydaniach i każda z nich wnosi coś innego. Na pierwszy ogień kabel najtańszy, produkcji Audeos i oparty o przewodnik Ranko oznaczony katalogowo kodem D57. Wiem tylko, że jest to cienka miedź, dość tania, o budowie złożonej z siedmiu grup po osiem żył grubości 0,08mm. Mój kabel to 4 żyły w klasycznym zaplocie długości 1,2m + hardware od PlusSound – splitter Rose Gold, wtyk 4,4mm i wtyki 2pin Sennheiser z odpowiednio polutowaną polaryzacją. Dźwiękowo już ten budżetowy kabel robi różnicę i na moje ucho jest to różnica na plus. Bas robi się bardziej zwarty, mniej bułowaty, a nabiera faktury i charakteru. Poprawia się jego impakt, jest wyraźnie twardszy i szybszy przez co buduje zarówno lepszą dynamikę jak i wrażenie mniejszego „nacieku” na średnicę mimo iż chętniej i wyraźniej schodzi w najniższe rejony sub-basu. Średnica otwiera się wyraźnie, jest bardziej swobodna i przede wszystkim obecna. Znika wrażenie kompresji i ściśnięcia instrumentów w głębi, nabierają one blasku. Wokale też stają się bardziej barwne, żywsze, mają w sobie więcej emocji i swobody. Na stocku miałem wrażenie pewnego ich ściśnięcia. Kontrola sopranu też idzie na plus. TH900 grają kulturalniej i spokojniej w tym newralgicznym rejestrze o którym wspominałem. Rozciągnięcie góry wciąż jest świetne, ale stają się one w całym zakresie wysokich tonów nieco gładsze, bliższe naturalności brzmienia, choć wciąż zachowują swój charakter. Scenicznie poprawia się wrażenie detaliczności. Fostexy grają nieco szerzej, a przede wszystkim swobodniej i z większą ilością powietrza. Pozycjonowanie jest nieco lepsze podobnie jak wrażenie budowania głębi, choć są to różnice dość niewielkie. Niemniej wszystko tu, przynajmniej dla mnie, to działania na plus. Drugi kabel to również produkcja by Audeos na bazie przewodnika Ranko. W tym przypadku jest to połączenie posrebrzanej miedzi OCC i folii z miedzi OCC owiniętych wokół kevlarowego rdzenia i zamkniętych w miękkiej, elastycznej otulinie PVC. Konfiguracja podobna jak powyższego kabla z czystej miedzi, tj. 1,2m długości, wtyki Sennheiser 2pin, wtyk PlusSound 4,4mm oraz splitter PlusSound carbon. Kabel droższy od miedziaka, ale moim zdaniem stosunek cena/jakość wgniata. Tinsel (jak nazywany jest ten przewodnik od Ranko) wprowadza jeszcze dalej idące zmiany, niż „miedziak” i idzie bardziej w kierunku, który jest moim ulubionym wyborem kiedy idzie o tonalność. Względem kabla z zestawu, hybryda gra wciąż basem pełnym, ale lepiej kontrolowanym. Poprawia się jego rozdzielczość i dynamika, staje się „ciaśniejszy”, ale bez ubytku na masie. Jest lepszy impakt, lepsza jego faktura, a dzięki temu da się wychwycić o wiele więcej niuansów. Średnica otwiera się, staje o wiele, wiele lepiej napowietrzona i swobodniejsza w przekazie bez jednoczesnego wypchnięcia całej jej prezentacji w twarz. Wokale nadal są lekko zaakcentowane, ale nie są już prezentowane na tle instrumentów, tylko bardziej na równi z nimi. Tonom średnim, a zwłaszcza niższej ich części, nie brakuje wypełnienia i mięcha, a jednocześnie jest tu mnóstwo, mnóstwo energii. Sama rozdzielczość tonów średnich to ogromny (na moje ucho) przeskok względem stocka. Tony wysokie stają się nieco gładsze, z wciąż obecnym lekkim akcentem na ich niższy zakres. Względem standardowego kabla poprawie ulega kontrola sopranów, stają się one równiejsze i nie tak dominujące, choć nie mogę powiedzieć, żeby brakowało im blasku. Nadal są klarowne i czyste z tym, że teraz mają bardziej stonowany charakter, bliższą naturalnej barwę dzięki której w końcu talerze perkusyjne brzmią bardziej „jak należy”, a nie jak gdyby ktoś sypał na blachę szkło zmieszane z piachem. Czasem da się poczuć pewną „szorstkość”, ale i tak w porównaniu do fabrycznego kabla jest bardzo duża różnica. Pod kątem technikaliów Tinsel wyraźnie odjeżdża od stocka. O ile sama szerokość sceny jest porównywalna, tak bezapelacyjnie poprawie ulega gradacja planów na głębokość i sama percepcja tejże głębi. Pozycjonowanie jest o wiele lepsze, a to głównie za sprawą wyraźniejszych brył i większej ilości powietrza między nimi. TH900 zyskują na szczegółowości i klarowności, a jednocześnie zachowują niesamowicie rozrywkowy, muzykalny charakter. Trzeci kabel w zestawieniu to Astral Acoustics SSPC (Super SPC), który posiadam najdłużej ze wszystkich. Nie bez powodu zostawiłem go na sam koniec, ale o tym dopiero za moment. Najpierw odrobina faktów. SSPC to 7N OCC SPC 21AWG Litz Type 6 – innymi słowy cztery żyły grubej, posrebrzanej, najwyższej czystości miedzi w otulinie PVC. Kabel ma 1,8m długości, z oryginalnymi wtykami Fostex 2pin, stalowym splitterem i wtykiem 4pin XLR. Szukając kabla, celowałem w przewodnik który będzie maksymalnie neutralny pod kątem brzmienia, to jest nie będzie koloryzował, za to będzie możliwie najlepiej oddawał charakter słuchawek. Z miejsca padła propozycja tego oto przewodnika i nie wahałem się ani chwili, choć cena nie należy do najniższych (na tamtą chwilę gotowy kabel to chyba okolice 450$). SSPC miażdzy stocka. I tu mógłbym w zasadzie skończyć, bo zwyczajnie na tym kablu wszystko jest lepsze, ale po kolei. Zaczynając od basu, pierwsze co rzuca się w oczy, to jego rozdzielczość. Każdy z dwóch poprzednich kabli oferuje w tym względzie poprawę, ale SSPC wyciąga z legendarnego basu TH900 jeszcze więcej. Zejście w dół jest nieograniczone niczym innym jak tylko sprzętem i/lub materiałem jakiego na nich słuchamy. Całe dolne pasmo ulega wyrównaniu – znika luźny, szalejący sub-bas i bułowaty mid-bas. Bas jest twardy, precyzyjny i z wygarem, ma świetną rozdzielczość i layering. Czuć, że jest go mniej, ale jego szybkość i faktura więcej, niż to równoważą. Pod względem ilościowym „Tinsel” gra nieco pełniejszym dolnym pasmem, ale nie dorównuje Astralowi pod kątem rozdzielczości, dynamiki i precyzji. Średnica to creme de la creme – klarowna i czysta, rozdzielcza i swobodna. Nie prezentuje może aż tak dociążonej niższej średnicy jak „Tinsel”, ale wygrywa z nim w kwestii aspektów technicznych oraz maksymalnej równowagi tonalnej. Do tego wokale są czyste i swobodne, bez śladu sybilantów innych, niż te naturalne i charakterystyczne dla danego wokalisty lub wokalistki. Góra dla mnie ze wszystkich czterech kabli – wliczając stock – jest najlepsza. Najlepiej rozciągnięta, najlepiej kontrolowana, najbardziej żywa, naturalna i swobodna. Nie poświęca nic a nic, wprowadzając jedynie same poprawy. Z SSPC sopran jest najbardziej neutralny względem reszty pasma, najbardziej zbalansowany pod kątem tonalności i jednocześnie najlepszy technicznie. Różnice nie są ogromne, ale też ciężko je nazwać niuansami. Scena w SSPC jest najbardziej obszerna i najlepiej rozbudowana w każdą stronę. Na tym kablu TH900-tki grają jeszcze szerzej, z porównywalną głębią do „Tinsela”, ale z nieco lepszą gradacją planów i zdecydowanie najlepszą wysokością. Scena jest napowietrzona i uporządkowana, ze świetnym pozycjonowaniem (testowane w sieciowych FPS) i bardzo precyzyjnie kreślonymi bryłami instrumentów osadzonych wyraźnie w przestrzeni. Miało być krótko i zwięźle, a wyszło jak każdy widzi. Wniosek mój jest jednak prosty – TH900mk2 lubią kable, a kable lubią TH900mk2. Stock absolutnie złym kablem nie jest, nie licząc jego kiepawej ergonomii, ale uważam go za taki, który w głównej mierze odpowiedzialny jest za większość negatywnych opinii na temat Fostexów. Powiem więcej – uważam TH900mk2 za jedne z tych słuchawek, którym warto zafundować lepszy kabel i jak można przeczytać powyżej, nie musi to być od razu markowe kabliszcze za miliony szekli. Mając aż cztery kable, licząc ze stockiem, używam cyklicznie wszystkich trzech poza właśnie tym fabrycznym, który wyciągam wyłącznie do porównań. W innymi wypadku leży on grzecznie w szufladzie i się nie wychyla, żeby nie oberwać nożyczkami. Gdybym miał uszeregować wszystkie kable, wyglądałoby to tak: Technikalia: Stock < D57 < Tinsel < SSPC Tonalność: Stock < D57 < SSPC ≤ Tinsel P.S. Na zdjęciu od lewej D57, Tinsel i SSPC.
  19. Jutro, to jest dzisiaj, wrzucę parę słów razem ze zdjęciami.
  20. W Audeos jest świetny adapter z XLR na 6,3mm od PlusSound, którego osobiście używam i jestem bardzo zadowolony Jeżeli o sam kabel chodzi, to ja po długim riserczu w temacie będę zamawiał właśnie u @Maysterkabel na jednym z jego przewodników autorskich, tylko jeszcze nie podjąłem decyzji ostatecznej ,czy to będzie miedź, czy miedź posrebrzana.
  21. To nie taka prosta sprawa. Gdyby było inaczej, TH900mk2 już dawno wrzuciłbym w komis podobnie jak HD800S i siedział wyłącznie w Eikonach. Prawda jest taka, że stockowy kabel OKRUTNIE kaleczy TH900mk2. Bas jest luźny i dudniący, sopran ostry i cienki, a średnica wciśnięta między nie i praktycznie nie mająca za wiele do powiedzenia pomijając być może żeńskie wokale. Mam trzy kable do Fostexów i one naprawdę mocno reagują na zmianę okablowania (Eikon w zasadzie też). Idzie TH900mk2 uspokoić i to dość mocno, poprawić zarówno kontrolę basu jak i tonów wysokich. Na ten przykład mój kabel Astral Acoustics SSPC wyraźnie zacieśnia bas, który staje się twardszy, bardziej precyzyjny i nie tak obszerny. Góra jest nieco gładsza, spokojniejsza, nie tak ostra i nienaturalnie rozjaśniona, choć nadal zachowuje swój charakter. Do tego średnica wyraźnie wychodzi do przodu, staje się bardziej klarowna i obecna, a do tego poprawia się jeszcze scena i wrażenie szczegółowości. Eikony nie będą miały tej przebojowej energiczności znanej z TH900mk2. Nie zagrają tak szeroką sceną, ani z taką werwą, bas w nich nie będzie miał takiej masy i "powera". Eikony są bardziej kulturalne, spokojniejsze, mniej "narowiste". TH900mk2 to słuchawki wyczynowe, trochę dzikie i z charakterem. Nie da się tych dwóch modeli porównywać zero-jedynkowo pod kątem lepszości, bo oba mają swój własny charakter. IMO jeżeli pasuje Ci granie TH900mk2, ale przeszkadza zbyt masywny i dominujący bas oraz ostra góra, które w obu przypadkach chciałbyś ukulturalnić bez utraty cech wiodących tych słuchawek, to zainwestował bym w kabel. Ja tonalnie uwielbiam kabel od @Maysterna przewodniku od Ranko zwanym tinsel - miedź z folią ze srebrzonej miedzi. No i jedna istotna kwestia - TH900 na głowie niemal nie istnieją. Przy nich Eikony ściskają czerep i stawiają wyzwanie mięśniom karku
  22. Początkowo myślałem, że ten SuperCharger to jest chamski skok na kasę, ale jak spojrzałem pod biurko na fabryczny zasilacz, to doszedłem do wniosku, że może faktycznie Australijczycy pomyśleli nad czymś, co nie wygląda jak generyczny, chiński pierdupnik robiony po kosztach w jakiejś szopie. Z całego zestawu, jak miałbym już się czegoś czepiać, to właśnie fabrycznego zasilacza, który wygląda mocno tak sobie. Już jakiś czas temu myślałem o jakimś zasilaczu stabilizowanym, ale koszt transportu tego z Ali kosztuje niemal tyle, co sam sprzęt. Zasilacz od Muzga wygląda spoko, ale też mając do wyboru czy kupić zasiłkę czy kabel do Eikonów, stawiam jednak na kabel. Cieszy mnie jednak, że zmiany z SuperChargerem są i to w kierunku, który uważam osobiście za ten upragniony pod kątem moich własnym preferencji.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Zarejestruj się aby mieć większy dostęp do zasobów forum. Przeczytaj regulamin Warunki użytkowania i warunki prywatności związane z plikami cookie Polityka prywatności