Skocz do zawartości

Arthass

Zasłużony
  • Postów

    3692
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    22

Treść opublikowana przez Arthass

  1. Nie jest konieczne, ale skoro to jedyny Twój argument powtarzany w kółko to brzmiałby odrobinę poważniej. Poza tym, skoro to taki wyśmienity specjalista, to warto go publicznie promować. A tutaj mam wrażenie, że raczej wstydzisz się podać jego dane. A co Cię to interesuje i jakie znaczenie ma to dla dyskusji? Czy ja powołuje się w każdym poście na swój autorytet? To Ty wykorzystujesz publicznie pełnione funkcje jako kartę przetargową, a kiedy przychodzi do konkretów wycofujesz się dywersyfikując dyskusję na inne tory. Nie potrafisz nawet podać danych dyplomowanego lekarza, jakby to było dla niego coś upokarzającego. Ja podałem Ci dane lekarza, na którego się powoływałem. Twoja kolej. Nie wymagam od Ciebie niczego czego nie wymagałem od siebie. Nie zmieniaj więc temat i nie odpowiadaj pytaniem na pytanie. Znaczy jedynie tyle, że są przedstawicielami tej medycyny, a jakość usług i ich zgodność z prawidłową sztuką medyczną to inna historia. Z tego co piszesz wynika, że Naczelna Izba Lekarska miałaby sporo wątpliwości w kwestii wielu stosowanych praktyk i raczej nie nazwałaby ich medycyną akademicką. To czy coś nazwiemy medycyną akademicką nie jest definiowane przez autora praktyk, tylko zgodność z zasadami tej medycyny. Stąd dla przykładu odbiera się lekarzom uprawnienia do wykonywania zawodu, stawia przed sądem za działanie na szkodę pacjenta i dlatego mamy wielu dietetyków, ale nie wszyscy promują te same zasady odżywiania - a wręcz w wielu przypadkach ich zalecenia dietetyczne skrajnie się wykluczają. Mamy dla przykładu dietetyków promujących i żyjących na dietach wegańskich i takich skrajnie wyznających paleo.
  2. Wracając do korzeni tematu i udowadniając, że dobrze zbilansowana dieta nie musi być droga, umieszczam przykładowe źródła niezbędnych mikroelementów na bazie tego z czego sam korzystam. Przykłady spersonalizowane są pode mnie, więc nie jest to "jedyne, właściwe rozwiązanie", ale może posłużyć w celu lepszego zbilansowania własnej diety. Podzielone ze względu na średnie koszty pokrycia 100% dziennego zapotrzebowania. Witamina A
  3. Dowiemy się tożsamości tego lekarza, czy to tajemnica, z obawy przed zamachami big pharmy na jego życie? Ciekawy kanał znalazłem na youtube - materiał tworzony ze współpracą z Sport Medicine Center, więc jest nadzieja na coś więcej niż typowy broscience. Tematyka sportu bardziej od strony medycznej. Zrobiłem edycję pierwszego postu z polecanymi nutraceutykami i suplementami. Na razie są braki w opisach, ale zajmę się tym... kiedyś. Pewnie jak będę pisał dokładniej o tych tematach na blogach.
  4. Ta scena z Emily i kiedy dyskutowali o możliwych sposobach transferu "daru" (nie będę spoilerował) zapadły mi w pamięć. Alita: Battle Angel (2019) - nie było tragedii, ale też niczego specjalnego ten film sobą nie reprezentuje. Tak naprawdę, ciekawie zaczyna się robić dopiero od połowy. Pierwsza połowa dość nudna. Sceny walki dość fajnie nakręcone. Fabularnie przeciętnie. Film zostawia nas w dziwnym miejscu, sugerując sequel w przyszłości. Moja ocena to 6/10.
  5. Efekt placebo u zwierząt został potwierdzony. Rozumiem waszą postawę, i mnie też jest ona bliska. Trzeba jednak odróżnić metody, których założenia są już z gruntu idiotyczne i często same sobie przeczą, od tych potencjalnie skutecznych. Nie wszystko co wywodzi się z tradycji należy automatycznie uznać za korzystne. Rozmowa jednak zaczyna prowadzić donikąd. Z holistycznych tematów, w których czuję się lepiej może wrócimy do diety, suplementacji i profilaktyki zdrowia? Szczególnie, że nie posiadamy dyplomów, także i tak g..., znaczy się nic nie wiemy
  6. I ja znam takie przypadki. Osobiście, z najbliższego otoczenia. Takich mamy niestety "reformatorów" służby zdrowia w tym kraju. Wielu wysokiej jakości specjalistów wyjeżdża, z różnych powodów. To jest smutne, bo wiem jak to jest żyć latami z przewlekłymi chorobami. Ja choćby miałem swego czasu problem z nerwem w lewej ręce, który powodował zanik mięśnia. Termin do neurologia - rok oczekiwania. Pomogła mi akupunktura. Alternatywna metoda leczenia, która jest również obiektem zainteresowania medycyny klinicznej. Polecam, ale pod warunkiem że wykonuje ją osoba kompetentna, bo bardzo łatwo w ten sposób doprowadzić do trwałego kalectwa. Jestem otwarty na takie metody, o ile nie są ewidentnym naciągactwem.
  7. Oczywiście, że mnie pomogła medycyna klasyczna Tylko najpierw musiałem trafić na ogarniętego lekarza. Problemem byli przedstawiciele tej medycyny, na których wcześniej trafiałem. To ich kompetencje zawiodły, a nie medycyna. Kolejna sprawa - protokoły medyczne wynikają najczęściej z ustaleń nadrzędnych instytucji państwowych systemu zdrowotnego w danym kraju. Niekoniecznie odzwierciedlają w pełni stanowisko medycyny klinicznej, a czasem mogą zabraniać metod, które w teorii mogłyby uratować życie - to jest problem natury systemowej, regulacji w danym kraju, a nie stricte błąd medycyny klinicznej. Problem polityki służby zdrowia w dużym stopniu.
  8. Arthass

    Kawa!

    Nie wiem jak wytłumaczyć klątwę kucharzy, bo mogę sobie tylko gdybać. Wiem, że jak połączysz dużą ilość węglowodanów z dużą ilością tłuszczów to masz receptę na tycie w zastraszającym tempie. Węglowodany są produktami silne insulinogenicznymi i stanowią taką furtkę dla tłuszczy, które znów posiadają bardzo wysoką efektywność wkomponowywania się w tkankę tłuszczową. Osobno - węglowodany mają raczej niską efektywność przemian do struktur lipidowych, a tłuszcze nie wywołują prawie w ogóle odpowiedzi insulinowej. Razem = overkill. Dlatego tyje się od słodyczy, bo to najczęściej połączenie szybko przyswajalnych cukrów prostych z dużą ilością tłuszczów. Próbowanie co chwila może być wystarczające, by stymulować ciągłe wyrzuty insuliny i utrzymywać poziom cukru we krwi na wysokim poziomie. Za każdym razem, kiedy stymulujesz produkcję insuliny, przerywasz proces postu z metabolicznego punktu widzenia - "resetujesz" cały proces. Najkorzystniejsze efekty postu z metabolicznego punktu widzenia doświadcza się po 14h braku odpowiedzi insulinowej. Lepszy jest powiedzmy jeden cały dzień postu, a potem cały dzień podwójnej kaloryki, niż pobudzanie bez przerwy insuliny. Liście rzeczywiście chłoną bardzo mocno środowiskowe zanieczyszczenia. Zresztą - taniej herbaty liściastej można z powodzeniem używać jako odświeżacza powietrza, a wrzucenie torebki do buta powoduje pochłanianie zapachów. Różnica w ilościach wybranych pierwiastków może być nawet kilkunastokrotna w zależności od rejonu uprawy. Odnośnie zielonej kawy, dorzucę jeszcze kilka spostrzeżeń. Może nie tyle twarde, co zawierają więcej wody (nie są poddawane prażeniu), przez co po prostu gorzej się je mieli. Można teoretycznie wrzucić je na chwilę do piekarnika, wtedy odrobinę wody odparuje, tylko pozostaje pytanie - w jakim celu kupować surowe ziarna, żeby je potem wrzucać do piekarnika? Masz racje, poniekąd. Niekoniecznie kawa taka nie posiada swoich korzyści zdrowotnych, ale jest to wszystko wyolbrzymione marketingiem. Podobnie jak choćby jagody goji, które co prawda posiadają korzystne właściwości, ale wcale jakoś nie wybijają się ponad inne zdrowe owoce, szczególnie jeśli weźmiemy współczynnik cenowy - borówki czy zwykłe porzeczki niczym im nie ustępują. A, że mają dużo białka? I co z tego, skoro jego jakość nie przekracza 30% kompletności aminokwasowej. To tak jakby porównywać żelatynę do piersi z kurczaka. Tak czy inaczej, ewentualne korzyści nie są warte inwestowanych pieniędzy. A na temat "eko sklepów" to nawet nie będę się wypowiadał, bo czasem można tam znaleźć produkty wręcz szkodliwe dla zdrowia np. "cukier owocowy" (czytaj: czysta fruktoza), trawę jęczmienną/pszeniczną (która zawiera toksyczne związki), wszelkie oleje roślinne o bogate w omega 6 (bez omega 3), różnie wymyślne źródła cukrów (które nadal są cukrami, niezależnie czy z buraka, czy palmy). Pół biedy jak te produkty jeszcze nie zaszkodzą zdrowiu, a jedynie portfelowi - bo taka sól Himalajska dalej niczym oprócz koloru nie różnic się od soli regularnej, a błonniki "witalne" co prawda zapchają jelita i tyle z ich korzyści, ale przynajmniej są w miarę nieszkodliwe. W ogóle, certyfikacja bio/eko/organic to jest największy health scam wypromowany w ostatnich latach. To są terminy czysto marketingowe/prawne i nie mają nic wspólnego z parametrami żywności... Produkt organiczny dla przykładu to wg chemii organicznej każdy element oparty na związkach chemicznych zawierających atomy węgla. Eko sklepy i eko blogerki to jest biznes, a nie źródła wiedzy o zdrowiu...
  9. Ale kolego, nie bądźmy też jednostronni. U mnie w okolicy lekarz pierwszego kontaktu rozdaje ulotki do pobliskiej kliniki biorezonansu. Alt-med też nie stroni od agresywnej reklamy, a często jedynie ukrywa się pod ładnie wyglądającymi pozorami.
  10. Arthass

    Kawa!

    Dowiedziono, że nie ma różnicy w metabolicznym wydatku energetycznym między jednym dużym posiłkiem w ciągu dnia, a wieloma małymi. Spalamy sumarycznie tyle samo energii na proces trawienia w obydwu przypadkach. Problem z wieloma posiłkami jest taki, że stale podniesiony poziom insuliny (hormonu odpowiedzialnego m.in. za proces magazynowania energii) zapobiega procesom sięgania organizmu po rezerwy tkanki tłuszczowej. Podczas procesu trawienia nie zużywamy w tym wypadku energii zgromadzonej w tkance tłuszczowej, tylko ze źródeł takich jak choćby glikogen wątrobowy - którego poziom jest cały czas przez takie podjadanie praktycznie pełny. Wątroba jest w stanie utrzymać rezerwy w postaci około 50g glikogenu. Częste posiłki zapobiegają wyczerpaniu tych zapasów, a dopóki rezerwy te istnieją, organizm nie będzie korzystał efektywnie ze źródeł takich jak tkanka tłuszczowa - bo tkanka tłuszczowa jest zapasową formą energii w tym wypadku. Jest to dość logiczne z punktu widzenia przetrwania - nigdy w naturalnym środowisku nie posiadaliśmy możliwości spożywania 6 posiłków dziennie. Jest to nienaturalne i organizm nie jest do tego przystosowany ewolucyjnie, więc gromadzi ciągle zapasy w wyniku wykształconego mechanizmu przetrwania. Chodzi jedynie o to, że metoda ta nie ma żadnego wpływu na pobudzenie metabolizmu. Obok aspektu hormonalnego, liczy się przede wszystkim prosty bilans kaloryczny - praw termodynamiki nie da się oszukać. Nadmiar energii cudownie nie zniknie poprzez samą zmianę częstotliwości posiłków. Musi ulec jakimś przemianom - to są po prostu nieugięte zasady fizyki, którym podlegają również procesy biologiczne w obrębie organizmów żywych. Na IF też możesz przytyć, ale po prostu jesteś w bardziej sprzyjającej sytuacji hormonalnej - tracisz choćby więcej energii w postaci procesów termogenezy. Ostatecznie bilans energetyczny musi się zgadzać, niezależnie od tego czy energia ta pójdzie w tkankę tłuszczową, czy na inne procesy. Tak więc, jeśli jedząc częściej a mniej, ostatecznie bardziej kontrolujesz podaż kaloryczną - schudniesz za sprawą ujemnego bilansu kalorycznego. Nie za sprawą ilości posiłków. Tutaj masz rację. Zielona kawa nie jest poddawana procesowi palenia, a to znów powoduje że jest bardzo podatna na rozwój pleśni. Rozwój pleśni = produkcja toksycznych mykotoksyn. Także jakość jest w tym wypadku sprawą nadrzędną, bo mykotoksyny są bardzo szkodliwe (kancerogen klasy I). Generalnie, zielona kawa jest moim zdaniem przereklamowana. Wolę zieloną herbatę, która ma więcej potwierdzonych korzyści, jest lepiej przebadana i nie płaci się w dużej części za marketing. Jak ktoś chce wykorzystać w pełni potencjał kwasu chlorogenowego obecnego w zielonej kawie, to i tak lepiej wyjdzie przyjmując standaryzowany suplement z odpowiednimi dawkami aktywnymi.
  11. Bardzo ciekawy temat i takie systemy będą na pewno genialne w projektowaniu leków metodą reverse pharmacology.
  12. Definitywnie. Posiadamy szczegółową wiedzę na temat tego co musimy we włosy wcierać, by przywrócić ich idealny profil mineralny
  13. Arthass

    Kawa!

    Polecam "Die eristische Dialektik" A. Schopenhauera. Rozdziały traktujące o tematach: ► Ad personam. Widząc, że przeciwnik jest mocniejszy, atakować go osobiście, obrażać lub w jakikolwiek sposób porzucać prawdziwy przedmiot sporu. Rzucać inwektywami – używanie słów obraźliwych wobec przeciwnika. ► Odwołanie do teorii i praktyki. Powiedzieć, że w teorii to ładnie wygląda, ale praktyka pokazuje inaczej. (Jak gdyby teoria czegoś nie uwzględniała). ► Argumentum ad verecundiam Używać zamiast argumentów odwołań do autorytetów, szczególnie tych, które są powszechnie szanowane, w razie potrzeby przekręcając lub fałszując cytaty. Słabość: Jeśli przeciwnik jest dobrze zorientowany, może to wykazać lub podać inny autorytet mający inne zdanie w tej kwestii. ► Dywersja Widząc, że zaczynamy przegrywać, rozpoczynamy mówić zupełnie o czymś innym, jak gdyby to było argumentem przeciwnym (bezczelne, kiedy nie dotyczy to w ogóle tematu dyskusji). ► Mutatio controversiae Widząc, że przeciwnik podąża argumentacją, którą nas pobije, wytrącić go z biegu, zmienić temat, odwrócić uwagę. ► Uogólnienie (instantia) Rozszerzanie wypowiedzi przeciwnika poza jej normalne granice (bardziej ogólnikowe twierdzenie łatwiej zaatakować). Albo robimy sobie jaja, albo dyskutujemy na jakimś podstawowym poziomie. Ujmuje mnie Twoja troska o moje życie prywatne, ale nie po to powstał ten temat i nie tego dotyczy ta dyskusja. Na luz niestety ciężko mi wrzucić, kiedy widzę masę śmieciowej treści produkowanej w internetach. Oczywiście, to jak walka z wiatrakami, ale jak już widzę alegorycznie to przedstawiając g*wno na chodniku to przynajmniej staram się w jakiś sposób ostrzec resztę przechodniów przed przypadkowym wdepnięciem. Sianie jakiegoś bezcelowego fearmongeringu jest zupełnie zbędne. Jest wiele istotnych rzeczy, na które warto zwracać uwagę. A temat pozostawmy miłośnikom kawy i dajmy im się cieszyć jej degustacją bez zastraszania ich wyssanymi z palca problemami.
  14. Znam tą sytuację doskonale. Problemem jest u nas to, że w wielu przypadkach lekarze po prostu się nie rozwijają i tkwią w medycynie sprzed 50 lat. Kiedy szukałem rozwiązania swoich problemów jelitowych, "zdiagnozowano" mnie z IBS (typowy worek, do którego wrzuca się większość przypadków, żeby nie musieć leczyć). Na zachodzie już od dawna wiadomo, że do 80% tak zwanego IBS (bo to nie jest choroba, tylko grupa objawów) ma podłoże w SIBO. Zacząłem konsultować się z ogarniętymi lekarzami, zacząłem stosować dietę FODMAPs, odpowiedni antybiotyk i probiotyki - ustąpiło 90% objawów i nadal stan się poprawia. Nikt nie wpadł na takie proste, a wręcz wymagane procedury jak diagnostyka wykluczająca. Zgodnie ze sztuką medyczną, IBS można zdiagnozować dopiero po wykluczeniu wszystkich potencjalnych przyczyn, czyli należy najpierw wykonać diagnostykę wykluczającą. A objawy IBS mogą towarzyszyć: mikroskopowym zapaleniom jelit jak Crohn, SIBO, celiakii, alergiom, nietolerancjom, uszkodzeniom fizycznym odcinka pokarmowego, nieprawidłowej pracy narządów biorących udział w procesach trawiennych (trzustka, wątroba, tarczyca), pasożytom, tzw. nieszczelności jelit (nie mylić z "przeciekającymi jelitami"), która też poniekąd jest objawem. Masa przyczyn o podłożu fizjologicznym. No ale łatwiej uznać, że "to nerwy"... i taniej. Wcale nie bronię systemu zdrowia, bo moja mama również była jego ofiarą - "leczona" 15 lat lekami "na nerwy", hormonami, kiedy rozwijał się u niej nowotwór wątroby. Znam takich przypadków setki. To jest poważny problem. Poważnym problemem była też agenda "medycyny alternatywnej" proponująca "cudowne metody leczenia", kiedy zwęszyli naszą tragedię. Także zalecam próbę obiektywnego spojrzenia na temat - system medyczny działa często w praktyce patologicznie z różnych powodów, ale alt-med to również biznes i niekoniecznie zrzesza "mesjaszy" medycznych. Warto czerpać rozsądnie z najlepszego co oferują obydwie drogi.
  15. Arthass

    Kawa!

    Gdzie są Twoje źródła? Kto jest dziecinny? Tylko na ataki personalne Cię stać w każdej dyskusji? Przecież Twoje powtarzanie jak mantra "mój lekarz" - to kpina, a nie dyskusja. Nawet nie próbujesz przedstawić argumentów. Od "teoretyków książkowych" wykpiwasz wszystkie oświadczenia, cytaty i oficjalne stanowiska przedstawicieli medycznych oraz konkretnych osób z dyplomami medycznymi, którzy się pod tym podpisują. Liczy się dla Ciebie jedynie to co Ci rzekomo powiedział Twój anonimowy lekarz. Powołujesz się na medycynę, a kiedy medycyna jasno określa swoje stanowisko w dane sytuacji, to nagle medycyna jest zła i nieobiektywna. Jesteś skrajnie uprzedzony do faktów nie wpasowujących się w Twoje "wyznanie wiary", nie posiadasz żadnych argumentów w temacie i stosujesz skrajny cherry picking w prowadzonych dyskusjach. I brniesz w ten swój obłęd jak ślepy fanatyk religijny, bo to co przedstawiasz nie ma nic wspólnego z nauką, tylko dogmatami wiary. Dlaczego ignorujesz oficjalne oświadczenia pana Patryka? Nie podoba Ci się już dyplom medyczny? Gdzie są oficjalne oświadczenia Twojego lekarza, z imienia i nazwiska?
  16. Arthass

    Kawa!

    Literatura, a nie Twój bezimienny "doktor Judym". Potrafisz samodzielnie myśleć i weryfikować fakty, czy tylko powtarzać mantrę o dyplomach i "Twoim lekarzu", którego imienia i nazwiska wstydzisz się nawet publicznie napisać? Dla Twojej wiadomości, to co ja piszę też jest opinią lekarzy i naukowców z dyplomami medycznymi - setek takich osób. Przestań więc się wykpiwać "Twoim lekarzem" w każdym temacie dyskusji. Czekam na konkrety: 1. Literatura na temat szkodliwości kawy 2. Literatura na temat niekorzystnego wpływu na pH przewodu pokarmowego Opinia lekarza z DYPLOMEM, pod którą się podpisuje imieniem i nazwiskiem wraz z literaturą, na którą się powołuje: Pan Patryk Idzik, absolwent Akademii Medycznej, na kierunku analityka medyczna, wyróżnienia: nagroda Rektora AM oraz prezesa KIDL za osiągnięcia w nauce. Masz cytaty lekarza z dyplomem. Jakieś inne obiekcje? Podać Ci adres email pana Patryka, żebyś mógł potwierdzić jego istnienie? Gdzie są dane lekarza, na którego się powołujesz? Jeśli wymagasz dyplomu w celu wypowiadania się na te tematy, to sam się również nie wypowiadaj, albo podawał cytaty osób z takimi dyplomami wraz z ich danymi osobowymi. Dziękuję za uwagę.
  17. Arthass

    Kawa!

    Bzdura. Mit pobudzania metabolizmu przez częste posiłki został już dawno obalony. Kluczem jest tutaj gospodarka hormonalna - insulina, glukagon, grelina, leptyna itd. Jedząc często, pobudzasz bez przerwy wyrzuty insuliny. W obecności insuliny organizm nie może efektywnie spalać rezerw tkanki tłuszczowej. Dopiero kiedy przestanie się pobudzać insulinę i pozwoli na wydzielanie glukagonu - który daje sygnał receptorom w tkance tłuszczowej do przekształcania jej w źródło energii - można spalać tłuszcz. Ludzie chudną na dietach Intermittent Fasting spożywając te same ilości kalorii co w przypadku 6 posiłków dziennie... To dowodzi jak istotny wpływ na ten proces ma gospodarka hormonalna. ▬[ Mosley M, Spencer M. The FastDiet: Lose Weight, Stay Healthy, and Live Longer with the Simple Secret of Intermittent Fasting .La Jolla, CA: Atria Books; 2013 ]▬ Takie krótkie sprostowanie, bo mity na ten temat nadal krążą w obiegowej opinii Przepraszam, ale piszesz bzdury. Jak widzę w innych tematach również... Po pierwsze, produktami ubocznymi (metabolitami) metabolizmu każdego produktu organicznego są kwasy organiczne. Czym jest substancja organiczna - odsyłam do podstaw chemii organicznej. Druga sprawa - wszystko co spożywasz przechodzi przez kwas żołądkowy (kwas solny), którego pH jest niższe od każdego produktu spożywczego. Przechodząc przez ten kwas, pożywienie nim przesiąka. Tak czy inaczej, treść przedostająca się z żołądka do jelit ma niskie pH. Na temat samej kawy nie chce mi się pisać, ale to bardzo zdrowy produkt spożywczy. Szkodliwa co najwyżej może być - początkowo, przed okresem adaptacji aka desensytyzacji receptorów adenozynowych - kofeina, ale po 2-3 miesiącach przestaje ona wywierać jakikolwiek negatywny wpływ. Na temat samego pH i organizmu nie chce mi się ponownie powtarzać podstawowej wiedzy, więc odsyłam do równania Hendersona-Hasselbalcha dla organizmów żywych wyjaśniające rolę buforów. Polecam również zapoznać się z prawami elektroobojętności, izohydrii i izojonii płynów ustrojowych. Żywność nie ma żadnego wpływu na pH w obrębie kompartmentów naszego ciała. Nie może "zmieniać pH" w żadnym rejonie ciała - przynajmniej jeśli rozpatrujemy wpływ długofalowy. Wystarczy kilka wdechów i wydechów powietrza, by stan powrócić do prawidłowych parametrów. Naprawdę, że takie bzdury nadal krążą w obiegowej opinii. Produkujesz straszne bzdury na tematy zdrowia i odżywiania. Aż głowa boli. Ja proszę Cię o jedną rzecz - o podanie źródeł na których się opierasz. Tylko proszę o coś konkretnego, bo "mój lekarz" to nie jest weryfikowalne dla mnie źródło. Twój lekarz, też na czymś musi się opierać.
  18. Homeopatia, czy placebo? Bo w zasadzie są to terminy zamienne. Fizycznie nie znajduje się w takim preparacie ani jeden atom substancji wstępnie rozcieńczanej. Homeopaci twierdzą, że aktywnym składnikiem jest tzw. "duch" substancji czynnej - czy to nie brzmi jak tekst jakiejś sekty religijnej? Obrazkowo, 50 sekunda - w jaki sposób produkuje się "leki" homeopatyczne. Jeśli wierzysz w homeopatię, to powinieneś również wierzyć, że pijesz codzienne "roztwór homeopatyczny" będący wodą zawierającą ducha odchodów innych ludzi... bo to tego sprowadza się logika "leków" homeopatycznych. Zgodnie z tą logiką, woda taka również powinna mieć wpływ biologiczny związany z obecnością ducha kału. Z punktu widzenia szkodliwości fizycznej - nie jest to oczywiście szkodliwe. Szkodliwe jest dla portfela, ale przede wszystkim najgorsze jest to, że może odciągać ludzi od prawdziwych metod leczenia. Pół biedy jak ktoś bierze homeopatię profilaktycznie. Czegoś takiego nie będzie u nas w kraju, z wielu względów. Głównym jest taki, że tego typu aspekty życia są osadzone w przymusowych strukturach państwowych. Nie ma najzwyklejszej w świecie zachęty ekonomicznej ze strony regularnego człowieka, by dbać o zdrowie. Nie ma też zachęty ekonomicznej z drugiej strony - by świadczyć wysokiej jakości usługi i szerzyć wiedzę. W systemach opartych na prywatnych ubezpieczycielach zdrowotnych działają prawa rynkowe, które wymuszają bardzo ciekawe mechanizmy - nagradza się ludzie dbających o zdrowie, interesujących się profilaktyką, ponieważ zmniejsza się ryzyko strat ubezpieczyciela na skutek choroby. Prowadzone są wręcz ratingi klientów na podstawie tego co robią na co dzień dla zdrowia. W systemie obecnym - dbanie o zdrowie jest ze wszystkich stron w zasadzie karane. Nie dość, że inwestuje się czas i pieniądze, to jeszcze wymaga się od takiego człowieka opłacania ubezpieczenia osobom mającym to gdzieś. Rodzi się więc taki psychologiczny dyskomfort, bo jesteśmy w ten sposób niewątpliwie pokrzywdzeni - z ekonomicznego punktu widzenia największe korzyści odniesie osoba nie dbająca o zdrowie. Ale to jest oddzielny temat już niewiele mający wspólnego ze zdrowiem, tylko z kwestiami systemowymi. Raczej nie chciałbym nurkować w tej króliczej norze, bo tematyki zahaczające o politykę są drażliwe dla wielu osób. I generalnie nie ma sensu wplatać ich za bardzo w rozmowy tutaj prowadzone. W pełni się zgadzam, że edukację na temat profilaktyki zdrowotnej powinno się prowadzić od najmłodszych lat. Szkolnictwo uczy jakichś oderwanych od realnego życia, abstrakcyjnych tematów, zamiast wiedzy którą każdy będzie mógł wymiernie w praktyce wykorzystać w życiu codziennym. Podobnie jest z "lekarzami" medycyny alternatywnej vs klinicznej. System zdrowia jest po prostu przeciążony i pacjentowi często można poświęcić określoną ilość czasu. Pacjent czuje się bardziej jak numerek na liście, niż człowiek z krwi i kości. Pójdziesz do takiego przedstawiciela medycyny alternatywnej i on jest w stanie rozmawiać z Tobą nawet godzinami. Zupełnie inne podejście, gdzie po prostu w drugim przypadku czujesz, że Ty jesteś bardziej ważny i osoba, z która rozmawiasz naprawdę interesuje się Twoimi problemami. Potężny efekt psychologiczny, już z faktu samej rozmowy, zwierzenia się ze swoich problemów i faktu, że druga osoba z uwagą ich wysłuc**je Tylko, że Big Pharma Conspiracy mała ma tak wbrew pozorom niewiele sensu. Koncerny farmaceutycznie nie potrzebują specjalnie niszczyć naszego zdrowia, bo sami pchamy się w ich ręce naszym leniwym stylem życia. Przetworzone żarcie pełne rafinowanych cukrów, kanapa, używki i mamy obecnie epidemię cukrzycy oraz chorób układu sercowo-naczyniowego. Lekarz często ma odgórną procedurę zależną od prawnych regulacji systemu zdrowia w danym kraju, i nie ma innego wyjścia. Nawet gdyby wiedział, że stosując takie a nie inne metody wyleczyłby pacjenta ze 100% skutecznością, to po zastosowaniu takiej metody i wyleczeniu pacjenta miałby duże szanse stracić uprawnienia wykonywania zawodu, gdyby takie coś wyszło na jaw (a wręcz mogłoby mu grozić nawet więzienie). To jest ponownie problem systemowy, a niekoniecznie problem postawy medycyny naukowej. Sam system jest przeciążony - patrz na kolejki do specjalistów i na zabiegi. Nie ma niestety czasu na indywidualne podejście do pacjenta, jeśli chce się poświęcić przynajmniej 10 minut każdemu. No ale ponownie, jest to w dużej mierze wynik takiej a nie innej polityki systemowej i z szerszej perspektywy systemu w jakim żyjemy. Zbyt mocno zawężamy tutaj sytuację, próbując doszukiwać się winy w medycynie tam gdzie jej nie ma. Ciężko się nie zgodzić... Do lekarza rodzinnego warto wybierać się w zasadzie jedynie po skierowania do specjalistów, ewentualnie recepty na leki i badania diagnostyczne, które zostały przez specjalistów zalecone. Lekarz rodzinny nie jest w zasadzie po to by leczyć. To taki bardziej lejek oddzielający pacjentów od lekarzy specjalistów. I jego głównym zadaniem jest odsianie jak największej liczby pacjentów z problemami "mniejszej wagi". No tak, tylko pozostaje pytanie, czy przedstawiciele medycyny alternatywnej są w tym wypadku zawsze zbawcami, czy po prostu żerują na tej sytuacji? Bardzo często moim zdaniem żerują. Udowadnianie, że system służby zdrowia nie działa prawidłowo nie jest żadnym dowodem na słuszność metod alternatywnych. PS. Ja jestem osobiście za profilaktyką zdrowia, tak jak wspomniał wyżej @szwagiero - edukować ludzi na temat zdrowia. Może w niedalekiej przyszłości zrobię listy polecanych suplementów zweryfikowanych pod względem standaryzacji substancji aktywnych. Jestem fanem suplementacji, ale jeśli jest ona robiona z głową. Podobnie jestem fanem wielu naturalnych produktów żywnościowych z kategorii nutraceutyków - ponownie, jeśli opierają się na faktach, a nie na marketingu. Najlepszą pigułką zdrowotną jest 15 minut joggingu lub roweru dziennie Do tego darmową. Niewiele też mówi się o kontrolowanych głodówkach (typu Intermittent Fasting) czy ekspozycji na zimno (cold exposure), a nie trzeba wydawać na te metody chorych pieniędzy za efekty opierające się na mechanizmach placebo.
  19. Damn, człowieku ale Ty jesteś ciężki. A o czym Ty tutaj kilka stron piszesz, jeśli nie o medycynie alternatywnej? Zacząłeś od Analizy Pierwiastkowej Włosów (EHA), proszę bardzo, stanowisko medycyny naukowej: [ 1 ] Barrett, S. (1985). "Commercial hair analysis. Science or scam?". JAMA: the Journal of the American Medical Association. 254 (8): 1041–5. doi:10.1001/jama.254.8.1041. [ 2 ] Seidel, S. (2001). "Assessment of Commercial Laboratories Performing Hair Mineral Analysis". JAMA: the Journal of the American Medical Association. 285: 67–72. doi:10.1001/jama.285.1.67. Stanowisko American Medical Association (AMA), cytuję: "unproven status and its potential for health care fraud" Hair analysis: A potential for medical abuse. Policy number H-175.995,(Sub. Res. 67, I-84; Reaffirmed by CLRPD Rep. 3 - I-94) Ale dalej jak grochem o ścianę, a Ty dalej swoje. Jak dziecko, któremu zwrócono uwagę, żeby nie krzyczeć w sklepie - na złość mamusi i tatusiowi będzie się rozdzierało jeszcze bardziej. Idziesz w zaparte nawet w rzeczach oczywistych, nie podlegających nawet dyskusji. Stanowisko medycyny klinicznej jest jasne w odniesieniu do tych praktyk, na co podawałem Ci już dziesiątki źródeł. Nieistotne są w tym momencie Twoje prywatne urojenia na ten temat. Jesteś zwolennikiem takich terapii? Ok, Twoja sprawa, ale nie podczepiaj tego desperacko pod oficjalną medycynę, bo nie mają ze sobą żadnego związku. Trzymaj się przynajmniej podstawowych faktów, inaczej dyskusja z Tobą będzie bez sensu. Jeśli natomiast już tylko piszesz w tym temacie dla samego pisania, to jednak oszczędź takiego przegadywania się osobom subskrybującym temat - jeśli masz do nich jakikolwiek szacunek. Rozumiesz czym jest w ogóle medycyna kliniczna, czy nie bardzo? Nie chodzi o to gdzie i w jaki sposób się coś wykłada. To nie jest wyznacznikiem medycyny opartej na nauce - evidence-based medicine. Czy naprawdę musimy takie podstawy wyjaśniać? Jak na razie to porad tutaj udzielasz od kilku stron Ty. Zabawne, że piszesz o dyplomach i uprawnieniach, a promujesz właśnie praktyki nie dość że spoza obszaru medycyny klinicznej, to większość z nich jest przez oficjalne instytuty kręgów medycznych piętnowana na poparcie czego otrzymałeś źródła, ale je po prostu zignorowałeś i zacząłeś podjazdy personalne - jak wyżej. Zwrócił Ci na ten fakt inny użytkownik, zwracałem Ci uwagę wielokrotnie Ja - to co piszę nie jest moim wymysłem, tylko streszczeniem tego co przeczytasz pod źródłami literatury medycznej i linkami do oświadczeń oficjalnych instytutów medycznych. Czy European Medicines Agency, FDA, National Institute of Health, American Medical Association, American Journal of Clinical Nutrition, EFSA, U.S. Institute of Medicine uważasz za podmioty niekompetentne? Mam wymieniać dalej? Bo mogę takich podmiotów wymienić kilka razy więcej. Jeśli pijesz do dyplomu, to dostałeś dane pana Patryka - z dyplomem Akademii Medycznej, a informacje na ten temat są jego autorstwa. To też skrzętnie pomijasz? Przestań więc jak zacięta płyta powtarzać w kółko argumenty o dyplomach, bo już po raz drugi dostajesz wyjaśnienia, a trzymasz się tego jak tonący brzytwy. Dlaczego uważasz, że Ty masz rację, bo powołujesz się na lekarza, ale kiedy ja się na takiego powołuję to jest już nieistotne? Co więcej, nadal nie podałeś danych tego rzekomego, dyplomowanego lekarza. Z drugiej strony, ja podałem Ci dane lekarza, na którego sam się powoływałem. Powiedz mi, jak to w takiej sytuacji wygląda? Dopóki nie przedstawisz danych tego lekarza, to takie powoływanie się na anonimowe autorytety jest co najmniej niepoważne. Zacznij więc zachowywać się poważnie, bo jak na ten moment jedynym Twoim argumentem w dyskusji jest jakiś enigmatyczny, anonimowy lekarz, a dziesiątki źródeł literatury i oświadczeń poważnych instytucji medycznych ignorujesz. Chcesz iść w takie przepychanki dyplomami? To napisz mi czy Twój lekarz jest bardziej kompetentny od wyżej wymienionych instytucji medycznych? Bo chyba to starasz się tutaj sugerować. Chodzi przede wszystkim o to, że masz problem z akceptowaniem jasnych i jednoznacznych faktów. Chodzi o to, że "twoja racja musi być najtwojsza". Nie potrafisz odnosić się do przedstawianych faktów, tylko od kilku stron prowadzisz ataki personalne. Ataki same z siebie bardzo słabe, bo z mojej strony masz pełną przejrzystość osób, instytucji na które się powołuję, a pod oświadczeniami podpisują się konkretni ludzie z imienia i nazwiska z dyplomami medycznymi - w przeciwieństwie do Twojego anonimowego lekarza, który gdzieś tam za siedmioma górami i siedmioma lasami leczy wszystkie choroby sodą oczyszczoną z goździkami. To nie jest nawet rozmowa już w tym momencie, bo próbujesz się wykpić z przedstawienia merytorycznych argumentów rzucaniem stwierdzeniami o dyplomach i koniec dyskusji - niczego nie trzeba więcej udowadniać. Dla Twojej informacji - lekarz, na którego się powołujesz nie jest jedyną istotną z dyplomem medycznym, na którą powoływano się w tym temacie. Dociera do Ciebie ten prosty fakt? A jeśli uważasz tą dyskusję za bezsensowną, bo nie rozmawiasz z osobami posiadającymi takie dyplomy, to w jakim celu w ogóle dyskutujesz? Sam powołujesz się na osoby trzecie, ale już innym rozmówcom tego odmawiasz - nie widzisz swojego paradoksu? Uważasz, że takie osoby nie maja prawa wypowiadać się na tematy medyczne, to trzymaj się tego również względem własnej osoby. Bądź przynajmniej konsekwentny, jeśli nie potrafisz normalnie rozmawiać. O, tutaj specjalnie dla Ciebie zebrałem strony, gdzie możesz porozmawiać z dyplomowanymi lekarzami: https://www.mdmag.com/medical-news/online-forum http://hipochondryk.pl/forum/ http://www.ilekarze.pl/forum/ https://www.forummedyczne.edu.pl/ Chociaż to ostatnie chyba możesz sobie darować, bo tam musiał być jakiś niekompetentny administrator, skoro proponował mi współpracę, gdzie miałem pisać artykuły. Także ten wątek możesz zostawić niedyplomowanym osobom. Życzę powodzenia w szerzeniu swoich terapii z użyciem cukru i mikrodawek goździków na forach medycznych!
  20. Edge of Tomorrow (2014). Świetny film. Akcja, miejscami humor, i oryginalny pomysł - no może nie taki oryginalny, ale ciekawie zaimplementowany. Podsumowując, wyśmienite kino rozrywkowe. Może trochę zawyżę ocenę, ale przecież to jest moja ocena, na którą składa się również subiektywna przyjemność z oglądania - 8/10.
  21. A co mają błędy lub kompetencja lekarzy do słuszności metod leczenia? Jak widać po powyższym przykładzie, niektórzy nawet nie potrafią wykonywać swojego zawodu zgodnie ze sztuką medyczną. W co zresztą wierzę, bo sam spotkałem lekarzy naganiających na biorezonanse i inne nonsensy. Alternatywą dla dowodzenia naukowego jest co? Bo nie rozumiem co starasz się podważyć? Samą ideę badań naukowych czy fakt, że wykonują je ludzie, którzy mogą to robić niewłaściwie - czasem intencjonalnie dla uzyskania pożądanych wyników? Ponownie - problem nie leży w samej idei, tylko wykonaniu. Ilu "lekarzy medycyny alternatywnej" zniszczyło zdrowie swoim pacjentom? Są lekarze, którzy posiadają listę takich ludzi, zgłaszających się do nich, kiedy już organizm jest wyniszczony przez te "eksperymenty". I wtedy się cudów oczekuje od medycyny klinicznej. Ty piszesz nie o medycynie klinicznej, ani dowodach naukowych, tylko przedstawiasz funkcjonowanie systemu zdrowotnego na płaszczyźnie systemowej. Skoro nasz system zdrowotny narzuca z góry takie, a nie inne procedury to tak czasem może to wyglądać. Sam wiem jak często tragiczny jest proces diagnostyczny u nas w kraju. Tnie się koszty, procedury często nie są zgodne z prawidłowym podejściem medycznym. Taki banalny przykład - co robi lekarz, kiedy przychodzisz do niego z przeziębieniem? Wypisuje Ci z góry antybiotyk. Czy powinien tak robić? Nie. Zdecydowana większość przeziębień ma podłoże wirusowe i antybiotyk tutaj nie ma na to żadnego wpływu. Dlaczego lekarz tak robi? Bo, że tak to ujmę, chroni swoją d*pę. Jeśli przeziębienie miałoby charakter mieszany, wirusowo-bakteryjny, lub w trakcie choroby dostałbyś zakażenia bakteryjnego, to on odpowiadałby za ewentualne powikłania dyscyplinarnie, jako błąd w sztuce lekarskiej. Co powinien w takiej sytuacji zrobić? Na początku zlecić diagnostykę, a dopiero po otrzymaniu jednoznacznych wyników decydować o sposobie leczenia. I tak naprawdę, taka postawa najczęściej jest spotykana w przypadku większości chorób - nie wykonuje się pełnej, prawidłowej diagnostyki. Zleca się leczenie na podstawie szczątkowych danych i leczy często pacjenta na chorobę, której nie ma. Tutaj się w pełni z Tobą zgadzam - sposób w jaki funkcjonuje nasz system zdrowotny jest często tragiczny. Kobietę z rakiem wątroby z mojej okolicy przepisywano leki na zgagę... To jest problem systemowy, a nie nauki medycznej. Ja naszego systemu zdrowotnego nie bronię, często wytykałem jego patologie (czasem wręcz lekarz nie ma na to wpływu, bo ma odgórnie narzucone procedury), ale wykorzystywanie tej sytuacji przez naciągaczy oferujących bezwartościowe badania i magiczne terapie, których nie potrafią wyjaśnić żadnymi sensownymi argumentami nie jest też wyjściem z sytuacji. To że coś się nazywa badaniem naukowym wcale nie czyni z tego wartościowego źródła wiedzy. Jest masa śmieciowych, niewłaściwie prowadzonych badań. Pytanie zatem, na czym zalecasz opierać swoją wiedzę w temacie? Możemy wytykać niedoskonałość narzędzi i ludzi, którzy tymi narzędziami naukowymi się posługują. Znasz doskonalszy sposób weryfikacji faktów? Nie jestem ślepo zapatrzony w medycynę kliniczną. Sam stosuję profilaktycznie wiele rzeczy, których nie stosuje się w obrębie medycyny klinicznej. Potrafię dostrzec potencjał alternatywnych metod leczenia, jeśli są przesłanki na ich działanie i po prostu same sobie nie zaprzeczają w założeniach, ani wobec znanych nam podstawowych faktów. Jeśli coś jest zwykłym naciąganiem, to piszę o tym otwarcie. Sądzisz, że "alternatywna medycyna" to nie jest często wielki biznes? Takie trochę naiwne myślenie. Ja na dzisiaj daję sobie już spokój z tą dyskusją, bo szczerze mówiąc zaczyna trochę mnie męczyć. Jeśli coś się krytykuje, to warto w konstruktywny sposób wskazać alternatywy. Proszę was, nie odwracajcie kota do góry ogonem. Jeśli rozmawiamy na konkretny temat, o konkretnej procedurze leczenia czy diagnostyki, to powstrzymajcie się od przekierowywania tematu na generalizowanie, czy sprowadzanie argumentacji na płaszczyzny, które nie mają z tym znacznego związku. Takie rozmydlanie tematu na ogólniki nie prowadzi do wysnuwania żadnych wartościowych wniosków. Są metody alternatywne, które mają sens, których jestem wręcz zwolennikiem jak wspomniana hirudoterapia czy akupunktura. Nie trzeba wszystkiego sprowadzać do skrajności - ani nie uważam alternatywnych metod za z gruntu złe, ani za z gruntu dobre. Wszystko zależy od konkretnej metody. Uważam również, że wiele dolegliwości da się wyleczyć naturalnie (zmiana diety, aktywność fizyczna, higiena fizyczna i psychiczna, opcjonalnie suplementacja zweryfikowanymi produktami), bez pomocy medycyny klinicznej. Wszystko zależy od stopnia rozwoju choroby. W wielu przypadkach, jeśli zapewnimy organizmowi optymalne warunki, to jest w stanie sam powrócić do homeostazy. Nierozważne jest jednak - pisząc łagodnie - odciągać kogoś od klinicznych metod leczenia, kiedy stan tego wymaga.
  22. I czego to ma dowieść? Rozumiesz czym są fakty naukowe, a czym jest anegdota? My nie znamy dokumentacji przebiegu Twojej choroby, nie wiemy zupełnie nic o Tobie z punktu widzenia faktów zdrowotnych. A nawet w pełni udokumentowany, pojedynczy przypadek, jest jedynie w pełni udokumentowanym, pojedynczym przypadkiem. Setki, a nawet tysiące takich przypadków mogą składać tzw. raporty statystyczne. To jest najniższy stopień wartości dowodowej. W zasadzie, takie raporty służą przede wszystkim wybieraniu tematów do prawdziwych prac badawczych. Twoje wyniki - jeśli byłyby w postaci kompletnie udokumentowanego przebiegu choroby - można by traktować w formie analizy indywidualnych przypadków. Gdybyśmy opierali się na takich wyrwanych z kontekstu przypadkach, to posiadamy również dowody na leczenie raka poprzez wcieranie pasty z cieciorki pod skórę, bo istnieją przecież przypadki spontanicznej remisji takich chorób. Takie przykłady z życia wzięte nie są w stanie wskazać obiektywnie choćby na przyczynowość, a by wskazać jakąkolwiek korelację w badaniach populacyjnych... no, na logikę, trzeba posiadać dane na temat szerszej populacji. Już nawet nie wspominając, że same badania epidemiologiczne to ponownie bardzo słabe dowodowo argumenty, bo o ile mogą wskazywać na korelację, to nie wskazują na przyczynowość. Także, te twoje wyniki - jako ciekawostka może to mieć jakąś wartość. Jako dowód naukowy, raczej wątpliwą. Dobrze, że w Twoim przypadku metody te zadziałały, niezależnie czy to był wynik metod, czy placebo, czy spontanicznej remisji lub innych indywidualnych czynników... Problem w tym, że na podstawie indywidualnych przypadków nie powinno się zalecać każdemu człowiekowi praktykowania takich pozamedycznych procedur. Co powiesz osobom, które posiadają bezobjawowe guzki tarczycy - zupełnie zdrowi ludzie - którzy po takich procedurach mogą nabawić się groźnych powikłań? Co powiesz osobom, które po takiej suplementacji mega dawkami jodu nabawią się innych powikłań: trądzika opornego na leczenie, zapalenia żołądka, tyreotoksykozy, uszkodzenia nerek? Primum non nocere.
  23. Czyli dalej unikasz odpowiedzi, i zasłaniasz się "argumentum from authority". Twój lekarz może być w tym momencie wytworem Twojej wyobraźni, skąd mamy to wiedzieć? Liczą się konkretne fakty, źródła, literatura, a nie twierdzenia anonimowej osoby w internecie. Gdzie są Twoje twarde fakty poza powoływaniem się na autorytet jakiegoś hipotetycznego lekarza, którego nawet wstydzisz się podać z imienia i nazwiska? Skończ też proszę te podjazdy personalne i skup się na merytorycznej dyskusji. Temat jest do luźnej dyskusji i każdy ma prawo wyrazić tutaj swoją opinię - jakąkolwiek by nie miał, ale takie puste pyskówki daruj sobie na inne miejsca.
  24. Na temat czego chcesz wrzucić cytaty? Na temat terapii, które są oficjalnie praktykami niemedycznymi? W jakim celu? Gdyby miały wartość medyczną, to byłyby uznane za część medycyny klinicznej. Są uznane? To w jakim celu mieszasz te praktyki z prawdziwą medycyną? Przekazałeś te źródła medyczne Twojemu lekarzowi tak jak prosiłem? Ma coś na ten temat do powiedzenia? Chętnie posłucham. I przekażę jego wypowiedź innemu lekarzowi, który być może nawet zrobi z tego materiał na youtube. Jeśli ten lekarz taki świetny i pewny swojego zdania, to niech najlepiej się pod tymi oświadczeniami podpisze - wyślemy do Naczelnej Izby Lekarskiej i dowiemy się co oni na ten temat sądzą. Podałem Ci imię i nazwisko lekarza, na którego się powoływałem. Doczekam się w końcu danych Twojego lekarza? Czy to tajemnica? Bo na razie Twoje wypowiedzi opierają się na enigmatycznych "Ja, mój lekarz, moja siostra, mój wujek". Jeszcze się powołaj na Twojego psa. Konkrety proszę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Zarejestruj się aby mieć większy dostęp do zasobów forum. Przeczytaj regulamin Warunki użytkowania i warunki prywatności związane z plikami cookie Polityka prywatności