O! byłem! Masa wspomnień... Pierwsze to takie, że jechaliśmy z kumplami ze Wschodniej i już tam były zadymy... Człowiek z Chomiczówki, co miał ksywę "Podpalacz" rozkwaszał nosy małolatom i zabierał bilety... Ale, że mieliśmy w przedziale koleżkę, co go znał, to uniknęliśmy pacyfikacji... Potem, po wyjściu z pociągu połączyliśmy się w większą grupę z ludźmi z Bydgoszczy i razem dokonaliśmy zakupów w jakimś markecie, gdzie połowa nie zapłaciła tylko wyjechała wózkami napełnionymi browarem Holstien... normalnie jak teraz w USA, za czasów BLM 😎... potem, przemieszczając się wyciągiem krzesełkowym bombardowaliśmy okolicę pustymi butelkami i ledwie uciekliśmy patrolowi ZOMO... następnie zalegliśmy wokół maszyny do popcorna i czekaliśmy na rozpoczęcie... no a potem sam koncert to po prostu miazga... Półtora litrowa butelka wody, sprzedawana przez ogrodzenie za cenę całej zgrzewki albo i drożej... wymiękłem w połowie... koszulkę wyżymałem jak po praniu bez wirowania... potem powrót... na dworcu w Katowicach dantejskie sceny... dwa pociągi - do Krakowa i Częstochowy spacyfikowane przez ZOMO, bo ludzie bez biletów się pchali, szyby wybite, lole (pały) świszczały... armagiedon 😄... a my koczowaliśmy do 6 rano na express do Warszawy... W pociągu kelner w Warsie z nami gadał i pytał jak koncert... Bilet i plakat z koncertu miałem na ścianie, ale w czasie przeprowadzki gdzieś zaginął...
Za młody byłem i matka mnie nie puściła 🥲
Znalazłem...