Malkontenci i tak powiedzą, że z Argentyną powinniśmy grać finezyjnie niczym Brazylia i wygrać a nie takie coś. No ale awans po 36 latach i fakt, że byliśmy obiektywnie drudzy w grupie, bo arabia słabo i meksyk minimalnie gorzej od nas, robi swoje. O tym, że w Michniewicza nikt nie wierzył, bo wszedł w najgorszym możliwym momencie, już nie wspomnę. Albo ma niezłe szczęście, albo fach, sam nie wiem i w sumie finalnie nie ma to znaczenia. Bo szczęście sprzyja lepszym dobrze, że nie przeszliśmy totalnym fuxem, czyli kartkami lub losowaniem, tylko betonową obroną i jakimś tam atakiem.
Teraz w 1/8 wystarczy wywalczyć remis, a Szczęsny w karnych zrobi resztę
A, i jeszcze wreszcie nie było meczu o honor, a napięcie było do ostatniej sekundy ostatniego meczu w grupie. Bylo tak kiedys na mundialu w ogole? :DDD