Skocz do zawartości

eStefan

Zarejestrowany
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Reputacja

2 Neutral

Dodatkowe

  • odtwarzacz
    Pentagram Fun
  • słuchawki
    Cresyn C550H
  1. eStefan

    Cresyn C550H

    No to 14 dni minęło. Odpowiedzi nadal brak - jak rozumiem, mogę się udać do sklepu po nowe Cresyny lub 99 złotych?
  2. SHP2700 to jak najbardziej konstrukcja otwarta, do rapu wybrałbym coś z bardziej "jędrnym" basem. Porta Pro będą lepsze wg mnie.
  3. Poleciałem do Biedrony po bułkę, a wróciłem ze słuchawami . Na szybko: (+++) jakość wykonania - solidny w dotyku plastik, nic nie trzeszczy, porządny gruby przewód (przynajmniej na zewnątrz), przejściówka na "grubego jacka" (++-) wygoda - do Kossów UR40 sporo im brakuje, ale leżą pewnie na dyńce. Mogłyby trochę mniej uciskać, ale to akurat łatwo sobie wyregulować ugniatając odpowiednio środkową część pałąka, zbudowaną z blachy okrytej gąbką w jakimś pseudo-skórzanym fjuterale. Brakuje też trochę siatki stabilizującej z Kossów, które pod względem wygody uznaję za model wzorcowy. Uszy nie powinny się zanadto pocić. (+?-) dźwięk - słuchawy są raczej ciepłe, brakuje trochę takiego sprężystego, punktowego strzału z basu, niskie tony na ustawieniu EQ "Neutral" są bogate ale leniwe, trochę rozlane i smużące (pamiętacie Mr. Jabbę z Gwiezdnych Wojen?), na "Rock" potwornie dudnią. Środek jest biedny, wszystko jest takie trochę przymglone, podobnie jak góra, słychać szczegóły ale brakuje jej blasku. dźwięk jest przestrzenny, rzekłbym nawet bardzo - scena jest szeroka i nieco oddalona. Fantastycznie brzmi najnowszy ZZ Top, fenomenalnie słychać charczenie i bulgotanie w "25 Lighters", Archive nieźle ale bez szału, brakuje dynamiki i precyzji by w pełni rozkoszować się "Controlling Crowds", "Bullets" czy "Light" - choć dzięki przestrzenności "czuć" tę halę, musiało być przepięknie... Fajnie brzmi fortepian w chopinowskich nokturnach, chyba pierwsze moje słuchawki, na których słychać, że to nie jest pianino ani keyboard. Niełatwo znaleźć słuchawki, na których ten instrument brzmi przyzwoicie, a tu jest wybornie, przepysznie, po prostu rozkosznie. Słuchawki niewątpliwie ciekawe, może nie wybitne, ale IMHO warte tych 60 złotych. <I nastał poranek, dzień wtóry> Po 24 h wygrzewaniu w zasadzie niewiele się zmieniło. Słuchawki trochę zyskują po podłączeniu do stacjonarnego źródła (u mnie to jest ampek Pioneer VSX 909 RDS), grają bardziej dynamicznie ale nadal pełno jest nikomu niepotrzebnego, rozlanego basu, który w szybszych utworach całkowicie zalewa sceną. Pobawiłem się trochę ustawieniami, ale w tym sprzęcie EQ ogranicza się do Bass/Treble +/-, do tego jakieś wielokanałowe cuda-wianki - w sumie jedynym akceptowalnym ustawieniem dla tych słuchawek jest CD DIRECT. Zdecydowanie najlepiej brzmią utwory fortepianowe i symfoniczne. Scena jest oddalona, ale wcale nie mam wrażenia zlewania się źródeł. Odczucie jest podobne do tego, jakie ma widz siedzący w loży lub na balkonie na wprost sceny - całość jest niby oddalona, ale np. trójkąt czy delikatne trącenie kotła słychać lepiej, niż w pierwszym rzędzie. Na plus należy zaliczyć ich ogromną wygodę - po kilku godzinach słuchania nie odczuwam żadnych negatywnych skutków, może poza delikatnym spoceniem uszu, ale ten efekt jest pomijalny w porównaniu z konstrukcjami zamkniętymi. Nie mam doświadczenia z modzeniem, ale może warto trochę przy nich pogrzebać?
  4. Kupiłem te Pleomaxy za 29 zł. Co mogę powiedzieć tak na szybko? In plus: - niezwykle solidne wykonanie. Nawet podeptane buciorem na terakocie zniosły to z godnością, poskładane grają jak dawniej (w ubraniu ważę ok. 100 kg) - bardzo fajny przewód, konsystencją przypominający spaghetti al'dente. Jest odpowiedniej grubości, nie plącze się - nieźle brzmiące wokale, instrumenty akustyczne, szczególnie symfoniczne - smyczki, flety, trąbki - duuużo przestrzeni na górze, niezła scena - co w tej kategorii cenowej brzmi osobliwie, ale jednak In minus: - absolutny brak basu. Dołem grają gorzej, niż firmowe pchełki Pentagrama dołączane do tanich playerów. - dość natarczywe, momentami sybilizujące soprany jeśli pojedziemy z głośnością, zwłaszcza w szybkich rockowych kawałkach, np. Metalliki. Kompletnie nie nadają się do takiej muzyki. - gubienie się w szybszych kawałkach - ogólnie dość metaliczny dźwięk w reggae czy bluesie - ucisk na uszy, po godzinie mam ich dość - brak klipsa na ubranie, przez to właśnie uległy zdeptaniu, oraz jakichkolwiek innych akcesoriów typu gąbki. Jednym słowem bida. Mnie te słuchawki nie podeszły, wolę cieplejsze brzmienia, z pchełek jakie mam grają najgorzej, a w zasadzie są najmniej uniwersalne. Można by powiedzieć "czego wymagać od pchełek za 3 dychy?" No to ja powiem "może szkoda wywalać te 3 dychy, może lepiej doskładać i kupić coś sensownego np. za stówkę?". Do tego nie słyszę, aby dźwięk zmieniał się jakoś w miarę wygrzewania. Ratuje je w miarę przyzwoite oddanie wokali i muzyki klasycznej, co było sporym zaskoczeniem - i tu Pentagramowe pchełki odpadają w przedbiegach.
  5. Cresyny ładnie grają, ale są bardzo delikatne, mnie się rozleciały po miesiącu a używałem ich naprawdę z umiarem. Do tego serwis przez tydzień nie raczył się wypowiedzieć, czy jest w stanie ściągnąć mi część pałąka. Żałuję, że nie kupiłem Kossów UR 40, grają trochę inaczej ale bardzo melodyjnie, do tego są niesamowicie wygodne i są do kupienia poniżej 150 złotych, do tego ładnie się składają. Co do wyglądu nie wypowiem się, bo nie to ładne co ładne, tylko co się komu podoba
  6. eStefan

    Cresyn C550H

    Po tygodniu oczekiwania brak odpowiedzi z serwisu, co w moich oczach dyskwalifikuje te i inne produkty firmy Cresyn, a szkoda bo ładnie grają.
  7. Recenzja odtwarzacza mp3/wma/wav/asf/wmv Pentagram Vanquish Fun 4GB To mój drugi mp3 w życiu - pierwszy miał całe 256 MB pamięci i służył mi przez kilka lat z przerwami, jednak ta wada stała się nieznośna, szczególnie że apetyt rośnie - a że zbliżał się wyjazd z całym mnóstwem czekania po drodze, postanowiłem zaopatrzyć się w nowego grajka. Całkowicie nieprzygotowany ruszyłem na podbój Media Marktu (wiem, to takie mainstreamowe...) i po krótkiej rozmowie z panem w czerwonej koszulce tudzież oględzinach zasobów sklepowych wybrałem ten owoc polsko-chińskiej myśli techniczno-handlowej. Pierwsze wrażenia dość pozytywne - w pudełeczku wszystko czego potrzeba - urządzenie, ładowarka z kablem USB, słuchawki i gąbeczki, smycz. Plastik miły w dotyku, trochę trzeszcząca obudowa ale niech tam. Gorzej ze słuchawkami – kabelek cienki i wiotki jak w modelach z kiosku Ruchu, sama konstrukcja też nie zapowiada żadnych rewelacji - ot, kolejny przydaś do szuflady. Ale o tem potem . Bateria ładuje się bardzo szybko, po godzince już gotowe, i tu wychodzi pierwsza niespodzianka - trzeba ładować z włącznikiem w pozycji ON, inaczej się nie naładuje. Kto nie doczyta, ten zaliczy pierwszego stresa i powiesi pierwsze psy na tym uroczym skądinąd urządzonku. Pierwszy minus dla konstruktorów. Drugim jest brak automatycznego wyłączania – owszem, ekran się wygasza, ale odtwarzacz przez cały czas jest włączony, co może nas niemile zaskoczyć rozładowaną baterią po kilku godzinach nie-słuchania. Trzecim dziwactwem oprogramowania jest brak pamięci ostatnio słuchanego kawałka. Po wyłączeniu i ponownym włączeniu lądujemy na pierwszym utworze w pierwszym folderze. A zatem ładujemy pliki. Trzask-prask i po wszystkim, jak by powiedział dziadek Poszepszyński. Zgwizdanie z komputerem to moment, wszystkie pliki są widoczne, przerzucanie trwa chwilę - o wiele szybciej niż w wysłużonej 256-ce. Minusem jest konieczność posiadania przy sobie kabla USB, w przeciwnym razie nici z piractwa podczas wizyty u kumpla - z drugiej strony, kto dziś nie ma w domu kabla USB? Załadowawszy co trzeba, przystępujemy do odtwarzania. Filozofia menu jest prosta jak konstrukcja cepa, instrukcja jest w zasadzie zbędna na tym etapie - gorzej z praktyką. Przycisk nawigacyjny często wybiera funkcje w sposób losowy - np. chcemy przewinąć o 1 utworek, a tu włącza się regulacja głośności. Weird but true. Często (Kierrrwa, jak często...) już jesteśmy w ogródku, lecz zamiast witać się z gąską lądujemy w błotku 20 metrów za furtką. Troszkę jak spotkanie z Shamblerem w pierwszej wersji Quake'a. Do tego niektóre kierunki przejściowo w ogóle nie raczą odpowiadać, plusem jest 100% przewijalność menu - tzn. wzorem Magellana możemy szukać nowej drogi do Indii i zwykle ją znajdujemy - chyba, że płynąc na zachód wylądujemy na południu. Odtwarzacz oferuje kilka opcji equalizera – IMHO dwie z nich, tzn. Rock (delikatna V-ka) i Neutral są warte wzmianki. Neutral lepiej spisuje się przy muzyce klasycznej, Rock zaś daje te ładne zaokrąglenia basów, nadmiernie ich nie rozmywając ani nie zalewając nimi całej reszty utworu. Dźwięk jest bardzo przyjemny, nie nachalny, nie męczy, ma dużo detali a jednocześnie jest bardzo śpiewny, melodyjny, raczej neutralny w barwie, choć to zależy też od słuchawek – np. Kossy Porta Pro wydobywają z niego całą masę ciężkiego, smolistego basu nieobecnego w Cresynach, gdzie jest on lżejszy, bardziej sprężysty i punktowy. Mam wrażenie, że bardzo ciekawie zagra też z Kossami UR 40 – słuchałem ich dosłownie przez chwilę, więc nie mogę nic dokładniej napisać, ale ten wstęp był bardzo zachęcający. Jest też dyktafon (mizerny, ale działa) i radio (czułość i selektywność określiłbym jako słabe, w mieście nawet zdarzało się, że sygnał zanikał albo przebijał z innej stacji, ale słuchać się da. Brak RDS trochę utrudnia życie). Dźwięk Do testów użyłem 4 kompletów słuchawek. Załączone pchełki. Jak już wcześniej pisałem, na oko zachęcają jedynie do solidnego nimi zamachu i próby pobicia rekordu w rzucie pchełkami. Powstrzymawszy jednak moje niszczycielskie zapędy podpiąłem toto do gniazda – i ku mojemu wielkiemu zdumieniu z plastikowych otworków wydobyła się całkiem szeroka scena, może niezbyt dokładna, ale nawet z pewną głębią, i to zanim jeszcze ubrałem pchełki w kapturki. Po ubraniu było jeszcze lepiej, choć mnie osobiście drażnią wszelkie gąbeczki, doków nie toleruję w ogóle, więc gąbeczki ściągnąłem – ale i tak było nieźle. Gorzej ze spektrum. Te słuchawki grają czymś takim: -^_( przypomina to trochę kaczkę, niech więc będzie, że grają kaczką). Pozytywnie zaskoczyła mnie jakakolwiek obecność basów, choć to raczej taka sygnalizacja, taki „wink” do słuchacza z chmurką „o, tu powinno być takie łup”. Tym nie mniej w porównaniu do innych „załączonych” słuchawek do różnych telefonów (może z wyjątkiem SE 510C) te dają się słuchać, nawet bez większego obrzydzenia. Grają przede wszystkim środkiem i midbassem, na górze już jest biednie. Aby nie odbiegać zbytnio klasą w górę, podłączyłem firmowe słuchawki od HTC Desire. Dźwięk jest zdecydowanie bardziej zmulony, drętwy, taki właśnie „telefoniczny”. Szkoda się rozpisywać, jedyny plus tych słuchawek to mikrofon, który tu i tak nie zadziała. Zostawiłem je jako zestaw głośnomówiący do Malucha i niech tak pozostanie. Osłuchawszy się w firmowych pchełkach postanowiłem zrobić sobie lepiej i udałem się do lokalnego mp3store’a, gdzie po przesłuchaniu kilku par słuchawek nausznych zakupiłem model Cresyn C550H. Jest na forum recenzja z moim krótkim komentarzem, kto ciekaw niech zagląda. IMHO przy tych słuchawkach sprzęcik dopiero nabrał życia, pojawił się fajny, sprężysty bas, bez śladu smużenia czy dudnienia, znacznie poprawiła scena (to akurat nie dziwi) nabrawszy i głębi i szerokości z przyzwoitą separacją źródeł – porównywałem potem na sprzęcie stacjonarnym, i szczerze powiem że te słuchawki naprawdę dają radę, wielki szacunek dla konstruktorów. Na górze też się rozjaśniło, pojawiły się detale, których wcześniej nie było – słuchawki mają ogromną dynamikę dźwięku, zgrały się z Vanquishem w sposób niemalże doskonały. Niemalże, bo po jakimś miesiącu używania w sposób jak najbardziej chrześcijański wzięły i pękły. Himmmellllherrrrrgotttt, do stu tysięcy par zgniłych skarpetek, i jak ja się teraz na mieście pokaże z zaklejonymi Poloplastem Cresynami? A serwis milczy… Jako że słuchać się chce, a pchełki już tak nie smakują, zaryzykowałem i podpiąłem kurzące się dostojnie na stojaczku Sennheisery RS170. To model bezprzewodowy, kompletnie bez sensu do mp3, ale skoro nie mam nic innego – niech będzie. Na początek zdziwienie – niby mają swój własny wzmacniacz, a i tak trzeba podkręcać Vanquisha prawie na maxa, żeby jako taką głośność uzyskać. Ale dźwięk jest bardzo przyjemny, taki spokojnie elegancki, wymuskany, trochę jakby z subaru imprezy przesiąść się do s-klasy. Od razu sięgnąłem po Mozarta (Requiem i Msza Koronacyjna) i Chopina (Nokturny) i tak sobie słucham, aż tu bach! (nie, nie Jan Sebastian) skończyła się bateria. Przerzuciłem się zatem na CD, słuchawy podpinam pod oryginalne źródło Pioneer 909VX (w trybie Direct, żeby nie było) – i ze zdziwieniem konstatuję, że dźwięk jest gorszy! Przede wszystkim pojawił się szum w tle, którego nie było w Vanquishu. Poza tym jakieś zmutowane, wybrzmiewające i zalewające basy tam, gdzie być ich nie powinno, całe widmo jakby zabrudzone i przyciężkie, brr… Przy muzyce rockowej (na tapetę wrzuciłem „Barcelonę” Fredka Merkurego i „Lights” Archive) mniej to raziło, ale jednak wolałem stonowane dźwięki Vanquisha niż to, co wydobywało się z Pioneera. Zaznaczam, że nie mam wykształcenia muzycznego i na pewno nie dysponuję tak wyrobionym uchem, jak niektórzy z Was – proszę więc o wybaczenie, jeśli opis ten zabrzmi dziwnie – starałem się przedstawić jak najdokładniej swoje odczucia, a jak mi się udało – sami oceńcie. Podsumowanie Pentagram Vanquish Fun kosztuje 139 złotych w Media Markcie i od ok. 100 w sprzedaży wysyłkowej. Dostajemy całkiem przyzwoicie grający odtwarzacz, jednak trzeba pomyśleć o wymianie słuchawek, gdyż firmowe pchełki dość szybko się nudzą, zwłaszcza po konfrontacji z czymś lepszym. Zatem koszt ok. 200-300 złotych na zestaw – czy to dużo czy mało, oceńcie sami. Trzeba też zaakceptować pewne niedociągnięcia konstrukcyjne. Główną zaletą jest dźwięk, który mi się bardzo podoba. Pozostałe to wyświetlacz, niewielkie rozmiary, dobra komunikacja z komputerem, stabilna praca, przyzwoita bateria (szybkie ładowanie, umożliwiające przynajmniej 10h pracy jak nie lepiej), niezłe wyposażenie Główną wadą jest dziwnie działający przycisk nawigacyjny Pozostałe to średnia jakość załączonych słuchawek, wysuwający się sznureczek od smyczy, brak automatycznego wyłączania, brak pamięci ostatnio odtwarzanego utworu, brak obsługi formatów FLAC i OGG, nieco trzeszcząca konstrukcja. Mogą też irytować przerwy pomiędzy utworami - przy albumach złożonych z odrębnych kawałków to nie przeszkadza, po prostu przerwa jest o niecałą sekundę dłuższa, jednak niektóre zespoły (np. wspomniany Archive) nagrywają albumy jako jedną całość, podobnie jest z większością nagrań koncertowych, i wtedy dodatkowe przerwy psują nastrój.
  8. Dziś zupełnie bezcelowo słuchałem sobie różnych słuchaweczek wystawionych w MM i zawiesiłem się na Sennheiserach HD 439, dosłownie nie mogłem się odkleić. Niestety, były podłączone do sklepowego źródła a pan z obsługi był zajęty więc nie mogłem sobie pokręcić gałkami, ale grały naprawdę znakomicie, do tego świetnie leżały na głowie i dobrze wyglądały. Cena w MM (439 zł) kompletnie niezrozumiała wobec 297 np. w Electro Worldzie. Polecam łaskawej uwadze
  9. Wiedziony podobnymi wątpliwościami przeczytałem taki jeden artykuł, i aby nausznie sprawdzić na ile jest to prawdą, zgrałem sobie pierwszą lepszą płytkę CD (akurat była to Ania Movie) do 3 formatów: mp3 chyba 230 bps, wma 128 bps i ogg. Teraz siedzę, słucham w kółko BANG BANG i EVERYBODY'S TALKING i za nic nie jestem w stanie wyłapać różnicy między foramtami, poza tym, że plik ogg jest najmniejszy, wma niewiele większy a mp3 ponaddwukrotnie większy. Słucham na słuchawkach Cresyn C550H, netbooku Acer One i programie All Player przy wyłączonym equalizerze (opcja Flat). Być może na lepszym sprzęcie, z lepszym uchem, itp. itd.... Audiofilem nie jestem ale słoń mi na ucho nie nadepnął, gdyby były jakieś istotne różnice pewnie bym usłyszał. Jedno co mi przyszło do głowy po przeanalizowaniu wykresów zamieszczonych w artykule to po co inwestować w słuchawki sięgające ponad 20 kHz, skoro używamy głównie formatów wycinających wszystko ponad 16, a w najlepszym wypadku 18 kHz? Ma to sens jedynie gdy słuchamy muzyki w formatach bezstratnych na naprawdę dobrych odtwarzaczach. Kolejna sprawa to czułość naszych uszu. Możliwośc odbioru dźwięków w zakresie częstotliwości 20 Hz-20kHz to mocno uśrednione dane, prawdziwe dla młodych osób, pochodzące z badań sprzed kilkudziesięciu lat. Po kilku latach słuchania muzy poprzez słuchawki dokanałowe "na full", łażenia po koncertach, itp, itd - niestety "górka" nam ucieka, do tego dochodzi naturalny z wiekiem ubytek wrażliwości na dźwięki z górnego zakresu pasma - i okazuje się, że gdy dochodzimy do wieku, w którym stać nas na doskonały sprzęt, zwyczajnie nie jesteśmy w stanie wykorzystać w pełni jego możliwości, gdyż zwyczajnie... głuchniemy. BTW jest tu całkiem spory wątek na temat róznych formatów muzyki, do tego przyklejony, myślę że wyczrpuje temat w 99,9%
  10. eStefan

    Cresyn C550H

    Słuchawki polecił mi pan w sklepie, za co serdecznie dziękuję, gdyż pod względem dźwięku prezentują się zacnie - oczywiście przed kupnem miałem możliwość odsłuchania kilku modeli i w granicach cenowych do 100 zł te wypadły najlepiej - a później porównawszy do kilku modeli 2-3x droższych nadal uważam, że nie ma wstydu. 3 drobne uwagi: 1. Podobnie jak pisał D@rkSid3, po kilkunastu minutach słuchania pojawił się dyskomfort uszny, a po niecałej godzinie wyraźny ból wynikający z ucisku. Poradziłem sobie z tym delikatnie acz stanowczo rozginając nieco stalowe części pałąka. Teraz jest lepiej, jednak cały czas czuć, że coś mam na głowie. Wymagają poprawienia, dopasowania co jakiś czas. 2. Dość wyraźnie trzeszczą zawiasy (może potraktować je wazeliną techniczną?), co niestety słychać 3. Po jakimś miesiącu cywilizowanego użytkowania wyłamał się jeden z cycków na pałąku, na którym to cycku wisi sama słuchawka. Właśnie czekam na wyrok serwisu. Ogólnie dźwięk bardzo ciekawy, dynamiczny i klarowny, żyje w tych słuchawkach i nie męczy, nawet gdy damy czadu.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Zarejestruj się aby mieć większy dostęp do zasobów forum. Przeczytaj regulamin Warunki użytkowania i warunki prywatności związane z plikami cookie Polityka prywatności