Skocz do zawartości

audioupdate

MP3store
  • Postów

    57
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez audioupdate

  1. Campfire Audio Dorado 2020 Słowem wstępu Campfire Audio zdążyło nam już w tym roku zrobić kilka bardzo pozytywnych niespodzianek, wprowadzając na rynek odświeżone wersje swoich ekskluzywnych modeli uniwersalnych słuchawek dokanałowych. Tym razem marka z Portland zdecydowała się wskrzesić swoje starsze modele, Dorado oraz Vega, chwaląc się zmianami, między innymi całkiem nową adaptacją akustyczną a co za tym idzie sposobem gry odświeżonych modeli. Dzisiaj skupię się na modelu Dorado, wycenianym na 4999pln,-. Wewnątrz i zewnątrz Słuchawki przychodzą do nas w tekturowym, ozdobionym piękną grafiką opakowaniu, które za jej sprawą zdradza, z jakimi słuchawkami będziemy mieli do czynienia. Wraz ze słuchawkami otrzymujemy całą armię dokanałowych końcówek, które umożliwią nam dopasowanie słuchawek do własnego ucha. Otrzymujemy też przypinkę z logiem Campfire Audio oraz krótką notkę w formie papierowej. Słuchawki natomiast, to przepięknie wykonane dzieło sztuki. Obudowy wykonane z ceramiki, które, jak producent chwali się, spędzają 2 dni w temperaturze 600 stopni oraz 3 dni przy temperaturze 1200 stopni. Fahrenheita rzecz jasna. Skutkuje to uzyskaniem nieprzeciętnych właściwości akustycznych poprzez zwiększenie gęstości materiału obudowy. Tak przygotowane i wypolerowane obudowy akustyczne mają zapewnić nam wspaniałe doznania już nie tylko dla oka, ale i właśnie – dla ucha. Skupiając się na samych słuchawkach, nie można zapomnieć o dołączonym kabelku – wykonany ręcznie kabel miedziany pokryty srebrem, zakończony z jednej strony wtykiem kątowym 3.5mm oraz z drugiej konektorami MMCX – to również autorski produkt Campfire Audio. Dodatkowo słuchacz otrzymuje wykonany przy użyciu materiałów z recyklingu pokrowiec, wyprodukowany w Portugalii. Technologia i użytkowanie Amerykański producent zdecydował się w tym modelu na wykorzystanie przetworników w różnych technologiach, i tak za wysokie częstotliwości odpowiada tutaj zbalansowana armatura, a za tony średnie i niskie – dynamiczny przetwornik w rozmiarze 10mm, producent chwali się wykorzystaniem magnesu z ziem rzadkich oraz specjalną membraną o wysokiej sztywności. Jeżeli idzie o korzystanie ze słuchawek, w warunkach miejskich jest bardzo przyjemnie. Słuchawki nie są ani za duże, ani zbyt ciężkie, choć to kwestia mocno indywidualna, to u mnie, korzystanie z nich było czystą przyjemnością. Kabelek, z uwagi na technologię w jakiej został wykonany, również nie generuje niepożądanego efektu mikrofonowego. Brzmienie Pamiętając sposób gry poprzedniej odsłony modelu Dorado, mniej więcej wiedziałem czego się spodziewać. Pamiętam dociążony, bardzo płynny dźwięk tamtych słuchawek, który w owym czasie zrobił niemałe wrażenie, a i dziś budzi przyjemne skojarzenia. Odświeżony model Dorado, brzmi momentami podobnie. Bardzo płynnie, ale z zauważalnie większą ilością szczegółów na dolnej średnicy, oraz górnym pasmie. Jest zauważalnie ciekawiej, rzeczywiście Campfire rozwinęło sposób gry poprzedniego modelu i zrobiło to całkiem dobrze. Grają niebywale głęboko i plastycznie. Potrafiły zaskoczyć mnie nowymi szczegółami w utworach, które jak się wydawało znałem wręcz doskonale. Dół pasma, a właściwie jego impet i głębia, powala na kolana, ale absolutnie nie wchodzi na średnicę, głęboko, plastycznie, ale nie powolnie. Kiedy trzeba jest szybko, zawsze jednak z impetem i emocją. Biorąc pod uwagę pułap cenowy, słuchawki przeznaczone dla osób, które cenią sobie ogrom emocji podczas odsłuchu. Potrafią z niebywałą łatwością zniknąć z uszu i odtwarzać, to, co zapisane w sposób niebywale emocjonalny. Piątka z plusem, za całokształt, ode mnie.
  2. EarMen Sparrow Słowem wstępu EarMen to nowa marka, wywodząca się od Auris Audio, marki, która w swojej ofercie posiada kilka hi-endowych, doskonale zakorzenionych na zachodnim rynku produktów przeznaczonych dla najbardziej wysublimowanych audiofili. Marka EarMan to próba przeniesienia emocji z tych właśnie hi-endowych stacjonarnych produktów do świata przenośnego, mobilnego audio. W tym zakresie konkurencja również nie śpi i już w tym momencie na rynku znajduje się całkiem spory jej arsenał, czy EarMen będzie w stanie dołączyć do grona najlepszych na scenie? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć poniżej. Wewnątrz i zewnątrz Wyceniany na 965pln,- drugi model od góry, EarMen Sparrow, przychodzi do nas w niewielkich rozmiarów kartonowym opakowaniu. Po wyjęciu piankowego wypełnienia oczom naszym ukazuje się urządzenie wraz z akcesoriami. Producent, do samego urządzenia, które jest wielkości połowy przeciętnego kciuka, dodaje dwa kabelki USB, jeden z nich to kabel przeznaczony do komputerów, a drugi przeznaczony jest do współpracy z urządzeniami przenośnymi. Co do samego urządzenia, EarMen znów stanął na wysokości zadania. Wykonanie perfekcyjne, obiektywnie, w pełni. Malutkie urządzenie wykonane jest z dbałością o każdy szczegół. Z obu stron znajdziemy szkło 2.5D, gdzie z jednej strony urządzenia ujrzeć możemy logo marki wraz z nazwą modelu, a na odwrocie urządzenia, umieszczono, dumnie, logo Hi-Res Audio oraz MQA, chyba po to, aby podkreślić, że Sparrow w pełni wspiera obie te technologie. U góry urządzenia znajdziemy z kolei port USB-C a u dołu dwa wyjścia słuchawkowe, niesymetryczne 3,5mm oraz symetryczne 2,5mm, każde z nich jest 'podkreślone' przyjemnym dla oka frezem. Miło. Zaskakująco miło. Technologia i użytkowanie Jak wspomniałem wyżej, urządzenie jest wielkości połowy przeciętnego, kciuka. Nie przeszkodziło to jednak producentowi napełnić go ciekawym układem analogowo-cyfrowym oraz dobrej jakości komponentami. Sparrow wykorzystuje układ firmy ESS ES9281PRO, który dysponuje nieprzeciętnymi parametrami oraz z łatwością wpiera MQA oraz zapewnia natywne odtwarzanie DSD128. W konstrukcji zdecydowano się również wykorzystać czterowarstwową płytkę PCB oraz kondensatory tantalowe, które za zadanie mają zredukować szum zasilania do absolutnego minimum. Co do użytkowania, na ogromną uwagę zasługuje fakt, iż podczas użytkowania w terenie, przez swoje rozmiary i wagę, urządzenie właściwie ciężko jest zauważyć, właściwie nic nie waży i nie zajmuje wiele miejsca w kieszeni. Brzmienie Jak brzmi? Maluszek mający na pokładzie dobrej klasy przetwornik ESS gra zaskakująco emocjonalnie, jak na swoje rozmiary, aż niebywałe jest to, jaką rezerwą prądową dysponuje to urządzenie. Podobnie jak flagowy model tej firmy – Sparrow nie gra płasko, nudno i średnicowo. Gra emocjonalnie na każdym z tych pasm. Dynamicznie, ale bez przesadnej maniery. W tym przedziale cenowym, jako przenośne wzmocnienie z takimi możliwościami skradł moje serduszko. Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw, maleństwo zagrało naprawdę dynamicznym dźwiękiem bez żadnych interferencji sygnałowych. Zdecydowanie warto się nad nim pochylić, w dobie tego, co prezentują konkurenci. Chociażby przesłuchać.
  3. EarMen TR-Amp Słowem wstępu EarMen to nowa marka, wywodząca się od Auris Audio, marki, która w swojej ofercie posiada kilka hi-endowych, doskonale zakorzenionych na zachodnim rynku produktów przeznaczonych dla najbardziej wysublimowanych audiofili. Marka EarMan to próba przeniesienia emocji z tych właśnie hi-endowych stacjonarnych produktów do świata przenośnego, mobilnego audio. W tym zakresie konkurencja również nie śpi i już w tym momencie na rynku znajduje się całkiem spory jej arsenał, czy EarMen będzie w stanie dołączyć do grona najlepszych na scenie? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć poniżej. Wewnątrz i zewnątrz Wyceniany na 1229pln,- model EarMen TR-Amp to urządzenie wyprodukowane w Europie – czym producent chwali się na starcie. Przychodzi do nas w niewielkich rozmiarów pudełku, które skrywa, poza samym urządzeniem oczywiście, szereg akcesoriów – materiałowy pokrowiec na urządzenie, kabelek USB C oraz gumę umożliwiającą spięcie urządzenia ze smartfonem. Samo urządzenie wykonane jest bardzo przyzwoicie, spasowanie elementów jest na bardzo przyjemnym dla oka poziomie, sporo waży, sprawia wrażenie naprawdę solidnej konstrukcji. Technologia Ten (stosunkowo) niewielkich rozmiarów wzmacniacz z przetwornikiem oraz z funkcją przedwzmacniacza napakowany jest po brzegi nowinkami technicznymi. Urządzenie zostało wyposażone w 32-bitowy przetwornik analogowo-cyfrowy ESS ES9038Q2M, zapewniający najlepsze parametry w swojej klasie. Natywne wsparcie technologii MQA czy DSD128 nie stanowi dla niego żadnych problemów. Ciekawostką jest również fakt, że urządzenie zostało wyposażone w ogniwo o pojemności 3700mAh umożliwiające 10-godzinny odsłuch bez potrzeby ładowania – do dyspozycji mamy dwa wejścia USB, jedno używane jest jako wejście cyfrowe, a drugie, do ładowania – można słuchać i ładować jednocześnie – miłe udogodnienie. Producent chwali się również użyciem wysokiej klasy kondensatorów tantalowych, mających na celu zniwelowanie jakichkolwiek szumów od zasilania. Trzeba tu od razu przyznać, że szumów nie uświadczyłem, a maleństwo dodatkowo legitymuje się mocą 350mW przy słuchawkach o większej oporności niż 32Ohm, oraz dynamiką wynoszącą 107dB, ale jak brzmi? Brzmienie Z zaskakującą łatwością zaskarbił sobie moją uwagę, grając pełnym, pełnowymiarowym sygnałem, którego absolutnie nie spodziewałem się uświadczyć. Nie jest płaski, bez emocji. Gra z ich użyciem, co dało się wyłapać na HD600 momentalnie, dźwięk nabrał ciekawszej głębi, lepszej rozdzielczości/separacji a i na dole pasma pojawiła się emocja. Sposób gry tego urządzenia powoduje, że pojawia się uśmiech na twarzy, a przy HD600 to już jest spory wyczyn. Mogę polecić z czystym sumieniem, warto wziąć go pod uwagę w jego samym, a nawet większym budżecie.
  4. oBravo HAMT-3 mk II Wstęp Wokółuszne słuchawki zamknięte, przeznaczone dla najbardziej wybrednych uszu, nazwijmy je potocznie, audiofilskie, to wciąż temat dość mocno rozwijany w całej rzeszy firm. Na tym polu istnieje bardzo silna – zakorzeniona już na rynku audio konkurencja. Dziś postaram się sprawdzić, czy nietuzinkowe oBravo HAMT-3, wyceniane na 3999pln,- będą prezentować wartości i emocje, przez które będzie można dopisać je do listy hi-endowych, audiofilskich słuchawek. Od dawna chciałem je przetestować, w końcu – nadarzyła się okazja. Wewnątrz i zewnątrz Najtańszy z modeli firmy oBravo przychodzi do nas w tekturowym pudle, z rączką. Minimalistycznie. Po odpakowaniu oczom naszym ukazuje się sporych rozmiarów twardy pokrowiec, a w nim słuchawki. Uwagę, od razu zwraca użycie materiałów. Aluminium, drewno oraz nausznice z alcantary, to znaki rozpoznawcze tej nietypowej konstrukcji. W zestawie ze słuchawkami znajdziemy bardzo wysokiej jakości odpinany kabel zakończony wtykiem XLR. Producent jednak nie zapomniał o nas, użytkownikach mobilnych, i tak w zestawie znajdziemy trzy przejściówki na, odpowiednio; jack 3,5mm, 2,5mm oraz 4,4mm balans. Dopasowanie, czyli wygoda i ergonomia Wykonanie oraz użyte materiały zwiastowały, że słuchawki powinny dobrze leżeć na głowie. To zawsze kwestia dość indywidualna, jednak w tym wypadku dopasowanie ich do głowy zajęło mi dłuższą chwilę, ponieważ nausznice są dość twarde a mechanizm rozsuwania pałąka chodzi dość ciężko. Gdy już się je dopasuje, wszystko jest w najlepszym porządku, nie są zbyt ciężkie jak natak zaawansowaną konstrukcję a wygoda podczas dłuższych odsłuchów również mieści się w mojej normie. Technologia i użytkowanie Tu zaczyna się cała zabawa, bowiem oBravo, jako pierwsze na świecie zdecydowało się zastosować w swoich słuchawkach przetwornik koncentryczny, połączenie 40mm przetwornika Air Motion Transformer, znanego z doskonałych, kończących w wielu aspektach kolumn podłogowych oraz monitorów studyjnych – odpowiadającego za tony średnie i wysokie oraz 50mm przetwornika dynamicznego odpowiadającego za tony niskie. Także mamy tutaj de facto dwa przetworniki umieszczone w jednej obudowie zamkniętej. Mimo tak zaawansowanej konstrukcji, producentowi udało się uzyskać bardzo ciekawe parametry techniczne, pasmo przenoszenia wynosi od 20Hz do 45kHz, a opór wynoszący zaledwie 32 Ohm oraz skuteczność na poziomie 105dB z powodzeniem pozwalają te słuchawki podłączyć do źródła przenośnego i cieszyć się dźwiękiem... Brzmienie Generalnie, ciężko je opisać. Z uwagi na to, że styczność z AMT miałem już dawno temu w swoich kolumnach głośnikowych, wiedziałem czego mniej więcej się spodziewać. Niestety pamiętam też, dlaczego je sprzedałem, dół pasma nie nadążał za przetwornikiem Air Motion Transformer. Mając to w pamięci, chciałem zwrócić uwagę na ten mankament, ponieważ przetwornik AMT, to o ile mnie pamięć nie myli, najszybszy głośnik na świecie, z uwagi na swoja konstrukcję. Wracając do meritum, zakładając te słuchawki na głowę, od razu da się wyczuć obecność przetwornika AMT. Niesamowicie płynny, nieatakujący, przejrzysty, wręcz niesamowicie aksamitny środek i góra pasm daje się od razu we znaki. Jest komplet. Odległość, obraz, przyjemność i możliwość zapomnienia o tym, że to słuchawki reprodukują tak duży, dojrzały dźwięk. Dół pasma natomiast, jest obecny, bardzo emocjonujący, jednocześnie nie narzuca się i nie dominuje, nie jest powolny i ociężały. Reasumując, grają niesamowitym dźwiękiem, oderwanym od membran. Należy ich posłuchać szukając słuchawek w tym przedziale cenowym. Koniecznie.
  5. Astell&Kern SA700 Słowem wstępu Rynek zaawansowanych przenośnych urządzeń, przeznaczonych dla najbardziej wysublimowanych użytkowników rozwija się prężnie, a możliwości przenośnych odtwarzaczy potrafią zaskoczyć niejednego melomana. Dziś postaram się sprawdzić, czy wyceniany na 6399pln,- Astell&Kern SA700 będzie w stanie nas zaskoczyć. Wewnątrz i zewnątrz Mottem, które przyświecało marce Astell&Kern, przy tworzeniu modelu SA700 było – połączenie przeszłości z pzyszłością. Trzeba przyznać, że design urządzenia, na pierwszy rzut oka przywołuje na myśl wspomnienia, pierwszych topowych odtwarzaczy Astell'a, ale tym razem w większej formie, bryle, napakowany nowymi rozwiązaniami technologicznymi. Odtwarzacz wykonany jest absolutnie przepięknie, z użyciem obudowy ze stali, która nadaje mu niepowtarzalnego, w mojej opinii – charakteru. Producent uraczył nas, dodatkowo, wspaniałym opakowaniem, które podkreśla status urządzenia. Całość prezentuje się tak, jak powinna, czuć, że jest to, absolutnie, półka premium. Technologia i użytkowanie Po uruchomieniu urządzenia, to, co przykuwa uwagę od razu to, to do czego już Astell zdążył nas przyzwyczaić, zamknięty, spersonalizowany przez inżynierów z Korei system, który po raz kolejny sprawdza się nad wyraz dobrze, urządzenie pracuje płynnie, praca z najbardziej gęstymi plikami nie stanowi dla niego żadnego problemu. Przechodząc do aspektów technicznych, odtwarzacz został wyposażony przez producenta w dwa wyjścia słuchawkowe – zbalansowane 2.5mm oraz niezbalansowane 3.5mm, warto przypomnieć, że na obu tych wyjściach panują zupełnie odmienne warunki elektryczne, idąc dalej – na wyjściu zbalansowanym urządzenie legitymuje się stosunkiem sygnał/szum na poziomie 123dB oraz na niezbalansowanym wynosi on 120dB. Przesłuch, odpowiednio, na wyjściu zbalansowanym to wartość oscylująca w granicach 138dB, oraz 134dB na wyjściu niezbalansowanym. Inny jest również opór obu wyjść, oraz poziom napięcia, na wyjściu symetrycznym wynosi 1.9Ohm oraz 4.0V, a 1.8Ohm oraz 2.0V na niesymetrycznym. Zagłębiając się dalej w technologiczne smaczki, w które został ów odtwarzacz wyposażony, to przede wszystkim zaimplementowany podwójny przetwornik analogowo-cyfrowy AKM AK4492ECB, który wspiera natywnie DSD256, oraz odtwarza, bez downsamplingu pliki do 32bit/384kHz. Producent, idąc za ciosem, daje nam również pełne wsparcie dla Tidal w wersji offline, tak aby móc cieszyć się muzyką, kiedy nie mamy dostępu do sieci. Duży ponad cztero-calowy ekran pracujący na rozdzielczości HD pozwala nam cieszyć się dużym i czytelnym obrazem. Wyposażony w Bluetooth ze wsparciem dla przesyłania muzyki w bezstratnej jakości za pośrednictwem protokołu APTX HD, umożliwia również wygodne korzystanie ze słuchawek bezprzewodowych. Brzmienie Przechodząc do meritum, odtwarzacz brzmi bardzo angażująco, posiada delikatną manierę muzykalności, gra głęboko i z delikatnym zaznaczeniem skrajów pasma elektroakustycznego. Ten delikatny sznyt, powoduje, że emocje związane z odsłuchami znanych nam już wcześniej utworów, realizacji, koncertów – to całkiem nowe doznania, które towarzyszyły mi przy odsłuchach. Zaskoczeniem był również dla mnie fakt, że średnica pasma dalej wybrzmiewała niesamowicie naturalnie, z odpowiednim rozmachem i rozdzielczością. Ma swój styl i charakter, dla wielu może być sporym, uważam, zaskoczeniem.
  6. HEDD Type 07 Studio Monitor Słowem wstępu Rynek aktywnych monitorów studyjnych, do odsłuchu w bliskim polu, zdaje się podążać od jakiegoś czasu utartymi szlakami. Dziś postaram się sprawdzić, czy wykorzystujące nietuzinkową technologię AMT monitory odsłuchowe niemieckiej marki HEDD Audio, model Type 07, wykraczają poza utarte już szlaki rynku. Nie ukrywam, że dość długo wyczekiwałem na ten moment, aby po raz kolejny w swoim życiu mieć okazję obcowania z przetwornikiem w tej technologii, bowiem ujął mnie w kolumnach podłogowych, w modelu ESS AMT1D... zatem zaczynajmy. Wewnątrz i zewnątrz Monitory przychodzą zapakowane w dość sporych rozmiarów pudła kartonowe, w zestawie znajdziemy monitory oraz kable zasilające. Wykonane ręcznie w niemczech głośniki budzą respekt już przy wyjmowaniu z pudeł, bowiem każdy z nich waży 10kg. To, co przykuwa uwagę od razu, to gładkie, matowe obudowy głośników. Są naprawdę piękne. Widać tu dbałość o każdy szczegół, spasowanie materiałów, licowanie przetworników z obudową, to bardzo wysoka półka. Uwagę zwracają też dwa bass-reflexy, ułatwiające notabene przenoszenie najniższych częstotliwości. Technologia Zanim przejdę do wrażeń z odsłuchu, na początek garść ważnych informacji technicznych. Producent zdecydował się na połączenie przetwornika AMT – Air Motion Transfomer, odpowiadającego za wysokie częstotliwości oraz część wyższej średnicy, wraz z średnio-niskotonowym przetwornikiem o średnicy 182mm, który wyposażony jest w membrane wykonaną w charakterze plastra miodu, deklaruje również pasmo przenoszenia na poziomie od 45Hz do 20kHz przy zachowaniu odchyłów +/- 1.5dB, to, krótko mówiąc fenomenalny wynik. Częstotliwość podziału zwrotnicy to 2300Hz, a za wzmacniacze odpowiadają moduły ICE power, przez które moc, którą możemy śmiało podać tym głośnikom to 100W na kanał. Producent zdecydował się również na umieszczenie korektorów niskiego i średniego pasma na tyłach obudów obu monitorów, zakres regulacji to +/- 4dB przy 20kHz oraz +/- 4dB przy 50Hz, tak, aby potrafiły odnaleźć się na standach jak i w warunkach półkowych, bowiem nie każdy ma miejsce, aby trzymać monitory na standach. Standardowo głośniki wyposażone są w wejścia XLR oraz RCA, natomiast inżynierzy marki HEDD dają nam możliwość zaimplementowania kolejnych wejść cyfrowych w postaci karty zgodnej z Dante, AES67, AES3/EBU. Brzmienie Dźwięk wydobywający się z tych monitorów bliskiego pola można opisać jednym słowem. Niesamowity. Głośniki, nie tylko sprawdzają się niesamowicie w bliskim polu, ale i w średnim polu. Są w stanie wygenerować bardzo duży obraz sfery stereo, doskonale poukładany, a jednocześnie potrafią zagrać muzykę, oddać miejsce realizacji. Grają bardzo wyraźnie, liniowo, ale i emocjonalnie, za sprawą przetwornika AMT – mają przepięknie nasączoną średnicę dolną, jak i górną, a wysokie tony nie kłują, jednocześnie zachowując wyraźną prezentację. Obawiałem się tego, co poznałem już kiedyś. Jako monitory studyjne sprawdzają się znakomicie, każdy błąd realizacji, niepożądany szmer, zakłócenie jesteśmy w stanie wyłapać na cito. Grają kompletnie. Jako konstrukcja dwudrożna. Kompletnie. Śmiało mogę powiedzieć, że w budżecie do 6000pln,- nie słuchałem tak dojrzale i emocjonalnie brzmiących monitorów. Potrafią przenieść słuchacza w miejsce realizacji.
  7. SMSL M200 Słowem wstępu Ostatnimi czasy mnoży się i roi wręcz, od przetworników analogowo-cyfrowych. Rynek DAC skupia coraz więcej, za coraz mniej. Dziś postaram się przedstawić swoje za i przeciw w związku z tym, że dane mi było obcować z urządzeniem wschodniej marki SMSL, modelem M200. Czy za 1400pln,- można mieć urządzenie, które może praktycznie wszystko? Wewnątrz i zewnątrz Urządzenie przychodzi do nas w niewielkich rozmiarów tekturowym pudełku, które skrywa w sobie garść dodatków. W zestawie znajdziemy pilot zdalnego sterowania, kabel USB, antenę umożliwiającą odbiór przez Bluetooth oraz zasilacz z kabelkiem zasilającym. Samo urządzenie sprawia wrażenie dobrze wykonanego, przyjemny w dotyku i w odbiorze dla oka DAC od razu ląduje na biurku. Technologia i użytkowanie Powoli przechodzimy do meritum. Urządzenie po wizualnym zapoznaniu się momentalnie wpiąłem do systemu. Kabelek USB – plug & play, żadnych problemów, zbalansowane interkonekty Wireworld'a wpięte bezpośrednio do Brystona... ale zaraz, zaraz. Najpierw trochę techniki. A więc producent śmiało chwali się całą masą technologicznych możliwości tego DAC'a. SMSL wykorzystał tutaj prawie topowy 32-bitowy układ AKM4497EQ, zatem ten maluszek wspiera natywnie DSD512, wraz z zestawem filtrów umożliwiających personalizację brzmienia. Został również wyposażony w szereg wyjść i wejść, zatem mamy możliwość wejścia po USB, optycznie i koaksjalnie, opcjonalnie możliwy jest bluetooth, a i tu jest niespodzianka – bluetooth w wersji 5.0 ze wsparciem bezstratnego przesyłu, z użyciem UAT oraz LDAC. Wyjścia natomiast, standardowo XLR i RCA. Parametry, którymi chełpi się producent to, idąc za ciosem; dynamika na poziomie 125dB – XLR oraz 123dB – RCA, natomiast stosunek S/N wynosi 125dB. Gdyby tego było mało, urządzenie wyposażone jest w niezwykle prosty, czytelny wyświetlacz OLED, który zdecydowanie ułatwia nawigację. Biorąc pod uwagę, że to wszystko wycenione jest na 1400pln,- - moje oczekiwania i rozpęd nie wziął się z powietrza. No więc jak to gra? Brzmienie Kontynuując, urządzenie wpięte przez zbalansowane interkonekty Wireworld'a do Brystona BHA-1 wywołało niemałe zdziwienie. Gra bardzo przyjemnie, w ucho rzuca się od razu brak cyfrowej maniery, ostrości oraz plastyczne niskie tony i średnica, która jest i daje o sobie znać w niesamowicie przyjemny lampowy wręcz sposób. Rozdzielczość to kolejny atut tej konstrukcji, jest szeroko i selektywnie. Potrafi oddać charakter nagrania, niemalże perfekcyjnie, intymnie a innym razem głęboko i emocjonalnie, tak, jak w nagraniu. Momentami daje o sobie znać szczegół, góra pasma potrafi wybrzmiewać dość długo, to na tyle mnie osobiście się spodobało, że zostawiam go na dłużej. Zwłaszcza, że wpięty pod monitory odsłuchowe poprzez końcówkę mocy, zrobił równie dobre wrażenie. Reasumując, urządzenie w tej cenie niemalże powaliło mnie na kolana, a obok stoi konstrukcja kilkukrotnie droższa. Odłączona. To maleństwo ze wschodu gra muzykę, stara się coś przekazać, odsłuch we własnych systemach wskazany. Może narobić zamieszania...
  8. Takstar ML750 Słowem wstępu Na rynku przenośnych słuchawek nausznych wręcz roi się od różnej maści produktów, to dalej bardzo pożądana nisza przez wielu wyznawców wszelakiego audio-voodoo. Zaliczając się do tego grona, chciałem sprawdzić, w sumie, już od dawna, co do zaoferowania w tej kwestii ma już dość uznana na rynku marka Takstar, ze swoim modelem ML750. Wyceniane na 249pln,- słuchawki wyposażone w pilot i mikrofon, kryją całkiem ciekawe smaczki w środku. Przyjrzyjmy się im bliżej. Wewnątrz i zewnątrz Słuchawki przychodzą do nas w niewielkich rozmiarów pudełku kartonowym, które po odpakowaniu – odkrywa swoją zawartość. Nic wielkiego, minimalizm, w środku znajdują się po prostu, tytułowe ML750 oraz umożliwiający bardziej komfortowe transportowanie słuchawek – materiałowy zapinany na zamek - pokrowiec. Same słuchawki, co od razu zwraca uwagę, są bardzo dobrze wykonane, z użyciem wytrzymałych tworzyw, oraz stali w newralgicznych punktach konstrukcyjnych, natomiast muszle, i tu niemałe zaskoczenie, są wykonane z prawdziwego drewna sandałowego, co nie tylko dobrze wygląda i powoduje, że każde słuchawki są w swoim rodzaju unikalne, ale i też wpływa na dźwięk, o czym naturalnie w podsumowaniu. Technologia i użytkowanie Producent szczyci się kompatybilnością z urządzeniami wyposażonymi w iOS, rzeczywiście sterowanie sprawdza się na tych urządzeniach znakomicie. Dobrej jakości nausznice natomiast, doskonale tłumią hałas zewnętrzny wydobywający się z czeluści komunikacji miejskiej, czy ogólnie zgiełku. Dobrze odcinają, nie uciskając przy tym przesadnie głowy, choć to kwestia indywidualna, słuchawki łatwo można przystosować do swojej głowy poprzez regulację rozsuwanego pałąka. Przetworniki, które Takstar zdecydował się zastosować w tych słuchawkach, to 40mm jednostki pokryte tytanem. To bardzo ciekawe połączenie, znane ze starszych – topowych modeli różnych marek, z tym, że w tym wypadku jest to w pełni autorska konstrukcja dalekowschodniej marki. Kabelek wychodzący tylko z jednej słuchawki, o długości 1.2m jest idealny do użytku miejskim, nie plącze się i jest całkiem niezłej jakości. Brzmienie Brzmienie tych słuchawek, mogę skomentować tylko w jeden sposób. Grają fantastycznie. Żywo i energicznie, jednocześnie nie w głowie. Z dużą szczegółową sceną, wychodzącą śmiało poza słuchawki i głowę słuchacza. Jednocześnie, z uwagi na pokryte tytanem membrany, słuchawki nie grają sztucznie czy zbyt agresywnie, to as w rękawie. Tytan napylony na membranę i ogólna adaptacja akustyczna z użyciem muszli z drewna spowodowały, że słuchawki zagrały wyśmienicie, śmiało poza swój budżet. Zdecydowanie warto spróbować, jeżeli szukamy tego typu konstrukcji do użytku mobilnego.
  9. Queen of Audio Vesper Słowem wstępu Słuchawki dokanałowe stają się coraz droższe, rynek jednak nie zapomina o osobach, które na przenośny sprzęt audio nie chcą wydawać fortuny, a chcą poczuć emocje wypływające z głośników, czy też słuchawek, w rozsądnym budżecie. Dziś sprawdzę, czym wyróżnia się wyceniany na 339pln,- nowy model od marki, którą chyba wszyscy już znamy, mianowicie dwuprzetwornikowa hybryda od Queen of Audio - Vesper. Wewnątrz i zewnątrz Słuchawki trafiają do nas w malutkim, mikro, wręcz opakowaniu, które mieści, poza samymi słuchawkami oczywiście – masę dodatków, potrzebnych, do osiągnięcia spełnienia podczas odsłuchu – kilku par silikonowych końcówek dokanałowych, które umożliwią nam komfortowe korzystanie ze słuchawek. Dostajemy również case na słuchawki, zapinany na zamek, oraz odpinany, pleciony kabelek zakończony z jednej strony wtykiem 3,5mm jack a z drugiej, końcówkami 2pin o rozstawie 0,78mm. Same słuchawki jeżeli idzie o wykonanie, są naprawdę dobrze zrobione, wykonana z tworzywa muszla pokryta jest zielonym lub szarym kolorem, w błyszczącym wykończeniu. Sprawiają wrażenie droższych. Technologia i użytkowanie Queen of Audio, siostrzana marki Kinera, w tym modelu zdecydowała się umieścić dwa przetworniki, jeden dynamiczny o przekroju 10mm odpowiadający za dolne rejestry, oraz przetwornik armaturowy firmy Knowles, który odpowiada za reprodukcję góry i średnicy pasma. Osobiście uważam to za bardzo ciekawe i udane połączenie, argumenty znajdą się poniżej. Co do samego użytkowania natomiast, cóż, Kinera, wraz z Queen of Audio przyzwyczaiła nas do sprawdzonych, jeżeli idzie o ergonomię – rozwiązań. Słuchawki dobrze leżą w uszach, szereg końcówek ułatwi zadanie, a pleciony kabelek z powodzeniem niweluje ewentualne niepożądane efekty mikrofonowe podczas użytku w ruchu. Brzmienie Wspomniałem wyżej, że uważam połączenie dużego dynamicznego przetwornika wraz z armaturą od Knwoles'a za połączenie wręcz doskonałe. Zestrojenie tych słuchawek przywodzi na myśl sporo droższe konstrukcję, grają emocjonalnie, z delikatnie zaznaczonymi skrajami pasma, pozostając obojętnymi dla średnicy (może delikatnie ją zmiękczają) Rozdzielczość i separacja w tej cenie to majstersztyk, zatem chyba warto spróbować. Moje ucho w tej cenie podbiły.
  10. Astell&Kern KANN Alpha Słowem wstępu Premiery u tego południowokoreańskiego producenta, odkąd pamiętam, zawsze wzbudzają niemałe emocje. Z wielu powodów, od sposobu wykonania, samej kultury pracy urządzeń, przez sposób reprodukcji sygnału a na cenie kończąc. Najczęściej jest to end-game w danym przedziale cenowym, a i nierzadko ponad nim. W związku z tym premiera najnowszego, trzeciego już z kolei w serii KANN urządzenia o nazwie Alpha, wywołała spore emocje. Czy ten wyceniany na 5999pln,- DAP sprostał oczekiwaniom? Wewnątrz i zewnątrz Pierwsze, co rzuca się w oczy, to kunszt i czas poświęcony na zaprojektowanie i wykonanie tego odtwarzacza. Wykonany jest wręcz ultra-precyzyjnie i ciekawie. Wyjścia słuchawkowe pokryte są ceramiczną powłoką, a sam odtwarzacz poprzez udoskonalenie bryły – mimo dość sporych rozmiarów, leży bardzo pewnie w dłoni i nie ma mowy o tym, aby nam się wyślizgnął. Nie jest natomiast kompaktowy, bryła rozmiarowo jest bardzo zbliżona do pierwszego z serii urządzeń KANN. Technologia Producent w tym bezkompromisowym, bądź co bądź, odtwarzaczu plików bezstratnych zmieścił najnowsze technologie, poczynając od trzech wyjść słuchawkowych, nareszcie dostępnego zbalansowanego wyjścia słuchawkowego 4.4mm, oraz zbalansowanego 2.5mm jak i standardowego wyjścia niezbalansowanego 3.5mm, które to dodatkowo może pełnić funkcję wyjścia optycznego. To tylko początek, bowiem Alpha operuje na dwóch układach analogowo-cyfrowych ESS ES9068AS mających możliwość obsługiwania MQA 8x, MQA CD, oraz DSD 11.2MHz. Południowokoreański producent nie zapomniał również o tych, którzy cenią sobie mobilność ponad wszystko, zatem najnowszy produkt tej marki wspiera przesyłanie danych w technologii bluetooth 5.0, z użyciem kodeka LDAC, który umożliwia odsłuch gęstego materiału muzycznego (24bit, do 990 kbps) bezstratnie. Odtwarzacz kipi mocą, producent chwali się całkowicie przeprojektowanym obwodem, z użyciem specjalnych kondensatorów tantalowych. I rzeczywiście, prezentuje dość ciekawe wartości; na samych wyjściach, do 12Vrms na wyjściu zbalansowanym z ustawionym wysokim wzmocnieniem, oraz wyjścia słuchawkowe pokryte złotem w technologii PVD – zapewniające wysoki stosunek S/N na poziomie 116dB oraz separacje (przesłuch) na poziomie 141dB – robią wrażenie. Producent nie zapomniał również o filtrach, możliwości ich wyboru celem znalezienia odpowiedniej sygnatury. To niuanse, które mają niemały wpływ na całokształt przygody z odsłuchiwaną muzyką. Dodatkowo ogniwo o pojemności 5600mAh pozwoli na korzystanie z urządzenia przez ponad 14 godzin. Brzmienie Ciemne tło. Jest to jeden z tych odtwarzaczy, które bez wątpienia dają sobie radę z każdym typem słuchawek, dodając do tego wspomniane ciemne tło, sekretny składnik znany mi w dużej mierze z większego brata KANN Cube'a. Alpha gra bardzo zbliżoną sygnaturą, z tym, że jest sporo mniejszy, nie zrobi więc dziury w kieszeni. Z powodzeniem udało mu się ukazać, w sposób wierny, styl grania podpinanych słuchawek, bez żadnych podbarwień czy koloryzowania sygnatury. Na standardowych już nastawach dźwięk reprodukowany przez ten odtwarzacz potrafi być bardzo subtelny jak i, kiedy tego chcemy, energiczny, zwięzły, szybki i wyrazisty. To już kwestia słuchawek i preferencji, jednak mnie przekonał. Kolejny raz południowokoreański producent udowodnił, że potrafi tworzyć fenomenalnie brzmiące i wykonane odtwarzacze, z czasem dodając coraz to nowszych technologii, w związku z biegiem czasu. Specyfikacja; Model: KANN ALPHA Kolor obudowy: Onyx Black Materiał korpusu: Aluminium Wyświetlacz: 4,1-calowy wyświetlacz dotykowy HD 720 x 1280 Obsługiwane formaty audio: WAV, FLAC, WMA, MP3, OGG, APE, AAC, ALAC, AIFF, DFF, DSF, MQA Częstotliwość próbkowania: PCM: 8 kHz ~ 384 kHz (8/16/24/32 bity na próbkę) / Natywne DSD: DSD64 (1 bit 2,8 MHz), Stereo / DSD128 (1 bit 5,6 MHz), Stereo / DSD256 (1 bit 11,2 MHz), Stereo Poziom wyjściowy: Wysoki: niezbalansowane 6 Vrms / zbalansowane 12 Vrms (bez obciążenia) Średni: niezbalansowane 4 Vrms / zbalansowane 8 Vrms (bez obciążenia) Niski: niezbalansowane 2 Vrms / zbalansowane 4 Vrms (bez obciążenia) DAC: ESS ES9068AS x2 (Dual DAC) Procesor: Czterordzeniowy Dekodowanie: Obsługa odtwarzania bit-to-bit do 32bit / 384kHz Wejście: Wejście USB typu C (do ładowania z komputerów PC i MAC) Wyjścia: Wyjście niezbalansowane (3,5 mm) / Wyjście optyczne (3,5 mm), Wyjście zbalansowane (2,5 mm, obsługiwane tylko 4-biegunowe 4,4 m, tylko 5-biegunowe) Wi-Fi: 802.11 b / g / n (2,4 GHz) Bluetooth: V5.0 (A2DP, AVRCP, Qualcomm® aptX ™ HD, LDAC) Wymiary: 2,68 „(68,3 mm) [szer.] X 4,60” (117 mm) [wys.] X 0,98 „(25 mm) [gł.] Waga: około 316 g Ulepszenia funkcji: Obsługiwane aktualizacje oprogramowania (OTA) Parametry audio Pasmo przenoszenia: ± 0,021 dB (warunki: 20 Hz ~ 20 kHz) niezbalansowane / ± 0,024 dB (warunek: 20 Hz ~ 20 kHz) zbalansowane ± 0,21 dB (warunki: 20 Hz ~ 70 kHz) niezbalansowane / ± 0,155 dB (warunek: 20 Hz ~ 70 kHz) zbalansowane Stosunek sygnału do szumu: 116dB przy 1kHz, niezbalansowane / 117dB przy 1kHz, zbalansowane Crosstalk: -128 dB przy 1 kHz, niezbalansowane / -136 dB przy 1 kHz, zbalansowane THD + N: 0,0003% przy 1 kHz, niezbalansowane / 0,0005% przy 1 kHz, zbalansowane IMD SMPTE: 0,0003% 800 Hz 10 kHz (4: 1) niezbalansowane / 0,0003% 800 Hz 10 kHz (4: 1) zbalansowane Impedancja wyjściowa: Wyjście niezbalansowane 3,5 mm (0,8 oma) / wyjście zbalansowane 2,5 mm (2,0 oma), 4,4 mm (1,8 oma) Źródło zegara Jitter zegara: 25ps (Typ) Referencyjny jitter zegara: 250 femto sekund (VCXO) Bateria Pojemność: Akumulator litowo-polimerowy 5600 mAh 3,8 V Czas odtwarzania: Około 14,5 godziny (standard: FLAC, 16 bitów, 44,1 kHz, głośność 80, LCD wyłączony, niskie wzmocnienie) Czas ładowania: Około 3,5 godziny (szybkie ładowanie 9 V / 1,67 A) / 5 godzin (standardowe ładowanie 5 V / 2 A) Pamięć Wbudowana pamięć: 64 GB [NAND] Pamięć zewnętrzna: microSD (maks. 1 TB) x1
  11. Kinera Baldr In Ear Monitors Słowem wstępu Rok 2020 przynosi niemałą rewolucję dla nas, audioholików ceniących doskonałej jakości brzmienie on-the-go. Rewolucję nie tylko soniczną, ale i technologiczną, bowiem producenci coraz częściej decydują się na coraz to ciekawsze rozwiązania umieszczone w małej muszli, w malutkim rozmiarze. Niedawno miałem całkiem sporą przyjemność obcować z najnowszym modelem marki Kinera - cenionej na rynku, znanej ze słuchawek o niesamowicie wiernym sposobie reprodukcji, modelem Baldr. Ta siedmioprzetwornikowa hybryda, zaczerpnęła nazwę (a właściwie imię) z mitologii nordyckiej, bowiem, Baldur, to syn Odina. Bóg światła. Mąż Nanny. Brzmi groźnie, co z tego wyszło? Czy te wycenianie na 5999pln,- słuchawki mają szanse przy tak doskonale już brzmiącej konkurencji w tym przedziale cenowym? Wewnątrz i zewnątrz Kinera idzie za ciosem, słuchawki trafiają do nas, jak poprzednie modele, w pudełku o heksagonalnym kształcie, prosto i elegancko. Po odpakowaniu widzimy stos pięknie ułożonych w pudełku akcesorii mających na celu ułatwienie nam użytkowania, w zestawie zatem znajdziemy kilkanaście par różnych końcówek dokanałowych, w tym pięć par sygnowanych Final Audio, dwa kabelki z czystej miedzi z zakończeniami odpowiednio 3.5mm oraz 2.5mm, do tego w zestawie znajduje się wysokiej jakości przejściówka na 4.4mm, czyścik do słuchawek, skórzany pięknie wykonany case do słuchawek, oraz same słuchawki, które, nie boję się tego powiedzieć, wyglądają już jak dzieło sztuki. Muszle wykonane są z drewna dębowego, polakierowane w kolorach niebieskim, czerownym, złotym i innych w wysokim połysku. Z uwagi na proces produkcyjny, żadna ze słuchawek nie wygląda tak samo, zatem na pewno pozwoli się to nam poczuć wyjątkowo. Są cudowne. Technologia i użytkowanie Krótko zwięźle i na temat, ilość końcówek dokanałowych pozwala szybko i skutecznie dopasować monitory odsłuchowe do ucha. Odlewy wykonane doskonale, leżą pewnie i właściwie nie czuć ich w uszach, choć jak zawsze, jest to mocno indywidualna kwestia. Są spore, to fakt, ale gdzieś trzeba było upchać siedem przetworników w tym; cztery przetworniki elektrostatyczne, dwa przteworniki wykonane w technologii armaturowej oraz jeden przetwornik dynamiczny, co ciekawe, membrana tego przetwornika pokryta jest tytanem. Idąc za ciosem słuchawki legitymują się pasmem przenoszenia wynoszącym od 5Hz do 40kHz, dynamiką na poziomie 109dB, oraz oporem wynoszącym 22Ohm. Jednocześnie słuchawki zostały wyposażone w przyłącza do kabelków w standardzie 2pin o rozstawie 0.78mm – umożliwia to szybką wymianę kabla na inny, dający inne właściwości soniczne. Są to bardzo czułe słuchawki, wymagające co do kabelka, zatem tu pole do manewru jest ogromne. Brzmienie Krótko. Sygnał reprodukowany przez te słuchawki, mogę śmiało określić mianem; nieziemski. Żywy, ale i poukładany kiedy trzeba przekaz. Niesamowicie wręcz rozdzielczy. Nie pamiętam takiej rozdzielczości w dokanałówkach, emocje, które dostarczają te niepozornie wyglądające muszelki są tak angażujące, że momentalnie zapominamy, że sygnał reprodukowany jest przez słuchawki. Ma się wrażenie, szczególnie przy nagraniach live obecności na scenie. Intymność przekazu na najwyższym poziomie, ale bez maniery czy zmęczenia. Nie wiem, jak im się to udało, ale słuchawki, mimo ogromnej ilości szczegółu, szybkiego dobrze wybrzmiewającego, wyraźnego dołu pasma nie męczą wcale. Brakuje im oddalenia znanego mi z Nann, owszem. Ale tu, wszystko jest jeszcze bardziej wyraźne. Co najciekawsze, z powodzeniem potrafią zaprezentować sferę dookólną, więc momentami, możemy wyłapać muzyków grających za głową. Konkluzją niech będzie fakt, że to, co kiedyś było dostępne tylko w topowych konstrukcjach nausznych, dziś dostępne jest formie dousznej. Dokanałowej. Soniczna paranoja, pozytywnie!
  12. Kinera Freya Słowem wstępu Stojąc przed wyborem słuchawek dokanałowych w danym budżecie, często trzeba iść na pewien kompromis pomiędzy wygodą użytkowania, funkcjonalnością, wyglądem produktu a brzmieniem. Kinera, po raz kolejny już próbuje nam pokazać, że nie trzeba iść na kompromis. W żadnym z aspektów. Dziś postaram się bliżej przyjrzeć modelowi Freya, który udostępniono mi na testy. Przyznam się szczerze, że byłem ciekaw tych hybrydowych słuchawek dokanałowych od momentu, w którym zawrzało o nich w zachodniej sieci. Wyceniono je na 1149pln,- Wewnątrz i zewnątrz Freya w mitologii nordyckiej była bóstwem miłości, płodności i magii. Jak to się ma do tych słuchawek? Odpowiedź jest prosta, są przepiękne. Cudownie wykonane, ręcznie wykończone dokanałówki, które przychodzą do nas z całą masą akcesoriów, które mają umożliwić nam dostosowanie ich do naszych potrzeb. Więc wraz ze słuchawkami otrzymujemy cały zestaw różnych końcówek silikonowych, szczoteczkę do czyszczenia słuchawek, przepięknie wykonany kabel zakończony wtykami 2-pin oraz 3.5mm jack, etui wykonane równie przepięknie, z dbałością o detale (poszycie) i jakby tego było mało, producent uraczył nas przejściówkami z lightning (apple) na jack oraz z usb-c na jack (android) Zapomniałbym dodać, że dostępne są w dwóch wersjach kolorystycznych, czarnym i białym, jednak to umowne kolory, bowiem, jak wspomniałem wcześniej, każdy z tych wariantów dekorowany jest ręcznie różnymi kolorami. No bajka, po prostu bajka. A to dopiero początek. Technologia i użytkowanie W tym modelu producent zdecydował się na zastosowanie obu znanych już nam z innych słuchawek dokanałowych przetworników – trzech armatur odpowiadających za średnie i wysokie pasmo elektroakustyczne oraz jednego przetwornika dynamicznego, który odpowiada za tony niskie. To jak grają, to kwestia zestrojenia i adaptacji akustycznej przetworników, o tym później. Co ważne, to, że uniwersalny odlew leży w moich uszach perfekcyjnie, po raz kolejny już ta firma udowadnia, że pojęcie ergonomii nie jest jej obce i w tym modelu dosłownie nie ma się do czego przyczepić, oczywiście jest to sprawa mocno indywidualna – ale tu z pomocą przychodzi nam cały arsenał końcówek dokanałowych w różnych rozmiarach. Wyciszenie hałasu z zewnątrz również zasługuje na komentarz. Doskonale wyciszają hałas z zewnątrz umożliwiając przez to skupienie się tylko na odsłuchiwanym materiale muzycznym. Natomiast co do samych danych technicznych, to po kolei; słuchawki legitymują się pasmem przenoszenia od 20Hz do 20kHz, oporem wynoszącym 22Ohm, oraz skutecznością na poziomie 110dB. Ale, jak grają? Brzmienie To niesamowite, ale trudno zachować mi obiektywizm w tej materii, bowiem wyceniane na 1149pln,- Kinera Freya, zostały zestrojone w sposób, który po prostu trafia w moje ucho w sposób niezaprzeczalny. Dźwięk jest bardzo organiczny, dolna średnica wybrzmiewa w sposób pełny, jednocześnie detal na górze pasma nigdzie się nie wywyższa, ale istnieje i ma się dobrze, a w połączeniu z naprawdę doskonale zestrojoną podstawą basową słuchawki generują dużą scenę grając odsłuchiwany repertuar w sposób niewysilony, nic się nie narzuca, a słychać wszystko. Potrafią jednak, w zależności od realizacji danego materiału muzycznego oddać zawarte w nim emocje. Cztery przetworniki robią to w sposób bardzo naturalny, rozdzielczy. Scena potrafi być głęboka jak i szeroka. Jest to, szczególnie w tym przedziale cenowym produkt, którego nie wolno przeoczyć. Trzeba ich posłuchać.
  13. Astell & Kern SE200 Słowem wstępu Astell & Kern SE200 to najnowsze, drugie z serii A&Futura dziecko marki Astell&Kern. Jest to pierwszy na świecie DAP, który wykorzystuje oddzielne przetworniki C/A dla różnych wyjść słuchawkowych. To niemała rewolucja, więc nie przedłużając sprawdźmy, co oferuje ten odtwarzacz, i czy rzeczywiście można ująć go, jako game-changer. Wewnątrz i zewnątrz Po wyjęciu z pudełka uwagę zwraca dbałość o najmniejsze szczegóły, pierwszorzędnie wyfrezowane aluminium łączy w sobie ostre krawędzie i gładkie łuki. Czy tak wygląda przyszłość urządzeń przenośnych przeznaczonych stricte do odtwarzania muzyki w biegu i na wyjeździe? Mogłaby. Odtwarzacz jest porażająco ciekawy, jeżeli idzie o design, a sporych rozmiarów (5'') ekran dotykowy, oraz wielofunkcyjne pokrętło głośności wraz z trzema fizycznymi przyciskami ułatwiającymi nawigację wśród muzycznej biblioteki - zwiastują wygodę i komfort użytkowania. Technologia Tu zaczyna się cała zabawa, jeżeli idzie o to urządzenie, bowiem producent zdecydował się umieścić w nim dwa wyjścia zbalansowane 2.5mm oraz dwa niezbalansowane 3.5mm. Po jednym zestawie dla każdego z układów, i tak jeden zestaw wyjść 2.5mm oraz 3.5mm operuje na AKM4499EQ (znany z topowego modelu SP2000) podczas gdy drugi zestaw wyjść operuje na podwójnym przetworniku ESS9068AS, co w połączeniu z zestawem filtrów zaaplikowanych przez producenta powoduje, że znalezienie swojego stylu gry jest niesamowicie przejrzyste i proste. Poza tymi rewolucyjnymi możliwościami, która umożliwiają żonglerkę sposobem gry tego odtwarzacza producent nie zapomniał o natywnym wsparciu formatów MQA, DSD256, dużej ilości pamięci, która wynosi 256GB z możliwością rozszerzenia o kartę microsd do 2TB, możliwości korzystania ze znanych serwisów typu Tidal czy Deezer oraz obsłudze wysokiej jakości odtwarzania przez bluetooth w technologii aptX HD. Brzmienie Kompletny. To jedyne słowo jakie przychodzi mi na myśl podczas odsłuchiwania tego urządzenia. Dwa, zupełnie różnie prezentujące się sonicznie zestawy wyjść słuchawkowych umożliwiają nam znalezienie swojego stylu gry. W moim odczuciu zaskakującym okazał się zestaw wyjść pracujący na układzie ESS9068AS, który zaprezentował niebywałą gładkość i muzykalność przetwarzanego materiału muzycznego podczas gdy zestaw wyjść pracujący na układzie AKM4499EQ pokazywał niebywały realizm soniczny, transparentność i przejrzystość znaną z topowego modelu tej marki. Umożliwienie, poprzez zaaplikowanie dwóch całkowicie różnych układów C/A w jednym urządzeniu to strzał w dziesiątkę, który uważam za pewnego rodzaju wzór – inni producenci powinni podążać tym krokiem zapewniając nam, słuchaczom, najciekawsze, niedostępne dotąd wrażenia soniczne.
  14. SoundMagic ES30 Słowem wstępu Spektrum rynku budżetowych słuchawek dokanałowych, jest bardzo szerokie. Możemy wybierać spośród setek różnych mniej, bądź bardziej ciekawych propozycji. Do tej magicznej stówki. W tym wypadku SoundMagic ze swoim modelem ES30 uplasował się jeszcze niżej, bo kupując ES30 wydamy pięć dych. Marka jednak przyzwyczaiła nas, do bardzo ciekawego połączenia relacji cena/jakość. Zatem, spróbujmy. Wewnątrz i zewnątrz Słuchaweczki trafiają do nas w znanym już prostokątnym opakowaniu, same muszle są metalowe, a wtyk jack 3.5mm jest kątowy, więc zadbano o to, aby rzeczywiście troszkę posłużyły. Punkt, zwłaszcza, przy tym budżecie. W zestawie ze słuchawkami znajdziemy cztery pary silikonowych końcówek dokanałowych oraz pokrowiec, prawie ze skóry. Dopasowanie, czyli wygoda i ergonomia Leżą nieźle, nie czuć ich w uszach, mimo że są metalowe, są lekkie i stosunkowo łatwo dopasować je do ucha. Kątowy wtyk jack również ułatwia sprawę w kwestii ergonomii użytkowania, podczas spaceru, czy użytkowania w komunikacji nie ma strachu o uszkodzenie wtyku, kiedy telefon znajduje się w kieszeni. Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że udaje im się całkiem nieźle wytłumić hałasy z zewnątrz oraz to, że nie znajdziemy tutaj efektu tzw. driver flex – to znaczy, że nie uświadczymy tutaj chroboczącego dźwięku pracującej membrany podczas wkładania czy poprawiania słuchawek w uszach, to częsta przypadłość budżetowych dokanałówek, tu natomiast tego nie ma. Technologia wykonania, czyli co w trawie piszczy Pod tym względem, na papierze, standard. Słuchawki dysponują przetwornikiem dynamicznym o średnicy 10mm z silnym magnesem neodymowym. Legitymują się pasmem przenoszenia do 15Hz do 22kHz, dynamiką na poziomie 110dB – przez co łatwo osiągają pożądany poziom głośności bez potrzeby dodatkowego wzmacniania sygnału oraz opornością wynoszącą 46Ohm. Brzmienie Słuchawki prezentują ocieploną – dość uniwersalną sygnaturę soniczną, nie błyszczą przesadnie w górnych rejestrach, pozytywnym zaskoczeniem jest fakt, że można w nich usłyszeć w miarę soczystą średnicę. Rozdzielczość nie powala, ale istnieje, a to już punkt. Mają wygar, bez błysku, ale, znowu, blacha jest. I ma się dobrze. Za te pieniądze, jako słuchaweczki do wszystkiego, pozytywnie. Warto spróbować!
  15. Campfire Audio Ara Słowem wstępu Campfire Audio zdążyło już, na przestrzeni lat, ugruntować swoją pozycję na rynku hi-endowych uniwersalnych słuchawek dokanałowych. Marki właściwie nie trzeba zatem przedstawiać, jednak rok 2020 przynosi pewne zmiany, wręcz, uchylając rąbka tajemnicy, rewolucyjne zmiany, spowodowane nowymi modelami: Andromeda 2020, Ara, oraz Solaris 2020. Te modele przedstawiają nowe podejście do sposobu reprodukcji sygnału. Miałem niesamowitą przyjemność przetestować wszystkie z nich, przez dłuższy czas, i chciałbym podzielić się z Wami wrażeniami z użytkowania. Ostatnio pisałem o Andromedach, i Solarisach, teraz przyszedł czas na najnowsze dziecko tej marki, model Campfire Audio Ara. Wewnątrz i zewnątrz Wyceniane na 6999pln,- Ary trafiają do nas w znanym już kartonowym pudełeczku, standard od Campfire, który skrywa pełno dodatków i akcesoriów, od kilkuastu par silikonowych oraz piankowych końcówek dokanałowych, szczoteczkę do czyszczenia słuchawek, poprzez eko pokrowiec wykonany ręcznie w Portugalii z korka, oraz przypinkę z logo Campfire Audio, na samych słuchawkach i kablu kończąc. Ręcznie wykonane Ary zasługują na miano, bezapelacyjnie, dzieła sztuki – dbałość o każdy detal widać gołym okiem, bowiem do wykonania muszli słuchawkowych producent zdecydował się na użycie tytanu, a jeżeli idzie o wejścia pod kabel MMCX użyto berylu oraz miedzi. Sam kabel to również majstersztyk – wielożyłowy kabel Super Litz to splot miedzi oraz srebra, na połączeniach MMCX zdecydowano również o użyciu berylu oraz miedzi. Całość tworzy naprawdę piorunujący efekt. Technologia i użytkowanie Campfire Audio Ara, to całkowicie nowy zaprojektowany od podstaw produkt w którym jest kilka technologicznych smaczków, którymi chwali się producent. Muszle słuchawek wykonane są z tytanu i skrywają aż siedem przetworników armaturowych z wykorzystaniem autorskiej technologii T.A.E.C. - jest to specjalnie zestrojona komora akustyczna w której znajdują się przetworniki reprodukujące sygnał. Ze wspomnianych wyżej siedmiu przetworników armaturowych wyodrębnić możemy podwójny przetwornik armaturowy odpowiadający za górę pasma, pojedynczą armaturę odpowiadającą za tony średnie oraz aż cztery przetworniki odpowiedzialne za tony niskie. Natomiast jeżeli idzie o dane techniczne, to deklaracje producenta są następujące; słuchawki dysponują pasmem przenoszenia w zakresie od 10Hz do 28kHz, legitymują się dynamiką na poziomie 94dB przy podawanej sile wynoszącej 7.09mVrms na częstotliwości 1kHz oraz stawiają opór wynoszący 8.5Ohm przy 1kHz. Dodatkowo nadmienię, że słuchawkom z powodzeniem udaje się tłumić hałas z zewnątrz, moje uszy znosiły bardzo dobrze tą lekką konstrukcję, nie odczuwałem żadnych negatywnych efektów, ale to zawsze sprawa indywidualna. Brzmienie Tu zaczyna się zabawa, bowiem nowa konstrukcja od Campfire jest naprawdę ciekawie zestrojona. Pierwsze, co rzuciło mi się na myśl, to ogromna rozdzielczość górnych rejestrów pasma jak i środka. Słychać absolutnie każdy szmer, szczegół jest wręcz widoczny. Blisko. Intymnie. Dół pasma nadąża i potrafi uderzyć, wybrzmiewa w pełni wtedy, kiedy trzeba. Są to nad wyraz wyraźne słuchawki i przyznam się szczerze, że Campfire stworzyło coś niesamowitego. Przeznaczone dla bardzo wysublimowanych uszu słuchawki grają absolutnie niesamowicie. Przejrzystość i precyzja mogłyby być znakiem firmowym nowego modelu Ara. W każdym repertuarze dane mi było usłyszeć nowe smaczki i za to mogę być wdzięczny. Abstract Ara_white_explosion_loop.mp4
  16. Campfire Audio Solaris 2020 Słowem wstępu Campfire Audio zdążyło już, na przestrzeni lat, ugruntować swoją pozycję na rynku hi-endowych uniwersalnych słuchawek dokanałowych. Marki właściwie nie trzeba zatem przedstawiać, jednak rok 2020 przynosi pewne zmiany, wręcz, uchylając rąbka tajemnicy, rewolucyjne zmiany, spowodowane nowymi modelami: Andromeda 2020, Ara, oraz Solaris 2020. Te modele przedstawiają nowe podejście do sposobu reprodukcji sygnału. Miałem niesamowitą przyjemność przetestować wszystkie z nich, przez dłuższy czas, i chciałbym podzielić się z Wami wrażeniami z użytkowania. Ostatnio pisałem o Andromedach, dzisiaj, przyszedł czas na Solaris 2020. Wewnątrz i zewnątrz Względem poprzednich Solarisów, to, co się rzuca od razu w oczy, to to, że słuchawki są czarne i są zauważalnie mniejsze niż poprzedni model. Zaprojektowane całkowicie od nowa, nowe Solarisy 2020 wyceniane na 6999pln,- wykonane są naprawdę perfekcyjnie, muszla słuchawki pokryta jest materiałem PVD a same wtyki MMCX są wykonane z mieszanki miedzi i berylu. Dzieło sztuki. Wraz ze słuchawkami otrzymujemy wielożyłowy pleciony kabel Litz, hybrydowy, miedziane żyły pokryte są czystym srebrem, a połączenia MMCX w kablu pokryte są berylem. Dodatkowo producent wręcza nam w zestawie całą masę, a dokładnie jedenaście par, różnych końcówek dokanałowych ułatwiających dopasowanie słuchawek do danego kanału usznego, sylikonowe końcówki są sygnowane przez Final Audio oraz Campfire, natomiast pianki w zestawie to już produkt Campfire Audio. Co poza tym? Ułatwiająca utrzymanie produktu w czystości szczoteczka do czyszczenia, ekologiczny pokrowiec korkowy w kolorze brązowym, oraz, jak w przypadku innych produktów Campfire, w zestawie otrzymujemy przypinkę do ubrania z logo producenta. Technologia i użytkowanie Tutaj zaczyna się zabawa, ale po kolei, z uwagi na doskonałej klasy pleciony kabel, podczas użytkowania nie uświadczymy efektu mikrofonowego, jak i same słuchawki i sposób w jaki zostały zaprojektowane, pozwolą nam odciąć się wręcz absolutnie od zgiełku panującego na zewnątrz. Nie ma dla nich znaczenia, czy grają na zatłoczonym molo w Sopocie, czy w Warszawskim metrze. Jest cisza. Słuchawki są zauważalnie mniejsze, jak wspomniałem wyżej, niż poprzednie Solarisy, są lżejsze i w moim uchu leżą doskonale. Do reprodukcji odtwarzanego materiału muzycznego Campfire Audio postawiło, w tym modelu, na wykorzystanie przetworników armaturowych i dynamicznych, idąc za ciosem, za reprodukcję poszczególnych pasm odpowiadają; podwójna armatura na wysokich rejestrach, z wykorzystaniem autorskiej technologii T.A.E.C (specjalnie zestrojona komora akustyczna), jedna armatura odpowiadająca za odtwarzanie wyższych średnich rejestrów oraz jeden przetwornik dynamiczny w rozmiarze 10mm odpowiadający za dolną średnicę oraz dół pasma, przy czym, driver dynamiczny to majstersztyk zasługujący na osobne zdanie, przetwornik ten wykorzystuje membranę wykonaną w technologii A.D.L.C – w skrócie, membrana to diamentopodobny amorficzny materiał węglowy. Producent deklaruje następujące dane techniczne; pasmo przenoszenia to zakres od 5Hz do 20kHz, opór wynoszący 15.5Ohm przy 1kHz, oraz dynamikę na poziomie 94dB, również przy 1kHz z 6.54mVrms. Brzmienie Nowe Solarisy grają zupełnie inaczej niż poprzednie. Dźwięk jest bardziej poukładany, jednak dalej, emocjonalny, muzykalny. Właśnie ta rzeczona muzykalność jest znakiem rozpoznawczym tego modelu, odwzorowują głęboką, ale i bardzo rozdzielczą, poukładaną scenę. Bardzo łatwo zapomnieć, że to słuchawki, bowiem potrafią zagrać jak doskonałej klasy kolumny podłogowe. Silna, obecna podstawa basowa jest niesamowicie dobrze kontrolowana, środek pasma bardzo płynny i czytelny a góra rozdzielcza i delikatna, w odpowiedniej odległości. Ta głębia, którą prezentują mnie osobiście ujęła. Przestrzeń w głąb, to coś, czego na pewno potrzebowały poprzednie Solarisy, tutaj dodano to, jakby na życzenie. Grają niesamowicie, każdy repertuar odtwarzają z lekkością, łatwością ale i delikatnym pazurem, emocją. Bezapelacyjnie słuchawki przeznaczone dla wyszukanego ucha, które doceni w nich to, co najlepsze. Abstract Solaris_white_explosion_loop.mp4
  17. Campfire Audio Andromeda 2020 Słowem wstępu Campfire Audio zdążyło już, na przestrzeni lat, ugruntować swoją pozycję na rynku hi-endowych uniwersalnych słuchawek dokanałowych. Marki właściwie nie trzeba zatem przedstawiać, jednak rok 2020 przynosi pewne zmiany, wręcz, uchylając rąbka tajemnicy, rewolucyjne zmiany, spowodowane nowymi modelami: Andromeda 2020, Ara, oraz Solaris 2020. Te modele przedstawiają nowe podejście do sposobu reprodukcji sygnału. Miałem niesamowitą przyjemność przetestować wszystkie z nich, przez dłuższy czas, i chciałbym podzielić się z Wami wrażeniami z użytkowania. Zatem, na początek, Andromeda 2020. Wewnątrz i zewnątrz Nowa odsłona Andromed, wyceniana na 4999pln,- przychodzi do nas w małym, tekturowym pudełeczku, które skrywa całą masę dodatków, potrzebnych niejako do personalizacji oraz zadbania o tak wysublimowany produkt. Zatem, z wręcz perfekcyjnie wykonanymi ręcznie dokanałówkami dostajemy od producenta doskonałej klasy, ręcznie wykonany kabel Litz – hybrydowy – z miedzi oraz srebra, zakończony wtykami MMCX wykonanymi z berylu, oraz łącznie jedenaście par końcówek dokanałowych w różnych rozmiarach z sylikonu, oraz pianki campfire, do tego szczoteczkę, ułatwiającą utrzymanie słuchawek w czystości, dodatkowo producent dodaje eko pokrowiec na słuchawki, korkowy. Wisienką na torcie jest znajdująca się w wielu już produktach Campfire przypinka z logiem firmy, aby dodać lifestyle'owego animuszu. Technologia i użytkowanie Campfire Andromeda 2020 to słuchawki dokanałowe wykorzystujące pięć przetworników wykonanych w technologii armaturowej, podwójny odpowiadający za niskie pasmo elektroakustyczne, pojedynczy, odpowiadający za reprodukcję tonów średnich, oraz podwójny, z wykorzystaniem autorskiej technologii T.A.E.C. - odpowiadający za tony wysokie. Sama słuchawka natomiast wykonana jest z maszynowo obrabianego, anodyzowanego aluminium. Konektory MMCX w słuchawkach wykonane są z berylu. Danych technicznych nie może zabraknąć, zatem, deklaracją producenta w tym wypadku jest pasmo przenoszenia od 10Hz do 28kHz, opór na poziomie 12.8Ohm przy podawanej częstotliwości 1kHz, oraz skuteczność na poziomie 94dB, również przy częstotliwości 1kHz. To tyle, z suchych danych. Podczas użytkowania dało się zauważyć doskonałe wyciszenie hałasów z zewnątrz jak i brak efektu mikrofonowego na kablu. Ale jak są zestrojone? Czy zasługują na miano godnego następcy wysłużonych już Andromed, które znamy? Brzmienie Odpowiedź jest prosta. Tak. Zasługują. Nowe Andromedy grają zupełnie inaczej niż stare, prezentują ogromną, uporządkowaną scenę, która sięga z powodzeniem za głowę słuchacza, nawet z lichego źródła są w stanie z niesamowitą łatwością wygenerować obraz soniczny przed i za głową słuchacza. Sposób zestrojenia tych słuchawek jest w moim osobistym odczuciu niesamowicie naturalny. Wraz z lepszej jakości źródłem pojawia się również głębia i kultura prezentowanego materiału muzycznego. Z łatwością radzą sobie z każdym, nawet bardzo wymagającym repertuarem. Wyczuwalny jest niesamowicie rozdzielczy dół pasma, bas, który potrafi zejść bardzo nisko ale przy okazji stroni od reszty pasma, środek to absolutna poezja, grają bardzo płynną średnicą, która umożliwia usłyszenie każdego szczegółu w tym pasmie bez żadnego narzutu. Góra pasma, natomiast, to coś, czego wcześniej nie było w arsenale tej marki. Tutaj szczegół jest wyraźniejszy, słychać dosłownie wszystko z delikatnym, bardzo subtelnym zaznaczeniem, że jest, i wybrzmiewa. Rzekłbym, że są to doskonałe monitory odsłuchowe, które radzą sobie ze wszystkim, bez narzutu. Teraz tylko żonglowanie kabelkami i źródełkami, aby dograć soniczny niuans pod dane ucho. Trzeba ich posłuchać. Na koniec dodam, że z niesamowitą łatwością znikają z uszu... Abstract Andromeda_white_explosion_loop.mp4
  18. Takstar TS-450 Słowem wstępu Często zadajemy sobie pytanie o dobre słuchawki nagłowne przeznaczone do pracy z dźwiękiem, takie, przy których odsłuch będzie wierny, nazwijmy to umownie, możliwie jak najbardziej liniowy. Znani na rynku od lat, producenci mają kilka, jak nie kilkanaście pozycji już oklepanych, osłuchanych, używanych od lat. Co więc wyróżnia ten niskobudżetowy wyrób, wyceniony na 149pln,- od reszty? Na to, jak i wiele innych pytań sobie postawionych w trakcie, postaram się odpowiedzieć w tym właśnie tekście. Wewnątrz i zewnątrz Takstar to marka z korzeniami na wschodzie półkuli, bazująca w Chinach firma od wielu lat sukcesywnie tworzy produkty do użytku profesjonalnego jak i konsumenckiego z niesamowicie rozłożoną relacją cena/jakość. Słuchawki trafiają do nas zatem w kartonowym pudełku, które po otwarciu ukazuje nam to co jest w zestawie wraz ze słuchawkami, a dostajemy wraz z nimi; miękki pokrowiec w formie woreczka z wygodnym zamknięciem, przejściówkę z 3.5mm jack na 6.3mm jack oraz instrukcję obsługi. Nic więcej. Same słuchawki natomiast są bardzo przyjemnie wykonane, sprawiając wrażenie droższych i wytrzymałych, nausznice w nich są miękkie i wygodne, przy czym, przy okazji, mieszczą w pełni nawet spore ucho. Technologia i użytkowanie Tytułowe TS-450 to zamknięte słuchawki wokółuszne, oparte o przetwornik dynamiczny o średnicy 40mm. Legitymują się pasmem przenoszenia od 10Hz do 25kHz, dynamiką na poziomie 97dB, opornością wynoszącą 24Ohm oraz maksymalną mocą, którą mogą przyjąć w ilości 50mW. Słuchawki mają również kabelek puszczony tylko z jednej strony słuchawek o długości ~1.6m. To tyle z suchych danych technicznych. Leżą na głowie doskonale, nie uciskają, choć to kwestia indywidualna, to u mnie sprawdzały się świetnie przez dłuższe odsłuchy. Izolują dobrze, choć nie uciskają głowy więc łączą w sobie cechy komfortu i izolacji, jest to pewnego rodzaju kompromis, który tu udał się całkiem nieźle, zatem zabierając je ze studia na ulicę, z powodzeniem dadzą sobie radę w głośnych środkach transportu miejskiego. Brzmienie To, jak grają, to niemałe zaskoczenie. Patrząc w pełni obiektywnie, słuchawki grają bardzo wyrazistą średnicą, którą umiejętnie odrywają od przetwornika, ukazując nam wręcz wokal, bardzo intymnie, ale nie w głowie. Dół punktowy, szybki, uwydatniony wtedy, kiedy trzeba, w końcu – mają pokazać przester czy błędy, więc grają liniowo i wyraźnie, szybko i zwięźle. Jest w nich też wyczuwalna nuta muzykalności, nie są przesadnie laboratoryjne, czy nosowe, i właśnie to mnie zaskoczyło najbardziej. Znajduję w nich styl gry dużo droższych słuchawek monitorowych, a nawet więcej... Abstract
  19. Monolith Monoprice M565 oraz M565C Słowem wstępu Budżetowe słuchawki planarne to ostatnio dość gorący temat, słuchawek wykonanych w tej technologii oraz o korzystnej cenie pojawia się coraz więcej. Dziś postaram się bliżej przyjrzeć dwóm modelom marki Monoprice – otwartym M565 wycenionych na 799pln,- oraz zamkniętej wersji o oznaczeniu M565C wycenionej na 849pln,- Wewnątrz i zewnątrz Obie słuchawki, są de facto identyczne, różnią się, oczywiście poza sposobem reprodukcji dźwięku, muszlami. Obie pary są naprawdę przyjemnie wykonane, drewniane muszle i dobre spasowanie elementów metalowych 'robią robotę', szczególnie w tym budżecie. W zestawie ze słuchawkami, w obu przypadkach znajdziemy sztywny pokrowiec ułatwiający transport słuchawek. Technologia i użytkowanie W obu modelach producent zdecydował się zastosować przetwornik wykonany w technologii planarnej w rozmiarze 66mm jednak różnie zestrojony, o różnych parametrach. W przypadku modelu M565 w wersji otwartej słuchawki legitymują się pasmem przenoszenia 10Hz – 45kHz, opornością 32Ohm oraz skutecznością na poziomie 102dB natomiast moc, która mogą przyjąć to widełki od 200mW do 4W. W przypadku modelu M565C pasmo przenoszenia wynosi 10Hz – 50kHz, oporność to 18Ohm, skuteczność to 96dB a optymalna ilość mocy dostarczanej do słuchawek to według producenta 1W. To tyle z suchych danych technicznych. Obie pary są zdecydowanie przeznaczone do użytku w domu, bądź w przypadku zamkniętej wersji – w pracy, czy na wyjeździe. W obu przypadkach konstrukcja pałąka świetnie rozkłada, i tak już niewielką wagę słuchawek na głowie, przez co nawet długie i wielogodzinne odsłuchy nie są przesadnie męczące, wręcz, można zapomnieć że ma się je na głowie. W obu przypadkach kabel, który dołączony jest do słuchawek jest odpinany, zakończony wtykiem 3,5mm. Brzmienie Jak wspomniałem wyżej, oba modele różnią się nie tylko parametrami technicznymi, sposobem zestrojenia przetwornika, ale i budową, co skutkuje, że grają zupełnie różnie. Zatem. Model M565 w wersji otwartej gra dość intymnie, dźwięk reprodukowany przez te słuchawki jest blisko głowy słuchacza, posiadają niesamowitą chropowatą średnicę, którą wręcz można dotknąć, scena jest dość szeroka, ale nie do przesady, na pierwszy plan zdecydowanie wysuwa się średnie i niższe pasmo, detal górnej części pasma jest oddalony, buduje to ciekawą głębię, którą zdecydowanie posiadają. Natomiast wersja zamknięta, M565C to już zupełnie inny świat, tu zachowany został delikatny rys chropowatej średnicy pasma z otwartych, ale tu detalu na górze pasma jest więcej, a i dół jest lepiej, siłą rzeczy (obudowa zamknięta) kontrolowany i bardziej zwarty. Jednocześnie wariant zamknięty, lepiej obrazuje instrumenty i głębokość sceny jest większa. Obie pary są zdecydowanie warte odsłuchu w podanym przedziale cenowym osobiście skłaniałbym się ku zamkniętej wersji, ale, jak zawsze, jest to kwestia preferencji i potrzeby. Abstract
  20. Monoprice Monolith M1060C Słowem wstępu Kiedy dostałem informację o możliwości przetestowania tego modelu, nie mogłem się doczekać. Rynek opiewa w wiele planarnych słuchawek wokółusznych, ale modeli wykonanych w konwencji zamkniętej, szczególnie w tym budżecie (~1500pln,-) jest jak na lekarstwo, a droższe, są poza zasięgiem. Stąd entuzjazm przed całym, nazwijmy to, wydarzeniem. Co z tego wyszło? Wewnątrz i zewnątrz Słuchawki przychodzą do nas w dużym, znanym dla tej marki, tekturowym opakowaniu, które po otwarciu, skrywa tytułowe M1060C w dużym owalnym, sztywnym, przenośnym opakowaniu. Dodatkowo dostajemy ze słuchawkami, rzecz jasna, odpinany kabelek zakończony małym wtykiem jack, 3,5mm – z dołączoną do zestawu przejściówką na jack 6,3mm umożliwiający podpięcie słuchawek do stacjonarnych źródeł. Same słuchawki są bardzo pieczołowicie wykonane, gro elementów jest wykonane z metalu, natomiast same tylne ścianki muszli są wykonane z drewna. To duży plus. Zwłaszcza, że ma to ogromne znaczenie dla wartości sonicznych. Na uwagę zasługują również duże, mieszczące całe ucho – miękkie nausznice. Technologia i użytkowanie W słuchawkach został zaadaptowany przetwornik planarny, z dużym, wydajnym układem magnetycznym wykonanym z neodymu. Producent deklaruje, że słuchawki są w stanie przyjąć nawet 5W mocy, przez 200ms, szczerze powiedziawszy nie wiem, czy bym to wytrzymał, ale idąc za ciosem, specyfikacja podpowiada nam, co potrafią, dynamika na poziomie 90dB, pasmo przenoszenia w przedziale od 10Hz do 50kHz, oraz przetwornik planarny znany z innych modeli tej firmy w rozmiarze 106mm podpowiada nam, że powinny przyspieszyć niejedno audiofilskie serce. Ale o tym za chwilkę. Zdecydowanie słuchawki przeznaczone do odsłuchu w domu, na głowie wyglądają jak część uposażenia wojskowego, natomiast genialnie rozłożona przez pałąk nagłowny masa tych słuchawek, kompletnie nie przeszkadza w długich, nawet wielogodzinnych posiedzeniach. W poszukiwaniu. Brzmienie Biorąc pod uwagę, że to słuchawki zamknięte, grają mimo wszystko, bardzo szeroką sceną. Wyraźnie. Detalicznie, z bardzo przyjemnie zaznaczonym pasmem dolnym. Nie spodziewałem się, że zagrają z taką kontrolą na basie i, jednocześnie, takim powietrzem na średnicy pasma. Jednocześnie, brak w nich anemii, dolna średnica potrafi zaskoczyć. Grają naprawdę ciekawie. Potrzebują dosłownie chwili, by pokazać co potrafią, bowiem sfera, którą generują jest bardzo czytelna. Wręcz namacalna. Radzą sobie z szybkim, energicznym repertuarem, jak i spokojnym, potrafią, zdecydowanie oddać ciało instrumentu, nie tylko obrys w powietrzu. To bardzo ciekawa, wręcz obowiązkowa propozycja dla osób, które szukają słuchawek zamkniętych do odsłuchu w domu, aby móc znaleźć chwilę dla siebie. Zdecydowanie na plus. Abstract
  21. Monoprice Monolith M1570 Słowem wstępu Dziś, wybierając słuchawki wokółuszne przeznaczone do odsłuchu w domu, mamy coraz większe możliwości. Coraz więcej, za mniej. Trend ten, rozrasta się z uwagi na postęp technologiczny i niższe koszty produkcji. Na konkluzję przyjdzie czas, bowiem miałem okazję zaznajomić się z flagowym modelem słuchawek wykonanych w technologii planarnej, o otwartej konstrukcji, wokółusznych marki Monoprice z serii Monolith model M1570. Co z tego wyszło? Wewnątrz i zewnątrz Wyceniany na ~2500pln,- najwyższy model marki Monoprice M1570 przychodzi do nas w ogromnym, majestatycznym wręcz pudle, które po otwarciu ukazuje nam okrągły zapinany na suwak twardy case ze słuchawkami w środku. Wraz z nimi dostajemy drugą parę nausznic, odpinany kabel oraz przejściówkę umożliwiającą podłączenie słuchawek do źródeł wyposażonych w jack 3.5mm. Ubogo, ale zwracając uwagę na wykonanie słuchawek jak i kabla widać wręcz brak oszczędności w najważniejszych punktach. Słuchawki wykonane są absolutnie przepięknie, dwa zestawy nausznic, ze skóry oraz z weluru oraz porządnie zrobiony odpinany kabel. Te dwie kwestie rzucają się w oczy najbardziej. Technologia i użytkowanie Słuchawki wykorzystują przetwornik planarny, nie dynamiczny, jest to bardzo ciekawe rozwiązanie, które stosują z powodzeniem inni producenci, jednak tu, zastosowany przetwornik ma spory rozmiar, bo aż 106mm, idąc za ciosem słuchawki legitymują się pasmem przenoszenia w przedziale 5Hz – 50kHz, dysponują skutecznością na poziomie 96dB oraz opornością wynoszącą 60Ohm. Producent chwali się również wykorzystaniem bardzo wydajnych podwójnych magnesów. Wspomniałem wyżej o zastosowanej technologii planarnej w tych słuchawkach. To bardzo duża zaleta, ponieważ przetwornik wykonany w technologii planarnej, przenosi dźwięk bardziej liniowo, jest w stanie oddać większą dozę szczegółów w większości pasm słyszalnych dla ucha ludzkiego, rozdzielczość przetwarzanego sygnału jest po prostu; lepsza. Z uwagi na rozmiar przetwornika i wyeliminowanie tradycyjnej cewki. Przy używaniu tych słuchawek, może dać się we znaki ich waga, bowiem jest to aż 670g. Jednak przy zastosowaniu tak dużych nausznic oraz komfortowego obicia pałąka, mnie osobiście waga ta nie przeszkadzała, nawet przy dłuższych odsłuchach. Jest to jednak kwestia dość mocno indywidualna. Brzmienie Meritum. To co rzuca się na pierwszy rzut ucha, to głębokość sceny i doskonale zaznaczona podstawa basowa. Mają impet i doskonale radzą sobie z dużą ilością instrumentów bądź syntezatorów. Kiedy trzeba, kiedy realizacja pozwala, grają zwiewnie i delikatnie, bardzo rozdzielczo, jednak przy elektronice pokazują pazur i emocje biorą górę, z zachowaniem porządku, żadne pasmo na siebie nie nachodzi, nie ma tłoku, podczas odsłuchu, czy duszności, wysiłku, nie. To właśnie zaleta dobrze zestrojonych słuchawek planarnych, moim zdaniem. Zdecydowanie mogą konkurować z droższymi konstrukcjami innych producentów, doskonale pokazują, że czasy się zmieniają, i styl gry dotychczas zarezerwowany dla droższych słuchawek, dziś dostępny jest w produkcie dużo tańszym. Szczerze mogę je polecić, ponieważ sygnał potrafi oderwać się od ucha do przodu jak i do tyłu, zachowując przy tym niesamowicie dużo powietrza. Przyznam się szczerze, że zaskoczył mnie ten produkt bardzo pozytywnie. Abstract
  22. FiiO FD1 Słowem wstępu Rynek, skupiający się na uniwersalnych słuchawkach dokanałowych rozrasta się w niezłym tempie. Pożądany charakter gry, wygoda i cenowa przystępność, to mimo wszystko cechy dość trudne do połączenia, zważywszy na zupełnie odmienne walory dźwiękowe i ergonomię użytkowania, różnych producentów. Dziś postaram się, dość obiektywnie, pokazać co stworzył jeden z wiodących producentów ze wschodu, próbując połączyć te cechy, tak, aby trafił on do jak największej rzeszy osób. Bez wiercenia dziury w naszych portfelach – wycenionych na 329pln,- FiiO FD1. Wewnątrz i zewnątrz Słuchawki trafiają do nas w klasycznym, znanym już z innych modeli FiiO opakowaniu w stylu książki. Znajdziemy w nim, poza samymi słuchawkami oczywiście, odpinany kabel, aż siedem par różnych końcówek dokanałowych, w których można wyszczególnić ich trzy typy; trzy pary końcówek podbijających dolne tony, trzy pary końcówek neutralnych dla sygnału oraz jedną parę końcówek dokanałowych wykonanych z pianki. Dbają. A to nie wszystko. W zestawie znajdziemy również całkiem nieźle wykonany, odpinany kabel z metalowym rozdzielaczem, oraz szczelny, twardy, zamykany na zatrzask case, czy jak kto woli pojemnik. Co do samych słuchawek, to trzeba również przyznać, że wykonane są bardzo przyzwoicie, sprawiają wrażenie droższych, niż są. Do tego wszystkiego, słuchawki występują w dwóch wariantach kolorystycznych – czarnym oraz niebieskim. Technologia i użytkowanie Diabeł tkwi w szczegółach. Słuchawki oparte są na jednym przetworniku dynamicznym w rozmiarze 10mm, a sama membrana pokryta jest berylem. Legitymują się skutecznością na poziomie 109dB, opornością wynoszącą 32Ohm, oraz maksymalną mocą, którą mogą przyjąć – 100mW. Sam kabelek również zasługuje na osobne zdanie, mierzący 120cm, czterożyłowy splot wykonany z monokrystalicznej miedzi o wysokiej czystości zakończony wtykami 2-pin oraz wtykiem 3.5mm jack – spaja niejako wszystko w jedną całość. I to całkiem nieźle, bowiem podczas użytkowania słuchawek nie odnotowano efektu mikrofonowego. Same słuchawki doskonale leżą w uszach, choć to, jak zawsze, indywidualna kwestia, dobrze udaje im się również wyciszyć hałas z zewnątrz, co skutkuje tym, że podczas jazdy głośnym środkiem transportu vide; metro – nie musimy słuchać muzyki głośno, by odciąć się od zgiełku i zanurzyć w sonicznej prywatnej oazie. Brzmienie Zatem jak grają? Na tyle ciekawie, że warto o nich napisać. Nie spodziewałem się niczego specjalnego. Byłem wręcz pewien, że zagrają z dużą nadaną odgórnie - manierą na dole pasma. Jednak pokryty berylem przetwornik, gra zupełnie inaczej. Uszy potrzebują dosłownie chwilki, w moim przypadku, by się zaklimatyzować, przyzwyczaić do sposobu reprodukcji sygnału przez tytułowe słuchawki. Grają niezwykle spokojnie i spójnie, potrafią oddać szczegóły w oddali. Przed głową słuchacza. Scena nie jest przesadnie szeroka, ale niezwykle głęboka, bez problemu z basem, nie ma go aż tak wiele i nie dominuje nad resztą pasma. Góra potrafi błysnąć i ma fakturę, to coś, uważam niesamowicie pożądanego. Szczególnie w tym przedziale cenowym. Posiadają manierę, ale po chwili aklimatyzacji, maniera znika, a muzyka staje się niezwykle angażująca, oderwana od przetworników. Zdecydowanie, ale to zdecydowanie słuchawki warte uwagi w tym przedziale cenowym. Abstract
  23. Ale ona tam jest, i ma się dobrze, tylko jest troszkę dalej od głowy. Bardzo ciekawa prezentacja
  24. Matrix Audio Element I Wstęp Na dzisiejszym rynku audio możemy zaobserwować całkiem niezłą batalię, coraz więcej marek wkracza w rewiry streamingu. Urządzenia te mają za zadanie przenieść pełną kolekcję płyt w formie cyfrowej, bądż umożliwić odsłuch muzyki z dostępnych serwisów strumieniowych vide; Tidal, za pośrednictwem chociażby oprogramowania Roon. Przyznam się szczerze, że kiedy dostałem informację o Matrix Audio Element I i możliwości przetestowania tego urządzenia w zaciszu domowym, pałałem entuzjazmem i nie mogłem się doczekać kiedy finalnie wepnę go w sieć wi-fi i zacznę słuchać. Wewnątrz i zewnątrz Urządzenie przychodzi do nas w opakowaniu w formie kartonu z rączką, co ułatwia ewentualny transport. W zestawie znajdziemy wszystko co potrzebne, czyli; tytułowe urządzenie wraz z antenką, pilot, instrukcję obsługi, oraz zewnętrzny zasilacz, który w razie potrzeby poszukiwania sonicznej nirwany możemy wymienić na któryś z dostępnych na rynku np. Farrad czy Sbooster. Wykonanie samego urządzenia, to bardzo wysoki przyjemny dla oka poziom, wyświetlacz również jest bardzo czytelny, nawet z większej odległości. Samo logo pięknie wkomponowane w górną obudowę urządzenia mnie urzekło. Polubiliśmy się, obiektywnie mówiąc, w tej kwestii. Ergonomia użytkownia, konfiguracja oraz technologia Element I to urządzenie bardzo zaawansowane, pomijając suche dane techniczne, o których później postaram się napisać, to już na początku warto zaznaczyć, że nie jest to zwyczajny streamer. Z powodzeniem może służyć jako w pełni zbalansowany przedwzmacniacz do głośników aktywnych, bądź podawać w pełni regulowany cyfrowo sygnał do końcówki mocy. Posiada cały zestaw wejść cyfrowych; optyczne, koaksjalne, USB czy też IIS-LVDS, przy czym to ostatnie ma kształt zwyczajnego HDMI, jednak nie jest to ze sobą kompatybilne, poprzez inne ułożenie pinów. Urządzenie posiada też oczywiście wejście LAN umożliwiające wpięcie go sieci za pośrednictwem kabla, oraz obsługuje odtwarzanie wielorakich materiałów poprzez połączenie bezprzewodowe Wi-Fi. Konfiguracja jest bajecznie prosta, producent zadbał o prostotę w tej kwestii tworząc aplikację MA Remote App, która dostępna jest na urządzenia oparte o Androida jak i iOS. Po pobraniu takiej aplikacji, w kilku krokach jesteśmy w stanie wpiąć bohatera w sieć rozsianą w powietrzu i udostępniać mu materiały z chociażby NAS czy tak ja wybierając streaming przez AirPlay oraz Roon i Tidal, za źródełko wykorzystując poczciwego MacBooka. Oczywiście samym urządzeniem możemy w pełni sterować za pomocą urządzenia z Androidem bądź iOS. Dodatkowo producent wyposażył Element I w wejście USB typu host, do którego możemy bezpośrednio wpiąć pamięć przenośną, dysk, z muzyką. Dużo możliwości, a to jeszcze nie koniec. Po wejściu do menu urządzenia otwierają się kolejne, tym razem soniczne możliwości, chociażby poprzez żonglowanie filtrami PCM oraz DSD, czy też aby zmniejszyć ewentualne zniekształcenia możemy włączyć, bądź wyłączyć funkcję dither oraz jitter eliminator. O mały włos, a zapomniałbym o wyjściu słuchawkowym, które znajduje się w tym urządzeniu. Zaskakująco dobrze daje sobie radę z nawet bardzo wymagającymi słuchawkami. Ostatnia sprawa w kwestii użytkowania, podstawowe funkcje, typu selektor wejść, bądź głośność możemy regulować za pomocą pilota. Brzmienie Wrażenia odsłuchowe powiązane z tym urządzeniem, to niemały szok. Będąc przyzwyczajonym do innych, droższych streamerów, Matrix Audio Element I wyceniony na 4999pln,- się broni. W dźwięku przetwarzanym przez to urządzenie, używanym jako przedwzmacniacz, nie sposób dopatrzeć się wszechobecnej maniery cyfrowej, nie ma tu podbitej góry, czy odczuwalnego braku holografii. Tu wszystko jest, podane w odpowiednim porządku, z delikatnie zaznaczonym dołem pasma, każdy instrument ma swoją wagę, jest w odpowiednim miejscu. W pewnym momencie naprawdę byłem pewien, że słucham swojego systemu, tymczasem, pierwszy, główny system był rozłączony, a za wszystko odpowiadał Element I. Co do wyjścia słuchawkowego, również bardzo pozytywne zaskoczenie, ponieważ Matrix z powodzeniem rozpędził i nadał powietrza moim starym Sennheiser HD600, które dostały niejako nowe życie, ostatnimi czasy. Rozdzielczość sygnału oraz obrazowanie Matrix ma opanowane na wysokim poziomie, dało się wiele wręcz ujrzeć w słuchawkach. Patrząc zupełnie obiektywnie, w relacji cena/jakość to tego urządzenia, nie sposób nie polecić. Trzeba go posłuchać. Wypożyczyć. Zarezerwować na weekend czas na odsłuch, bo ten, może być bardzo owocny. Dane techniczne Nie zapominając o obiecanych danych technicznych, oto one; Wejścia cyfrowe Koaksjalne & Optyczne PCM 16-24Bit /44.1kHz, 48kHz, 88.2kHz, 96kHz, 176.4kHz, 192kHz DSD 2.8MHz (DoP) IIS LVDS PCM 16-32Bit /44.1kHz, 48kHz, 88.2kHz, 96kHz, 176.4kHz, 192kHz, 352.8kHz, 384kHz、705.6kHz, 768kHz DSD 2.8MHz, 5.6MHz, 11.2MHz (DoP) DSD 2.8MHz, 5.6MHz, 11.2MHz, 22.4MHz, 45MHz (Native) USB Audio PCM 16-24Bit /44.1kHz, 48kHz, 88.2kHz, 96kHz, 176.4kHz, 192kHz, 352.8kHz, 384kHz, 705.6kHz, 768kHz DSD 2.8MHz, 5.6MHz, 11.2MHz (DoP) DSD 2.8MHz, 5.6MHz, 11.2MHz, 22.4MHz (Native) Wyjścia liniowe XLR SNR: > -127dB THD+N: <0.00025%@1k,<0.00027%@20Hz-20kHz Odpowiedź częstotliwościowa: 20Hz-20kHz ±0.05 -3dB@150kHz Separacja kanałów: >-143dB Poziom wyjścia 4.0VRMS@0dB RCA SNR: > -120dB THD+N: <0.00040%@1k,<0.00045%@20Hz-20kHz Odpowiedź częstotliwościowa: 20Hz-20kHz ±0.05 -3dB@100kHz Separacja kanałów : >-114db Poziom wyjścia RCA: 2.0VRMS@0dB Wyjścia słuchawkowe SNR: >-111dB@2VRMS THD+N: <0.0006%@1VRMS Odpowiedź częstotliwościowa: 20Hz-20kHz ±0.1 -3dB@47kHz Impedancja wyjściowa: <0.6Ω Moc: 1320mW@33Ω,248mW@300Ω,124mW@600Ω,1%THD Praca w sieci LAN: 10BASE-T/100BASE-TX WLAN: 2.4GHz/5GHz, IEEE 802.11 a/b/g/n/ac standard MA.PLAYER – odtwarzacz Wspierane formaty MP3 、WMA 、WAV 、AIF、AIFC、AIFF、AAC、FLAC、OGG、APE、ALAC、M4A、DSF、DFF Próbkowanie PCM PCM 16/24/32Bit 44.1kHz、48kHz、88.2kHz、96kHz、176.4kHz、192kHz、352.8kHz, 384kHz Próbkowanie DSD DSD 2.8MHz, 5.6MHz, 11.2MHz Nośnik USB Element I może korzystać z urządzeń, które są zgodne ze standardem pamięci masowej USB i obsługuje formaty plików FAT, FAT32, exFAT i NTFS, ale nie gwarantuje zgodności ze wszystkimi urządzeniami pamięci masowej lub kartami pamięci. Wymiary: 240×220×55mm (L×W×H, z elementami wystającymi) Waga: 1.5kg Abstract
  25. Monoprice SonicSolace Słowem wstępu Coraz więcej osób poszukuje możliwości odcięcia się od świata zewnętrznego, stąd istnieje swojego rodzaju boom, na słuchawki dysponujące technologią aktywnego wyciszania szumów zewnętrznych. Przyznam się szczerze, że mnie ta technologia bardzo ciekawi, i również wzbudza zainteresowanie z uwagi właśnie na funkcjonalność. Trudno jednak znaleźć rozsądne cenowo słuchawki, które pogodzą tą technologię z dobrym odwzorowaniem dźwięku, więc kiedy usłyszałem o Monoprice SonicSolace – wokółusznych słuchawkach zamkniętych przeznaczonych do użytku mobilnego, z redukcją szumu, w cenie 299pln,- byłem więcej, niż zaciekawiony. Zwłaszcza, że marka ta, ma w swojej ofercie niesamowicie ciekawie brzmiące modele wokółuszne, wykonane w technologii planarnej, więc wiązałem z SonicSolace niemałe nadzieje. Wewnątrz i zewnątrz Zaskoczenie od pierwszego kontaktu, słuchawki przychodzą do nas zapakowane w foliowy worek, który skrywa słuchawki, akcesoria, w postaci kabla sygnałowego – umożliwiającego podłączenie słuchawek po kablu do źródła, kabla micro USB przeznaczonego do ładowania oraz instrukcję obsługi. Po wyjęciu z foliowego opakowania, słuchawki sprawiają kolejną niespodziankę, w związku z tym jak są wykonane. Są niesamowicie solidne, wszędzie, gdzie się dało, słuchawki zamiast tworzywa mają metal, włącznie z mechanizmem składania – to bardzo dobry znak, który już wróży, że do słuchawek przyłożono się w sposób należyty. Możnaby pokusić się o stwierdzenie, że brak standardowego opakowania, czy futerału rekompensuje właśnie fakt jak wykonane są te słuchawki, na uwagę zasługuje również jakość obszycia pałąka czy same nausznice wykonane z prawie skóry. Duży plus. Ergonomia użytkownia i technologia Mając do czynienia z wszelkiej maści bezprzewodowymi słuchawkami wokółusznymi z redukcją szumu, na jedno trzeba zwrócić od razu uwagę. Moim zdaniem, powinny to być słuchawki z obsługą dość intuicyjną, prostą, nieskomplikowaną, takie właśnie są Monoprice SonicSolace. Słuchawki wyposażone są w trzy przyciski na prawej słuchawce oraz przełącznik służący do włączenia, bądź wyłączenia redukcji szumu. Natomiast przyciski na prawej słuchawce, umożliwiają odebranie, bądź skończenie połączenia, regulację głośności, czy też zmianę utworu do przodu czy do tyłu. Absolutne minimum, które do mnie, w tym budżecie, po prostu trafia. Co do suchych danych technicznych, zapewnionych przez producenta, deklaruje on, iż słuchawki mogą pracować na rozsądnym poziomie głośności z włączoną redukcją szumu około ośmiu godzin, a bez niej, szesnaście. Słuchawki legitymują się pasmem przenoszenia w przedziale 20Hz – 20kHz, dźwięk reprodukowany jest przez 40mm przetworniki z silnymi magnesami neodymowymi. Dysponują wysoką skutecznością, na poziomie 105dB i obsługą technologii bluetooth w wersji 5.0 – co zapewnia w miarę bezstratne przesyłanie muzyki, oraz energooszczędność. W warunkach bojowych, czyli na mieście i w komunikacji – słuchawki – i tu zaskoczenie, sprawdzają się niesamowicie dobrze, wręcz nieprzyzwoicie dobrze. Skuteczność redukcji szumów z zewnątrz w tych słuchawkach śmiało mogę porównać do konkurencji sporo droższej. Rozmowy telefoniczne również prowadzone są bezproblemowo, mikrofon znajdujący się na prawej słuchawce nie zbiera przesadnie szumów z otoczenia i umożliwia komfortową rozmowę w różnych warunkach. Komfort też daje się we znaki, kiedy założymy je na głowę. Precyzyjna regulacja rozsuwanego pałąka i dobre rozłożenie masy powoduje, że słuchawki nie ciążą na głowie i można używać ich dłużej, niż trwa przejazd komunikacją miejską. Brzmienie Szczerze się przyznam, że spodziewałem się czegoś innego. Spodziewałem się pewnego rodzaju kompromisu, po tym, jak wykonane są słuchawki oraz po tym jak skutecznie działa noise cancelling spodziewałem się, że brzmieniowo będzie można się do czegoś przyczepić. Zaskoczenie. Pozytywne zaskoczenie. Słuchawki prezentują bardzo przyzwoitą reprodukcję materiału odtwarzanego z delikatnie ocieplonym dolnym rejestrem, płynną średnicą i obecną górą pasma. Scena jest dość głęboka, nie grają w głowie, co jest dużym plusem. To bardzo przyzwoicie, a za tą cenę wręcz nieprzyzwoicie dobre słuchawki wokółuszne z redukcją hałasu z zewnątrz. Zdecydowanie warto spróbować, jeżeli poszukujemy takich słuchawek, spełnią niejedno wymagające ucho, a i przy okazji pozwolą cieszyć się ciszą. Abstract
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Zarejestruj się aby mieć większy dostęp do zasobów forum. Przeczytaj regulamin Warunki użytkowania i warunki prywatności związane z plikami cookie Polityka prywatności