Skocz do zawartości

beowulf

Zarejestrowany
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Reputacja

0 Neutral

Ogólne

  • Lokalizacja
    Jaworzno
  1. beowulf

    AKG K412p

    AKG K412p Nie można mnie uznać za "weterana" słuchania muzyki z odtwarzacza mp3. Nie mógłbym też wygłaszać opinii o wielu różnych odtwarzaczach opartych na własnym doświadczeniu. Słowem - "bez szału". Ale tak się złożyło, że słuchawek przewinęło się u mnie dość sporo, nie tylko za sprawą mp3 - wcześniej namiętnie używałem walkmana a także, w ciut mniejszym stopniu, (przenośnego) odtwarzacza CD. Wszystkie te słuchawki miały jedną cechę wspólną - były to "pchełki". Większość też - niestety - nie mogła się pochwalić dobrym dźwiękiem (a niektóre nie mogły się pochwalić dźwiękiem chociażby znośnym). Ale "dotarłem" w końcu do AKG. Postanowiłem wydać na słuchawki więcej niż zwykle, ale poczuć ich jakość - zarówno w brzmieniu jak i w wykonaniu. Wykonanie AKG K412p to słuchawki półotwarte, oczywiście nauszne. Wykonane są z metalu (pałąk) i plastiku. Przewody poprowadzone są od obydwu nauszników. Cały kabel ma 150cm, nie ma na szczęście tendencji do plątania się, nie przenosi także dźwięków z otoczenia (uderzeń w kabel itp.) Obudowy głośników oraz "zawiasy" zrobione są z dobrej jakości twardego plastiku. Nie jest od podatny na zarysowania, a naniesione na niego napisy do dziś są w stanie fabrycznym (słuchawki mają ponad dwa lata). Osłony na "tyle" głośników to ten sam plastik, ale w innym odcieniu. Spasowanie jest na dobrym poziomie - nie jest niestety idealnie. Elementy posiadają pewien luz, zdarza im się też czasami zatrzeszczeć - co słychać w trakcie ich używania (tj. w trakcie noszenia ich na głowie). Dużym plusem jest natomiast fakt, że pomimo tych niedociągnięć nic się nie psuje. Całość spasowana jest w ten sam sposób od nowości i nie sprawia wrażenia, jak gdyby miało się to kiedykolwiek zmienić. Gąbki na padach to nie nadzwyczajny temat - gąbka jest typowa. Dobrej jakości, nie ma tendencji do szybkiego brudzenia się. Rzadko też zdarza się, żeby zahaczona fragmentem ubrania lub kluczami spadła z głośnika Inny, dużo gęstszy, rodzaj gąbki pojawia się na zakończeniach pałąka. Znajdują się tam elementy służące do podparcia pałąk o głowę. Dotyk zimnego (w chłodne dni) lub ciepłego (w dni słoneczne i upalne) metalu nie byłby zbyt przyjemny, więc gąbeczki te - zwłaszcza, że sprawują się bez zarzutu - to naprawdę udane rozwiązanie. Jeżeli kogoś martwią wszędobylskie "odciski palców" na nowoczesnym sprzęcie to mogę pocieszyć - plastik użyty w K412p nie "łapie" takich odcisków nawet w najmniejszym stopniu. Gorzej wypada metalowy pałąk, chociaż także w jego przypadku nie jest źle - ślady zostają, ale głównie po spoconych lub utłuszczonych palcach. Kolorystyka wypada "szaro" - co nie znaczy, że źle. Jeżeli ktoś szuka błyszczących słuchawek z mnóstwem kolorowych znaczków i napisów - tutaj tego nie znajdzie. Słuchawki są szare (plastik, dwa odcienie), czarne (gąbki) i metalowe (pałąk). Na padach mamy logo producenta, na zawiasach oznaczenie modelu oraz literki "R" i "L". To na pewno sprawa gustu, ale do mnie taka kolorystyka przemawia w 100% - mamy stonowanie, ale odstępstwo od "jedynie-słusznej" czerni. Muszę także wspomnieć o tzw. "3D-Axis" - jest to mechanizm, dzięki któremu możemy złożyć słuchawki do kompaktowego rozmiaru. Jeżeli ktoś miał wcześniej do czynienia z AKG z serii "portable", wie zapewne, jak to wygląda. Reszcie pokrótce przedstawię sytuację: AKG stosuje - także w modelu K412p - system składania słuchawek. Pady obracają się o 90 stopni względem pałąka, w przeciwne strony. Następnie składają się - przy pomocy specjalnych zawiasu - "do" pałąka, zachodząc na siebie gąbkami. Całość sprawia, że po złożeniu słuchawki zajmują tyle miejsca, ile sam pałąk w momencie używania słuchawek. Wygoda użytkowania Nie ukrywam - mogłoby być lepiej. Generalny zarzut wynika z konstrukcji słuchawek. Przylegają one dość dokładnie do głowy. Jestem osobą, która nosi okulary. Słuchawki lekko naciskają na górną część ucha, a za nią znajdują się oprawki okularów (mniej/więcej w miejscu, gdzie zaczynają się zauszniki). Niestety - naciskając na ten fragment ucha słuchawki dociskają je do oprawek okularów. Oprawki natomiast naciskają na głowę. W efekcie słuchawki gniotą nas zarówno w ucho, jak i w głowię. Na szczęście nie jest to ból - czuć ucisk, ale znika on zaraz po zdjęciu słuchawek. "Problem" pojawia się zazwyczaj po dłuższym noszeniu słuchawek. Czasami jednak coś "źle się ułoży" i słuchawki gniotą już po kilku minutach, choć czasem ucisk znika po kolejnych kilku minutach. Nadmienić jednak muszę, że problem nie istnieje, kiedy nie mam na głowie okularów. Niestety, brak autofocusa powoduje, że ostrzyć muszę manualnie, nosząc okulary cały czas Dźwięk / Brzmienie Słowo wstępu: Jak już wspominałem, słuchawki posiadam ponad dwa lata. Przez okres ten zdążyły się naprawdę dobrze wygrzać (). Odczucia "brzmieniowe" dotyczą zaś głównie ostatniego okresu (czyt. nie pamiętam dokładnie, czy na początku brzmiały cieplej, zimniej itp.). Słowo wprowadzenia: Jakiego brzmienia oczekuje? Klarownego. Oczekuję dokładnego przekroju przez całe pasmo, bez zbędnego eksponowania basu czy dominującego środka. Świadom jest także ograniczeń wynikających z konstrukcji słuchawek/głośników, stąd klarowności oczekuję wszędzie, ale jakość potrafię sobie "dopasować". Czego oczekiwałem po AKG? Poprzednie słuchawki nie posiadały basu. Grały górą, środkiem, ale bas nie istniał. Chciał odzyskać bas, ale bez utraty dobrej jakości środka i góry pasma. Kwestia odseparowania od dźwięków z zewnątrz nie była zbyt istotna - nie myślałem o tym w momencie zakupu. Co dostałem? Słuchawki niezwykle przejrzyste. Mamy zarówno bas, środek jak i tony wysokie. Nic nie dominuje nad resztą. Całość sprawia wrażenie bardzo dobrze dobranego zespołu, gdzie nikt nie chce być samodzielną gwiazdą. Pasmo nie jest niesamowicie szerokie, ale jest wystarczające (pamiętając, że są to słuchawki - mimo, iż nauszne - dość niewielkie). Półotwarta konstrukcja sprawia, że dźwięk nie sprawia wrażenia stłamszonego, zbitego w jeden strumień. Nie mamy oczywiście do czynienia z dźwiękiem przestrzennym, ale całość brzmi odpowiednio "szeroko". Bez problemu można rozróżnić instrumenty i umiejscowić sobie je w scenie. Słuchawki mają też jeszcze jedną, bardzo miłą tendencję. Sprawiają wrażenie, jak gdyby premiowały dobrej jakości nagrania, nie skazując jednocześnie nagrań słabej jakości na porażkę. Bas Solidny, ale niezbyt głęboki. Nie urwie nam głowy, ale na pewno nie zniknie pod środkiem pasma. Charakteryzuje go dynamiczny atak, ale bez "rozlewania". Daleko mu do pojęcia "dudniący". Środek Melodyjny, pełny. Dość dużo zależy tutaj od jakości nagrania. Artykulacja jest na niezwykle wysokim poziomie. Góra Podobnie jak bas, posiada swoje ograniczenia. Nie zagra naprawdę wysokiego dźwięku czy niesamowitych harmonicznych. Nie można natomiast mieć tutaj zarzutów do jakości odtwarzania wysokich tonów. Nic nie charczy ani nie piszczy. Różnica między środkiem a górą jest płynna, ale zauważalna. Muzyka Duffy - Rockferry Ciepły, spokojny utwór. Miękki, płynący wokal. Bas mógłby być głębszy i bardziej miękki. Bardzo dobrze brzmi perkusja - selektywna stopa oraz pięknie brzmiące talerze i przeszkadzajki. Chociaż w mixie wokal został wyciągnięty do przodu, to nie zakrywa całości. Bardzo przyjemnie brzmią instrumenty w tle. Nie brakuje ciepła, chociaż słuchawki grają raczej selektywnie. Alice in Chains - All Secrets Known Utwór dość progresywny jak na standardy AiC. Przepięknie brzmią chrapliwe gitary. Sekcja rytmiczna jest tym razem ciut pod wokalem i gitarami. Perkusja brzmi miękko, talerze przyjemnie syczą. Bas jest dość głęboki, ale bez problemu można usłyszeć jego głębie jak i pojedyncze przejścia. Wokal złożony miejscami z kilku ścieżek brzmi naturalnie. Ścieżki te nie zlewają się w jedną, ale dobrze współbrzmią. Wracając jeszcze do gitar - krótkie solówki i zagrywki brzmią przepięknie. Down - Three Suns And One Star Down wymaga głębi i mocy. Pierwszy zarzut - bas. Klarowny, niezwykle solidny, ale przy takim zespole, jak Down człowiek oczekuje niemalże grzmotów. Niskie, chrapliwe gitary, syczące talerze, solidne, krótkie uderzenia stopy i werbla. To wszystko mamy w idealnym wydaniu. Śpiew Anselmo, tym razem rozciągnięty dość mocno po paśmie nietypowymi dla niego zaśpiewami, brzmi mocno i solidnie. Down to zespół, który bardzo łatwo może zniwelować wrażenie przestrzeni i klarowności brzmienia głośników lub słuchawek. Tutaj nic takiego nie występuje. Ciut więcej basu i brzmienie byłoby idealne. Gojira - Oroburus Selektywne, klarowne słuchawki wydają się idealne do tego typu muzyki. I tak jest - połamane motywy gitarowe wiodą zasłużony prym, ale można usłyszeć niski, przesterowany bas. Mocne, zwarte brzmienie perkusji doskonale odnajduje się w paśmie. Wokal, chociaż znów wyciągnięty na pierwszy plan nie zagłusza reszty - nawet dodając do tego jego przetworzenie, nadal można usłyszeć bas. Podwójna stopa brzmi po prostu wyśmienicie. O ile w przypadku Down brakowało basu, o tyle tutaj plusem jest brak głębokiego "rozlania" - zabiłoby to selektywność brzmienia Gojiry. Iron Maiden - Sea of Madness Niewątpliwego uroku i charakteru nagraniom Iron Maiden produkowanym przez Martina Bircha nadaje specyficzne zestawienie brzmienia instrumentów. Mamy lekko "syntezatorowate" gitary z dodanym pogłosem, lekko metaliczny bas zarysowany szarpnięciami strun oraz perkusje z charakterystyczną pojedynczą stopą nabijającą niczym nieregularna stopa podwójna. Tym razem nic nie jest wyciągnięte (chociaż uznać należy, że wyraźnie słyszalna partia basu nie jest czymś typowym - zwłaszcza, jeżeli nie powiela partii gitar czy perkusji, tylko gra swoją indywidualną ścieżkę). Iron Maiden nie potrzebuje głębokie basu. Wykorzystuje dokładnie podane przez AKG solidne, niskie pasmo z szybkim atakiem. Słychać tam bas, ale także pobrzmiewanie perkusji. Środek ma tutaj najwięcej do roboty. Przenosząc jednocześnie perkusję, gitary i niesamowity wokal Bruce'a nie krzywdzi nikogo. Przy takiej charakterystyczności brzmienia byłoby to morderstwo na muzyce. Solówki i talerze to już góra pasma, ale podobnie jak w przypadku basu, nie potrzeba tutaj ekstremum. Góra jest leciutko chrapliwa, co dodaje tym uroku brzmieniu. Katie Melua - The Flood Pojedyncze i podwójne uderzenia na początku mają odpowiednią moc (choć wiem, jak potężne mogą być na porządnych kolumnach). Wokal jest z przodu - ale o to tutaj chodzi. Instrumenty, choć teoretycznie schowane, brzmią solidne. Miejscami bas potrafi nawet "popłynąć". Momenty "uniesienia" brzmią niesamowicie. Tym razem pasmo musi się napracować. Kiedy wchodzi "taneczna" część uderzenia stają się częstsze i bardziej basowe - chociaż nie potrzebują już tyle mocy. Zagrywki na gitarze brzmią świetnie, zwłaszcza w połączeniu z dobrze odtworzonym przetworzonym wokalem połączonym z dodatkowymi ścieżkami. Opeth - The Lotus Eater Wiele słuchawek i głośników ma problemy z klarownym odtworzeniem niektórych partii Opeth - kiedy uderzają wszystkie instrumenty naraz, w szaleńczym progresywnym pędzie. AKG nie mają z tym najmniejszego problemu. Szkoda tylko, że bas jest ciut zbyt płytki. Słychać go, nie tylko jako pobrzmiewanie ale jako partię, jednak mocy nadałaby mu większa głębia. Wokal - niezależnie, czy growl czy czysty śpiew - brzmi niesamowicie. Perkusja jest leciutko cofnięta, ale brzmi świetnie. Nie zagłusza pozostałych partii, ale kiedy, tuż po wstępie, słychać tylko nabijanie rytmu na talerzu, powala na kolana. Klawisze miejscami sprawiają wrażenie głównego instrumentu. Być może to zabieg produkcyjny, żeby nie zniknęły po ścianą gitar i perkusji, ale dla mnie są lekko zbyt z przodu. Gitary brzmią przestrzennie, nie mają tendencji do zbijania się w jedną masę. Bas jest pod nimi lekko schowany, co ujawnia się zwłaszcza wtedy, kiedy grają nieco ciszej. Lunatic Soul - The Final Truth Motyw rozpoczynający ma tylko jedną wadę - zbyt mało mocy w uderzeniach basowych. Kiedy pojawia się wokal i klawisze, środek pasma pokazuje swoje najlepsze cechy - melodyjność, bez faworyzowania jednego śladu. Lekki pogłos nałożony na wokal wybrzmiewa cudownie. Lunatic Soul ma podobne wymagania, jak np. Dead Can Dance - tutaj potrzeba przestrzeni. Niesamowitym jest to, jak wiele tej przestrzeni potrafią zaoferować niewielkie, półotwarte słuchawki. Nie ma się do czego przyczepić. Riverside - Egoist Hedonist "Anno Domini High Definition" zachowuje się podobnie, jak AKG. Brzmi dobrze na większości odtwarzaczy czy kolumn, nawet słabej jakości. Ale prawdziwe piękno pokazuje dopiero na odpowiednim sprzęcie. Mamy głębie. Mamy melodyjność. Mamy solidność. Mamy mocną górę z delikatnymi przydźwiękami. Idealnie słychać partię basu, a mimo to brzmi on nisko i głęboko. Gitara, kiedy nie jest motywem przewodnim gra razem z resztą instrumentów. Kiedy przewodzi pięknie wysuwa się na przód, nie zasłaniając jednak reszty. Perkusja, z lekkim pogłosem, brzmi mocno. Selektywna stopa i miękkie tomy. Do tego delikatnie syczący hi-hat i lekko dzwoniące talerze. Płynące klawisze nadają niesamowite charaktery i klimatu, pomimo tego, że nigdy nie uciekają przed szereg. Wokal nie ma tendencji przywódczych, gra lekko przed resztą, ale przez to nie gubi się pod instrumentami. Podsumowanie Muszę uznać, niestety, że recenzja niejako mija się z celem. Z tego, co mi wiadomo, AKG całkowicie wycofało już K412p z produkcji, zastępując je nowszym modelem. Być może jednak można je kupić jeszcze z zapasów magazynowych lub na Allegro. Jak ocenić K412p? Kosztowały mnie one 100 lub 120zł - nie pamiętam dokładnie. Ze spokojnym sercem (i rozumem) mogę uznać, że to jedne z najlepiej wydanych pieniędzy w moim życiu. Słuchawki brzmią fenomenalnie, nawet nie biorąc po uwagę ich rozmiaru. Miejscami przydałoby się ciut więcej basu, ale jeżeli komuś bardzo na nim zależy, może podbić go w EQ. Solidna konstrukcja i dobra "kolorystyka" (szary to też kolor!), w połączeniu z brzmieniem i ceną (nieważne, czy to 100 czy 120zł) sprawiają, że słuchawki wypadają rewelacyjnie. Wypada dodać, że do kompletu dostajemy czarny, materialny woreczek z małym logiem AKG na doszywce, w którym oprócz słuchawek zmieści się także niewielki odtwarzacz ew. dodatkowe baterie (np. AAA).
  2. beowulf

    Sony MDR-XD200

    Sony MDR-XD200 Kupując słuchawki jakieś dwa lata temu nie miałem zbyt sprecyzowanych wymagań. Chciałem niezłych słuchawek, nie byłem nawet do końca pewien, czy częściej będę używał ich w domu, czy „w trasie”, z odtwarzaczem mp3. Kwestie techniczne były mi całkiem obce – wiedziałem tylko, że powinny być nauszne. Trafiłem na Sony MDR-XD200. Trafiłem przypadkiem – chociaż sprzedawca w salonie Sony proponował mi „potwory” za kilkaset złotych. MDR-X200 pasowały mi ceną (wówczas jakieś 130zł) i jakością dźwięku. Jak to wszystko wygląda dziś? Użytkowanie Słuchawki służą mi tylko w domu. Wynika to m.in. z ich wielkości. Są po prostu zbyt duże, aby wygodnie można ich używać „w trasie” (rolę słuchawek do odtwarzacza mp3 spełniają – bardzo udanie zresztą – AKG K 412 p). XD200 są słuchawkami wygodnymi. Są stosunkowo lekkie, dobrze przylegają do głowy, ale jej nie uciskają. Niestety – jakość wykonania nie należy do najlepszych. Słuchawki zbudowane są z dość tandetnego plastiku, spasowane całkiem nieźle, ale nie idealnie. Potrafią „zastukać” w trakcie używania nieprzyjemnym, plastikowym dźwiękiem. Materiał na nausznikach, mający najprawdopodobniej imitować skórę, lubi „zatrzeszczeć” i powoduje – niestety - pocenie się w miejscach, w których przylega do głowy. Kabel należy do kategorii „cienkie” - ale mam na myśli tylko jego średnicę, nie jakość. Ma 3 metry. Na szczęście nie przenosi prawie w ogóle zakłóceń ze „świata zewnętrznego” - w trakcie odsłuchu nie przeszkadzają więc dziwne dźwięki. Zakończony jest mini-jackiem 3,5mm (Sony dodaje do zestawu przejściówkę na 6,3mm). Wygląd Mogą się podobać. Sony postawiło na kompromis. Nie są to słuchawki z rodzaju błyskotek, ale nie są też całkiem matowe. Dominują odcienie szarości z ze srebrnymi wstawkami. Po oczach nie uderzają też dziwne napisy „Super Bas” itp. Pałąk to także kompromis – nie jest to nowoczesny, przylegający do głowy pałąk w stylu Sennheiserów, ale nie jest to także klasyczny, „profesjonalny”, pałąk rodem z AKG. Przypominają ciut rozwiązanie stosowane w większości Grado. Dźwięk W ramach wstępu – moje pojęcie o dźwięku, słuchawkach itp. dość mocno się zmieniło od czasu, kiedy kupowałem XD200. Dziś oczekuję od słuchawek otwartego, selektywnego brzmienia. Miłym dodatkiem jest szeroka scena, choć nie muszę być przez nią otoczony. Jak na tym tle wypadają XD200? Średnio. Pierwszy zarzut to brak selektywności. Instrumenty nie są co prawna zlane w jeden ślad, ale brakuje im przestrzeni. Kuleje więc także otwartość dźwięku. Słuchawki grają zbytnio środkiem. Góra pasma jest co prawda przyjemna, nie sycząca, ale jest jej zbyt mało. Bas, choć dość głęboki, nie jest na szczęście dudniący. Bardzo ciężko też wprowadzić membrany w rezonans, który skutkowałby charczeniem. Niestety – dół pasma zlewa się lekko ze środkiem, tworząc zbyt ciepłe brzmienie. XD200 posiadają przełącznik „Sound Mode”. Można za jego pomocą wybrać opcję „Music” lub „Movie”. Pozycja „Movie” powoduje, że scena staje się szersza, a dźwięk ciut bardziej przestrzenny, niestety tracimy jeszcze więcej na klarowności. Co zadziwiające, „Sound Mode” można ustawić odmiennie dla każdej słuchawki - przełączniki znajdują się na obydwu. Nie wiem, czy ma to jakiś sens. Niestety – przełączniki te nie są też wysokiej jakości – o ile w pozycji „Music” można je dość solidnie zablokować, o tyle w „Movie” ruszają się dość ochoczo. Muzyka Słuchawki sprawdzają się całkiem nieźle w przypadku „miękkich” brzmień. Duffy, Ania Dąbrowska – muzyka wypada przyjemnie, spokojnie. Słuchawki grają środkiem – ale akurat w takim rodzaju muzyki to pasuje. Mamy też miły, miękki bas. Przyjemnie głęboki. Sprawdzają się. Kiedy przeskoczymy do zupełnie innej stylistyki – Gojira, Animals As Leaders – też nie jest tragicznie. Nagrania same w sobie są tak selektywne, że ciężko je powstrzymać. XD200 nie kaleczą uszu syczącymi talerzami czy piskliwymi solówkami. Niestety – dół pasma zaczyna się zlewać, chociaż nie ma problemów z naprawdę niskimi dźwiękami. Znów dominuje środek, ale nagrania nie są go zbyt pełne, więc raczej nie przeszkadza. Nadal nie jest najgorzej. Kiedy przejdziemy do jeszcze innej muzyki – chrapliwego rocka z okolic AC/DC czy Wolfmother – wyraźnie objawia się nadmiar środka pasma. Utwory są zbyt ugładzone, tracą na swojej ostrości i przebojowości. Góra znów nie kłuje. Bas niestety zlewa się ze środkiem zabijając selektywność. Kolejny zwrot, tym razem w okolice Dead Can Dance, Lunatic Soul, Pink Floyd. Tutaj jest źle. Brakuje przestrzeni, muzyka wyraźnie się dusi. Chociaż wysokie dźwięki nie syczą, to są zbyt mało klarowne. Środek znów z przodu. Bas jest głęboki, ale zbyt rozmyty. Scena jest zbyt skupiona. Wszystko sprawa wrażenie źle nagranego. Źle, zdecydowanie źle. Mógłbym wspomnieć jeszcze o tzw. „ciężkim brzmieniu”, ale pojęcie jest zbyt szerokie, a nie dodałbym nic nowego – ugładzona góra, przewodzący pasmu środek, głęboki, ale zbyt mało selektywny dół. Podsumowanie Czy żałuję, że kupiłem MDR-XD200? Nie. Ale dziś kupiłbym inne słuchawki. Nie grają źle. Aczkolwiek nie grają tak, jak oczekuję. W utworach Dean Can Dance, Pink Floyd czy Lunatic Soul zdecydowanie brakuje mi przestrzeni. Posiadają zbyt „skupione” brzmienie, które jednocześnie jest zbyt ciepłe. Sprawdzają się z stylistyce Duffy czy Ani Dąbrowskiej, gdzie środek pasma jest najistotniejszym zakresem. Ogółem – są „grzeczne”. Nie lubią wyrywać się z ram, co powoduje, że nie ma niechcianych przydźwięków. Tracą jednak na klarowności i selektywności. Sprawiają wrażenie, jak gdyby nie chciały przeszkadzać nagraniom, ale czasami brakuje im „pazura”. Jako słuchawki dla osób szukających ciepłego, „skupionego” brzmienia to nie najgorsza propozycja. Jeżeli ktoś nie oczekuje od nich zbyt wiele, to nie rozczarują. Grają „poprawnie”, chociaż nie „dobrze”. Reszta powinno XD200 ominąć.
  3. Myślałem też o Microlabach - ale 7c są zbyt duże - prędzej pasowałyby mi 6c. Ale na recenzję i tak zerknę. Dlaczego ? Wspomniane Alesis to koszt 450 PLN. Pomyłka to SOLO 7 do tak małego pokokju ... @maciejunio -> zdjesz sobie sprawę z wymiarów Solo 7 i do jakiego pokoju są dedykowane ? Chyba nie. Są zdecydowanie za duże do podnych tu parametrów Alesisy będą OK a za 450 PLN mozna je nabyc tu: << Alesis M1 >> @beowulf -> napisz PM do @fallow-a. On ma Alesisy (zapewne wyższy model) ale może słuchał też M1 lub może doradzić "złoty środek" Alesisy kusiły mnie już od dawna, tak więc nie omieszkam napisać. Nie stać mnie, żeby wydać min. 1k zł na same monitory - Alessisy 320 kosztują sporo poniżej 1000zł, a większe 520 ok. 900zł Jeżeli chodzi o słuchawki - CAL jakoś mnie nie kuszą, nad Sennheiserami się zastanawiam, ale najbliższe mi są AKG. Co do "napędu" - uDAC, jak i cały NuFroce, mnie urzeka (ciągnie mnie w stronę HDP, ale to już nie ta klasa cenowa). Ale nie mam teraz dobrego źródła (integra), a chciałbym porządnie napędzić i słuchawki i kolumny - stąd pomysł ST. E-Mu mnie jakoś nie rusza.
  4. Dlaczego paradoks? Za dużo "źródeł"? Nie zawsze pasuje mi słuchanie muzyki przez słuchawki, stąd pomysł na monitory.
  5. Witam Od pewnego czasu borykam się z dość sporym dylematem. Postanowiłem, że pora wymienić "nagłośnienie" w moim pokoju (czy też "pokoiku"). Skłaniałem się ku mini-wieży: Denon D-M37, Yamaha PianoCraft E730 itp. Problemem jest jednak naprawdę niewielka przestrzeń - pokój ma 3,2x2,7m, rozstaw głośników to jakieś 130cm. Kiedy zacząłem rozglądać się za dobrą kartą dźwiękową sam zacząłem ciut "szatkować" swoje plany. Sprawa wygląda bowiem tak: Nie oczekuję powalającego dźwięku (nie ten zasób finansowy, nie ten rozmiar i rozkład pomieszczenia). Lubię sobie też czasami posłuchać muzyki przez słuchawki. W związku z tym zacząłem się zastanawiać, czy zamiast wieży nie postawić bardziej na rozwiązania pokroju dobrej karty dźwiękowej + monitorów aktywnych (czy wręcz czegoś w rodzaju Alesis M1 Active 320 USB, z wbudowaną kartą USB). I tutaj pojawia się moje pytanie - co uważacie za najrozsądniejsze rozwiązanie w okolicach 1500zł: - mini wieżę - Denon D-M37, Yamaha PianoCrat E730 (wychodzi najdrożej, bo do tego wypada dokupić kartę dźwiękową) - dobrą kartę dźwiękową (Xonar ST) + dobre monitory aktywne + porządne słuchawki (przykładowo AKG K 242 HD) - rozwiązanie typu Alesis M1 Active 320 USB Słucham głównie metalu (dużo progresywnego brzmienia) i rocka. Dużo "wycieczek" w stylu Pink Floyd, Antimatter, Dead Can Dance czy Lunatic Soul. Aczkolwiek nie mam ograniczeń. Jako źródła - głównie pliki FLAC - ale także sporo płyt CD (głównym zamysłem kupna wieży było właśnie efektywniejsze odtworzenie płyt CD).
  6. Ok, w kwestii "podsumowania": MMV (dystrybutor Pentagram) jest w stanie wymienić mi ekran za 100zł (+ koszty przesyłki) - przypominam, cały R Touch 2GB kosztuje ok. 160zł. Nie są też w stanie podpowiedzieć mi, jaki konkretnie ekranik powinienem kupić, gdybym chciał wymienić go sam Kontakt szybki, ale oferta "trudna do zaakceptowania". Tak więc - dzięki za pomoc, a ja zmykam szukać jakiegoś ciekawego odtwarzacza, bo mój stary też już należy do zużytych
  7. OK, dzięki - napisałem do MMV, zobaczę, co odpiszą Wyświetlacz nie jest na wtyczce - sprawdzałem już wcześniej. Allegro niestety zbyt zasobne w R Touch nie jest.
  8. A jak z cenami (nie wiem, na co zwracać uwagę przy szukaniu) i "trudnością" samej takiej operacji?
  9. Spadł. Na płytki. Z wysokości ~1 metra. Na pierwszy rzut oka wszystko OK. Patrzę na szybkę, która "osłania" sam wyświetlacz - wszystko OK. Żadnych rys, pęknięć. Nic. Stan "jak z fabryki". A że był wyłączony akurat, a ja akurat go chowałem, to nie włączyłem. Włączyłem potem - LCD pękł. Mniemam, że "dobił" do obudowy w miejscu, gdzie "uderzyła go podłoga". Oprócz tego działa. Rozebrałem go - ekranik na taśmie, przylutowanej. Owa "konstrukcja" to Pentagram R Touch. Przyznaje się, że nie znam się na wymianie części w odtwarzaczach, telefonach itp. I tutaj moje pytanie - czy opłaca się inwestować w nowy ekranik? Jaka jest szansa, że kupię nowy i z miejsca "spartole" styki tak, że nic, tylko wyrzucić. I kwestia finansowa - ile by mnie takie cudo mogło kosztować (2'', kolorowy) i na co ew. miałbym zwracać uwagę? Przy czym zaznaczam, że naprawa nie jest dla mnie sprawą konieczną czy "pokazem ambicji" - R Touch i tak ma wady (przez owo "Touch" w nazwie, które działa... ale nie zawsze). Koszt samego R Touch - 160zł (czy jakoś tak). Reanimować, czy sprzedać na allegro jako "odtwarzacza nie odpalałem, więc nie wiem, czy jest sprawny" ()?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Zarejestruj się aby mieć większy dostęp do zasobów forum. Przeczytaj regulamin Warunki użytkowania i warunki prywatności związane z plikami cookie Polityka prywatności