Mikrorecenzja odtwarzacza HisoundAudio Studio V 3rd AV

[Lord Rayden]

Moje spotkanie z Hisoundaudio Studio V 3rd AV zaczęło się dość niefortunnie. Kiedy rozpakowałem skóropodobne pudełko, przy którym opakowanie Astell & Kern może czuć się ubogo, wyjąłem mały, bladozłotej barwy player. Wygląda dość ciekawie – obudowa chyba,ze szczotkowanego aluminium czy innego metalu, z przodu mały ekranik, napis Studio i 5 guziczków ustawionych w krzyżyk. U dołu wejście mini USB oraz gniazdo na karty microSD. U góry gniazdko na słuchawki i WE analogowe oraz dziurka z przyciskiem RESET.

 

Z opisu na stronie Sonus Mobile wynika, że jest to audiofilski odtwarzacz ze wzmacniaczem w klasie A, zdolny napędzić wiele słuchawek.

 

Normalną sprawą jest,że chcemy załadować do odtwarzacza swoją muzykę, najlepiej w wersji bezstratnej. Studio V ma 4 GB pamięci wewnętrznej, co wystarcza na pomieszczenie testowych plików. Niestety przy próbie odsłuchu, okazało się,że player plików FLAC 16/44 Level 5 nie odtwarza, choć je widzi. Nie odtwarza nawet plików Level 0. To mnie rozdrażniło – co to za sprzęt, który ma takie fanaberie, tuż po włączeniu ? Flac Level 5 jest odtwarzany przez AK100 i 120, iModa oraz iHP 120.

Wrzuciłem do odtwarzacza pliki WAV – tutaj sukces !!! Muzyka gra .

 

Zanim jednak o dźwięku, trochę obserwacji. Odtwarzacz jest dość mały, mniejszy od AK120, jednak grubszy. Dość ciężki jak na swoje wymiary. Display jest mały i jak z poprzedniej epoki. Tak, wiem – jest „Audiofilski” (dźwięk najważniejszy). Ale AK120 i 100 oraz iMod przyzwyczaiły mnie do tego,że dobry dźwięk i niezły ekran LCD nie wykluczają się. Obsługa 5 przyciskami nie jest intuicyjna (brak jakichkolwiek napisów), ale to daje się przeżyć.

 

HiSoundAudio Studio V 3rd Anniversary Edition bez problemu napędza wszystkie słuchawki z jakimi go testowałem. Były to Momentum, AKG K550 i AKG Q701. Te ostatnie, podobno wymagające, grają ze Studio V i AK120 bardzo fajnie.

Na utworach klasycznej el_muzyki (Tangerine Dream, Klaus Schulze, Broekhius , Keller i Schonwalder) porównywałem oba odtwarzacze. Muszę przyznać,że Studio V potrafi zaintrygować i zaciekawić. Gra mocno, dość przestrzennie z niezłą rozdzielczością. Jak na mój gust jednak bardziej „cyfrowo” niż AK120. Ten ostatni wydaje mi się bardziej naturalny. Oba playery nie są „analogowe”, to nie jest to ciepełko z HiFimana HM-601 czy delikatniejsze brzmienie IHP. Studio V gra dobrze, uderza twardo i dobitnie. Jednak góra była dla mnie ciut za ostra co pasowało mi do jego „cyfrowego” grania. Nie posunąłbym się jednak do określenia „sztuczne”. To byłoby za mocno powiedziane.

 

Dźwiękowo jest całkiem nieźle (na el muzyce), obsługowo jednak – słabo. Nie przekonuje mnie „audiofilski” minimalizm, zdążyłem polubić większe ekrany, prezentację okładek, dokładnych parametrów pliku a nawet rozbudowane equalizery. Wyposażeniu playera można zarzucić brak jakiegoś etui czy chociaż woreczka do transportu. Co prawda wygląda na „pancerny” ale pozory mogą mylić. Zresztą szlachetna barwa złota zachęca do uwagi i ochrony. Sprzęt bez przeszkód mieści się w „skarpetce” Bench, podobnie jak iMod czy AK100/120.

 

Gdyby nie spotkał na swojej drodze serii AK, być może myślałbym nad "cudownym Chińskim Pudełkiem". Jednak display i problemy z flacami mogłuby zaważyć na wyborze innego sprzętu. Z drugiej strony - jest to właśnie "Chińskie Pudełko" - te odtwarzacze takie są, tak wyglądają i nieźle grają. Brać je trzeba świadomie.

 

Dziękuję SonusMobile za udostępnienie sprzętu do testu.