Witam.
Od niecałego miesiąca jestem posiadaczem headsetu SL HMC631 (mikrofon jest typu, którego nie da się odłączyć/przekręcić/zgiąć, innymi słowy - jest na stałe przymocowany w jednej pozycji).
Słowem wstępu:
Oba wtyki od samego początku były podłączone do tylnego panelu komputera. Wtyk od micro ani razu nie był odłączany. Kabel nigdy nie był szarpnięty (jest na tyle długi, że spokojnie mógłbym wyjść z pokoju) ani najechany przez krzesło. Słuchawki na ziemię nigdy nie upadły zaś pilot od kontroli głośności i włączania/wyłączania micro nie był brutalnie traktowany. Dla pewności bardzo dokładnie obejrzałem każdy milimetr obudowy, mikrofonu i kabla jednak nie widzę nawet najmniejszej rysy czy pęknięcia. Dziwne jednak by przy niezbyt częstym korzystaniu, w tak krótkim czasie mikrofon tak po prostu wykitował.
Korzystam z Windowsa 7 64bit i wbudowanego w płytę główną realteka (póki co). Jeszcze 2 dni temu spokojnie gadałem ze znajomym na czacie głosowym zaś dziś, po jednodniowej przerwie od komputera mikrofon już nic nie nagrywa. Same słuchawki grają zaś bez zmiennie dobrze. Realtek wykrywa podłączenie pinu, windows również jednak czego bym nie zrobił podgląd poziomu wejścia ani drgnie. Robiłem różne testy przy różnych konfiguracjach ustawień w windowsie i praktycznie nic to nie daje. Przy 'podniesieniu wydajności mikrofonu' do +10 dB we właściwościach urządzenia, słychać w nagraniu (oraz widać na podglądzie we flashowym testerze www.onlinemictest.com) biały szum i sporadyczne piski jednak zapewne są to tylko jakieś sprzężenia.
Zaznaczam, że mieszkam sam i nie było nikogo kto mógłby tknąć słuchawki przy mojej nieobecności. Czy jest jeszcze coś co da się zrobić? Może robię coś źle?