Skocz do zawartości

Soundmagic pl50


dj_spinacz

Rekomendowane odpowiedzi

w załączniku pdf, którego polecam.

bo ma foty, chociazby ;p

 

Soundmagic pl50 – recenzja

 

 

Przedmowa

Dzięki uprzejmości MIPu, Superaty etc etc mam możliwość przetestowania dość popularnych ostatnimi czasy słuchawek. Mowa ofc o soundmagicach pl50. Już od dłuższego czasu czytałem o nich na forum, głownie w działach typu „co kupić nie mam wiele kasy pomocy plax”. Nie ukrywam, że podchodziłem do nich jak pies do jeża – z resztą zawsze tak mam w przypadku tanich słuchawek nowej marki (poprzednio crossroadsy, choć z CALami było podobnie ;p) Już na wstępnie pragnę zaznaczyć, że nie będę pisał od razu prosto z mostu – moja recenzja bedzie chyba jedną z pierwszych z serii, także mając możliwość potrzymania Was w niepewności, bez wątpienia to zrobię. ;d

 

 

Prolog

Był zimny, wietrzny, pochmurny, wczesny, warszawski wieczór, kiedy moja noga pierwszy raz przekroczyła próg niepozornego centrum dowodzenia MIPu. Po przejściu przez niezawodny system identyfikacji (zacinające się drzwi) ujrzałem skromne, acz przestronne i jasne wnętrze pierwszego pomieszczenia. Powitała mnie nieznajoma, ale bynajmniej przyjazna twarz Superaty. Po wymianie nicków i imion udałem się za postacią z dredami do większego pokoju, który pełnił funkcję serwisu krzeseł biurowych, administracji sklepu mp3store (jak przypuszczam) oraz punktu wydawania słuchawek do testów. Wypełniwszy krótki formularz, zobowiązujący mnie do oddania słuchawek w terminie oraz napisania tej oto recenzji, otrzymałem maleńkie pudełko z pl50. Pożegnałem się, otworzyłem z bara drzwi wyjściowe (wcześniej wejściowe) i zacząłem się zastanawiać, jak tu wrócić na rodzinny Mokotów. Rozmyślania umilały mi niebiańskie dźwięki, które łechtały me błony bębenkowe, przechodząc przez niezmiernie zawiłe ścieżki kanałów usznych, a wychodzące z armaturowych przetworników mojej drugiej IEMowej miłości – shurów e4c. W kilka godzin później moje zaskoczenie nie znało granic...

 

 

Akt I - Przygotowanie

Małe to takie. I niepozorne. W zestawie 3 pary gumek, jak z epów, guma miękka jak bita śmietana na czubku wuzetki. No dobra, możemy spróbować. Ściąganie fabrycznie założonych twardych pianek, usilne próby włożenia lewej słuchawki do lewego ucha. Potem do prawego. Nic z tego – wracam do foamów. Rany, jak to się ciężko zakłada. Po pięciu minutach doszedłem do porozumienia z nową zabawką, która przez następne pół godziny grzecznie siedziała głęboko schowana w czeluściach mojego narządu słuchu.

Po odsłuchaniu paru utworów zaczęło robić się ciut niewygodnie. Poprawianie, kręcenie, dociskanie nic nie dawało. Podjąłem decyzję o ewakuacji i chwilę potem przeżyłem największy ból, jaki kiedykolwiek sprawiły mi słuchawki. Rany.. – pomyślałem – to najbardziej niewygodne sluchawki evar. Co gorsza, nie było sensu w szukaniu lepiej dopasowanych gumek – twarde emki pasowały dość dobrze, izolacja była na zaskakująco wysokim poziomie, dźwięk wydawał się być poprawnie zbalansowany.

 

„Poprawnie zbalansowany” – dość enigmatyczne określenie. Może kryć zapowiedź akapitu, w którym rozpływam się nad zaletami pl50’ek, ale równie dobrze być uwerturą do bezwzględnego wytykania ich wad. Tak czy inaczej, temat dźwięku, będąc moim zdaniem najważniejszym, zostanie opisany z należytym szacunkiem i dbałością o szczegóły. Może nawet pokuszę się o bycie obiektywnym – zobaczymy. ;p

 

Póki co najważniejszą kwestią była wygoda – nie byłbym w stanie przeprowadzić testu w takich warunkach. Dopiero kilkanaście godzin później znalazłem rozwiązanie problemu. Okazało się bowiem, że przyzwyczajony do głebokiego wciskania shurów, wpychałem biedne soudmagici zbyt daleko. Znalazłem dla nich odpowiednie miejsce w kanale i na wygodę nie ma co narzekać. Są oczywiście pod tym względem gorsze od takich e4’ek, ale godzinny odsłuch nie kończy się już masowaniem wewnętrznej części ucha (nie pytajcie o szczegóły ;d).

Mając rozwiązaną kwestię ergonomii oraz odpowiednie źródło, jakim w tym przypadku był przeważnie iriver ifp-790, mogłem zabrać się za zbieranie informacji, studiowanie każdego szczegółu i analizowanie składowych fal wytwarzanych przez kafelki w soundmagicach.

 

Utwory, jakie mieściła oszałamiająca 256-megabajtowa kość pamięci starego ifp’a były mi dobrze znane. Gromadziłem je w swojej kolekcji przez lata, wybierając te najlepsze, z nienaganną partią klarnetów, pełną rytmiki i dźwiękowego wyważenia. Z perfekcyjnie wykreślonymi syntetycznymi tonami, selekcjonowanymi przez największych mistrzów muzyki elektornicznej. Z porażającymi swą gładkością i ciepłem wokalami najdoskonalszych głosów polskiej i zagranicznej sceny jazzu. Nie mogło również zabraknąć dynamicznych i ostrych brzmień muzyki rockowej, które tak namiętnie pieszczą nasze uszy precyzją gitary, aby następnie zatrząść ziemią w nagłym wybuchu perkusji.

 

Poniżej zamieszczam listę utworów, które pomogły mi w testach Soundmagiców pl50:

- Kraftwerk – Music nonstop (live moscow)

- Kraftwerk – Elektro Kardiogram (live Tallin)

- Kraftwerk – Planet of Visions (live Ljubliana)

- Hybrid – Finished Symphony

- Gladiator OST – Suite (w wykonaniu Praskiej Orkiestry Symfonicznej)

- TaO Movies Orchestra – taka zapowiedź ich płyty, gratis z Tao Games Orchestra ;p

- Aleksandrow – Oh Fields, My fields

- Dr. No OST – Main Theme

- Grechuta – W dzikie wino zaplątani

- Red October OST – Hymn to Red October

- Iron Maiden – 2 Minutes to midnight

- AC/DC – Fire your guns

- Queen – Bohemian Rhapsody

- Queen – I want it all

- System of a down – Toxicity

- Nightwish – She is my sin

- Nightwish – Come cover me

- Rammstein – Mutter

- Ray Charles – Georgia on my mind

- Anna Maria Jopek – Bukowina

- Anna Maria Jopek – Tęskno mi tęskno

- Anna Maria Jopek – Cyraneczka (live, z Możdżerem ;])

- Michael Jackson – Who’s lovin’ you

 

Akt II – opinia golibrody

Przed przejściem do części opisującej dźwięk warto przyjrzeć się również jakości wykonania słuchawek, być może rozwinąć nawet trochę kwestię dopasowania do ucha, czy sposobu zakładania. Zdaję sobię sprawę, że nie mogę tego ocenić obiektywnie – zbyt wiele zależy od różnic w budowie kanału, nawet po częsci małżowiny. Tak czy inaczej uznałem, iż jest to niezbędny element recenzji słuchawek dokanałowych.

 

Jak już pisałem wcześniej, kwestia wygody sprawiała mi początkowo wiele problemów. W swoim życiu miałem okazje słuchać na tyle dużej ilości dokanałówek, że mogę bez wątpienia powiedzieć, iż Soundmagici zakłada się w podobny sposób, jak przeciętne przedstawicielki gatunku IEMów. W ogromnym skrócie – trzeba się sporo nakręcić. Niestety, diabeł tkwi w szczegółach. Zanim przejdzie się do części obrotowej, trzeba zmierzyć się z niezwykle kłopotliwym zjawiskiem, mianowicie wrodzoną niechęcią słuchawek do umieszczenia ich w okolicy kanału. Początkowo potrzebowałem do tego obu rąk – teraz radzę sobie jakoś jedną. Cały trik polega na odciągnięciu małżowiny do tyłu (swoją drogą też standardowy zabieg, ale tym razem bardzo istotny ;]). Po pokonaniu wszystkich przeciwności zaczyna się zabawa... Prawidłowe ułożenie pianek w uchu osiąga się dopiero po kilkukrotnym obróceniu słuchawek (oczywiście nie mówię o pełnych obrotach ;p), a i wtedy może się okazać, że konieczne są kolejne poprawki. Bo izolacja coś nie ta, albo że niewygodnie lub kabel się źle układa – horror. Co ciekawe, w przypadku chęci wyciągniecia pl50’ek, sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Pierwszym razem nie wiedziałem w ogóle jak sie do tego zabrać. Obudowa jest tak zaprojektowana, że nie ma za co złapać palcem, paznokciem, czymkolwiek. W ciągu pierwszego dnia byłem zmuszony do delikatnego ciągnięcia za kabel. Teraz, trudy codziennego użytkowania soundmagiców zaoowcowały wiedzą. Najlepszym sposobem na ich wyciągnięcie jest... przekręcenie. ;p Podsumowując ten bezsensowny wywód wystarczy powiedzieć, że Soundmagici pl50 nie są słuchawkami miłymi w obyciu. Ich ergonomia pozostawia wiele do życzenia i potrzeba zapewne dłuższego czasu, aby opanować umiejętność szybkiego i bezbolesnego korzystania z nich.

 

Dla odmiany, opis jakości wykonania będzie krótki. Bardzo krótki. Jest ona zła. Kabel sprawia wrażenie, jakby pozostawanie w jednym kawałku było dlań torturą. Wtyczka jest śmiesznych rozmiarów, z miękkiej gumy – długo nie pociągnie w nieprzyjaznych warunkach panujących we wnętrzu kieszeni. Pianki wyglądają potwornie. Myślałem, że leżały dłuższy czas na słońcu – tak wyglądają. Miejsce wchodzenia kabla do obudowy przetwornika też nie zyskało mojego zaufania. Jedynym plusem jest właśnie owa obudowa. Kawałek twardego plastiku, ładnie wykończony – nic nie drapie w uszy. Na uwagę zasługuje również metalowy filtr na końcu tulejki. Jest metalowy. (Dla porównania jbl’e 220 miały nędzną imitację przyklejonej szmaty, która odpadła po paru dniach)

 

Akt III – dźwiękowa retrospekcja

Chyba pora powoli zabrać się za to, na co wszyscy czekali. Jak już zapowiadałem, postaram się opisać dźwięk Soundmagiców pl50 z pewną dozą obiektywizmu. Nie byłbym sobą, gdybym nie napisał również czegoś od serca, mojej subiektywnej opinii testowanych słuchwek. Tym razem niestety nie pokuszę się o takie szaleństwa, jak w mojej poprzedniej większej recenzji Grado sr-60 i Senków hd595. Innymi słowy, nie bedzie zabawy z EQ etc – potraktuje pl50ki jako słuchawki z tak zwanej „wyższej półki”. Ostatnimi czasy odzwyczaiłem się od korzystania z tego typu efektów. Mój obecny zestaw przenośny dobrałem tak, że jego naturalne brzmienie jest zarazem moim ulubionym. Ale o tym później... Teraz przyjrzymy się jak budżetowe Soundmagici wypadły w starciu z „wyższą półką”.

 

„Moje zaskoczenie nie znało granic” – to zdanie z Prologu bardzo trafnie oddaje moje pierwsze spotkanie z dźwiękiem pl-50. Nie wierzyłem własnym uszom, słuchawki dostarczone przez MIP grały bardzo przyjemnym, dość naturalnym dźwiękiem. Nie tego się spodziewałem, co to to nie. Wkładając Soundmagici miałem w pamięci rozczarowanie, jakiego doznałem słuchając wychwalanych niegdyś crossroadsów (x3 czy coś takiego). Patrząc przez pryzmat ceny, testowane słuchawki powinny mieścić się na jednej półce z JBLami 220. Wspominam je bardzo dobrze – były wygodne, grały dość przebasowionym, ale interesującym dźwiękiem, ot podobały mi się. Cierpiały niestety na powszechne wśród dokanałówek z membranami dolegliwości. Nie wspominając o basie, który wybitny nie był i tylko uderzyć umiał (co i tak jest niezłym wynikiem w porównaniu do epek ;p), jbl’ki nie miały zbyt udanej góry. Ich największymi zaletami była cena, środek, po części izolacja i, o dziwo, barwa. Ale wróćmy do naszych Soundmagiców. Otóż położenie ich na jednej półce z jbl220 byłoby conajmniej niemoralne. PL-50 przezentują dźwięk w zupełnie inny sposób.

 

Akt IV – Czepianie się szczegółów

Najbardziej zdziwiła mnie scena, która w poszczególnych utworach jest naprawdę pięknie zbudowana. Wszystko ma swoje miejsce, jest rozdzielone i nie zlewa się. Niestety w przypadku klasyki czy chóru Aleksandrowa, jest ona zbyt ciasna i wręcz przeszkadza w słuchaniu. Poszczególne głosy są zbite w ciasną gromadkę, poszczególne instrumenty słabo wybijają sięz tłumu. Bardzo trudno jest śledzić słuchem jedną, konkretną partię danego instrumentu (jest to bardzo przyjemna zabawa na shurach e4 ;]). Z drugiej strony mamy rock, częściowo jazz, które brzmią wyśmienicie. Jak już wspominałem, scena jest tam ładnie poukładana i mamy już możliwość wsłuchiwania się w konkretny instrument.

 

Nieudolność soundmagiców w prezentowaniu muzyki klasycznej objawia się jeszcze jednym zjawiskiem – szczegółowością. To akurat mnie nie zdziwiło. Łatwo zauważyć, że takie shure e4c mają dużo więcej smaczków ukrytych w gęstwinie basów i sopranów. Niemalże w każdej sytuacji ukażą uszom słuchacza więcej szczegółów. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że e4c kosztują 2 razy więcej. Posługuję się nimi w porównaniu, bo doskonale je znam i... w sumie o to chodzi. Lepiej jest porównywać do lepszych ;p – więcej różnic można zauważyć. Jednakże, mając na uwadze cenę, mniejszą szczegółowość pl50’ek można im wybaczyć.

 

Po pierwszym odsłuchu byłem szalenie zaskoczony, jak wysoki poziom prezentują sobą Soundmagici pl50. Tak naprawdę, to powyższe dwa akapity są czepianiem się szczegółów. Kiedy nie „testowałem” słuchawek i nie zwracałem uwagi na każdą ich wadę, dostarczały mi wiele przyjemności ze słuchania muzyki. Momenty bez chóru w soundtracku z Gladiatora są niesamowite. Yay.

 

Na koniec opowieści o pierwszym spotkaniu z dźwiękiem pl50’ek zostawiłem ich największą wadę. Środek. Konkretnie

jego skrajne części. Przykro mi to mówić, ale jest to najgorsza część pasma tych słuchwek. Można to zauważyć zarówno przy wokalach, które nie są najwyższych lotów, ale przede wszystkim w dźwięku gitar. Dwa elektryki AC/DC są hałaśliwą papką, a nie narzędziem destrukcji światów. Podobnie ma się sprawa z takim dętym dziwnym czymś ;d u Jopek. Słuchawki wydają się wtedy wpadać w jakiś pseudorezonans, który brzmi prezraźliwie. Ale to znowu czepianie się szczegółów... Takiej sytuacji można uświadczyć niesamowicie rzadko.

 

Podsumowując – polubiłem Soundmagici od pierwszej chwili. Mimo problemów z wygodą etc, dźwiękowo są świetne. Przynajmniej takie było moje pierwsze zdanie...

 

Akt V – miejskie szaleństwa

Przyszła pora na opuszczenie ciepłych i suchych progów mojego mieszkania. Ulica to miejsce groźne i niegościnne. Łatwo można narazić się na wrogie emisje z silników starych ikarusów lub świst powietrza przecinanego przez pociąg metra. Na ratunek przychodzą słuchawki dokanałowe. Jednym z ich najważniejszych zadań jest przecież izolacja od dźwięków otoczenia i zapewnienie jak największego komfortu (dźwiękowego) słuchania muzyki w każdej sytuacji. Nie ma co ukrywać – Soundmagici pl50 radzą sobie z tym zadaniem bardzo dobrze. Ale, jak to już na nie przystało, są w tym dość wybredne.

 

Po pierwsze bardzo trudno jest je odpowiednio usadowić w kanale. Nie pomaga również ich inna cecha. W przypadku shurów, kiedy je źle wsadzimy, grają jak słuchawki z kisoku za 5zł. Jest to bardzo pomocne przy problemach ze znalezieniem dla nich odpowiedniego miejsca w uszkach. Natomiast pl50 są inne i grają całkiem ok nawet wtedy, kiedy nie włoży się ich w pełni poprawnie. Ponadto potrafią się wysuwać, nawet po perfektyjnym zamontowaniu ich w narządzie słuchu. Często zdarzało mi się nimi kręcić w metrze, bo nagle zaczęło się robić głośno.

 

Inny jest też sposób, w jaki soundmagici izolują od otoczenia. Kiedy mamy założone słuchawki nadal słyszymy częstotliwości odpowiadające ludzkiemu głosowi oraz ruszającym pociągom metra. O ile to pierwsze często bywa zaletą, na przykład kiedy nie zdążymy jeszcze wyciągnąć słuchawek, a ktoś już coś do nas mówi (choć czasem lepiej mieć szury i nie musieć słuchać co poniektórych...), to ruszające pociągi są... SUPER ;d prawie jak startujący silnik odrzutowy, mówie Wam. ;d Czasami specjalnie wyłączałem muzyke, żeby tego posłuchac . xd Ale na poważnie, to może to przeszkadzać, bo dość skutecznie przebija się przez muzykę z pl50’ek. Poza tymi dwoma sytuacjami izolacja jest na bardzo wysokim poziomie.

 

Wycieczka do miasta zaowocowała również innymi spostrzeżeniami. Miałem przecież okazje posłuchać testowanych słuchaweczek ponownie. Tym razem ifp’owy random wybrał mi więcej elektroniki, niż w domku na kanapie. I pokazały się kolejne wady Soundmagiców. Zalety także.

 

Bas jest słaby. Jest go więcej, niż w shurach, ale niestety nie schodzi tak nisko, jakby mógł. Niezgorsza scena i bardzo fajna barwa powodują, że Kraftwerk wypada znakomicie. Piękna rytmika, poniekąd dynamiczny dół (porównując do jblów, a nawet lepszych), ale niestety nie ma tego, co najwazniejsze w elektro – pierd_olnięcia. Pewnie znowu zarzucicie mi, że czepiam się szczegółów – i słusznie. Bo taka prawda.

 

Akt VI - pomarańczowe podsumowanie

Pozwolicie, że podsumowanie zacznę od dźwięku. Jest to najważniejsza kwestia, która również najbardziej mnie intryguje. Po parukrotnym przebrnięciu przez całą playliste 23 utworów na ifpie, mogę powiedzieć, że poznałem Soundmagici całkiem nieźle. Z mojego testu jednoznacznie wynika, że pl50 są dobrymi słuchawkami, gorszymi od shurów e4c. Nie jest to zaskakujący winik, trudno bowiem wymagać od tanich, budżetowych wręcz słuchaweczek, aby były lepsze od dobrych i uznanych armatur. Ale, co najciekawsze, różnice między Soundmagicami, a ich dwukrotnie droższymi przeciwnikami, są jedynie kosmetyczne. Powiedziałbym, że e4c są „starszym bratem” pl50 – grają podobnym dźwiękiem, w którym wszystko zostało poprawione. Pytanie, czy jest to gra warta świeczki. Odpowiedź zależy od Was. Jeśli chcecie przeznaczyć więcej pieniędzy na słuchawki, to z bez zastanowienia polecam shure e4c lub jakiekolwiek im podobne. Natomiast, jeśli szukacie tanich, być może pierwszych armatur, to Soundmagic pl50 są dla Was stworzone. Moim skromnym zdaniem, są to najlepsze słuchawki dokanałowe, jakie można dostać do 250zł. Mimo, że ich pasmo jest dość nierówne, szczegółów zbyt wiele odtworzyć nie potrafią i gubią się w złożonych partiach muzyki klasycznej, to i tak przebijają większość słuchawek tego typu w danej kategorii cenowej.

 

Pisząc o dźwięku, warto również odwołać się do czegoś bardziej uniwersalnego, niż shure e4c, jbl 220 etc. Spróbuję więc opisać ich dźwięk bezwzględnie. ;p Cech_uje je, jak już napisałem wcześniej, dość nierówne pasmo przenoszenia. Głebokiego basu w zasadzie nie ma, natomiast ten średni jest całkiem ładny i dość wyeksponowany. Średnica, niestety nie powala swoją jakością, ale zazwyczaj potrafi „ukryć” swoje wady tak dobrze, że można na nie nie zwracać uwagi. Prezentacja górnej części pasma jest natomiast całkiem niespotykana. IEMy z natury nie mają jej zbyt dużo, a tu zonk – w soundmagicach uświadczymy jej całkiem sporo. Co ciekawsze, nie jest zła i bardzo ładnie komponuje się z resztą pasma. Całościowo, barwa pl50’ek podobała mi się. Możliwe, że na dłuższą metę owe nierówności mogą być męczące, zbyt efektowne (nie polecam do clipa ;p), ale w sumie są to słuchawki na miasto, a nie do spokojnego, domowego odsłuchu. Spełniają więc swoje zadanie znakomicie.

 

Niestety, żeby nie było tak kolorowo, muszę poruszyć kwestię ergonomii, jakości wykonania etc. Testowane IEMy to zdecydowanie najbardziej niewygodne słuchawki, z jakimi kiedykolwiek miałem do czynienia. Dołączone akcesoria nie powalają na kolana. Twardy futerał, podstawowy element, nie jest projektanckim majstersztykiem. Troche bez sensu dwa suwaki, zamiast jednego, jakieś durne gumki w środku, które tylko przeszkadzają. No i brak zestawu do czyszczenia. Choć słuchawki są tak zbudowane, że chyba zbytnio by się on nie przydał. Mhm, macie racje – czepialstwo. Natomiast czepialstwem na pewno nie jest wygoda. Po nich uszy bolą. Nawet, jak sie dobrze włoży. Jakość wykonania też nie należy do wprawiającej w zachwyt.

 

I jeszcze w skrócie:

+cena!

+barwa

+dobra góra i nienajgorszy bas

+izolacja

-wygoda!

-jakość wykonania

-średnica potrafi być koszmarna

-dołączone akcesoria, poniekąd ;p

 

Dziękuję za uwagę ;]

Soundmagic pl50.pdf

Soundmagic pl50_2.pdf

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

Moim skromnym zdaniem, są to najlepsze słuchawki dokanałowe, jakie można dostać do 250zł. Mimo, że ich pasmo jest dość nierówne, szczegółów zbyt wiele odtworzyć nie potrafią i gubią się w złożonych partiach muzyki klasycznej, to i tak przebijają większość słuchawek tego typu w danej kategorii cenowej.

Co to to nie... Do 250zł możesz dostać ADDIEMy które miażdżą PL-50 oraz NE-6 które grają przepięknym basiskiem i zdecydowanie większą ilością góry, a skoro o górze mowa...

Obecnie na rynku budżetowych IEMów jest sporo słuchawek które zjedzą PL50 o sporej części nie słychać jeszcze w Polsce.

Prezentacja górnej części pasma jest natomiast całkiem niespotykana. IEMy z natury nie mają jej zbyt dużo, a tu zonk – w soundmagicach uświadczymy jej całkiem sporo. Co ciekawsze, nie jest zła i bardzo ładnie komponuje się z resztą pasma. Całościowo, barwa pl50’ek podobała mi się.

No wai. Góry w PL-50 nie ma - jest nieobecna! Powyżej 5kHz nic nie ma... Podczas gdy takie ADDIEMy idą do ok 15kHz. Audeo spokojnie do 16-17. Góra właśnie w IEMach szczególnie armaturowych i szczególnie tych nowszych nie stanowi już większego problemu.

 

Co do samej recenzji fajny pomysł i tu zdecydowany plus :) Mimo wszystko ja się z nią totalnie nie zgadzam ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dz za wszystkie komentarze. już bałem sie, ze nikt nie przebrnął przez recke ;d

 

nie wnikałem w wykresy pl50'ek.

nie słuchałem również wynalazków, z którymi jest problem z dostępnościa u nas.

poza tym powyżej 10kHzów i tak już niewiele jest. choć w tych fajniejszych słuchawkach jest to dość ważne ;p

 

góra w soundmagicach była na tyle wyeksponowana, że imo było jej "całkiem sporo" ;]

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Zarejestruj się aby mieć większy dostęp do zasobów forum. Przeczytaj regulamin Warunki użytkowania i warunki prywatności związane z plikami cookie Polityka prywatności