Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Vaiet Opublikowano 16 Czerwca 2020 Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Zgłoś Udostępnij Opublikowano 16 Czerwca 2020 (edytowane) Tak się dzisiaj złożyło, że wracając z Łódzkiego na Lubelszczyznę postanowiłem zahaczyć o Podkarpacie, bo to przecież całkiem po drodze i wcale nie nadłożyłem 2 godzin drogi. I tak całkiem przypadkiem też się złożyło, że wpadłem do @Methuselah, dzięki uprzejmości którego miałem okazję posłuchać paru ciekawych sprzętów. Z tej też inicjatywy zrodziła się idea takiego właśnie wątku, w którym zawierać będę moje pierwsze wrażenia, czy wrażenia z krótkich odsłuchów nowych sprzętów lub tych znanych, ale w nowych konfiguracjach. Czasem będą to pewnie jedynie krótkie, okazjonalne przygody, ale pojawiać się tu również będą swoiste teasery związane ze sprzętem, których recenzje będę przygotowywał. Dzisiaj zaś, w ramach swoistego wprowadzenia, na świeżo kilka wrażeń z obcowania ze sprzętem, który szczególnie zapadł w pamięć. Anew X1 - ależ one piękne! Biały satynowy połysk, jakość wykonania na poziomie słuchawek spokojnie 2-3 razy droższych, a do tego kabel, który wielu producentom mógłby pokazać, że da się dać dobry przewodnik w zestawie, bez wołania miliona dukatów. Słuchałem na czerwonych plate'ach, czyli treble. Szybkie, klarowne i dynamiczne, bliższe neutralności w tonalności, ale absolutnie nie nudne. Dla mnie w tej konfiguracji nieco zbyt mocno podkreślony i rozjaśniony niższy sopran, ale bas i średnica są idealnie zbalansowane. Zdecydowanie pozycja, z którą muszę wręcz zapoznać się bliżej, bo w tej cenie są wręcz zachwycające. NX Ears Opera - z opinii spodziewałem się mocno średnicowego, ściętego na skrajach grania typowo armaturowego. Tymczasem słuchając na stockowym kablu, z tipsami JVC Spiral Dot efekt był daleki od oczekiwanego. Przede wszystkim są to słuchawki o mocno nietypowym strojeniu, zwłaszcza w zakresie średnicy. Bas bardziej przesunięty w sub-bas, nieźle wypełniony, raczej obszerny niż szybki i zwiewny. Do tego średnica... Czasu mało i trochę zaatakowały z zaskoczenia, więc ciężko jednocześnie ubrać w słowa to, co usłyszałem. Niby wokale wysunięte w przód, niby podbita niższa średnica, a nie było gęsto. Wokale nie były skupione w miejscu, zbite, a tak właśnie nietypowo rozciągnięte że momentami zdawały się dobiegać jednocześnie z lewej, z prawej i z przodu tworząc iście specyficzny spektakl. Góra raczej z tych gładszych. Za to scena, holografia i pozycjonowanie były absolutnie kapitalne. Zdecydowanie gratka dla wszystkich szukających unikatowego, wyjątkowego strojenia. Nie są zbyt uniwersalne i w metalu braknie dynamiki, ale muzyka oparta o wokale, nawet z linią basową, to będzie to. Itsfit Labs Fusion + Ego Audio Champagne i Gin - Słuchałem na dwóch kabelkach od Ego i oczywistym chyba będzie, że droższy zagrał lepiej Na Champagne brakowało nieco wypełnienia w basie i średnica wydawała się nieco pustawa. Scena też wielkiego szału nie robiła, ale na tyle Gina, bo sama w sobie była naprawdę, naprawdę niezła. Z Ginem było zdecydowanie lepiej. Bas i średnica praktycznie zrównały się tonalnie i idealnie ze sobą współgrały. Słuchawki raczej neutralno-jasne, z wyraźnie podkreślonym sopranem, który dla mnie już w niższej części był za jasny, za ostry i zbyt wyeksponowany, przez co tracił fakturę i skrzył się jak wściekły, choć jeszcze nie na tyle, żeby to było bolesne. Za to bas schodził nisko i pasmo równo szło od samego dołu aż po wyższą średnicę. Była szybkość, precyzja i detal. Scena szeroka, nawet bardzo, z dobrym detalem, pozycjonowaniem i głębią. Samo wykonanie bliskie perfekcji, bo wyglądały w zasadzie jak customy. I byłoby nawet cacy, gdyby nie jeden produkt, który kazał mi zacząć kwestionować ich opłacalność. Co do kabelków Ego? Uwielbiam. Gin to mistrzostwo świata, a Szampan z tym kanarkowym oplotem to absolutny hicior. Splittery choć wielkie i ciężkie, zwyczajnie są efektowne i chociaż ergonomicznie nie jest to rozwiązanie idealne, to pod kątem czysto estetycznym jest cudnie. No i wykonanie tych kabli to mistrzostwo niezależnie, czy niższy model, czy flagowiec. Mógłbym takie mieć Soranik ION4 + Ego Audio Champagne - Tak, to właśnie one. Dla mnie Fusionkiller po całości. Kompletnie nie spodziewałem się, że zrobią taki szał, bo wizualnie nie urywają niczego i wyglądają po prostu ok. Małe, pękate obudowy skrywają w środku chyba jakiegoś demona, bo z Szampanem to były dla mnie jedne z lepszych doków jakie ostatnio słyszałem pod kątem tonalności. Pełne, muzykalne, porywające brzmienie z genialnym basem, cudowną nasyconą ale dość przejrzystą średnicą jaka byłą trzymana z przodu i wygładzonym, ale nie zamulonym sopranem z lekkim akcentem w niższej średnicy. Nie są to demony detalu, ale szczegółowości nie można im odmówić. Za to scena, choć nieco ograniczona na głębię, to grała absurdalnie wręcz szeroko, na poziomie 3-4 razy droższych słuchawek w niektórych utworach. Świetne transjenty jeżeli chodzi o efekty stereo, bo przejścia na osi lewo-prawo odbywały się płynnie, idąc całym środkiem. Genialne do metalu, bo miały dla mnie i dynamikę, i detal, i masę z pazurem, więc generalnie uśmiech jak u Jokera jeszcze chwilę po ich zdjęciu gościł na mojej gębie. Dunu DK4001 + CM Cable x Mad Cable The Giant - o bogowie... Na stocku to są dobre słuchawki, nawet bardzo dobre, ale to co robi z nimi Gigant to coś niezwykłego. Od dłuższego czasu już chciałem spróbować wyższych modeli Dunu i nadarzyła się okazja, której nie mogłem przepuścić. Duża, holograficzna scena i bezbłędne pozycjonowanie to jedno. Tonalnie bas i średnica są mega neutralne, szybkie i precyzyjne, bez ostrości, choć może brakować niektórym wypełnienia. Za to sub-bas... absolutnie kapitalny, tektoniczny, głęboki, potężny, ale trzymany w ryzach całkowitej kontroli. Góra rozciągnięta chyba do samego końca, ale bez żadnych ostrości. Może brakować impactu w mid-basie, tej masy która dla większości jest pożądana i do metalu to raczej średni wybór, ale do elektroniki chociażby to już jest opcja nie do pogardzenia. Do tego wygodne jak diabli, doskonale wykonane... No i ten kabel. Jak ktoś uważa, że Dunu Hulk jest gruby, to nie widział Giganta, który jest absolutnie gigantyczny, ale tak ergonomicznie dobry, że niektóre cieńsze czterożyłowe kable renomowanych producentów to przy nich sztywne druty. Lime Ears Aether R + Satin Audio Athena 8wire - combo bajeczne. Kompletnie nie tego się spodziewałem po w pełni armaturowych słuchawkach. Bas masą i fakturą prawie jak z dynamika, ale szybki i precyzyjny jak armatura. Aż mi szczęka z wrażenia opadła. Średnica bardzo naturalna, ciepława i zarazem detaliczna. Za to sopran to jest coś niesamowitego w tym combo. Z jednej strony ustępuje on pola basowi i średnicy, czuć że talerze są wycofane w tył na dalszy plan, ale nie dość że ich tembr jest niemal perfekcyjny, to pozostają w pełni czytelne, klarowne i nie ma uczucia stłamszenia ich. Scena nie powala jakimś ogromem, ale nazywanie jej klaustrofobiczną czy małą byłoby przegięciem i to znacznym. W sumie nie skupiałem się na jej rozmiarach, bo zaskoczyła mnie ich szczegółowość i przede wszystkim tonalność. Zestrojone są z tym kablem, po prostu genialnie, tylko cena już nieco może studzić zapał w zakupie tego combo, bo zbliżamy się mocno do pułapu flagowców pokroju Legend X. Samkabelek Satin... Cóż, prawie zacząłem się o niego ocierać, ale jedno pełne pogardy i obrzydzenia spojrzenie @Methuselah wystarczyło, żebym przestał mruczeć i jęczeć z zachwytu. Satin jest tak miękki, satynowy i przyjemny w dotyku, a do tego tak elastyczny mimo ośmiu żył, że mógłbym nie wypuszczać go z dłoni nawet na chwilkę. Wygląda absolutnie obłędnie, ale ja jestem fanboyem Satinów i od czasu jak mam Theia 8, większość kabli porównuję do niej Empire Ears Legend X + PW Audio Monile feat 1950 + Astell&Kern SP2000 - znam możliwości Legend X z EA Ares II na iBasso DX220. I tak, jak DX220 bardzo się lubi z Empire'ami z serii X, tak tutaj... Wiem, wiem. Całe to combo jest absurdalnie wręcz drogie i jak ktoś ma słabą psychikę, niech nawet nie myśli o sprawdzaniu cen, bo można się zachłysnąć. Nie zmienia to jednak jednego, podstawowego faktu. JAK TO GRA O__O SP2000 to jest kloc i cegła, ale jakość wykonania zakrawa o taki sam absurd, jak jego cena, a dźwiękowo to już absolutny TOP i niestety, ale iBasso podejścia nie ma. Takie są fakty. Monile kablem jest grubym, ciężkim, ale wizualnie absolutny sztos. Dźwiękowo nie ocenię, bo nie porównywałem łeb w łeb z niczym innym. Faktem jest, że 4 żyły w oplocie wyglądają obłędnie. Do tego Legend X - gdybym miał wybrać jedne jedyne słuchawki z którymi chciałbym zostać na zawsze, to byłyby właśnie one, w wersji custom. Całościowo wszystko jest nie z tej ziemi. Scena to jest kosmos. Pozycjonowanie, detaliczność i dynamika wgniatają w siedzisko. Bas? Chyba odkryłem nowe głębiny piekieł, bo słyszałem krzyk niedowierzania Diabła. Średnica to jest to, co kocham - mięso + dynamika, pazur, a przy tym niesamowity tembr. Sopran w zasadzie dla mnie kompletny. I nie, nie jest to brzmienie referencyjne. Jest to najlepsze brzmienie rozrywkowe jakie można sobie wymarzyć, bo są emocje, jest muzykalność, bez żadnych technicznych kompromisów. Jedynie trzeba być albo cholernie zamożnym, albo zwyczajnie stukniętym żeby to kupić. Dunu Luna stock + Luminox Tri-Light - Dunu Luna... Dunu Luna... GOD DAMMIT, DUNU!!!!!!!! Miały mi się nie spodobać. Bo wiecie, lubię Vantage, lubię gładko, ciepło, czasem nawet gęsto. No i mi się nie spodobały. Zakochałem się ;< Synergia z Soniakiem WM1A na sofcie 3.02 jest absurdalnie dobra, ale po kolei. Jest szybkość, precyzja, detal, szczegółowość, dynamika, pozycjonowanie, scena i tonalność... Jest magia, czar i urok pojedynczego, fantastycznego dynamika. Już na stocku dla mnie wszystko było idealnie na swoim miejscu. Design? Wyglądają niepozornie, bez szału, może nawet nieco nudno jak na flagowca za grube szekle. Są jednak diablo wygodne i idealnie leżą w uchu, a fabryczny kabel robi świetne wrażenie. Zresztą, wizualnie lubię większość kabli Dunu Co do brzmienia... Jakby to ładnie określić... Tu jest wszystko w idealnych dla mnie proporcjach, zrealizowane w taki sposób, że nie ma tu dla mnie żadnych kompromisów. Idealna równowaga między szybkością i precyzją, a uderzeniem i masą. Idealna równowaga między muzykalnością i emocjami, a szczegółowością oraz techniczną precyzją. Rozciągnięcie pasma w każdym kierunku jest świetne, a całe strojenie to efekt naprawdę przemyślanego projektu z powalającym jak dla mnie efektem końcowym. I kiedy jest tak słodko i cukierkowo, do gry Wchodzi Luminox Tri-Light. Kabel absolutnie absurdalny. 12 żył splecionych koaksjalnie w gruby, ale tak powalająco ergonomiczny, elastyczny bicz, że opada szczęka. Do tego wykonanie na poziomie top of the top. No i w każdym razie ten Tri-Light mnie zniszczył. Nie zrozumcie mnie źle. Powyższe combo - LX+Monile+SP2000 - brzmi fenomenalnie, ale jakbym miał wykładać na coś naprawdę gruby hajs, to mając WM1A mimo jego braku streamingu... Poszedłbym w Luna + Tri-Light jak dzik w kasztany i jeszcze bym skowyczał z zachwytu, że tak świetnie przepuściłem małą fortunę. Wszystko się poprawiło i @Methuselah mi świadkiem, że słuchałem albo z rozdziawioną japą, albo z dłońmi zakrywającymi twarz, a po wszystkim miałem gęsią skórkę na rękach, jakby mnie ktoś na Syberii wrzucił do przerębla. ABSOLUTNY KOSMOS. Pocieszam się jedynie faktem, że mam HD800S i TH900, które trochę ukoją ból z racji braku możliwości zakupu tego combo. Luna + Tri-Light = ❤️ Edytowane 16 Czerwca 2020 przez Vaiet 17 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Jaro54 Opublikowano 16 Czerwca 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 16 Czerwca 2020 No i po coś głupi pojechał? Teraz ciężko nerkę sprzedać przez Covid i będziesz czekał w kolejce na oddanie 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Vaiet Opublikowano 16 Czerwca 2020 Autor Zgłoś Udostępnij Opublikowano 16 Czerwca 2020 56 minut temu, Jaro54 napisał: No i po coś głupi pojechał? Teraz ciężko nerkę sprzedać przez Covid i będziesz czekał w kolejce na oddanie Czasem trzeba się skrzywdzić w imię wyższego dobra ;D A było dobrze, oj było Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Jaro54 Opublikowano 16 Czerwca 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 16 Czerwca 2020 Ale jak teraz będzie? Dobrze też? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Vaiet Opublikowano 16 Czerwca 2020 Autor Zgłoś Udostępnij Opublikowano 16 Czerwca 2020 10 minut temu, Jaro54 napisał: Ale jak teraz będzie? Dobrze też? Teraz może być już tylko lepiej Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Methuselah Opublikowano 16 Czerwca 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 16 Czerwca 2020 Itsfit Lab Fusion z PW Audio No10 albo Eletech Prudence mogłeś posłuchać 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Vaiet Opublikowano 16 Czerwca 2020 Autor Zgłoś Udostępnij Opublikowano 16 Czerwca 2020 2 godziny temu, Methuselah napisał: Itsfit Lab Fusion z PW Audio No10 albo Eletech Prudence mogłeś posłuchać Trzeba coś zostawić na kolejny meet Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
LuQi Opublikowano 16 Czerwca 2020 Zgłoś Udostępnij Opublikowano 16 Czerwca 2020 @Vaiet fajna inicjatywa i pomysł z tym wątkiem. Jedyne czego mi w nim brakuje to pamiątkowych zdjęć Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Vaiet Opublikowano 16 Czerwca 2020 Autor Zgłoś Udostępnij Opublikowano 16 Czerwca 2020 15 minut temu, LuQi napisał: @Vaiet fajna inicjatywa i pomysł z tym wątkiem. Jedyne czego mi w nim brakuje to pamiątkowych zdjęć Za dużo ekscytacji i emocji, a za mało czasu Niemniej następnym razem obiecuję też dostarczyć wrażeń czysto wizualnych, ale daję słowo, że co ja się naoglądałem, to moje Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Vaiet Opublikowano 19 Lipca 2020 Autor Zgłoś Udostępnij Opublikowano 19 Lipca 2020 (edytowane) Chwilka minęła, można wjeżdżać z kolejnymi ciekawostkami. Taką dla mnie bez dwóch zdań są nowe Oriolusy i nie, nie słuchałem Mk2, więc porównań do nich nie będzie. W zasadzie nie będzie porównań do niczego innego, bo za krótko je miałem, ale dość długo, żeby móc napisać dwa zdania na ich temat W te kilka dni po prostu skupiłem się na czerpaniu przyjemności ze słuchania, bez porównań z innymi słuchawkami, bez zmiany kabla, a nawet bez zmiany źródła. Za to posłużył DX220 AMP1mk2, choć główny powód jest też taki, że single-end w Sony WM1A jest po prostu cienki jak woda po tanich parówkach z Biedronki. W kwestii wyglądu absolutnie żadne zdjęcia nie oddają ich uroku, choć najbliżej ukazania ich pełnego piękna były zdjęcia wrzucane w Fanklubie Oriolusa zrobione przez @Methuselah. Mówiąc szczerze, na zdjęciach promocyjnych kolor faceplate nie zachwycał, a sam osobiście fanem bezbarwnych, przezroczystych obudów nigdy nie byłem. W tym wydaniu całość jest jednak tak urodziwa, że wstyd się przyznać, ale zdecydowanie zbyt wiele czasu straciłem na patrzenie na nie, zamiast spożytkować ten czas na słuchanie. Mea cullpa, po prostu wyglądają obłędnie. Przez shell można zobaczyć nie tylko wszystkie drivery, ale nawet cieniutkie kabelki w środku, czy dźwiękowody wraz z filtrami akustycznymi. Obłęd! Design to standardowy Oriolus i do bólu wręcz przypominają na pierwszy rzut oka Finschi, tylko rzecz jasna w innym wydaniu kolorystycznym. Wykonanie? Absolutne mistrzostwo. Idealnie gładka powierzchnia nawet na łączeniu obudowy z faceplate'em, żadnych skaz, idealne wykończenie nawet wokół gniazd 2-pinowych złączy. No i ten kabel... Jest po prostu przepiękny. Kolorystycznie idealnie dopasowany do słuchawek, fenomenalnie wykonany, z wykończeniem w kolorze gunmetal. Obłęd. Innymi słowy, czuć piniondz. Dlatego dla mnie dość zaskakujące jest to, że w tej cenie zabrakło... etui. To dziwne zwłaszcza w odniesieniu do przytaczanych Finschi, które w zestawie miały jedno z najlepszych stockowych etui EVER. Crassirostris nie lubią słabych nagrań - po prostu. Na słabych nagraniach nie pokażą zwyczajnie pełni swojego potencjału, a potencjał mają w sobie niemały. Bas jest... mocno uzależniony od nagrania i pokazuje w zasadzie to, co w mixie zostało nagrane. Jak basu nie ma, to go tam magicznie nie przybędzie. Jak jest, to Crassirostris potrafią zadudnić, zamruczeć i zabuczeć tak nisko, jak to konieczne włącznie z sięgnięciem w gardło otchłani. Mimo to zawsze jest kulturalnie i grzecznie. Nic się nie rozlewa, nic sobie radośnie nie dudni - absolutna kontrola. Może brakować jednak odrobiny wypełnienia, odrobinę mocniejszego uderzenia dla tych, którzy bas lubią mocny i brutalny, z solidnym wygarem w środkowej części. W zamian ma on jednak absolutnie fantastyczną fakturę, której nie sposób nie docenić. W średnicy dzieje się równie wiele i to co mnie urzekło, to wokale. Po prostu - dla mnie - perfekcyjne. Bliskie, szczere, angażujące, pełne magii i żywe od emocji. Ich naturalna ekspansja w przestrzeni i tembr, ich dźwięczność i blask - wokale to jedna z dwóch absolutnie niezwykłych rzeczy zawartych w Crassirostris. Cała średnica zresztą robi robotę nawet, jeżeli czasem chciałbym ciut więcej wypełnienia w niższej średnicy, bo niedostatek mięcha Oriolusy nadrabiają dźwięcznością i energią przekazu. To wszystko doprawione jest sopranami o absolutnie nieofensywnym charakterze, który idealnie dopełnia brzmienie. Nie powali może kosmicznym rozciągnięciem, ani blaskiem który przybliży blaskiem same gwiazdy, ale jest tam w dokładnie takiej ilości i dokładnie takiej barwie, żeby dopełnić ten cudowny koktajl czystej muzycznej rozkoszy. Oriole grają nie tylko swobodnie i lekko, całkowicie bez jakiegokolwiek wysiłku, ale też naprawdę dobrze technicznie. Scena jest ekspansywna w każdym kierunku, szczególnie na szerokość i głębię. Dużo dzieje się w środku sceny, ale dźwięki bardzo chętnie uciekają na boki, przesuwają się i płynnie przemieszczają tchnąc w cały przekaz odrobinę życia. To co najbardziej mnie zaś ujęło - czyli wyjątkowość numer dwa - to ich precyzja i pozycjonowanie. To co ma być w głębi sceny, pozostaje w głębi i nie jest sztucznie pchane w przód, a przy tym pozostaje perfekcyjnie czytelne. Każdy dźwięk, każde źródło pozorne jest zawieszone w przestrzeni w dużej, kształtnej bryle gdzie nic niczego nie przysłania, a jednocześnie nie ma wrażenia pocięcia wszystkiego na kawałki. Wszystko jest turbo spójne, koherentne i homogeniczne jak serek wymieszany z wiśniową konfiturą. Scena potrafi schodzić mocno za linię uszu, niemal na tył czaszki, a do tego rozwijać się daleko poza obszar barków. I mówiąc szczerze, chciałbym żeby były dostępne w wersji z kablem zbalansowany, bo chciałbym ich posłuchać z WM1A. Podejrzewam, że wtedy scena na szerokość byłaby przeogromna, a fakturą bas mógłby wywołać opad szczeny. Stroiłem sobie z nich żarty, nazywając je Croissantami, Kazirodkami, albo Kazikami. Przestałem. Crassirostris są po prostu słuchawkami, które choć może nie będą najbardziej uniwersalnymi na świecie, to mają w sobie szczyptę magii, która chwyta za samo serce, okazjonalnie za klejnoty. Bo cały myk polega na tym, że one nie rzucą na kolana i nie sponiewierają bezwzględnie wykręconym do granic przesady dźwiękiem. Nie. Crassirostris to taki pojazd, który każe wygodnie usiąść, zamknąć oczy, odprężyć się i dać się powieść w długą, przyjemną i relaksującą podróż wywołując po drodze kilka pełnych zaskoczenia westchnień i wyginając kąciki ust ku górze. Jeżeli ktoś chce się przekonać co mam na myśli, to jest na to prosta recepta: Agnes Obel i Aurora. Wielkie dzięki dla @bigmaras za możliwość i posłuchania przez kilka dni. P.S. Nie polecam ich ogólnie. Kradną czas, z piętnastu minut robiąc dwie godziny i w ogóle są za ładne, za fajne i nie są moje Edytowane 20 Lipca 2020 przez Vaiet Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.