Skocz do zawartości

Moje audiofilskie piekiełko <3


Vaiet

Rekomendowane odpowiedzi

No i po coś głupi pojechał? Teraz ciężko nerkę sprzedać przez Covid i będziesz czekał w kolejce na oddanie :)

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

56 minut temu, Jaro54 napisał:

No i po coś głupi pojechał? Teraz ciężko nerkę sprzedać przez Covid i będziesz czekał w kolejce na oddanie :)

Czasem trzeba się skrzywdzić w imię wyższego dobra ;D A było dobrze, oj było :D 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale jak teraz będzie? Dobrze też? :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Methuselah napisał:

Itsfit Lab Fusion z PW Audio No10 albo Eletech Prudence mogłeś posłuchać :D

Trzeba coś zostawić na kolejny meet :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, LuQi napisał:

@Vaiet fajna inicjatywa i pomysł z tym wątkiem. Jedyne czego mi w nim brakuje to pamiątkowych zdjęć :) 

Za dużo ekscytacji i emocji, a za mało czasu :D Niemniej następnym razem obiecuję też dostarczyć wrażeń czysto wizualnych, ale daję słowo, że co ja się naoglądałem, to moje :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Chwilka minęła, można wjeżdżać z kolejnymi ciekawostkami. Taką dla mnie bez dwóch zdań są nowe Oriolusy i nie, nie słuchałem Mk2, więc porównań do nich nie będzie. W zasadzie nie będzie porównań do niczego innego, bo za krótko je miałem, ale dość długo, żeby móc napisać dwa zdania na ich temat  W te kilka dni po prostu skupiłem się na czerpaniu przyjemności ze słuchania, bez porównań z innymi słuchawkami, bez zmiany kabla, a nawet bez zmiany źródła. Za to posłużył DX220 AMP1mk2, choć główny powód jest też taki, że single-end w Sony WM1A jest po prostu cienki jak woda po tanich parówkach z Biedronki. 

Crassi.jpg

W kwestii wyglądu absolutnie żadne zdjęcia nie oddają ich uroku, choć najbliżej ukazania ich pełnego piękna były zdjęcia wrzucane w Fanklubie Oriolusa zrobione przez @Methuselah. Mówiąc szczerze, na zdjęciach promocyjnych kolor faceplate nie zachwycał, a sam osobiście fanem bezbarwnych, przezroczystych obudów nigdy nie byłem. W tym wydaniu całość jest jednak tak urodziwa, że wstyd się przyznać, ale zdecydowanie zbyt wiele czasu straciłem na patrzenie na nie, zamiast spożytkować ten czas na słuchanie. Mea cullpa, po prostu wyglądają obłędnie. Przez shell można zobaczyć nie tylko wszystkie drivery, ale nawet cieniutkie kabelki w środku, czy dźwiękowody wraz z filtrami akustycznymi. Obłęd! Design to standardowy Oriolus i do bólu wręcz przypominają na pierwszy rzut oka Finschi, tylko rzecz jasna w innym wydaniu kolorystycznym. Wykonanie? Absolutne mistrzostwo. Idealnie gładka powierzchnia nawet na łączeniu obudowy z faceplate'em, żadnych skaz, idealne wykończenie nawet wokół gniazd 2-pinowych złączy. No i ten kabel... Jest po prostu przepiękny. Kolorystycznie idealnie dopasowany do słuchawek, fenomenalnie wykonany, z wykończeniem w kolorze gunmetal. Obłęd. Innymi słowy, czuć piniondz. Dlatego dla mnie dość zaskakujące jest to, że w tej cenie zabrakło... etui. To dziwne zwłaszcza w odniesieniu do przytaczanych Finschi, które w zestawie miały jedno z najlepszych stockowych etui EVER.

 

Crassirostris nie lubią słabych nagrań - po prostu. Na słabych nagraniach nie pokażą zwyczajnie pełni swojego potencjału, a potencjał mają w sobie niemały. Bas jest... mocno uzależniony od nagrania i pokazuje w zasadzie to, co w mixie zostało nagrane. Jak basu nie ma, to go tam magicznie nie przybędzie. Jak jest, to Crassirostris potrafią zadudnić, zamruczeć i zabuczeć tak nisko, jak to konieczne włącznie z sięgnięciem w gardło otchłani. Mimo to zawsze jest kulturalnie i grzecznie. Nic się nie rozlewa, nic sobie radośnie nie dudni - absolutna kontrola. Może brakować jednak odrobiny wypełnienia, odrobinę mocniejszego uderzenia dla tych, którzy bas lubią mocny i brutalny, z solidnym wygarem w środkowej części. W zamian ma on jednak absolutnie fantastyczną fakturę, której nie sposób nie docenić. W średnicy dzieje się równie wiele i to co mnie urzekło, to wokale. Po prostu - dla mnie - perfekcyjne. Bliskie, szczere, angażujące, pełne magii i żywe od emocji. Ich naturalna ekspansja w przestrzeni i tembr, ich dźwięczność i blask - wokale to jedna z dwóch absolutnie niezwykłych rzeczy zawartych w Crassirostris. Cała średnica zresztą robi robotę nawet, jeżeli czasem chciałbym ciut więcej wypełnienia w niższej średnicy, bo niedostatek mięcha Oriolusy nadrabiają dźwięcznością i energią przekazu. To wszystko doprawione jest sopranami o absolutnie nieofensywnym charakterze, który idealnie dopełnia brzmienie. Nie powali może kosmicznym rozciągnięciem, ani blaskiem który przybliży blaskiem same gwiazdy, ale jest tam w dokładnie takiej ilości i dokładnie takiej barwie, żeby dopełnić ten cudowny koktajl czystej muzycznej rozkoszy. 

Oriole grają nie tylko swobodnie i lekko, całkowicie bez jakiegokolwiek wysiłku, ale też naprawdę dobrze technicznie. Scena jest ekspansywna w każdym kierunku, szczególnie na szerokość i głębię. Dużo dzieje się w środku sceny, ale dźwięki bardzo chętnie uciekają na boki, przesuwają się i płynnie przemieszczają tchnąc w cały przekaz odrobinę życia. To co najbardziej mnie zaś ujęło - czyli wyjątkowość numer dwa - to ich precyzja i pozycjonowanie. To co ma być w głębi sceny, pozostaje w głębi i nie jest sztucznie pchane w przód, a przy tym pozostaje perfekcyjnie czytelne. Każdy dźwięk, każde źródło pozorne jest zawieszone w przestrzeni w dużej, kształtnej bryle  gdzie nic niczego nie przysłania, a jednocześnie nie ma wrażenia pocięcia wszystkiego na kawałki. Wszystko jest turbo spójne, koherentne i homogeniczne jak serek wymieszany z wiśniową konfiturą. Scena potrafi schodzić mocno za linię uszu, niemal na tył czaszki, a do tego rozwijać się daleko poza obszar barków. I mówiąc szczerze, chciałbym żeby były dostępne w wersji z kablem zbalansowany, bo chciałbym ich posłuchać z WM1A. Podejrzewam, że wtedy scena na szerokość byłaby przeogromna, a fakturą bas mógłby wywołać opad szczeny.

 

 

Stroiłem sobie z nich żarty, nazywając je Croissantami, Kazirodkami, albo Kazikami. Przestałem. Crassirostris są po prostu słuchawkami, które choć może nie będą najbardziej uniwersalnymi na świecie, to mają w sobie szczyptę magii, która chwyta za samo serce, okazjonalnie za klejnoty. Bo cały myk polega na tym, że one nie rzucą na kolana i nie sponiewierają bezwzględnie wykręconym do granic przesady dźwiękiem. Nie. Crassirostris to taki pojazd, który każe wygodnie usiąść, zamknąć oczy, odprężyć się i dać się powieść w długą, przyjemną i relaksującą podróż wywołując po drodze kilka pełnych zaskoczenia westchnień i wyginając kąciki ust ku górze. Jeżeli ktoś chce się przekonać co mam na myśli, to jest na to prosta recepta: Agnes Obel i Aurora.

 

Wielkie dzięki dla @bigmaras za możliwość i posłuchania przez kilka dni.

P.S. Nie polecam ich ogólnie. Kradną czas, z piętnastu minut robiąc dwie godziny i w ogóle są za ładne, za fajne i nie są moje :(

Edytowane przez Vaiet
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Zarejestruj się aby mieć większy dostęp do zasobów forum. Przeczytaj regulamin Warunki użytkowania i warunki prywatności związane z plikami cookie Polityka prywatności