Skocz do zawartości

Wątek żali


Play

Rekomendowane odpowiedzi

ojtam nanik, z miłością jest ja z wódką, dobra wódka to zawsze dobra wódka, wiesz czego się spodziewać i zawsze możesz na nią liczyć, nie zawiedzie, natomiast ujowa wódka.... no też trzepnie ale nigdy nie wiesz czego się po niej spodziewać... To wódka i to wódka, to miłość i to miłość... Albo Ty nie trafiłeś na dobrą miłość (nie mi to oceniać) albo moja jest tak ******sta, że nie ma zastosowania Twoje stwierdzenie.

 

I do sedna, chaos i bezsensowność powyższego porównania jest równie bez sensu jak generalizowanie kwestii poruszonej. Nie wiesz jak bardzo ktoś kocha kogoś i sytuacja w której kobieta przedłoży bezinteresowną miłość do dziecka przed miłość do mężczyzny jest raczej sytuacją w której facet powinien sobie zadać pytanie "dlaczego" a nie winić kobietę, że tak wybrała.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

33 minuty temu, brunnerius napisał:

Przykład idzie z góry... W takim razie co to nam mówi o Jezusku? Hmm... 

Że popiera trwanie w prawdzie.

W ogóle porównanie bez sensu, bo relacja między dzieckiem, a rodzicem, to co innego, niż między partnerami życiowymi. Opierają się na innych instynktach.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, bakus1233 napisał:

Bakuś powstrzymaj się od odpowiedzi, to nie jest warte kolejnej burzy na forum :D:D ha ha ha

Wracaj na czata

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ojtam anik słabe czy nie słabe rzecz sporna. Format postaci powiadasz... Tu musielibyśmy się zagłębić w rejon gwarantujący shitstorm więc spasuję. Przypomnę tylko że przykładanie swojej miary do innych nie wróży ani sensownej ani rzeczowej dyskusji. Zarówno z mojej jak i z kontrargumentanta strony :)

Edytowane przez brunnerius
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

38 minut temu, brunnerius napisał:

Tu musielibyśmy się zagłębić 

Zacytowałem uniwersalną sentencję odnoszącą się do prawdy nie po to by się zagłębiać w rozważania teologiczne, czy tez prowokować opinie, komentarze i podśmiec**jki z religii (jakiejkolwiek).

Myślałem ze ten post:

3 godziny temu, audionanik napisał:

Oj tam, cytat i tyle:D

w zupełności wystarczy żebyś przyhamował, ale widzę że jak do ściany.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

53 minuty temu, bakus1233 napisał:

;) śmiało można od 3 minuty posłuchać

 


Zamiast jakichś przypadkowych osób, polecam jednak w tematach psychologii posłuchać specjalistów https://www.youtube.com/user/SWPSpl/videos

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

54 minuty temu, audionanik napisał:

przyhamował, ale widzę że jak do ściany.

Nanik, chłopie, ochłoń, przecież przyhamowałem :) pomimo przywołania autorytetu mitycznej postaci i Twojej wycieczki w moją stronę :)

Edytowane przez brunnerius
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chodzi o mojego Szefa Niebieskiego to uratował mi życie w chorobie, więc mityczny nie jest. Ale każdy może sobie myśleć co chce...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 22.03.2019 o 18:11, Arthass napisał:


Niekoniecznie zdrowe jest odchudzanie się poprzez częste i małe posiłki oraz ograniczenie mięsa. 

 

chodzi nie tyle o odchudzanie a unikanie szkodliwych zachowań

 

wielu ludzi ma zwyczaj walnąć taki obiad, że ledwo mogą wstać od stołu...

 

a mięso warto ograniczyć, bo jest najczęściej marnej jakości, konserwowane chemią i hodowane przemysłowo - można dostarczyć białka roślinnego i dostarczyć innych źródeł żelaza itd.

 

wszystko się robi z głową

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, mykupyku napisał:

 

chodzi nie tyle o odchudzanie a unikanie szkodliwych zachowań

 

wielu ludzi ma zwyczaj walnąć taki obiad, że ledwo mogą wstać od stołu...

 

a mięso warto ograniczyć, bo jest najczęściej marnej jakości, konserwowane chemią i hodowane przemysłowo - można dostarczyć białka roślinnego i dostarczyć innych źródeł żelaza itd.

 

wszystko się robi z głową


Z większością rzeczy się zgadzam, oprócz tych 2 punktów.

W skrócie, za proces odchudzania - obok oczywistego bilansu energetycznego - odpowiedzialna jest głównie gospodarka hormonalna. Za każdym razem kiedy coś jesz, pobudzane jest wydzielanie insuliny. Insulina to hormon "magazynowania". Organizm może efektywnie korzystać ze zgromadzonej w tkance tłuszczowej energii jedynie w obecności leptyny, której receptory obecne są właśnie m.in. w komórkach tkanki tłuszczowej. Im wyższy poziom leptyny, tym lepszy proces spalania tłuszczów, a im poziom niższy, tym tłuszcze spalają się gorzej. Istotną rolę odgrywa tutaj również glukagon - antagonista insuliny. Stąd, jak jadasz często, to po prostu organizm nie wie za bardzo co ma robić, bo jednocześnie magazynuje energię, a przy niedoborze kalorycznym stara się ją skądś pobierać - jako, że z tkanki tłuszczowej bez udziału leptyny i glukagonu jest to utrudnione, to zwykle sięga m.in. po rezerwy glikogenu wątrobowego i mięśniowego.
Tak naprawdę, należy zwrócić uwagę na dość istotną kwestię - wagę można stracić na wiele sposobów, poprzez redukcję:

- tkanki tłuszczowej (pożądana sytuacja)
- masy mięśniowej (niekorzystna sytuacja - sucha masa mięśniowa jest wyznacznikiem zdrowia)
- masy kostnej (również niekorzystna sytuacja)
- wody (iluzoryczny spadek wagi, na skutek odwodnienia - potem jest efekt jojo i powrót do wagi wyjściowej)
I problem w tym, że ograniczając drastycznie podaż kaloryczną, a nie posiadając jednocześnie odpowiedniej wiedzy na zbilansowania makro/mikroelementów, możemy często doprowadzić do utraty masy mięśniowej i/lub kostnej, co wcale korzystną formą utraty wagi nie jest. W takiej sytuacji, kiedy już planujemy redukować podaż kaloryczną, odradzanie spożycia mięsa - czyli jednego z najefektywniejszych źródeł białka - jest proszeniem się o utratę masy mięśniowej oraz kostnej. Tak, niedobór białka wykazuje również korelację ze spadkiem masy kostnej... Białko dodatkowo sprzyja odchudzaniu, ze względu na sposób jego metabolizmu, który jest bardzo energetycznie wymagający - prawie połowa kalorii pozyskanych z metabolizmu białka jest wykorzystywana na procesy jego trawienia. Białko również daje uczucie sytości - tutaj znów sporą rolę odgrywa gospodarka hormonalna. Dlatego też m.in. kasze są dobrym źródłem węglowodanów - bo zawierają też sporo białka.

Co do jakości mięsa - jak nie mamy dostępu do źródła, któremu ufamy to złotą zasadą jest wybierać mięso z jak najmniejsza zawartością tłuszczu, czyli chude, białe, ewentualnie jakiś chudy schab z mięsa czerwonego. Większość niebezpiecznych toksyn czy niepożądanych ksenobiotyków jest natury lipofilnej - kumuluje się w tkance tłuszczowej. Stąd, mięso wieprzowe jest tutaj bardziej narażone na akumulacje niechcianych substancji. Mięsa mrożonego, chudego, białego nie należy się obawiać. Podczas mrożenia nie stosuje się żadnych konserwantów, ponieważ samo mrożenie jest metodą konserwacji. Szczególnie jeśli zostanie ono zapakowane hermetycznie w atmosferze ochronnej. I takie mięso polecam kupować. Gotowanie, lub gotowanie na parze pozwala pozbyć się większości potencjalnych szkodliwych substancji hydrofilowych, a że zawartość tłuszczu w mięsie białym (bez skóry) to zwykle nie więcej niż 1%, to po prostu nie ma realnego wpływu na zdrowie - mamy typowy przykład przeważających korzyści.
W przypadku białka roślinnego mamy ten problem, że po pierwsze jego strawność jest o wiele niższa (realnie przyswajamy ~60-70% białka ze źródeł roślinnych vs prawie 100% ze zwierzęcych), ma niższą wartość biologiczną (BV), mało które źródła są tak naprawdę bogate naturalnie w białko. Druga sprawa to profil aminokwasowy określający "jakość" białka, a raczej tzw. pełnowartościowe białko, czyli zawartość aminokwasów egzogennych na gram białka. Większość źródeł białka roślinnego posiada niekompletny profil aminokwasów egzogennych, co dodatkowo ogranicza jego fizjologiczne wykorzystanie przez organizm. Oczywiście, można łączyć kasze z fasolą, ale ile razy dziennie jadasz danie składające się z tych dwóch produktów? Wspomnę jedynie, że organizm nie potrafi magazynować białka "na później".

Słuszność masz w tym, że nie potrzebujemy spożywać nadmiaru mięsa, co jest notoryczne. Już połówka filetu z piersi kurczaka (200g) zawiera ~50g białka. Osoba umiarkowanie aktywna, ale nie ćwicząca regularnie potrzebuje dziennie ok. 0,9g pełnowartościowego białka na kilogram ciała, czyli przy 90kg mamy ok. 81g. Jak widać, 200g piersi z kurczaka to ponad połowa zapotrzebowania - a czasem już podczas samego obiadu jemy tego mięsa wystarczająco dużo by pokryć dzienne zapotrzebowanie. Natomiast nadmiar mięsa nie będzie wpływał na rezultaty w odchudzaniu, tylko głównie kondycję nerek i wątroby - widać obecnie rezultaty diet Atkinsa, gdzie wielu ludzi trafiło na dializy nerek...


PS.
Tak na marginesie - z punktu widzenia redukcji tkanki tłuszczowej i zabezpieczenia przed utratą masy mięśniowej lepszy jest post (czasowe powstrzymywanie się od spożycia pokarmów) niż ograniczenie kaloryczne. Wydaje się to mało intuicyjne, ale tak właśnie działa gospodarka hormonalna. Przeprowadzono wiele badań, gdzie porównywano dietę ubogą kalorycznie - z ujemnym bilansem kalorycznym kontra dietę opartą na okresowych postach z typową podażą kaloryczną dla bazowego zapotrzebowania kalorycznego.

Restrykcje kaloryczne co prawda prowadziły do utraty wagi, ale nie na długo, bo po powrocie do standardowej kaloryki w okolicach bazowego zapotrzebowania kalorycznego waga wracała. Dodatkowo, utracie ulegała w sporej części masa mięśniowa i kostna.

W przypadku postu organizm produkuje hormony zabezpieczające przed utratą masy mięśniowej (jak ludzki hormon wzrostu - hGH) jako mechanizm ochronny. Oczywiście, efekt ten trwa do 48h, więc nie należy przesadzać. W pierwszej kolejności mamy do czynienia z autofagocytozą, czyli wyszukiwaniem i "utylizacją" wadliwych, uszkodzonych komórek - takim "sprzątaniem generalnym". Można zauważyć jednocześnie wzmożoną produkcję komórek macierzystych. Po poście mamy podniesioną wrażliwość insulinową, organizm wykorzystuje bardzo efektywnie wartości odżywcze. Nie będę wchodził w szczegóły zalet kontrolowanych postów czasowych - z takich wartych wspomnienia jest jeszcze zwiększenie ilości tzw. "białek nieśmiertelności" (nazwa wskazuje mniej więcej na ich rolę) czy białek opiekuńczych (chaperonów - białek odpowiedzialnych za prawidłowe zwijanie się innych białek do najkorzystniejszej energetycznie konformacji) takich jak również białka szoku cieplnego (HSP).
Zalet jest ogrom, i wykraczają daleko poza właściwości odchudzające. Decydując się na tzw. time restricted eating typu intermittent fasting, warto jednak robić to stopniowo, ograniczając "okienko żywieniowe" do coraz mniejszych przedziałów czasowych, aż osiągniemy czas między 4-8 godzin dziennie. Natychmiastowe rzucenie się na sztywno ustalone okienko może skończyć się zbyt dużym zamieszaniem, bo należy tutaj zmieścić całodniową podaż kaloryczną... Tematu dalej nie będę rozwijał, ale wspomnieć o nim w kontekście diet odchudzających to praktycznie obowiązek.


PS.2
Aha, ostatnia kwestia dotycząca białka roślinnego - każde źródło roślinne bogate w białko jest jednocześnie bogatym źródłem węglowodanów np. kasze, czy groch. Dostarczając 20g białka (z czego przyswoimy maksymalnie 14g) dostarczamy jednocześnie ~350kcal - kontra ~100kcal dla 20-30g (chude mięso zawiera od 25g lub więcej) białka w przypadku źródeł zwierzęcych. Jak widać, nie jest to efektywne źródło białka podczas redukcji kalorycznej. Redukując kalorykę, przy jednoczesnym ograniczeniu podaży białka ze źródeł zwierzęcych, mamy prawie pewność, że wejdziemy w ujemny bilans azotowy związany z niedoborem białka, co spowoduje utratę masy mięśniowej.

Edytowane przez Arthass
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio zacząłem się zapoznawać bliżej z materiałami wybitnej osobistości medycyny alternatywnej, pana J. Zięby i ogarnia mnie ogromny żal, że społeczeństwo wypromowało takie "autorytety".
Weźmy przykładowy film (komentarze wyłączone :)

 

 

Ten autorytet ludu nie ma pojęcia w jaki sposób funkcjonuje gospodarka wodno-elektrolitowa. Nawet dziecko z podstawówki powinno kojarzyć, że taka woda morska (przykład wody bogatej w sód) nie nawadnia, a wręcz odwadnia. Teorie tego pana brzmią, jakby je wymyślał 10 latek.
Tak, sód wiąże wodę, ale taki szczegół, że wręcz "wyciąga" ją z komórek co prowadzi do jeszcze większego odwodnienia (tzw. odwodnienie hipertoniczne). Pan Jerzy chyba nie wie, że w regulacji gospodarki wodnej biorą udział 2 elektrolity - sód i potas. Wykazują one względem siebie interakcje antagonistyczne i jednocześnie dopełniają swoje funkcje. Nadmiar sodu będzie powodował zmniejszenie koncentracji potasu w surowicy - ponieważ zwiększone wydalanie sodu, powoduje również zwiększone wydalanie potasu. Jest to naturalny mechanizm próby zachowania homeostazy przez organizm. Takie praktyki mogą na dłuższą metę doprowadzić do hipokalemii (zaburzenia elektrolitowe objawiające się niedoborem potasu) i wszelkich konsekwencji tego stanu, które wręcz mogą zakończyć się tragicznie np. zaburzeniem pracy serca, migotaniem komór itd. Już nie wspominając o skutkach nadmiaru soli takich jak potencjalny wzrost ciśnienia tętniczego, kamicy nerkowej, chorobach nerek, osteoporozie, miażdżycy. Sód jest niezbędnym elektrolitem, ale trzeba zachować odpowiedni balans elektrolitowy. Dalej nawet nie oglądałem, bo wzięło mnie na żale.
Ten człowiek udziela rad zdrowotnych?

Oho, zaczęło się o soli Kłodawskiej. Dla p. Zięby to są "minerały z solą". Karta produktu ze strony producenta soli Kłodawskiej:
https://www.sol-klodawa.com.pl/images/produkty/solspozywczakamiennajodowanagruboziarnistaopakowanie09kg.pdf
NaCl    -97%

minH2O    -0,5%

maxCzęści nierozpuszczalne w wodzie –1,5%max
No, zgadza się. Zgodnie z wymogiem prawnym, coś co nazywa się solą, musi zawierać minimum 95% chlorku sodu. 0,5% to wilgotność, 1,5% to tzw. "popiół". Zostaje nam 1% "bogactwa minerałów". Nawet jeśli spożywa się te 6g dziennie (2 łyżeczki) to mamy nie więcej niż 60mg na pozostałe związki. Aha, w zależności od związku, występuje w nim inna zawartość pierwiastka elementarnego np. żelaza. Czy te 60mg to dużo? Zależy od minerału o jakim mówimy. Jeśli mówimy o najważniejszych elektrolitach, to bardzo niewiele, jeśli weźmiemy pod uwagę, że np. w 6000mg chlorku sodu mamy tylko 2400mg sodu elementarnego. To ile może być powiedzmy takiego magnezu elementarnego (przyjmując, że cała ta ilość to związek magnezu, co jest nierealne) - 20-30mg? To tyle co w litrze regularnej wody wodociągowej.
Ostatecznie, wychodzi na to, że sól to ciągle sól, niezależnie od źródła.

Edytowane przez Arthass
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Zarejestruj się aby mieć większy dostęp do zasobów forum. Przeczytaj regulamin Warunki użytkowania i warunki prywatności związane z plikami cookie Polityka prywatności