Tanie "hi-fi" - moje spostrzeżenia
-
Similar Content
-
By Nesper
Kupię lekko używane w rozsądnej cenie słuchawki IEM Tin HiFi Plus. Jeśli komuś się znudziły, to zapraszam Priv.
-
By davenieadiofil
Muszę sam sobie przyznać, że dawno mnie tu nie było... W międzyczasie z Kraju Ryżu i dobrej elektroniki przyleciały do mnie TRN V80 - absolutny hit wśród słuchawek z nieco wyższego pułapu cenowego niż wszystkie cuda świata za $5 pokroju VE Monk+ (nadal je mam i lubię). V80 kosztują zwykle w okolicach 50 dolarów, a swoją sztukę nabyłem z AK Audio Store na Aliexpress w zbawiennej kwocie 81zł, czyli +/- 20 dolarów przy obecnym kursie. Gdyby ktoś chciał je sobie zamówić, podaję link (wciąż są taniej).
Moje wrażenia po tygodniu intensywnego użytkowania są następujące
Jakość wykonania - wszystko super, całe obudowy są wykonane z jakiegoś bardzo przyjemnego w dotyku metalu. Raczej będzie można je użytkować dzięki temu nieco dłużej. Przewód oczywiście wymienny na wtyki 2-pinowe 0.78mm. Niebieski wariant kolorystyczny prezentuje się wyśmienicie na żywo - żaden render tego nie odda Dysza na której trzymają się eartipy chyba też jest metalowa, ale mogę się mylić. W dotyku jest OK, średnica 5mm także trzeba sobie dobrać odpowiednie końcówki. Te z mniejszym wejściem o małej rozciągliwości raczej będą zeskakiwać. Tipsy dodane w zestawie są akceptowalne, ale raczej zalecam upgrade do czegoś innego zaraz po zakupie.
Kabel - bardzo fajny, czarny, błyszczący i pleciony. Optymalna miękkość, ale trochę za bardzo się plącze, mogłoby być nieco lepiej w tej cenie. Na ogromny plus to, że wtyk jack, splitter i obudowa pilota z mikrofonem (ta wersja za małą dopłatą) jest z metalu. Zawsze fajnie wpłynie na wytrzymałość w dłuższym dystansie. Brak efektu mikrofonowego na stockowym przewodzie bardzo mnie cieszy Pomimo wszystko rozważam zakup Yinyoo 8 core z miedzi posrebrzanej.
Komfort - może być wygodnie pod warunkiem odpowiednio dobranych końcówek. Same słuchawki natomiast powinny pasować do różnych uszu, obudowy są zaokrąglone wszędzie i właściwie brak tu ostrych krawędzi. Dość długa dysza sprzyja dobrej izolacji, jeśli chodzi i jej poziom to ze standardowym silikonem jest zupełnie OK. Ulica w godzinach szczytu będzie całkiem porządnie wygłuszona, ale nie tak, żeby nie słyszeć nadciągającego samochodu (zalecam ostrożność na zebrze pomimo wszystko 😊)
Dźwięk - no i najważniejsze... ach to brzmienie! Wykresy powiadają, że niby V-ka. Owszem tak jest, po uruchomieniu jakiejś dobrej elektroniki/house'u czy co tam jeszcze (Kygo, Skrillex, Aleksi Perala, Jean-Michel Jarre) słychać jak wciągające jest to brzmienie, ale w klasyce również daje radę 9/10. Góra jest raczej bez sybilantów, te usłyszałem do tej pory tylko na płycie If The Moon Turns Green Diany Panton. Może bardziej kwestia nagrań niż słuchawek, nie mnie oceniać. Średnica jak dla mnie ani trochę nie wycofana, klarowna jak nie wiem co, dużo szczegółów. Rzeczywiście słychać to podbicie w górnym środku zaraz przed wysokimi, ale przez większość czasu jest tam płynnie z jednoczesną rozdziałką jakiej oczekiwałbym od niektórych droższych konstrukcji (np. moje wokółuszne Sony MDR-7506). Środek naprawdę nieprzeciętny. Scena i obrazowanie zrobiły na mnie wrażenie, ale chyba przede wszystkim ta przestrzenność. Pozycjonowanie instrumentów na scenie jest naprawdę dobre jak na sprzęt w tej cenie, ale oddech między tonami wygrywa. Naprawdę przy niektórych nagraniach, które jeszcze wszystko potęgują mam wrażenie, że słuchawki oddychają (i to bardzo głęboko). Jeśli macie TRN V80 włączcie sobie Agnes Obel - Familar, albo Do Rycerzy, Do Szlachty, Do Mieszczan od Marcin Wasilewski Trio. Jest naprawdę genialnie! Na deser mamy basisko, albo basiątko... No nie wiem, to zależy czego słuchamy Naprawdę mnie zadziwił ten bas. Potrafi być tak głęboki, że czapki z głów. Nawet przy najbardziej ciężkich partiach elektroniki wciąż jest bardzo czysty i schodzi tak nisko, że gdybym miał piwnicę to i tak jest jeszcze niżej Natomiast niskie tony nie zostały zrobione na siłę, jak się słucha spokojnego jazzu czy klasyki to nic nie daje o sobie znać. Fantastyczna sprawa, dzięki temu słuchawki mnie nie męczą jak chcę dłużej posłuchać (np. godzinę bez większych przerw na niskiej głośności). Czystość dołu jakiej do tej pory nie spotkałem w żadnej słuchawce dokanałowej. Jestem pewien w 100% i naprawdę bym chciał, żeby FIBAE 4 potrafiły czasami aż tak słodko ryknąć. Charakterystyka basu najbardziej kojarzy mi się z Ferrari, albo jakimkolwiek innym supersamochodem. Jak chcę jechać normalnie to nawet się da bez palenia opon i wystrzału w kosmos po nawierzchni. Ale jedno mocniejsze depnięcie (czyli w tym przypadku włączenie dowolnej muzyki elektronicznej) i mamy pobudzenie bestii. Fantastyczna sprawa jak dla mnie
Dobór żródła
V80 świetnie się dogadują z moim DragonFly Black 1.5 w sensie równowagi tonalnej, tylko słyszę te parszywe szumy. Czarna ważka do najcichszych nie należy i raczej odradzam używania jej z dokanałówkami o wysokiej skuteczności. Czułość na poziomie 108dB i 24ohm impedancji jednak robią swoje. Z Galaxy Note 4 (wersja SM-N910C) trochę szumi, ale da się znieść. Ogólnie trochę gorsza dynamika, niż po podpięciu w Galaxy S4 (i9505), którego używam teraz jako DAPa i budzika Podsumowując - trzeba je trochę nakarmić możliwie czystym sygnałem (najlepiej jak najmniej szumu) z przyzwoitego DACa i będzie bardzo dobrze. Barwowo raczej fajnie będą się dogadywać ciepłe lub lekko rozjaśnione odtwarzacze/przetworniki z dobrym środkiem pasma.
Wstępna ocena ogólna 8/10. Fantastyczne słuchawki z dobrą ergonomią użytkowania, tylko ten kabel i tipsy są do wymiany. Bardzo dobre wykonanie w tych pieniądzach i brzmienie, które wciąga. Najbardziej widzę je dla fanów techno, minimalu i innej elektroniki, ale zaskakująco dobrze radzą sobie z jazzem, akustyką i ogólnie naturalnymi instrumentami. Nie dajcie się zwieść V-ce Na moje ucho, to V80 grają z wokalem, który na pewno nie ginie w miksie i nie jest czarną owcą leniwie podążającą za basem. Dźwięk jest ekscytujący i przestrzenny. Za pełną cenę mogę polecić, za kwotę 80zł gorąco rekomenduję!
-
By davenieadiofil
"Eufonia (stgr. εὐφωνία euphonia – "piękne brzmienie") – to przyjemny brzmieniowo ton wypowiedzi, harmonijny dobór dźwięków."
Wikipedia
VE Monk to chińskie dzieło, które namieszało na rynku i zachwyciło nawet audiofilów z Chordami Hugo 2 i posiadającymi słuchawki wielokrotnie droższe (polecam poczytać Head-Fi o ile ktoś jeszcze tego nie zrobił). Postanowiłem, że muszę koniecznie sprawdzić co powoduje taki zachwyt nawet u ludzi, którzy na dźwięku zjedli zęby (i konto bankowe). Zwykle kiedy opisuje jakiś produkt, nie zaczynam bezpośrednio od jego ceny. Z VE Monk+ jest inaczej. Cena? 5 dolarów. Brzmienie? Możecie o nim przeczytać w recenzji, do której serdecznie zapraszam.
Wygląd / wykonanie
Słuchawki przychodzą do nas w plastikowym woreczku z zapięciem, w komplecie otrzymujemy same słuchawki oraz cztery pary gąbkowych "padów", które możemy założyć na obudowy dla większego komfortu. Same słuchawki są wykonane należycie, oczywiście z plastiku. Ten jest matowy, w mojej wersji półprzezroczysty i posiada ciemne zabarwienie (tzw. wersja "smoke"). Istnieje wiele odmian kolorystycznych Monków, z tego co się orientuje Venture Electronics co jakiś wypuszcza też limitowane edycje. Żadnej z nich nie miałem jeszcze okazji posiadać i testować, ale kto wie - może kiedyś coś się zamówi z Państwa Środka
Chwytając Monki w dłonie mamy wrażenie, że w obudowach nic nie ma - są bardzo lekkie, co sprzyja wygodzie użytkowania (o niej więcej za moment). Przewód posiada izolację, która nie mikrofonuje ani trochę, co w tej cenie uważam za ogromny plus. Zakończono go prostym wtykiem jack 3.5mm. Nie obraziłbym się za kątowo wykonane złącze, ale te które dała fabryka na szczęście wydaje się być całkiem solidne i odporne na naprężenia. Moja wersja nie posiada pilota ani mikrofonu, ale takowy model Monków istnieje i kosztuje 11 dolarów. Całokształt wykonania oceniam na duży plus, nie ma się po prostu do czego przyczepić.
Komfort
Jako, że są recenzowane słuchawki są tzw. pchełkami powinny być wygodne dla sporej ilości osób. W moim uchu, które jakieś ogromne nie jest, Monki leżą bardzo stabilnie i wygodnie. Zapewne wiele użytkowników ma podobne odczucia. Nie odczuwam dyskmofortu nawet po około dwóch godzinach słuchania. Jak już wcześniej wspomniałem, wraz ze słuchawkami otrzymujemy 4 pary małych gąbeczek, które możemy nałożyć na obudowy. Nie grzeszą one jakością, ale na szczęście to chińska taniocha. Venture Electronics ma w swojej ofercie coś co nazywa się Ex Pack. To zestaw, w którym otrzymujemy jeszcze więcej małych gąbek i dodatkowe nakładki, które mają pomóc w trzymaniu się słuchawek w naszym uchu.
Brzmienie (Alleluja!!!)
Na początek opisu dźwięku dodam tylko, że sprzęt testowałem wraz z Samsungiem Galaxy S4 oraz laptopem Toshiba C-660D. Do obu urządzeń Monki były podłączane bezpośrednio, tzn. bez dodatkowych wzmacniaczy i DAC’ów.
Jak brzmi nieco legendarny chiński wytwór? Cóż najkrócej mówiąc - eufonia! Włączam piosenkę – jedna, druga, trzecia i nie chce się ich wyjmować z uszu. Całokształt brzmienia Monków określiłbym jako dość ciepły, czysty, z dobrym basem (jak na pchełki) i świetną rozdzielczością. Być może właśnie to przyciągnęło i nadal przyciąga nabywców tego sprzętu. Okej, czyli praktycznie za bezcen mamy produkt, który zapewnia "czyste brzmienie". Wiem, "czysty dźwięk" to najbardziej wyświechtane określenie w świecie audio. Przejdźmy więc do bardziej szczegółowego opisu.
Basy - dość mocne jak na pchełki. Należy o tym cały czas pamiętać – jak na pchełki. Oczywiście niemal każde słuchawki dokanałowe zapewnią nam lepsze doznania w zakresie niskich tonów. Nie można mieć wszystkiego. Myślę, że basu jest prawie wystarczająco jeśli chodzi o ilość, a do samej jakości nie mam większych zastrzeżeń. Jest ciepły i dość głęboki. Uwidacznia się bardziej gdy użyjemy jednego z dołączonych kompletów gąbek. W porównaniu z innymi pchełkami, które miałem (Apple Earbuds, czyli poprzednik EarPodsów i Sony MDR-E805) słychać w Monkach poprawę jeśli chodzi o niskie pasma.
Średnica – Wyraźnie obecna, jak na moje ucho jest trochę podkreślona ponad resztę. To dobrze, ponieważ wszelka muzyka z wokalami brzmi świetnie. Maroon 5, Ania Dąbrowska, jazz – tego mogę na Monkach słuchać na okrągło ze względu na oferowane średnie tony. Jest czysto, z szeroką sceną i ogólnie dobrą wiernością przekazu. Jak na słuchawki w tej cenie można powiedzieć, że jest bezbłędnie. Brawo!
Tony wysokie – Wow! Jak tu gładko! Tak właśnie sobie pomyślałem przy pierwszych utworach słuchanych na VE Monk. Swoją opinię podtrzymuję. Włączcie sobie jakąkolwiek elektronikę przez te chińskie cudo (polecam Flume), a przekonacie się. Góra nie kłuje mocno w uszy, jednocześnie ma świetną rozdzielczość jak na słuchawki w tak niskiej kwocie. Akustyczna muzyka z gitarami na pierwszym planie brzmi super (słuchałem duetu Iron & Wine). W bardzo wysokich częściach górnych rejestrów da się usłyszeć jakieś niewielkie zniekształcenia, ale to wybaczalne w produkcie budżetowym. Generalnie rzecz biorąc wysokie tony zostały zrobione porządnie, ponoć są też lepsze niż w oryginalnych VE Monkach (gdyby ktoś przysnął, to ja testuje model Monk+)
Scena
Co tu się dzieje?! Co ja kupiłem? ? Jest szeroko jak nie wiem co!!! Jak na pchełki wręcz niewyobrażalnie dobrze. Wokale może mamy lekko w głowie, ale reszta jest rozmieszczona ewidentnie na zewnątrz. Myślałem, że KZ ZST wraz ze srebrnym kablem są całkiem niezłe w tym względzie. Myliłem się. Słuchając muzyki bardziej szczegółowej i ciekawie zrealizowanej jak np. Biosphere czy Venetian Snares czuć prawdziwy potencjał Monków. Nawet miałki pop to pokazuje. Naprawdę jestem mile zaskoczony sceną tych słuchawek. Pół internetu chwali Venture Electronics za zadbanie o tą kwestię, ja też nie będę szczędził pochwał. VE Monk za szerokość sceny otrzymują moje całkowite, audiofilskie błogosławieństwo
Gdyby ktoś dopiero kupił te słuchawki, albo już je ma od dłuższego czasu, polecam poniższe utwory na przetestowanie sceny:
Venetian Snares – Everything About You Is Special, Iron & Wine – On Your Wings, Flume – TRUST, Jean-Michel Jarre – Equinoxe, Pt. 5
Nacieszcie sobie uszy pięknymi dźwiękami. Na zdrowie.
Dla kogo VE Monk i do jakiej muzyki?
A kupujcie i słuchajcie sobie co chcecie! Chyba właśnie na tym polega fenomen tego sprzętu – wydajesz mało, każdy gatunek muzyki brzmi świetnie. O to chodzi! Uważam, że tak się powinno robić słuchawki w ogóle, a co dopiero takie, które są tanie. Jeśli się obawiasz o to, że mogą się szybko zniszczyć, to kup sobie 5 sztuk od razu i hakuna matata Jak ktoś nadal ma opory czy warto to naprawdę nie wiem co napisać… Ja na pewno nadal będę się w ten sprzęt wsłuchiwał. Venture Electronics stworzyło solidny brzmieniowo produkt na każdą kieszeń. Teraz w pełni rozumiem zachwyt społeczności audiofilskiej na Head-Fi i innych forach. Totalna rekomendacja z mojej strony!
Podsumowanie:
Kupować!!!
Zalety:
- cena
- jakość dźwięku i scena
- dobra rozdzielczość
- wygoda użytkowania
- kabel, który nie mikrofonuje
- rewelacyjne do każdego gatunku muzyki
- dobrze zagrają praktycznie ze wszystkim (laptop, telefon, odtwarzacz mobilny)
Wady:
- wtyk mógłby być zagięty pod kątem 90 stopni
- czy w ogóle można się do czegoś bardziej przyczepić w sprzęcie za 5 dolarów?
-
By davenieadiofil
Kilka szczegółów na początek:
Kabel kupiłem na Aliexpress w cenie około 8 dolarów. Przyleciał do mnie w ciągu trzech tygodni. Zdjęcia w recenzji są mojego autorstwa. Zezwalam na ich wykorzystanie, pod warunkiem nadmienienia mojego nicku Bez zbędnego przedłużania zapraszam do zagłębienia się w tekst, bo jest o czym pisać...
Wykonanie
Producent w speyfikacji kabla podaje, że jest on wykonany z miedzi, a żyły są powleczone srebrem jedynie z zewnątrz. To tak dla ścisłości, gdyby ktoś się zastanawiał czy przewód jest cały ze srebra, czy domieszkowany. Z resztą nie oczekujmy w takim przedziale cenowym cudów - srebro w końcu jest szlachetnym i drogi materiałem. Ale nie do końca to jest przedmiotem niniejszego tekstu. Należałoby coś wspomnieć o wykonaniu, a te jest, moim skromnym zdaniem, świetne. Przewód jest pleciony, ma przezroczystą izolację, która nie mikrofonuje (!). Jak za te 8 dolarów, nie spodziewałem się tej cechy. Mogę szorować kablem po koszulce, przypadkiem ocierać o inne przedmioty, a ten nie wydaje żadnego szumu, który potem przechodziłby w stronę słuchawek. Brawo! Nieco brakuje pilota, który jest obecny w zwykłym miedziaku, ale nie można mieć wszystkiego. Pozostaje za to świetny, dość trwały wtyk zagięty pod kątem prostym.
Sama izolacja jest dość miękka, bardzo giętka i przyjemna w dotyku. Przewód zakończono po obu stronach odcinkami z pamięcią kształtu (mają około 5-6cm długości, praktycznie tak samo jak standardowy "miedziak" dodawany przez KZ do ich produktów) i dwupinowymi złączami, do których możemy podłączyć kopułki słuchawek. Ja testowałem kabel wraz z moimi ZST, których recenzję możecie przeczytać na moim profilu.
Brzmienie
Jak więc brzmią KZ ZST podpięte tym przewodem? Jedno słowo - rewelacja Już tłumaczę, o co afera. Otóż porównując bezpośrednio ze standardowym miedzianym kablem, na pierwszy plan rzuca się scena. Jak na IEMy jest jakoś tak... szeroko. Nie zrozumcie mnie źle, trochę srebra nie powoduje, że z słuchawek dousznych robią nam się nauszniki typu open-back Tak to nie działa, ale wyraźnie usłyszałem różnicę w scenie i ogólnym obrazowaniu dźwięku. Gdybym miał to opisać bardziej konkretnie, to na standardowym przewodzie scena była ewidentnie w głowie, a teraz jest słyszalnie na zewnątrz. Słuchając Adele i nowego albumu J. Cole "KOD" byłem pod sporym wrażeniem. Skoro już wspomniałem o hip-hopie, to muszę też napisać, że bas zrobił się piękny, taki mój "dokanałowy ideał". Nie ma mowy o "walących" do nas drzwiami i oknami niskich częstotliwościach. Bas nadal jest, ale uspokojony do stopnia kiedy jego ilość jest wystarczająca. Jest bardziej punktowy, nie rozlewa się na resztę pasm, pozostała mu głębia. KZ zrobiło naprawdę dobry przewód, skoro potrafi on słyszalnie zmienić coś w słuchawkach, które już są postrzegane za dobre. Szacuneczek.
Podsumowanie
Co ja mogę powiedzieć... jeśli macie jakieś słuchawki od KZ - kupujcie Polecam go sto razy bardziej niż ten nieszczęsny moduł Bluetooth... Oczywiście każdy sam podejmie ostateczną decyzję, ale za około 8 dolarów nie zwlekałbym za długo. Dźwięk robi się jaśniejszy, bardziej szczegółowy, a w dodatku z tą szerszą sceną, która mnie ostro zszokowała (pozytywnie). W ogóle uważam, że zestaw jaki widzicie na powyższym zdjęciu jest naprawdę świetny, a kosztował mnie jakieś 23 dolary (słuchawki + przewód). Za tak małe pieniądze naprawdę warto, wasze Chi-Fi pokaże na tym kabelku prawdziwy pazur
OGŁOSZENIA DUSZPASTERSKIE:
Bardzo się cieszę, że bardziej doświadczeni ode mnie bywalcy forum czytają moje wypociny. Postaram się ulepszać, jeśli chodzi o pisanie tekstów, bo widzę, że ma to jakiś sens.
Z Chin lecą do mnie VE Monk. Jak już sobie posłucham, to naskrobię kilka zdań, dajcie mi tylko nieco czasu. Nie chcę nic pisać w pośpiechu/pod wpływem emocji, tylko prosto z serducha i żeby było wiarogodnie. W sieci i tak jest za wiele materiałów sponsorowanych, pisanych po łebkach. Chcę zachować jakiś poziom kultury w internecie
Jeszcze raz dziękuję innym użytkownikom za wsparcie. Kolejne recenzje wkrótce!
-
By davenieadiofil
Moduł Bluetooth do słuchawek KZ ZST – recenzja
Disclaimer:
Sprzęt zakupiłem na Aliexpress za około 7 dolarów wraz z darmową wysyłką. Dotarł do mnie wraz ze słuchawkami, których recenzję możecie już przeczytać na moim profilu. Wstrzymałem się jednak z kilku powodów z jego opisywaniem w recenzji. Postanowiłem napisać o nim kilka osobnych słów. Zapraszam do materiału.
Wykonanie
Moduł to w zasadzie kabel, zakończony na obu końcach kabelkiem z pamięcią kształtu i dwupinowymi złączami, do których podłączamy słuchawki. Prawy kabel jest krótszy od lewego, pilot idzie do nas z prawej strony co jest logiczne i wygodne. Plastik użyty do jego budowy jest w porządku. Matowy, z przyjemną w dotyku teksturą. Myślę, że jest to optimum jakiego oczekiwać można przy tak niskiej kwocie sprzętu. Sama jednostka pilota kryje w sobie baterię (o jej wytrzymałości nieco później), diodę sygnalizującą działanie modułu oraz trzy przyciski: plus/minus do regulacji głośności oraz wielofunkcyjny klawisz play/pauza. Można nim przeskakiwać utwory, działa to jak na zwykłym kablu, o którym pisałem w recenzji samych słuchawek, więc tutaj może nie będę się powtarzał. Pilot działa standardowo, jak 95% słuchawek przewodowych i tych na Bluetooth.
Dźwięk
Najważniejsza sprawa. Jak w końcu grają KZ ZST podpięte do tego wynalazku? Odpowiedź brzmi: DOBRZE! Charakter słuchawek zdecydowanie pozostaje. Dźwięk nadal jest szczegółowy, mam wrażenie, że jest tu więcej basu niż po zwykłym kabelku. Reszta pozostaje ta sama – czysta, wyraźna góra i przyjemna średnica. Wokale Louisa Armstronga, Elli Fitzgerald czy Lady Gagi pozostają przyjemne w odbiorze. Moduł Bluetooth generuje nieco szumu co jest standardowe dla tego typu rozwiązania, ale nie ma dramatu. Słyszymy go w zasadzie tylko gdy kończy się jeden utwór i za chwilę ma się zacząć następny. Przez te dwie sekundy myślę, że można to wybaczyć
Bateria
Akumulator wbudowany w ten moduł przy moim użytkowaniu (głośność w telefonie na około 1/4, 1/3 wartości) wytrzymuje jakieś 3 godziny. Więcej raczej z niego nie wycisnę. Na plus należy zaliczyć to, że moduł możemy szybko naładować. Bateria nie imponuje, ale mówiąc o czasie pracy na jednym ładowaniu muszę też wspomnieć o pewnej istotnej kwestii…
Łyżka dziegciu w beczce miodu
Możliwość bezprzewodowego łączenia się z telefonem to naprawdę świetna sprawa. Muszę przyznać, że choć to moje pierwsze słuchawki na Bluetooth, mam mieszane uczucia. Jestem całym serduchem za rozwojem tej technologii, ale na litość boską – słuchawki takie najlepiej zdają egzamin, gdy mają dobry zasięg i stabilność połączenia! W przypadku KZ nie ma mowy o jakiejś stabilności. Muzyka potrafi mi się urwać na 2-3 sekundy podczas odtwarzania kiedy akurat robię coś w domu, a telefon spoczywa w kieszeni. Przykro mi to stwierdzić, ale usterki nieco usprawiedliwia cena – 7 dolarów to 7 dolarów. Dzięki takiemu taniemu wynalazkowi zrozumiałem za co m.in. płacimy w markowych, bezprzewodowych słuchawkach dousznych – oczywiście oprócz marki, jakości brzmienia chodzi w dużej mierze o antenę i jakość połączenia. Dusza Janusza trochę się we mnie odezwała, zakupując ten moduł, ale muszę przyznać, że nie pluję sobie w brodę. W końcu cena była niska, zawsze mogę też użyć klasycznego kabelka zakończonego złączem 3.5mm.
Podsumowanie:
Jeśli chcecie wejść nieco w świat bezprzewodowego audio, to możecie tym tworem od KZ zaryzykować. Podkreślam – zaryzykować. Od razu mówię, że możecie być nie do końca zadowoleni. Być może trafiłem wadliwą sztukę, pojęcia nie mam. Jednak nie zmienia to faktu, że lepiej zwiększyć swój budżet i kupić coś w stylu Jaybird’ów X3 (cena oscyluje w granicach 350zł). Po prostu nie będziecie się gryźć z niestabilnym połączeniem z waszym telefonem. Ciężko mi jakoś posumować twór chińskiej marki, bo z samego dźwięku jestem naprawdę zadowolony. Wniosek jest taki, że zasięg w prężnie rozwijającym się bezprzewodowym świecie to jednak podstawa…
Zalety:
- ładny dźwięk
- stosunkowo małe szumy
- cena
Wady:
- zasięg / stabilność połączenia Bluetooth
- po części bateria, choć w tej cenie i tak jest akceptowalnie
- przeciętne wykonanie (jak na cenę)
-
Recommended Posts
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.