Skocz do zawartości

Suplementować czy nie suplementować?... Zdrowie, Dieta, Suplementy, Wellbeing


Arthass

Rekomendowane odpowiedzi

Suplementy to ściema dla naiwnych. Dopakowani goście rosną na sterydach, a nie na suplach. Reklamują suple, bo mają z tego kasę, a naiwni tracą.

Sterydy to zupełnie co innego. Nikt nie mówi, że suplementy zrobią z Ciebie koksa. Tu jest mowa o suplementach z witaminami, minerałami i kwasami tłuszczowymi dla utrzymania zdrowia. Oczywiście, że każdy sportowiec leci na sterydach, ale to nie ten temat. Syntetyczne suplementy działają jak naturalne odpowiedniki (musicie tylko zadbać o wchłanianie - niektóre substancje przyswajają się z tłuszczami). Oczywiście badania mogą się zmienić, ale na tą chwilę nie ma sensu liczyć mikroskładników. Tym bardziej tak jak pisałem - przy redukcji po prostu się nie da. Jedna rzecz, którą usłyszałem od swojego lekarza: "Ciężko jest normalnej osobie mieć poważne niedobory czegokolwiek".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlatego, że od pewnego momentu w tym wątku zaczęły się paranoje żywieniowe typu "siemie, owies ma fityny i jest be", a zamiast wchodzić w takie mało znaczące szczegóły lepiej skupić się na podstawowych rzeczach. Z doświadczenia wiem, że taka skrajna ortodoksyjność i wchodzenie w niuanse nikogo nie przekona.

 

Uczucie sytości jest dość indywidualnym doznaniem, i tak naprawdę nie ma fundamentalnego znaczenia w prawidłowym odżywianiu. Chcesz się czuć syty, to napchaj się błonnika. Nie znaczy to wcale, że będziesz odżywiony - sytość to wrażenie powstające w naszych mózgach. Co więcej, mózg rejestruje to wrażenie dopiero po ok. 20 minutach od spożycia pokarmu... To że jeden odczuwa sytość, a drugi nie, może też mieć przyczynę w chorobach/dolegliwościach ze strony określonych narządów, i nie ma to nic wspólnego z tym, czy sama dieta jest zdrowa czy nie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlatego, że od pewnego momentu w tym wątku zaczęły się paranoje żywieniowe typu "siemie, owies ma fityny i jest be", a zamiast wchodzić w takie mało znaczące szczegóły lepiej skupić się na podstawowych rzeczach. Z doświadczenia wiem, że taka skrajna ortodoksyjność i wchodzenie w niuanse nikogo nie przekona.

 

Uczucie sytości jest dość indywidualnym doznaniem, i tak naprawdę nie ma fundamentalnego znaczenia w prawidłowym odżywianiu. Chcesz się czuć syty, to napchaj się błonnika. Nie znaczy to wcale, że będziesz odżywiony - sytość to wrażenie powstające w naszych mózgach. Co więcej, mózg rejestruje to wrażenie dopiero po ok. 20 minutach od spożycia pokarmu... To że jeden odczuwa sytość, a drugi nie, może też mieć przyczynę w chorobach/dolegliwościach ze strony określonych narządów, i nie ma to nic wspólnego z tym, czy sama dieta jest zdrowa czy nie.

 

Jestem uczestnikiem licznych szkoleń w zakresie dietetyki. Nie wierzę w akademicką wiedzę jaką nabyłem. Posiadam kilkanaście poziomów takich szkoleń i wszyscy specjaliści w dziedzinie dietetyki o tym bębnią. Każdy mówi o jedzeniu najbardziej bioprzyswajalnym i niestety zboża, orzechy i pestki do tego się nie zaliczają. Są nawet badania ile powinno się moczyć orzechy i różne orzechy mają różną długość moczenia.

 

Diety IF, keto są bardzo zdrowe i działają oczyszczająco. Nie chcę się kłócić z nikim ale na jakim poziomie my rozmawiamy ? Jeśli ktoś z kebabów przeszedł na pestki to pewnie, że to super zmiana ale ja się odżywiam według tego co mi sugerują specjaliści, badania które potrafią mnie przekonać i przede wszystkim reakcja mojego ciała na zmiany od lat. Wszyscy ale to wszyscy mówią, że superfood to wątróbka, jaja i przerośnięte tłuszczem mięso. Znam też dość dobrze bardzo dobrego dietetyka klinicznego i wiem jak leczy ludzi z chorób, co stosuje i nie są to pestki dyni tylko coś co się przyswaja. Widzę wyniki badań przed i po i jestem w szoku ! Ostatnio robiłem papiery na interpretację badań krwi (też kilka poziomów).

 

Niech każdy je co chcę, ja pisałem o swoim stanowisku. Piszę, że mięso jest zdrowe (sprawdź sobie taką społeczność jak Inuici), a Ty, że lepiej go nie jeść w dużych ilościach bo jest złe. Niech będzie :) zaraz ktoś napisze, że antybiotyki itp ... Ja napiszę, że owoce i warzywa są pryskane. Jedź bio ! Nie stać Cię ? To jedz to co jest w sklepach i nie truj się bardziej przetworzonym chlebem i pizzą. Dziś wszystko jest wyjałowione z minerałów.

Chcheckitout

Siemie Lniane. Substancje korzystne.

Wśród tych licznych zalet najbardziej doceniane jest za trzy występujące w nim składniki: kwasy omega 3, lignany, błonnik. Do tego kompleks witamin i minerałów.

 

Siemię lniane posiada najlepszy spośród dotychczas zbadanych produktów roślinnych profil nienasyconych kwasów tłuszczowych. W zależności od gatunku w siemieniu lnianym:

  • ok. 50 % stanowią kwasy omega-3 (ALA),
  • ok. 15% stanowią kwasy omega 6 (LA),
  • ok. 17% stanowi kwas oleinowy (omega-9),
  • ok. 10% to nasycone kwasy tłuszczowe.

 

A znasz pozostałe kwasy Omega 3 ? Czy kopiujesz wszystko z netu ? ALA to najmniej potrzebny kwas O3 który się nie rozkłada tak łatwo do najważniejszych kwasów O3 jakimi są EPA i DHA. To o te dwa kwasy chodzi przede wszystkim. Napisz proszę ile ich jest w Twoim siemieniu lnianym.

Edytowane przez Chcheckitout
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sam widzisz Arthass, ze nie chodzi tu o roznice co do szczegolow, ale roznice fundamentalne, tak jak pisalem. No ale, dajac przyklad watpliwosci i jednoczesnie, zebym sam sie mogl czegos dowiedziec: SÓL - biala smierc, czy element niezbedny w odzywianiu? Oczywiscie moze byc sol himalajska, czy jaka tam nie badz, ale chcialbym uzyskac jednoznaczna odpowiedz. Z gory dziekuje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja generalnie wywieszam białą flagę. Będę pisał w temacie, bo interesuję się dietetyką i czasem się czymś podzielę. Jak ktoś chcę to może przeczytać i wypróbować.

 

Sam widzisz Arthass, ze nie chodzi tu o roznice co do szczegolow, ale roznice fundamentalne, tak jak pisalem. No ale, dajac przyklad watpliwosci i jednoczesnie, zebym sam sie mogl czegos dowiedziec: SÓL - biala smierc, czy element niezbedny w odzywianiu? Oczywiscie moze byc sol himalajska, czy jaka tam nie badz, ale chcialbym uzyskac jednoznaczna odpowiedz. Z gory dziekuje.

 

Jeśli w Twojej diecie nie ma przetworzonych produktów takich jak pieczywo, jakieś gotowe dania, żywność puszkowana, wędliny, garmażerka i mniej przetworzonych takich jak sery pleśniowe, żółte, podpuszczkowe czyli sery które czasem warto włączyć do diety (ja nie jem sera i nabiału w ogóle) to spożywanie soli jest bardzo ważne. W takich produktach zawartość soli jest ogromna i jeśli będziesz dorzucał jeszcze szczyptę to będzie maskara. Dla przykładu kanapka: białe pieczywo (sól), szynka (sól), ser (sól), pomidor (szczypta od siebie), masło (sól) - zabójstwo :) Polecam solić już ugotowane potrawy, a nie solić wodę gdzie np gotujemy jajka. Potrawa jest bardziej słona i użyjemy tej soli mniej. Niezastąpione są młynki i unikałbym klasycznych solniczek bo nie kontrolujemy ilości. Przekręcisz dwa razy i już. Szczypta tu, szczypta tam i robi się tego dużo.

Nasz organizm posiada tyle mechanizmów regulacji sodu, że się w głowie nie mieści. Bez soli wręcz umrzemy więc jeśli dietę masz czystą (produkty bez soli) to sól do 2 - 4 g dziennie. Jak ćwiczysz i dużo pocisz to nawet do 10 g.

 

Co do jakości soli polecam najtańszą sól himalajską i sól morską (może być jodowana). Sól himalajska musi być z Pakistanu i czytałbym etykiety bo kolor różowy o niczym nie świadczy. Sól morska dostępna w Polsce pochodzi z Włoch i Portugalii i też jest spoko ale jeśli ktoś chcę bardzo dobrej jakości sól polecam morską z Hawajów zarówno czarną jak i czerwoną. Morska jest coraz bardziej zanieczyszczona metalami ciężkimi i najbardziej czysta dostępna na ziemi pochodzi z Nowej Zelandii ale bardzo ciężko ją dostać w Polsce.

 

Dr Jerzy Zięba poleca dorzucać szczyptę soli himalajskiej do wody która została przefiltrowana. Odwrócona osmoza, która czyści wodę z kranu ale również czyści ją z dostępnych minerałów dlatego dodajemy himalajską.

 

Co do podstawowych funkcji soli pisałem o tym kilka postów wyżej.

 

Biała śmierć to cukier rafinowany i mąka pszenna.

 

 

Sól to życie.

Edytowane przez Chcheckitout
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sam widzisz Arthass, ze nie chodzi tu o roznice co do szczegolow, ale roznice fundamentalne, tak jak pisalem. No ale, dajac przyklad watpliwosci i jednoczesnie, zebym sam sie mogl czegos dowiedziec: SÓL - biala smierc, czy element niezbedny w odzywianiu? Oczywiscie moze byc sol himalajska, czy jaka tam nie badz, ale chcialbym uzyskac jednoznaczna odpowiedz. Z gory dziekuje.

 

Trochę źle zadane pytanie. To nie kwestia tego czy jest zbędna czy niezbędna, to kwestia ilości. Woda w nadmiernej ilości też może spowodować zatrucie organizmu i śmierć. Jednoznaczna odpowiedź: to element niezbędny. Głównie reguluje gospodarkę wodno-elektrolitową, pośredniczy jako katalizator w przesyłaniu impulsów elektrycznych przez system nerwowy. W nadmiarze przede wszystkim zatrzymuje w organizmie wodę. Tylko czy koniecznie trzeba ją dostarczać w postaci białego proszku? Sól jest dość pospolitym związkiem w przyrodzie, znajduje się naturalnie praktycznie w każdym organizmie żywym. Po co więc sztucznie dodawać ją wszędzie gdzie się da?

To sprawa przyzwyczajeń, podobnie jak z cukrem. Kiedy pierwszy raz wypiłem zieloną herbatę (ofc bez curku) to się skrzywiłem, czegoś mi brakowało. Po 2-3 tygodniach picia zielonej, jak wypiłem "normalną" herbatę z cukrem to też się skrzywiłem, ale tym razem mdliło mnie od słodkości.

Naprawdę ciężko jest doprowadzić do niedoborów soli, szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy jest wszędzie. Mama była praktycznie kilka miesięcy na diecie bez dodatku soli i dalej mieściła się w normie (a jadła głównie warzywa, owoce, owsiankę, algi, raz na czas jakieś mięso). Ja bym się w dzisiejszych czasach raczej martwił o niedobory magnezu i potasu, bo to są jedne z ważniejszych pierwiastków życia dla naszego organizmu.

Generalnie sól to sól, czy to himalajska czy "zwykła" - to NaCl. Problem z tym białym proszkiem sprzedawanym w sklepie to jak zwykle dodatki typu antyzbrylacze i inne świństwa. Himalajska ma dodatkowo sporo pierwiastków śladowych i stąd tak się nią ludzie zachwycają. Dla mnie najważniejsze jest to, że jest po prostu "czysta".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mialem dodac w pytaniu, ze pytam o sol oczywiscie w normalnych ilosciach, do smaku, tak jak sie zwykle uzywa, do pomidora, zupy itd. Uznalem jednak dopisek za oczywisty, ale niepotrzebnie. No ale jak widac nawet odnosnie soli odnosnie 2 roznych osob sa 2 rozne opinie (suplementacja sola na zdrowej diecie jest niezbedna vs jak mama byla na zdrowej diecie bez suplementacji soli to i tak miala sol w normie, wiec suplementacja sola zbedna).

To jednak dopisze, mimo, ze glupie, ale zeby nie bylo: to ze sol, tak jak wiekszosc pierwiarstkow i zwiazkow jest niezbedna w organizmie, chocby w ilosciach sladowych, to oczywiste, ale nie o to pytam. Dzieki @checkitout, ze od razu zrozumiales o co mi chodzi, rozumiem, ze bierzesz dodatkowo sol i np.cisnienie Ci od tego nie wzrasta?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Jestem uczestnikiem licznych szkoleń w zakresie dietetyki. Nie wierzę w akademicką wiedzę jaką nabyłem. Posiadam kilkanaście poziomów takich szkoleń i wszyscy specjaliści w dziedzinie dietetyki o tym bębnią. Każdy mówi o jedzeniu najbardziej bioprzyswajalnym i niestety zboża, orzechy i pestki do tego się nie zaliczają. Są nawet badania ile powinno się moczyć orzechy i różne orzechy mają różną długość moczenia.

 

Diety IF, keto są bardzo zdrowe i działają oczyszczająco. Nie chcę się kłócić z nikim ale na jakim poziomie my rozmawiamy ? Jeśli ktoś z kebabów przeszedł na pestki to pewnie, że to super zmiana ale ja się odżywiam według tego co mi sugerują specjaliści, badania które potrafią mnie przekonać i przede wszystkim reakcja mojego ciała na zmiany od lat. Wszyscy ale to wszyscy mówią, że superfood to wątróbka, jaja i przerośnięte tłuszczem mięso. Znam też dość dobrze bardzo dobrego dietetyka klinicznego i wiem jak leczy ludzi z chorób, co stosuje i nie są to pestki dyni tylko coś co się przyswaja. Widzę wyniki badań przed i po i jestem w szoku ! Ostatnio robiłem papiery na interpretację badań krwi (też kilka poziomów).

 

Właśnie o to chodzi w tym temacie. Jest dla ludzi, którzy chcą przejść z kebabów na coś trochę zdrowszego. Takie niepotrzebne drążenie tematu tylko ich zraża do działania, bo - jak napisał micbud - wychodzi na to, że wszystko jest w jakimś stopniu szkodliwe, więc po co się męczyć... Bardzo chciałem uniknąć tego typu dyskusji w tym temacie, do niczego to nie prowadzi. Ja nie chcę prowadzić tu sporu na temat pestki vs mięso, vege vs paleo itd. Nie chcę kłócić się na temat lepszości świąt bożego narodzenia nad wielkanocą. Ja chcę pokazać takiemu zjadaczowi kebabów, że można inaczej, lepiej. Nigdzie nie stwierdziłem, że ludzie mają żyć tylko i wyłącznie na ziarnach, orzechach i zbożach. Nigdzie nie atakowałem niskoprzetworzonych produktów zwierzęcych.

 

Dokładnie na takim poziomie rozmawiamy. Nie na temat bioprzyswajalności, ale tego co definitywnie szkodzi. W jaki sposób pestki dyni, orzechy czy ziarna słonecznika szkodzą? Wiesz dla kogo miał być w zamierzeniu ten temat? Dla kolesia który wchłania drożdżówki z biedronki na drugie śniadanie... nie dla ortodoksów dietetycznych.

 

Zamiast się rozdrabniać, proponuję robić to na zasadzie - zdrowe lub niezdrowe, lub jak kto woli: szkodzi lub nie szkodzi. Ludzie chcą mieć jasne informacje - tak jak micbud wcześniej - zamiast wchodzić w niuanse.

Nie wiem po co komplikować rzeczy dla "zwykłych" ludzi takich jak ja czy inni użytkownicy. Ja rozpatruje żywność właśnie na takiej prostej zasadzie: po pierwsze czy szkodzi? po drugie czy w jakiś sposób pomaga, przynosi jakieś korzyści? po trzecie czy korzyści są większe od szkód, czy na odwrót? Podsumowuję, wyciągam wnioski i oceniam.

 

Nie można też nagle zakazać komuś jeść produktów ze zbóż, tylko warto wskazać te które przyniosą mu największe korzyści wyrządzając minimalne szkody. Lepiej jeść kaszę jęczmienną niż naleśniki.... Lepiej owsiankę na śniadanie niż biały chleb ze sklepu z podłą wędliną...

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No dobra, to o soli sie juz co nieco dowiedzialem. Zaznaczam, ze sol jednak jest na ogol postrzegana jako zuo, dlatego wolalem sie dowiedziec, czy nie robie sobie krzywdy ograniczajac sol. A przechodzac do kolejnego tematu: podle wedliny. Sa wszak w hipermarketach wedliny po 30zl, smakuja jak swojskie. Podle, czy nie? Warte tyle samo co te po 10zl?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mialem dodac w pytaniu, ze pytam o sol oczywiscie w normalnych ilosciach, do smaku, tak jak sie zwykle uzywa, do pomidora, zupy itd. Uznalem jednak dopisek za oczywisty, ale niepotrzebnie. No ale jak widac nawet odnosnie soli odnosnie 2 roznych osob sa 2 rozne opinie (suplementacja sola na zdrowej diecie jest niezbedna vs jak mama byla na zdrowej diecie bez suplementacji soli to i tak miala sol w normie, wiec suplementacja sola zbedna).

 

W normalnych ilościach nie szkodzi (znaczy się w tak minimalnym stopniu, że organizm sobie poradzi - jeśli mówimy o syntetycznej soli kuchennej).

Dwie różne opinie biorą się z tego, że mama leżała w łóżku, mało się ruszała, dodatkowo dostawała dużo "naturalnej" soli choćby zawartej w algach.

Chcheckitout znów ciągle patrzy na to z perspektywy "trenera osobistego" i jakiegoś intensywniejszego wysiłku fizycznego, co znów jest inną sytuacją, bo intensywnie się pocąc wydalamy też szybciej rezerwy pierwiastków i wtedy może być konieczne dostarczanie ich w większej ilości. Jeśli ktoś poważnie uprawia sport to raczej takie rzeczy jak elektrolity w płynie są u niego podstawą po treningu...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli dostarczysz w ciągu godziny minimum 2000kcal to zmusisz tym samym wątrobę do bardzo intensywnego wysiłku w krótkim czasie. To wątroba i trzustka muszą dostarczyć enzymy niezbędne w procesach trawiennych i przyswajaniu wartości odżywczych. Zawsze zdrowiej rozdzielić to na kilka posiłków.

Jakbyś dał tak ogromną porcję odżywczą w tak krótkim czasie osobie z cięższą niewydolnością wątroby lub trzustki to masz gwarantowany zgon pacjenta. Przy niewydolności tych narządów zaleca się 5-6 posiłków dziennie, maksymalnie po 400kcal.

Badań nie mam konkretnych, natomiast chyba każda literatura dietetyczna z jaką miałem styczność wskazywała jako oczywistą oczywistość to, że przejadanie się w jednym wielkim posiłku na raz nie jest korzystne dla zdrowia.

Może to się sprawdza, ale sam osobiście nie jestem do tego przekonany.

 

ps. a jak ktoś nie ma czasu na robienie koktajli to w aptekach można dostać Nutridrinki - produkt specjalnego przeznaczenia żywieniowego. Tylko drogie to trochę...

No ok, zgodzę się z tym że jednorazowo obciążasz wątrobę i trzustkę, ale jednocześnie dajesz im 23 godziny na regenerację - zamiast non stop dawać im coś do przepracowania. Oczywiście przy stanach niewydolności było by niewskazane robienie 23/1 ale zakładam że przy stanie niewydolności jesteś pod ciągłym nadzorem lekarza a nie słuchasz porad gości z forum ;)

 

Nie można np. polecać diety wysoko tłuszczowej osobie mającej problemy z wątrobą/trzustką itd

Dlaczego? Rozmawiamy oczywiście o LCHF a nie o HFHC

Edytowane przez piotrus-g
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Jeśli dostarczysz w ciągu godziny minimum 2000kcal to zmusisz tym samym wątrobę do bardzo intensywnego wysiłku w krótkim czasie. To wątroba i trzustka muszą dostarczyć enzymy niezbędne w procesach trawiennych i przyswajaniu wartości odżywczych. Zawsze zdrowiej rozdzielić to na kilka posiłków.

Jakbyś dał tak ogromną porcję odżywczą w tak krótkim czasie osobie z cięższą niewydolnością wątroby lub trzustki to masz gwarantowany zgon pacjenta. Przy niewydolności tych narządów zaleca się 5-6 posiłków dziennie, maksymalnie po 400kcal.

Badań nie mam konkretnych, natomiast chyba każda literatura dietetyczna z jaką miałem styczność wskazywała jako oczywistą oczywistość to, że przejadanie się w jednym wielkim posiłku na raz nie jest korzystne dla zdrowia.

Może to się sprawdza, ale sam osobiście nie jestem do tego przekonany.

 

ps. a jak ktoś nie ma czasu na robienie koktajli to w aptekach można dostać Nutridrinki - produkt specjalnego przeznaczenia żywieniowego. Tylko drogie to trochę...

No ok, zgodzę się z tym że jednorazowo obciążasz wątrobę i trzustkę, ale jednocześnie dajesz im 23 godziny na regenerację - zamiast non stop dawać im coś do przepracowania. Oczywiście przy stanach niewydolności było by niewskazane robienie 23/1 ale zakładam że przy stanie niewydolności jesteś pod ciągłym nadzorem lekarza a nie słuchasz porad gości z forum ;)

 

 

Heh, tutaj byś się naprawdę pomylił. Mnie "gościu z forum" pomógł przy diecie osoby ze stanem terminalnym nieporównywalnie bardziej niż jakikolwiek lekarz, z którym miałem w tym czasie styczność. W ogóle lekarze bardzo lekceważą wpływ diety na przebieg choroby... Dostałem dosłownie przy wypisie kartkę z zaleceniami odnoście odżywienia zawierającymi się w 4 zdaniach.

 

Ja jak byłem na 21 dniowej głodówce to pierwsze co mogłem przyswoić po zakończeniu to sok z marchewki przez kilka dni, potem dopiero zupa ze zmiksowanej marchewki, a dopiero po tygodniu kaszę. Stąd mam przekonanie, że po poście niewskazane jest tak drastyczne zapychanie, bo to szok dla wątroby i trzustki... Mogę się mylić. Nie próbowałem tej metody.

No dobra, to o soli sie juz co nieco dowiedzialem. Zaznaczam, ze sol jednak jest na ogol postrzegana jako zuo, dlatego wolalem sie dowiedziec, czy nie robie sobie krzywdy ograniczajac sol. A przechodzac do kolejnego tematu: podle wedliny. Sa wszak w hipermarketach wedliny po 30zl, smakuja jak swojskie. Podle, czy nie? Warte tyle samo co te po 10zl?

 

Tak naprawdę oceniając po cenie nie można być też do końca niczego pewnym. Ja, jeśli już kupuję wędlinę to jakąś "suchą lub podsuszaną". W tego typu wędlinach jest zwykle mniej zbędnych dodatków. Z kiełbas też bezpieczniej brać suszone typu kabanosy. Najlepiej w ogóle kupić sobie szynkowar, jeśli bez wędliny nie można żyć. Nie jest to urządzenie drogie, a można zrobić sobie z kawałka mięsa własną, domową wędlinę. Są też ludzie, którzy robią sobie domową wędlinę susząc mięso na kaloryferze :Dhttp://odczarujgary.pl/mieso_sola_otulone/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Mialem dodac w pytaniu, ze pytam o sol oczywiscie w normalnych ilosciach, do smaku, tak jak sie zwykle uzywa, do pomidora, zupy itd. Uznalem jednak dopisek za oczywisty, ale niepotrzebnie. No ale jak widac nawet odnosnie soli odnosnie 2 roznych osob sa 2 rozne opinie (suplementacja sola na zdrowej diecie jest niezbedna vs jak mama byla na zdrowej diecie bez suplementacji soli to i tak miala sol w normie, wiec suplementacja sola zbedna).

W normalnych ilościach nie szkodzi (znaczy się w tak minimalnym stopniu, że organizm sobie poradzi - jeśli mówimy o syntetycznej soli kuchennej).

Dwie różne opinie biorą się z tego, że mama leżała w łóżku, mało się ruszała, dodatkowo dostawała dużo "naturalnej" soli choćby zawartej w algach.

Chcheckitout znów ciągle patrzy na to z perspektywy "trenera osobistego" i jakiegoś intensywniejszego wysiłku fizycznego, co znów jest inną sytuacją, bo intensywnie się pocąc wydalamy też szybciej rezerwy pierwiastków i wtedy może być konieczne dostarczanie ich w większej ilości. Jeśli ktoś poważnie uprawia sport to raczej takie rzeczy jak elektrolity w płynie są u niego podstawą po treningu...

Oczywiscie znow, chodzilo mi bardziej ogolnie: Twoja opinia "sol to smierc" vs opinia checkitouta "sol to zycie". Wyszlo na to, ze przez kilka postow zmieniles opinie na "sol nie szkodzi", oczywiscie mowimy o normalnych ilosciach, bo w przeciwnym wypadku to mozna by rownie dobrze napisac "woda to smierc" i przy 50l dziennie pewnie bylaby to prawda. Podsumowujac: wychodzi na to, ze sol jako przyprawa za duzo zlego nie robi. Czy robi cos dobrego to w sumie tez nie wiadomo, ale przynajmniej smak poprawia. Aczkolwiek ja nadal nie jestem przekonany, ze sol nie podwyzsza cisnienia (przy normalnym codziennym spozywaniu do posilkow, powtarzam po raz n-ty), bo jednak taka panuje powszechna opinia i teraz pytanie gdzie tu lezy prawda? Badania?

I dodam jeszcze: to nie jest kwestia szczegolikow. Ale sprawa b.ogolna, bo sol w kazdym gospodarstwie jest w uzyciu ciaglym,a w niektorych nawet na stale w honorowym miejscu;-)

 

Co do wedlin, rozumiem, ze mieso z hipermarketu naszpikowane chemia, zrobione we wlasnym szybkowarze na wedline, jest zdrowsze od tej kielbasy podsuszanej za 30zl z marketu?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Mialem dodac w pytaniu, ze pytam o sol oczywiscie w normalnych ilosciach, do smaku, tak jak sie zwykle uzywa, do pomidora, zupy itd. Uznalem jednak dopisek za oczywisty, ale niepotrzebnie. No ale jak widac nawet odnosnie soli odnosnie 2 roznych osob sa 2 rozne opinie (suplementacja sola na zdrowej diecie jest niezbedna vs jak mama byla na zdrowej diecie bez suplementacji soli to i tak miala sol w normie, wiec suplementacja sola zbedna).

W normalnych ilościach nie szkodzi (znaczy się w tak minimalnym stopniu, że organizm sobie poradzi - jeśli mówimy o syntetycznej soli kuchennej).

Dwie różne opinie biorą się z tego, że mama leżała w łóżku, mało się ruszała, dodatkowo dostawała dużo "naturalnej" soli choćby zawartej w algach.

Chcheckitout znów ciągle patrzy na to z perspektywy "trenera osobistego" i jakiegoś intensywniejszego wysiłku fizycznego, co znów jest inną sytuacją, bo intensywnie się pocąc wydalamy też szybciej rezerwy pierwiastków i wtedy może być konieczne dostarczanie ich w większej ilości. Jeśli ktoś poważnie uprawia sport to raczej takie rzeczy jak elektrolity w płynie są u niego podstawą po treningu...

Oczywiscie znow, chodzilo mi bardziej ogolnie: Twoja opinia "sol to smierc" vs opinia checkitouta "sol to zycie". Wyszlo na to, ze przez kilka postow zmieniles opinie na "sol nie szkodzi", oczywiscie mowimy o normalnych ilosciach, bo w przeciwnym wypadku to mozna by rownie dobrze napisac "woda to smierc" i przy 50l dziennie pewnie bylaby to prawda. Podsumowujac: wychodzi na to, ze sol jako przyprawa za duzo zlego nie robi. Czy robi cos dobrego to w sumie tez nie wiadomo, ale przynajmniej smak poprawia. Aczkolwiek ja nadal nie jestem przekonany, ze sol nie podwyzsza cisnienia (przy normalnym codziennym spozywaniu do posilkow, powtarzam po raz n-ty), bo jednak taka panuje powszechna opinia i teraz pytanie gdzie tu lezy prawda? Badania?

I dodam jeszcze: to nie jest kwestia szczegolikow. Ale sprawa b.ogolna, bo sol w kazdym gospodarstwie jest w uzyciu ciaglym,a w niektorych nawet na stale w honorowym miejscu;-)

 

Co do wedlin, rozumiem, ze mieso z hipermarketu naszpikowane chemia, zrobione we wlasnym szybkowarze na wedline, jest zdrowsze od tej kielbasy podsuszanej za 30zl z marketu?

 

 

U mnie w rodzinie genetycznie występuję nadciśnienie. Oprócz tego, że mierze sobie ciśnienie minimum 4 razy w tygodniu, a czasem i częściej, to jem soli około 8 g. Bardzo ciężko trenuje (treningi funkcjonalne, mma, bjj, boks, siłownia, HIT). Raz na trzy miesiące badam sobie krew, mocz i kał ze względów edukacyjnych - utrwalam wiedzę. Nie odbierzcie mnie za skrajnego kolesia ale wędliny bym wyrzucił całkowicie. Najmniej groźne jest surowe mięso. Kup surowy schab, boczek, dopraw go jak chcesz i upiecz. Najlepsza wędlina !

 

Owszem Arthass ... Czasem się zapominam, bo siedzę głęboko w żywieniu dla sportowców więc będę ciut hamował i pisał o ludziach co raczej nie ćwiczą, bądź robią to rekreacyjnie.

 

Jako ciekawostkę powiem Wam, że większość badań na temat soli zostało przeprowadzone na najgorszej soli kuchennej. Nasi pradziadowie używali masę soli ! bo jak niby mieli konserwować mięso nie mając lodówek ?

 

Ja jem dość duże ilości soli, cholesterolu i spożywam również gluten choć go unikam - sam Alessio Fasano mówi publicznie, że go w małych ilościach spożywa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sól w nadmiarze zatrzymuję wodę w organizmie, prowadząc do nadciśnienia i obrzęków. Biorąc pod uwagę, że masz tej soli napchane prawie w każdym produkcie to naprawdę nie ma co się obawiać o niedobory.

 

Fosfor, wapń, sód i magnez to 4 główne makroelementy występujące w większych ilościach w organizmie i konieczne do prawidłowego funkcjonowania. Tyle, że tak jak występują u człowieka, tak samo i są magazynowane w większym lub mniejszym stopniu w innych organizmach żywych. Można je dostarczyć w pożywieniu i dosalanie nie jest konieczne do przeżycia. Dodajmy do tego fakt, że już same produkty dostępne w sklepie są nadmiernie dosalane. Bardzo łatwo doprowadzić do nadmiaru, czego skutki widać w dzisiejszych czasach, kiedy ludzie nagminnie zapadają na choroby krążenia związane z nadciśnieniem, choroby tarczycy, osteoporozy itd.

 

Jakoś nikt się nie martwi o codzienne dostarczanie magnezu, a niedobory tego makroelementu to plaga w dzisiejszych czasach.

 

Co do kiełbasy to ja Ci na to pytanie definitywnie nie odpowiem... Zależy od konkretnego producenta. Podsuszana ma ten plus, że jest więcej "mięsa w mięsie". W przypadku "normalnej" wędliny zakłady mięsne mają zwykle wytyczne zrobić 3kg wędliny z każdego 1kg mięsa... Czyli tego mięsa jest tam zwykle stosunkowo mało, a czymś muszą to wypchać. W przypadku szynkowaru przynajmniej nie masz tych dodatkowych 2kg wypełniaczy, typu gluten.

Poza tym choćby podczas takiego gotowania na parze, część tej chemii z mięsa zostaje wypłukana jeśli można tak powiedzieć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sól w nadmiarze zatrzymuję wodę w organizmie, prowadząc do nadciśnienia i obrzęków. Biorąc pod uwagę, że masz tej soli napchane prawie w każdym produkcie to naprawdę nie ma co się obawiać o niedobory.

 

Fosfor, wapń, sód i magnez to 4 główne makroelementy występujące w większych ilościach w organizmie i konieczne do prawidłowego funkcjonowania. Tyle, że tak jak występują u człowieka, tak samo i są magazynowane w większym lub mniejszym stopniu w innych organizmach żywych. Można je dostarczyć w pożywieniu i dosalanie nie jest konieczne do przeżycia. Dodajmy do tego fakt, że już same produkty dostępne w sklepie są nadmiernie dosalane. Bardzo łatwo doprowadzić do nadmiaru, czego skutki widać w dzisiejszych czasach, kiedy ludzie nagminnie zapadają na choroby krążenia związane z nadciśnieniem, choroby tarczycy, osteoporozy itd.

 

Jakoś nikt się nie martwi o codzienne dostarczanie magnezu, a niedobory tego makroelementu to plaga w dzisiejszych czasach.

 

Co do kiełbasy to ja Ci na to pytanie definitywnie nie odpowiem... Zależy od konkretnego producenta. Podsuszana ma ten plus, że jest więcej "mięsa w mięsie". W przypadku "normalnej" wędliny zakłady mięsne mają zwykle wytyczne zrobić 3kg wędliny z każdego 1kg mięsa... Czyli tego mięsa jest tam zwykle stosunkowo mało, a czymś muszą to wypchać. W przypadku szynkowaru przynajmniej nie masz tych dodatkowych 2kg wypełniaczy, typu gluten.

Poza tym choćby podczas takiego gotowania na parze, część tej chemii z mięsa zostaje wypłukana jeśli można tak powiedzieć.

 

Sól zatrzymuje wodę w organizmie ehhh ... twaróg i węglowodany robią to skuteczniej i wcale nie w dużych ilościach. Miałem BF 8 % przy wadze 85 kg i nic tak wody nie zatrzymywało jak węglowodany - piszę o tym, bo od razu widziałem, że sylwetka się zmieniała w ciągu kilku godzin. Sól to przecież śladowe ilości. Nikt nie będzie jadł kilograma tygodniowo czy nawet miesięcznie. Zwróć uwagę, że podkreślam to za każdym razem. Wyrzucamy produkty bogate w sól i dajemy sól najwyżej jakości. Podwyższone ciśnienie to przede wszystkim właśnie przetworzony szajs, brak ruchu, otyłość, alkohol papierosy, diety bogate w omega 6 (zwiększający się stan zapalny organizmu, bo przecież siemię lniane nie zadba o dobrą proporcję o3 do o6), przesadne ilości węglowodanów i oczywiście kwestie mentalne jak kortyzol - stres, życie w biegu, brak snu - omijanie ważnych faz snu, relaks.

Jednoznaczne fakty na temat naturalnego zbijania ciśnienia to redukcja masy ciała - w tym każdy jest zgodny. Dodawanie soli przy zdrowej diecie (bez nabiału przemysłowego, glutenu, fityny i ograniczeniu zbóż) jest bardzo wskazane nawet przy nadciśnieniu.

 

Ciężko jest kupić wędlinę w sklepie która jest "swojska". Jeśli ktoś mieszka w małym mieście niech rozejrzy się za skupem dziczyzny. Można tam kupić pierwszorzędne mięso i gotowe wyroby.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sól zatrzymuje wodę w organizmie ehhh ... twaróg i węglowodany robią to skuteczniej i wcale nie w dużych ilościach. Miałem BF 8 % przy wadze 85 kg i nic tak wody nie zatrzymywało jak węglowodany

 

A dokładniej glikogen będący produktem przemiany węglowodanów. Gram glikogenu wiąże 3-4 gramy wody

 

In humans, glycogen is made and stored primarily in the cells of the liver and the muscles hydrated with three or four parts of water. https://en.wikipedia.org/wiki/Glycogen

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sód reguluje gospodarkę wodno-elektrolitową w organizmie. Sól to głównie związek sodu. To nie sól jest niezbędna do życia, tylko sód. Można ten sód dostarczyć również w inny sposób niż poprzez sól. Znajduje się w każdym pokarmie, a w szczególności w: warzywach, mięsie (pierś z kurczaka to nawet 800mg), przetworach mlecznych, fasoli, nie wspominając o tych śmiesznych algach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poczytałem trochę o tych fitynach, bo praktycznie codziennie na śniadanie jem owsiankę z ziarnami i orzechami. Zwykle czuję się po niej pełen energii, wiec trochę dziwne wydają mi się te właściwości antyodżywcze.

Ta fityna to forma zmagazynowanej postaci fosforu. Pełni także funkcję ochronną – chroni nasiona przed szkodnikami i grzybami. Zostaje uwalniania z ziarna, kiedy ma ona dogodne warunku do kiełkowania i wzrostu. W procesie tym bierze udział enzym o nazwie fitaza - o ile tego enzymu się nie zniszczy (np. przez obróbkę cieplną lub niewłaściwe magazynowanie). W pełnych, niezmielonych ziarnach jest on dość dobrze zabezpieczony, w zmielonych już jest narażony na czynniki zewnętrzne i szybciej ulega degradacji.

Mechanizmy aktywujące enzym fitazy to przede wszystkim: namaczanie, co w następnej kolejności powoduje kiełkowanie. Ponoć kiełkowanie usuwa niemal całą zawartość fityn - a może nie usuwa, tyle co zamienia ją w postać biodostępną dla kiełkującego zarodka. Fityny zostają "rozbite" również pod wpływem fermentacji (wiele bakterii zawiera aktywny enzym fitazę np. bakterie kwasu mlekowego). Ciekawostką jest fakt, że zakwas używany do wypieku chleba niemal całkowicie neutralizuje kwas fitynowy. Także chleb na zakwasie +1 względem drożdżowego, ze względu na sporo wyższą przyswajalność związków odżywczych. Kolejna metoda to po prostu obróbka cieplna.

Podobno dobre rezultaty daje też namaczanie w środowisku o kwaśnym ph, a także spożywanie w obecności kwasu askorbinowego (naturalnie np. w żurawinie, cytrynie i większości owoców). Namaczanie i gotowanie można podobno przyspieszyć poprzez dodanie sody oczyszczonej, ale nie ma co do tego pewności jak to działa na zwiększenie dostępności kwasu fitynowego.

 

I teraz nasuwają mi się konkluzje co do wyżej wyszukanych informacji. Jeśli środowisko kwaśne jest skuteczne w neutralizacji niepożądanych właściwości fityn to przecież kwas żołądkowy powinien w dużej mierze rozwiązać problem... Pokarm w żołądku może przebywać od kilkudziesięciu minut (soki, przeciery, koktajle, zupy-kremy itp.) nawet do 4 godzin - jeśli nie popijamy w trakcie i po posiłku. Jakby tego było mało nasuwa mi się kolejna konkluzja - nasze jelita zasiedla przecież flora bakteryjna, która powinna sobie z resztą fityn poradzić. Zresztą, organizmy żywe też mają zdolność wytwarzania fitazy. Co prawda człowiek nie potrafi jej wytworzyć tyle co np. szczur, ale jednak. Nie przebiega to też tak efektywnie jak w przypadku zwierząt typowo roślinożernych o "wielokomorowej" budowie żołądka, gdzie mamy do czynienia z dodatkową fermentacją.

 

 

Działanie korzystne.

Niewielka ilość fityn, które nie zostają zneutralizowane ma jednak pozytywne właściwości, bo oprócz minerałów ma zdolność wiązania również metali ciężkich, a także zachowuje się jak przeciwutleniacz redukując ilość wolnych rodników. Nawet do 400mg dziennie uznaję się za dawkę całkowicie nieszkodliwą dla organizmu, a wręcz przynoszącą wymierne korzyści (utrzymywanie "czystości" szlaku przewodu pokarmowego). Oczywiście warto wykluczyć ziarna glutenowe, bo w tym wypadku temat się komplikuje. Niekorzystny wpływ kwasu fitynowego na funkcjonowanie organizmu bywa wyolbrzymiony. Rzeczywiście, może przyczynić się do ograniczenia wchłanialności niektórych substancji odżywczych, natomiast badania naukowe nie wskazują na to by nadmierne spożycie fityn przyczyniało się choćby do częstszych zachorowań na osteoporozę - jest wręcz odwrotnie. No i wspomniane wcześniej działanie antykarcenogenne. Wymienia się przede wszystkim korzystny wpływ na zapobieganie nowotworom prostaty, piersi, trzustki, czy okrężnicy. Mechanizmy nie są jeszcze jednak do końca zbadane (podejrzewa się, że kwas fitynowy obecny jest w naszych komórkach, gdzie prawdopodobnie pełni pewną rolę w procesach naprawczych). Są też przesłanki by uważać, że kwas fitynowy obniża po posiłkową glikemię i może być wartościowym składnikiem diety osób z zaburzoną gospodarką insulinową. Co więcej, formę kwasu fitynowego (inozytol) stosuje się często w suplementach diety, nawet w odżywkach.

Nie widzę żadnych powodów do paniki. Zawartość tych fityn zwykle nie przekracza 1%, tylko w nielicznych produktach dochodzi do ok. 3%. Biorąc pod uwagę, że nie zapychamy się chlebem, to raczej nie jesteśmy w stanie zjeść tak dużą ilość surowych orzechów czy pestek, by zrobić sobie jakąś realną krzywdę. Warto jednak nie mieszać źródeł fityn z innymi pokarmami, dla uzyskania najoptymalniejszej przyswajalności składników (np. wędlina i chleb to złe połączenie, bo fityny mogą zaburzać produkcję niektórych enzymów trawiennych jak pepsynę, co komplikuje efektywne trawienie choćby takiego mięsa), dlatego taka owsianka jako mieszanka głównie owsa, ziaren i orzechów jest ok.

Poza tym w każdym pokarmie można wyodrębnić składnik, w którym (w określonych warunkach) doszukamy się niekorzystnych właściwości. Np. w przypadku mięsa mamy Neu5Gc, który wykazuje korelację z rozwojem poważnych chorób jak rak http://www.pnas.org/content/112/2/542.short https://en.wikipedia.org/wiki/N-Glycolylneuraminic_acid W takim świetle fityny wyglądają na całkiem niewinne... Tylko, że trzeba spoglądać na pełen obraz, powiązania składników, bo na siłę można wszystko wyodrębnić i udowodnić, dlatego uważam że trochę fityn przy diecie bogatej w produkty zwierzęce nie zaszkodzi, a nawet przyniesie wymierne korzyści.

 

ps. Podobno czosnek i cebula też w dużej mierze neutralizują działanie fityn. Owsianka z czosnkiem?...

Edytowane przez Arthass
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Można dodać do owsianki trochę zmielonej gryki bądź soku z cytryny jeszcze.

Ja o tym nie czytam. Byłem na bardzo poważnym wykładzie poświęconym tylko temu.


A energii masz dużo, bo się węglowodanów z rana nawtłaczałeś :) ja rano unikam węglowodanów ze względu na wysoki kortyzol i insulinowy rollercoaster od godzin porannych nie jest mi w ogóle potrzebny.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W zasadzie zieloną herbatę tez można demonizować jako antyodżywczą, bo ma substancje blokującą wchłanianie żelaza. Picie w dużych ilościach może prowadzić do anemii. Jakoś nikt z tego powodu nie wpada w panikę, i jakoś panuje powszechna zgoda że w rozsądnych ilościach i warunkach jest zdrowa. Popijając nią główne posiłki może narobić problemów, ale to jest w sumie podstawa zdrowego żywienia, by nie popijać niczym w trakcie i pewien czas po posiłku.

 

Poza tym, jakie wtłaczanie węglowodanów? Pestki dyni, ziarna słonecznika, siemie lniane, orzechy to w głównej mierze tłuszcze (do 2x więcej tłuszczy niż węgli). Węgli wcale nie ma tam zwykle więcej niż białka. Jedynie płatki owsiane i dodatek owoców można postrzegać jako węgle.

 

Poza tym zbyt generalizujesz bo węgle węglom nie równe.

 

Poza tym o czym my gadamy? Łyżka ziaren to ile gramów? 10g? Kromka chleba to? ok. 25g? Czyli łyżka ziaren słonecznika i łyżka pestek dyni to niecała kromka chleba. Ile takich kromek chleba zjada statystyczny polak? Ile statystycznie tych fityn dostarczy tymi kromkami? Dodatkowo zapycha się glutenem i podobnymi syfami. Natomiast owsianka z 1 łyżki: pestek dyni, ziaren słonecznika, siemienia lnianego, orzechów, i 2 łyżek płatków owsianych + kilka kawałków jakichś suszonych owoców to jakieś 400kcal, w dużej części z tłuszczów. I wcale nie powoduje to skoków cukru we krwi. Taka owsianka potrafi stopniowo uwalniać węglowodany przez kilka godzin. Płatki owsiane (zależy czy górskie czy błyskawiczne) oscylują na średnim poziomie IG, ziarna - niskim. Taka owsianka może mieć IG ze 40. Źle? Dla pełniejszego obrazu trzeba jeszcze patrzeć na ładunek glikemiczny.

Edytowane przez Arthass
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zauważ, że jest to zaledwie kilka łyżek rano. Nie są to ogromne ilości. Nie jestem też facetem, który sobie wszystko wylicza, waży itd. Dla mnie to trochę fetysz.

U mnie panuje taki porządek, że rano jest zwykle więcej węgli, a potem stopniowo coraz więcej białka i tłuszczy. Nie jadam tranu. Jeśli już to naturalne tłuszcze zawarte w rybach. Jeśli już, to omega 3 dostarczam głównie z alg (spirulina, chlorella). Zauważ, że głównym pokarmem ryb z niższego łańcucha pokarmowego są algi i to one sprawiają, że skoncentrowanie tych omega jest w nich tak duże.
Po owsiance, drugie śniadanie to zwykle koktajl witaminowy na bazie węgli. Surowe ziarna kakao, sok ze z sproszkowanej trawy jęczmiennej, czasem matcha (choć czasem matche zaparzam i piję oddzielnie), ostatnio dodaję czosnku ze względu na kakao, kiełki (jeśli mam w zapasie, czasem mrożę), owoce (często mrożone), zwykle banan jak jest pod ręką, czasem dosładzam miodem, i ostatecznie zwykle jakiś tłusty owoc jak kokos lub wiórki kokosowe albo zamiennie jogurt naturalny/mleko w proszku/izolat białka serwatkowego. Także pochodne mleka też czasami się u mnie znajdują. Z tym koktajlem akurat cały czas jeszcze eksperymentuję, i składniki są dość zmienne.

Drugi koktajl jest typowo białkowy, koło południa. Nasiona konopne/białko konopne, algi (spirulina, chlorella w proszku), pierzga, korzeń maca i zwykle coś na bazie papai.

Dwa ostatnie posiłki są zwykle na bazie mięsa, produktów pochodzenia zwierzęcego i warzyw, kasz i ryżu brązowego. Nie czuję szczególnej potrzeby suplementacji jakimiś tranami. Zauważyłem, że większe znaczenie ma to w jaki sposób przygotowuje się posiłki niż to jakie rzekome właściwości mają konkretne produkty. Co z tego, że w rybach jest dużo tego pożądanego omega, kiedy jest on bardzo wrażliwy i podczas smażenia na tłuszczu rozgrzanym do kilkuset stopni jest niszczony? Wolę zjeść trochę ryby na parze i mi wystarczy... Poza tym zielone warzywa liściaste...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • KaszaWspraju zmienił(a) tytuł na Suplementować czy nie suplementować? ...oraz inne pytania dotyczące diety.

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Zarejestruj się aby mieć większy dostęp do zasobów forum. Przeczytaj regulamin Warunki użytkowania i warunki prywatności związane z plikami cookie Polityka prywatności