Skocz do zawartości
WIOSENNA PROMOCJA AUDIO 11.03-04.04.2024 Zapraszamy ×

Rodacy za granicą


JuRik99

Rekomendowane odpowiedzi

 

 

Angole po używkach bydło, a polacy?

 

A Polacy mniejsze.

 

 

Drugie zdanie chociaż jeszcze przeczytaj, bo to trochę zmienia kontekst mojej wypowiedzi ;)

 

 

 

Przynajmniej nie ma aż takich problemów z mefedronem(nie spotkałem się tutaj) i dopalaczami, czyli używkami dla ubogich. Tylko tyle dobrego. Co do angoli po używkach to faktycznie bydło straszne. Zarobki to śmieszna sprawa, bo minimalna stawka to 6.5£/h czyli jakieś 240£ tygodniowo minus śmieszny podatek przy tych kwotach = 224£ do łapy + za każdy tydzień masz pół dnia płatnego wolnego. To tak "w najgorszym wypadku, najgorszej robocie itp". Drogie są lokale, ale po ogarnięciu lokalu+jedzenia+ ewentualnie ubezpieczenie samochodu pozostałe pieniądze na ciuchy/elektronikę można przeliczać z £ na zł, bo ceny podobne. Oczywiście bardziej kumate osoby/zostający tu na dłużej/mający jakiś zawód w życiu za takie pieniądze nie pracują - mi się zdarzyło 2 razy. Raz przez tydzień na początku jak " miałem złotówki, a wydawałem w funtach" oraz przez kilka tygodni w firmie, która mimo tej stawki dawała nadgodziny z mnożnikami 1,3-2 stąd koniec końców lepiej się wychodziło niż w większości firm jak chciało się robić więcej niż etat(z 8.5/h mi wychodziło średnio). A to wszystko roboty, gdzie mając 2 ręce, 2 nogi i podstawowy angielski dało się dostać. Szukałbym czegoś lepszego, miałem ofertę jeśli chciałbym zostać na stałe jako pół-inżynier :D podobno taka bida z inżynierami produkcji jest, ale studia chcę skończyć, więc zaraz koniec wakacji i powrót do Polski.

Angole po używkach bydło, a polacy? I bez nich jest się czego wstydzić. Pewnie gdyby nie skupiska "rodaków-januszy" to jeszcze tak by to nie było widoczne, bo wiadomo co będzie, gdy "socjal-mastah" trafi na innego "dorobkiewicza" - grillek, browarek, syf i rozpierducha.

Polska patologia się tutaj trochę wyrabia na moje oko (dresy i pochodne). Po używkach angole najgorsi, ale oczywiście u nas jakiś procent jest januszów-dorobkiewiczów co własną matkę by sprzedało i czują się jak panowie świata na kontrakcie za 8£/h xD. Dwie ostatnie grupy bardzo zawzięcie walczą o pierwsze miejsce na mojej czarnej liście, bo trzecie miejsce należy bezapelacyjnie do miejscowej patologii na socjalu.

 

 

Może dociera powoli, że nikt ich tam nie chce oglądać, łącznie z normalnymi rodakami? Mało prawdopodobne, ale kto wie... nadzieja pozostaje :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Problem jest tez mentalność angoli, ale nic dziwnego angol woli angola niż parobka z polski litwy ukrainy etc tak jest i w de. Nie mówcie że nie nie raz słyszałem że nie ma równości, nie ma! Możesz być tam 10 lat a i tak jesteś imigrant który psuje rynek. No chyba że parobek dostaje wiele mniej niż rodak, na tyle ze można mieć ich 3 zamiast 1 rodaka do ciężkiej pracy czysta ekonomia.

Powiem tak. Mój brat jako osoba, w przeciwieństwie do mnie :), szalenie pracowita, wielokrotnie ratował zad firmie, dla której pracuje jako podwykonawca. Ludzie, którzy pracują dla niego zazwyczaj wyrabiają się w założonych terminach, nie wychodzą przed 16 i jak trzeba nadgonić bo terminy gonią zostają dłużej. Ale jak się coś przedłuży lub spieprzy w jakikolwiek inny sposób, niekoniecznie z winy jego pracowników to i tak jest wina polusów. Zawsze. I o to wielokrotnie mój szanowny brat toczył z nimi boje. I tak niestety jest - angielska szlachta się opierdziela, ale to Polak zawala termin.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wychodzi siano z butów nie ważne gdzie by nie byli i w jakiej pracy by nie byli, zajadłość złośliwość (nawet to na forum widać niki pominę z litości) o każda złotówkę o każde dobro.

Bo jak ja ja nie mam to i sąsiad nie powinien mieć ...

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Problem jest tez mentalność angoli, ale nic dziwnego angol woli angola niż parobka z polski litwy ukrainy etc tak jest i w de. Nie mówcie że nie nie raz słyszałem że nie ma równości, nie ma! Możesz być tam 10 lat a i tak jesteś imigrant który psuje rynek. No chyba że parobek dostaje wiele mniej niż rodak, na tyle ze można mieć ich 3 zamiast 1 rodaka do ciężkiej pracy czysta ekonomia.

 

Rzecz druga na obczyźnie okazuje się kto jaki jest, polak polakowi wrogiem, polak polakowi nie pomoże bo jak ktoś ma odpaść to niech ten drugi odpadnie. Ale i taka mentalność jest w pl.

Wielokrotnie spotykam się z obstawianiem wyższych funkcji angolami, ale samych pracowników fizycznych znacznie bardziej wolą Polaków. Jeden supervisor powiedział wprost: "Ja chcę mieć w pracy Polaków, bo Anglicy to śmierdzące lenie" i każda styczność z miejscowymi na podobnych stanowiskach zdecydowanie to potwierdzała. Stwierdzenie "Polak Polakowi Polakiem" sprawdza się bardzo rzadko, ale sprawdza się. Z drugiej strony spotkałem baaardzo dużo pomocnych i miłych Polaków zupełnie bezinteresownych.
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mayster, Anglicy mają i swoich Januszów. Jedynie czym nasi się wyróżniają, to pochodzeniem, więc rośnie nienawiść do obcych, którzy są od razu szufladkowani.

W sumie to samo jest teraz z nadchodzącymi "Syryjczykami".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ją może z innej strony napisze..wyjechałem w złotych latach emigracji w 2004r,bo rodzina sie powiększyła,a w kredyty na zmianę mieszkania nie chciałem się bawić,bo splacałbym to do emerytury.W Polsce od zawsze na działalności,od handlu przez usługi i zawsze tą średnią krajową miałem.W tamtych czasach do UK przyjechał em w sobotę, a w poniedziałek miałem pierwszy etat,a we wtorek drugi. pracowałem po 16 godz.dziennie,ale dochody miałem takie,że po roku miałem ichniejsze pòł bliźniaka i dwa sportowe wózki w garażu ( nie mogłem się zdecydować czy lepsze V6,czy uturbiona rzędówka :D )....i co z tego???..Gunwo jak mówi mój syn.Chory kraj,chore zasady..do lasu nie wolno wchodzić,w jeziorze nie wolno się kąpać,ryb nie wolno łowić.. Dodatkowo,jak przyjechałem to byłem jedynym Polakiem we wsi.Jak wyjeżdżał em w 2010 ,to polish community wynosiła 6 tys. W 12 tysięcznej wiosce :))))..A Polacy to bardzo mądry naród..Zwiększyli normy wydajności o 200% bo nagrodą był telewizor,wartości dwóch dniówek :)..Wszyscy znienawidzili nasze plemię, bo jak Polacy tak mogą pracować,to dlaczego nie wymagać tego od Angoli,czarnych,czy ciapatych??. Wyjechałem z UK na początku 2010,z 300 tys. w kieszeni.I to była najlepsza decyzja w życiu.Obecnie żyję spokojnie,zarabiam znowu na działalności 25% tego co w UK, ale jestem szczęśliwy.

  • Like 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I takie podejście się chwali, a debili zwiększających normy dwukrotnie w zamian za 100 czy 200 zł. premii to i w Polsce jest sporo. Ale to takie półgłówki, którzy wolą zapier*** od rana do nocy jak murzyn za 4 tys. (i jeszcze w sobote przyjdą), niż 8 godzin za 3,5 :)

 

O ile wyjazd jak Twój, żeby coś spłacić czy wyjechać z planem życia tam mogę zrozumieć, to wyjątkowo działają mi na nerwy takie parobki z sianem w głowie, które zwyczajnie nie mają żadnego pomysłu na siebie i wydaje im się, że jak wyjadą do UK to dobrobyt i herbatka na nich spłynie, tak o. Zupełnie jak imigranci afrykańscy, tylko to tacy 'biali murzyni' :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zapomniałem dopisać, że na emigracji jesteśmy najgorzej postrzeganą nacją, pod względem współpracy, i tzw. trzymania się razem. Ruskie, ciapate czy nawet Słowacy czy Czesi żyją jak muszkieterowie. Jeden za wszystkich.. Wszyscy za jednego.. O Polakach się mówi, że Polak juz ci pomógł, jak Ci nie zaszkodził. Z tego też powodu trzymałem się tylko z anglikami i dobrze na tym wyszedłem.

Edytowane przez FunGD
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ją może z innej strony napisze..wyjechałem w złotych latach emigracji w 2004r,bo rodzina sie powiększyła,a w kredyty na zmianę mieszkania nie chciałem się bawić,bo splacałbym to do emerytury.W Polsce od zawsze na działalności,od handlu przez usługi i zawsze tą średnią krajową miałem.W tamtych czasach do UK przyjechał em w sobotę, a w poniedziałek miałem pierwszy etat,a we wtorek drugi. pracowałem po 16 godz.dziennie,ale dochody miałem takie,że po roku miałem ichniejsze pòł bliźniaka i dwa sportowe wózki w garażu ( nie mogłem się zdecydować czy lepsze V6,czy uturbiona rzędówka :D )....i co z tego???..Gunwo jak mówi mój syn.Chory kraj,chore zasady..do lasu nie wolno wchodzić,w jeziorze nie wolno się kąpać,ryb nie wolno łowić.. Dodatkowo,jak przyjechałem to byłem jedynym Polakiem we wsi.Jak wyjeżdżał em w 2010 ,to polish community wynosiła 6 tys. W 12 tysięcznej wiosce :))))..A Polacy to bardzo mądry naród..Zwiększyli normy wydajności o 200% bo nagrodą był telewizor,wartości dwóch dniówek :)..Wszyscy znienawidzili nasze plemię, bo jak Polacy tak mogą pracować,to dlaczego nie wymagać tego od Angoli,czarnych,czy ciapatych??. Wyjechałem z UK na początku 2010,z 300 tys. w kieszeni.I to była najlepsza decyzja w życiu.Obecnie żyję spokojnie,zarabiam znowu na działalności 25% tego co w UK, ale jestem szczęśliwy.

W podobnym czasie miałem parcie na wyjazd, ale z lekko innych pobudek - moja skądinąd ciekawa praca zaczynała przejawiać "zmęczenie materiału". To samo następowało w domowych pieleszach i musiałem się jakoś "przewietrzyć". Rzutem na taśmę znalazłem pracę łączącą szkolenie i delegacje do USA, a praca ta była w Polsce tylko innym mieście, gdzie się naonczas przeprowadziłem. Poznałem jak się pracuje i żyje w USA - fajny kraj na "wypady", ale chyba nie chciałbym tam żyć.

Ogólnie doszedłem do tych samych wniosków, co Ty - w Polsce na etacie + moja działalność w audio (do kupy 11-12 godzin pracy 5 dni w tygodniu) daje mi satysfakcję, spełnienie, utrzymanie pięcioosobowej rodziny + 13-kilogramowego psa, znakomite samopoczucie i inne takie tam bonusy jak brak rozłąki z bliskimi, itp. Na pewno nie rozwinąłbym się tak zawodowo do dziś, gdybym spędził ten czas za granicą robiąc "cokolwiek". Może by moja działalność się lepiej rozwijała gdzie indziej, nie wiem, ale też nie tylko o zarabianie pieniędzy chodzi, bo np. po prostu bycie z kimś. Kto wie, może wyemigruję za jakiś czas z całą rodziną, ale póki co, nie mam ani krzty zgryzu, że gdzie indziej mógłbym zarabiać wielokrotność tego co w Polsce. Wolałbym mieć lepszy samochód, ale posiadany spełnia wszystkie swoje funkcje. Chciałbym mieć większe lokum, ale w tym większym pewnie będę myślał o jeszcze lepszym, itd. ;)

Czasami mam wrażenie, że ludzie szukają ersatzu szczęścia, bo kiedy się je znajdzie - nie myśli się obsesyjnie lub zazdrośnie o sprawach materialnych, a patrzy się na to tylko jako budowanie przyszłości, nie tylko dla siebie.

 

Zapomniałem dopisać, że na emigracji jesteśmy najgorzej postrzeganą na ją, pod względem współpracy, i tzw. trzymania się razem. Ruskie, ciapate czy nawet Słowacy czy Czesi żyją jak muszkieterowie. Jeden za wszystkich.. Wszyscy za jednego.. O Polakach się mówi, że Polak juz ci pomógł, jak Ci nie zaszkodził. Z tego też powodu trzymałem się tylko z anglikami i dobrze na tym wyszedłem.

 

Wytapaczone na tapaczu.

Bo tak jest. Ojciec jak wylądował w 1990 roku w ramach zarobku w NY, to krewny z polecenia taksówkarz Polak skasował od niego na dzień dobry pełną stawkę za kurs w $.

 

Innym razem miał wypadek w pracy - zmiażdżyło palucha u nogi. Firma była żydowska, więc lekarz badający też był Żyd. Padło pytanie na wizycie - czy jesteś Żydem? Odpowiedział - nie. Ale i tak dostał 2000$ odszkodowania za palca, który w końcu się zagoił. Żydzi to chyba liderzy wspierania się zdalnie i z bliska, i pewnie dlatego wiele nacji ich tak nie lubi, a przecież zachowują się tak, jak się każdy naród powinien zachowywać w obliczu innych. Tymczasem Polacy wolą odwrotnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tegoż samego powodu zazwyczaj unikam Polaków podczas wycieczek. Chociaż raz zdarzyło mi się poznać fantastyczne małżeństwo na Kubie, spędziliśmy razem dwa wieczory i było naprawdę miło. Zazwyczaj jednak nic dobrego z takich znajomości nie wychodzi :/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na czwartym roku studiów stwierdziłem, że pieprze to wszystko. Filologia polska i tak nie dawała mi szans na dobrze płatną pracę w Polsce. Właściwie nie dawała mi na szansy na pracę w ogóle. Decyzję o wyjeździe podjąłem w pięć, może dziesięć minut a wyjechałem z dnia na dzień. Niedawno minęło pięć lat mojego pobytu w Anglii. Wyjechałem bo zauważyłem (szkoda, że tak późno), że kierunek, który studiowałem to była absolutna pomyłka. Do tego praca równolegle ze studiami dawała mi w kość a miejsce, w którym przyszło mi pracować w Polsce do dziś wspominam jako zbiorowisko chamskich, zakompleksionych nieudaczników, którzy stojąc pół stopnia wyżej w hierarchii firmy potrafili dla sportu uprzykrzać życie tym stojącym pół stopnia niżej. W Milton Keynes w Anglii mieszkała moja dawna „nie-do-końca-ex-dziewczyna”. Dawało mi to kolejny powód do tego aby wyjechać. Ósmego sierpnia Anno Domini 2010 uciekłem z Polski. Pracę znalazłem po dwóch dniach przychodząc „na krzywy ryj” do jednej z wielu restauracji w centrum miasta. Pracowałem już następnego dnia… na zmywaku. Po jakimś czasie dostałem dodatkowo pół etatu w sąsiednim hotelu jako nocny portier. Pracowałem wtedy po około sześćdziesiąt godzin tygodniowo zarabiając minimalną stawkę. Zdarzało się, że byłem wykończony ale zacząłem uczyć się życia co ówcześnie, w wieku dwudziestu trzech lat bardzo mnie satysfakcjonowało. Po pewnym czasie zaczęło się źle układać między mną a moją dziewczyną. Rozstaliśmy się a mnie dopadła depresja. Nie potrafiłem się ogarnąć i zacząłem mieć problemy z długami. W ciągu sześciu miesięcy trzykrotnie się przeprowadzałem nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Nadal jednak ciężko harowałem i po ponad roku udało mi się wyjść na prostą. Dziś nadal pracuję w tej samej restauracji. Przez ponad pięć lat udało mi się przejść drogę od legendarnego już zmywaka, przez barmana, kelnera, po kucharza. Dziś pracuję w kuchni jako line chef i zarabiam ponad dwie polskie średnie krajowe. „I co z tego?” – jak napisał ktoś przede mną. Nie chcę zostać w UK. Nie marzę o niczym innym tak bardzo jak o powrocie do Polski. Wystarczy, że będę nadal robił moje sześćdziesiąt godzin tygodniowo (ale bez nocek, które potrafiły mnie totalnie wypompować) a za cztery, może, pięć lat powinienem czuć się na tyle bezpiecznie aby wrócić. Czego oczekuję po polskiej rzeczywistości? Pewnie tego, że będę zarabiał ¼ tego co teraz ale nie obchodzi mnie to bo będę "u siebie".

 

Odwołując się do innych wątków poruszanych w temacie:

 

Polacy w Anglii – Piszę o tym z żalem ale stereotyp Polaka-cebulaka, niewykształconego robola nie potrafiącego sklecić zdania po angielsku jest nadal aktualny. Oczywiście, jest wielu, którzy zamiast siedzenia na murku z piwkiem opiekują się rodziną i próbują się asymilować z tymi angolami, którzy reprezentują sobą jakiś poziom ale są oni „niewidzialni” przez co opinia o naszych rodakach w Anglii (lub za granicą w ogóle) budowana jest przez dresiarzy z piwkiem siedzących na zasiłkach i potrafiących wymówić po angielsku najwyżej kilka słów a i te często przeplatane są swojsko brzmiącą k***ą lub ch***m. Z doświadczenia (niezbyt miłego) mogę dodać, że wielu wśród rodaków w Anglii to tak zwani „Janusze biznesu”, którzy do perfekcji opanowali robienie głupio-zdzwionej miny gdy wytyka im się kantowanie na zawiązanych umowach/transakcjach.

Dlatego, znów osobiście, najbardziej za granicą przeszkadza mi samotność. Dla Anglików zawsze będę imigrantem mającym wykonywać brudną robotę. A większość Polaków, których w Anglii poznałem okazało się być krętaczami lub osobami z na tyle nieskomplikowanym charakterem, że niewartymi bliższego poznania.

 

Język – Niby podstawa niezbędna do przeżycia ale znam co najmniej kilka osób o angielskim słowniku ograniczonym do kilkunastu wyrazów i dających radę. Oczywiście „dawanie rady” nie pozwoli nam na zarabianie czegoś więcej niż „marne” 6.50 GBP/h ale i to pozwala na godne życie. Mój angielski oceniam na trochę-mniej-niż-zaawansowany ale nadal się uczę i odkrywam w tym języku to czego w szkołach nie uczą. Przed ponad pięcioma laty przyleciałem do Anglii ze szkolną znajomością języka angielskiego na poziomie średnim. Byłem w szoku, że prawie nic nie rozumiem. Nauka tego prawdziwego języka angielskiego w moim przypadku zaczęła się dopiero gdy znalazłem się między tubylcami.

 

Anglicy – Naród mający swoje przywary, które na siłę wypiętrzają się przygniatając jakiś tam zbiorek zalet. Anglicy to społeczeństwo klasowe. I nie mam tu na myśli takiej klasowości w polskim znaczeniu tego słowa. Tutaj ludzie „ukształtowani” są do bycia bossem lub popychadłem. Najciekawsze jest to, że te popychadła z angielskim rodowodem nie mają ochoty na przewracanie drabiny, na której szczycie siedzą dojący ich szefowie. Oni tą drabinę podtrzymują i dają z siebie wszystko aby była stabilna. Lenistwo – to chyba oczywiste. W porównaniu do Polaków, Anglicy jawią się jako niebywałe lenie. Gdy już przyjdą do pracy (nierzadko z piętnastominutowym spóźnieniem) pierwsze co robią to piją herbatę a następnie idą na papierosa. W tym czasie Polak wykonuje swoją robotę i część tej, która przeznaczona była dla jego angielskiego workmatea. O tym już było – młode angielskie pokolenie to bydło. Wychowani w czasach i miejscu gdzie niczego nie brakuje a wszystko podane jest na tacy, nie mają szacunku ani wyobraźni (a może to ja się starzeje). Jednak, jako narodowi, nie można odmówić im tego, że w sprawach gdzie wymagana jest uczciwość, o dziwo, są uczciwi (może dlatego, że ich na to stać?) – nie mylić z byciem szczerym bo z tym różnie bywa.

Edytowane przez PEN
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po kilkudniowym braku mojej aktywności na forum muszę Wam w końcu bardzo podziękować za cały ten odzew. To naprawdę pomocne.

Na ten moment jestem tutaj dopiero drugi tydzień i praca to "śmieciowe" 6,5/h. Na razie nie narzekam bo i tak jest to dużo dużo więcej niż w PL a za chwilę powinienem dostać drugą pracę w hotelu na recepcji bo trzeba się za coś utrzymać, zaklimatyzować i znaleźć własny kąt do wynajęcia a ten jest tutaj w kosmicznych cenach. Najgorsze jest oczekiwanie na National Insurance Number, założenie konta itp sprawy bo bez tego nie ma gdzie się za bardzo zatrudnić.
Celem teraz jest jak najczęstszy kontakt z angolami, przyswajanie się do języka i jego dalsza nauka.
Potem ewentualne kupno samochodu i zmiana miasta bo w tym tylko turystyka i brak rozwoju - no chyba, że menadżer w ww. miejscach a jednak z dziewczyną mamy większe aspiracje i chcielibyśmy kiedyś zdobyć doświadczenie w swoich zawodach czy spełnić pasje.
W dużych miastach jak Birmingham najgorszy jest ten natłok mniejszości a głównie "ciabatych", którzy są po prostu "poje**ni". W życiu nie puściłbym dziewczyny samej na miasto czy do pracy.
Niemożliwe jest teraz określić ile zostaniemy ale nigdy w życiu nie chciałbym na stałe. Ci u których jesteśmy mają inne podejście a to dlatego, że praktycznie nie mają do czego wracać w przeciwieństwie do nas.
Jeśli nie uda się zarobić w większości na mieszkanie to chociaż na rozkręcenie własnej działalności będzie. Ale to długa i kręta droga :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli planujesz szukać jakiś czterech kątów to mam kilka porad. Jeśli jesteś w UK od niedawna to możesz mieć problem w wynajęciu mieszkania przez agencje. Te nie dość, że zawsze starają zedrzeć z najemców jak najwięcej to (opłata za przeprowadzenie postępowania + credit check + depozyt będący często dwu krotnością ceny miesięcznego najmu + czasami wymagane ubezpieczenie) potrafią robić problemy przy inspekcjach. Natomiast wynajem przez agencje to poniekąd brak konieczności deal'owania bezpośrednio z landlordem i duża ilość ofert. Ja jednak polecałbym szukanie mieszkania bezpośrednio u angielskich landlordów (podkreślam - angielskich, omijaj tych z polskim nazwiskiem).

 

NIN powinni przesłać ci w ciągu czternastu dni o ile się nie mylę. Zakładanie konta bankowego w UK to też pokręcona sprawa, kilka lat temu było łatwiej. Obecnie mogą wymagać od ciebie potwierdzenia, że jesteś zatrudniony (zapytaj o taki papier swojego managera).

 

I jeszcze taka Edytka: aspiracje i ambicje to coś czego bardzo ci życzę ale rzeczywistość (nawet ta angielska) jest bezwzględna. Ubezpieczenie auta w UK przez pierwszy rok to często 200% jego wartości. Chęć wynajęcia przez agnacje mieszkania za 500 funtów (one bedroom) miesięcznie to wydatek około 2000 funtów na początek i potem około 100 funtów co miesiąc dodatkowo za council tax. A jeśli chcesz zostać managerem wśród angoli, to musisz mieć sporo szczęścia + kilka lat stażu + perfekcyjnie opanowany język (akcent też).

 

Edyta #2: U mnie w pracy dochodzi czasem do sytuacji gdy na zmianie mamy 3-4 managerów (wyłącznie anglików) i jednocześnie 3-4 pracowników szeregowych - czytaj - "tych co pracują" (zazwyczaj polaków).

Edytowane przez PEN
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja siedzę w Anglii już trzy miesiące, miałem studiować ale tak jakoś wyszło że chyba nie dojdzie to do skutku. Pracuję w starbucksie w Londynie i o ile może to wydawać się prestiżowe to tutaj wcale tak nie jest :) o kraju nie mogę się wypowiedzieć z powodu znikomego doświadczenia, ale jeżeli kiedykolwiek wyladujesz w Londynie to zrób wszystko żeby nie mieć nic wspólnego z dzielnicą Hounslow.

 

Sent from my LG-D802 using Tapatalk

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Zarejestruj się aby mieć większy dostęp do zasobów forum. Przeczytaj regulamin Warunki użytkowania i warunki prywatności związane z plikami cookie Polityka prywatności