Skocz do zawartości
WIOSENNA PROMOCJA AUDIO 11.03-04.04.2024 Zapraszamy ×

Muzyczne kicze wszechczasów


maciekp711

Rekomendowane odpowiedzi

Czyli tym rdzeniem, ktory warunkuje, ze cos nie jest kiczem, wg Ciebie jest cos co sie nie da okreslic, nazwac, przynajmniej tyle zrozumialem z Twojej wypowiedzi. Wiec podsumowujac: kicz jest nienazwany, bo bazuje na subiektywnych odczuciach. Moze byc nim dla kazdego cos innego: jazz lub disco. Bajdelej: muzyka zespolu weekend ponosi mnie w nieznane obszary doznan (tez niejednoznaczne okreslenie), podoba mi sie za 10, 30, 50 razem. Antykicz?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odnośnie kiczu:

 

Kicz się czasem przydaje. Tak sobie myślę czytając dyskusję Panów: Arthassa i Micbuda. Bo czytając tą dyskusję odpaliłem sobie "Ona tańczy dla mnie" Weekendu. I abstrahując od "umiejętności wokalnych" wokalisty, "głębi przekazu", tudzież "historii" opowiedzianej w teledysku do tej piosenki, ten cały "twór" ma dla mnie jedną zaletę: dobrze pokazuje, jak nisko potrafią zejść Q701 jeśli chodzi o bas (mid-bass konkretnie). Podobnie zresztą jak w "Vogue" Madonny, ale to już inna półka jeśli chodzi o kompozycje, aranżację, mastering itd.

 

Czyli nawet takie kicze do testowania sprzętu/toru czasami się przydają.

 

;)

Edytowane przez Thomm
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jejku, przecież napisałem w pierwszym moim poście w tym temacie co to jest kicz, podpierając się ogólną definicją. Nie ma to nic wspólnego z odczuciami. To efekt zamierzenia jakie sobie stawia muzyk jeszcze przed rozpoczęciem tworzenia. Jeśli założył sobie, że jego muzyka będzie efektem wykalkulowania wszelkich zabiegów jakie mogą przynieść mu jak największe grono potencjalnych nabywców to chce właśnie tworzyć kicz. Co innego to kwestia poziomu kiczu w kiczu :] I tutaj wchodzi subiektywna ocena i odczucia odbiorcy. Kicz kiczowi nierówny. Przeważająca część muzyki, szczególnie pop/rock, zawiera jakiś tam odsetek kiczu. I teraz, odbiorca sobie ustawia tą swoją granicę, a potem ocenia - czy dla mnie to już jest kicz, a może nie przekracza to jeszcze mojego progu? Zapewne dla odbiory oddanego wyłącznie muzyce avant-garde, wszystkie inne gatunki będą kiczem, bo... wg niego już samo używanie tradycyjnych instrumentów jest oznaką wpisywania się w gusta szerszego odbiorcy. Stąd, nie da się w muzyce, ani żadnej innej formie sztuki, określić definitywnie takich rzeczy jak kicz - nie ma wyznaczonych granic. Jest za to płynne przejście z jednego krańca spektrum na przeciwstawny biegun. I my, jako słuchacze wybieramy, w którym momencie tego spektrum czujemy się najlepiej. Tak jak znów pisałem wcześniej, kicz można również rozpatrywać w różnej skali. Dla przykładu można go rozpatrywać w kontekście metalu, lub jeszcze głębiej - power metal. Tam też znajdziemy muzyków tworzących muzykę mającą na celu wkupić się w jak najszersze grono odbiorców tego określonego stylu, ale znów z perspektywy "globalnej", nie celuje to w taką ilość odbiorców jak w przypadku popularniejszych odmian popu. Widać jak sporo zależy od ram gatunkowych w obrębie których postrzegamy muzykę. Co więcej, można spotkać się z nawet określeniem całych gatunków jako kicz. I rzeczywiście niektóre gatunki, ze względu na swoją topologię, są bardziej kicz-friendly niż inne. Napiszcie, ile razy słyszeliście zdanie typu "Thrash to kicz", a ile "Power Metal to kicz"? No właśnie. Temat można by długo analizować, ale wróćmy do innych kwestii.

 

Muzyka Weekend podoba Ci się po tylu razach. Tylko to nie ma nic wspólnego z kiczowatością muzyki, a odbiorcą. Miała wpisać się w gust jak największej liczby odbiorców o wybranym profilu (czyt. polaków) i po zręcznej analizie potrzeb to zrobiła.

Wracając do tego rdzenia, wielowarstwowości, drugiego/trzeciego dna czy jakkolwiek to nazwiesz: Czy po 50 razie odkryłeś w tej muzyce coś jeszcze względem 5 razu? Jeśli tak, to fajnie gdybyś się podzielił, bo może mi coś umknęło :) (z wyjątkiem miałkości kompozycji, bezkształtności muzyki i infantylnego tekstu) Jeśli zatrzymasz się na wykalkulowanej otoczce to spoko, ale idąc dalej trafiasz na próżnię. Z jazzem jest dokładnie odwrotnie: nie stawia na pierwsze wrażenie, a efekt jaki przyniesie obcowanie z muzyką w dłuższej perspektywie. Nie stara się przyciągnąć krzykliwymi elementami mającymi natychmiast zwrócić uwagę jak największej ilości potencjalnych odbiorców, a stawia na odkrywanie obrazu ukrytego za pozornie bezkształtnymi dźwiękami składającymi się na pierwsze wrażenie. Tutaj występuje zupełne przeciwieństwo założeń kiczu, więc nazwanie tak tego gatunku jest najdelikatniej mówiąc nierozsądne.

Edytowane przez Arthass
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyli jazzmani,ktorzy wydaja plyty, tworza kicz, bo chca w ten sposob pozyskac jak najszersze grono odbiorcow. Natomiast jesli jakis zespol disco-polo gra okazyjnie na biesiadach, ale nie chce wydawac plyt, wystepowac w poloTV, czy realizowac tras koncertowych - to zgodnie z Twoja definicja nie tworzy kiczu. Gra disco polo, bo sie przy tym dobrze bawi, a ze przy okazji cos tam zarobi - skutek uboczny.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Eh, ty rozumiesz to opacznie, albo nie chcesz zrozumieć. Tu nie chodzi o to czy ktoś zyska popularność swoją muzyką, czy odniesie sukces materialny, czy będzie sławny. Oczywiście rzeczy te idą często ze sobą w parze, ale ja nie postawiłem między nimi znaku równoważności, a jedynie implikację. Pisząc: "Każdy delfin to ryba", nie twierdzę jednocześnie, że "Każda ryba to delfin" i tym samym Ty stosując taką odwróconą logikę, dodając na końcu "zgodnie z twoją definicją...", nie podważasz mojego twierdzenia, a jedynie zdajesz się nie rozumieć tych zależności (z całym szacunkiem dla Twojej osoby).

Wydawanie płyt, potrzeba pokazania swojej twórczości szerszemu gronu odbiorców, a także chęć uznania czy sukcesu materialnego nie jest niczym złym, dopóki muzyka nie będzie "efektem wykalkulowania wszelkich zabiegów jakie mogą przynieść mu jak największe grono potencjalnych nabywców". Wiadomo, czasem muzycy zmuszeni są iść na większe lub mniejsze kompromisy, stąd w takich sytuacjach wkrada się tu i ówdzie odrobinę kiczu, ale dopóki artysta trzyma się przede wszystkim swojej wizji jest okej. Problem zaczyna się, gdy kicz staje się sposobem na osiągnięcie sukcesu. Obiło mi się o uszy, że sam frontman Weekendu nieoficjalnie przyznał, że disco-polo okazało się dla niego okazją na zarobienie łatwego szmalu, więc czemu nie?

 

Wiesz, ja nie mam zamiaru zbawiać świata i tym podobne, nie mam na celu też atakować czyjejś muzyki. Każdy słucha co lubi i ja nawet w pewnym momencie nauczyłem się to szanować. Nawet jeśli jest to kicz to nie ma w tym nic strasznego. Sam słucham zespołów, które postrzegam częściowo jako kicz np. Sonata Arctica - Reconing Night, ale po prostu głowa sama mi do tego lata i nic nie poradzę :D Także w pewnym sensie rozumiem co mogą widzieć ludzie w zespole Weekend, choć kompozycyjnie to są lata świetlne do takiego Reckoning Night.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Weekend to jest tylko przyklad, chodzi mi o to, ze nie padla tu zadna jednoznaczna definicja kiczu, cala dyskusja opiera sie na okresleniach subiektywnych i mglistych. Odpowiedz mi zatem na pytanie: czy kicz jest wtedy, gdy autor nagrywa plyte z mysla, ze na niej zarobi? Tak, czy nie?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Naprawdę fajnie się czyta Waszą dyskusję i sorki, że kolejny raz się w nią wcinam, ale jako żywo (w nawiązaniu do tego, co napisał powyżej micbud) przypomina mi się jedno:

 

 

Hmmm...

 

 

Szczerość do bólu nieodżałowanego Grześka Ciechowskiego. Kicz? Ależ skąd.

 

 

Kontynuujcie :)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja po prostu probuje zrozumiec czym jest kicz. Bo poki co, wszystko wskazuje na to, ze jest on takim samym pojeciem, jak eter;-) wymyslonym na potrzeby czlowieka, ktory nie potrafi zrozumiec, jak cos sie dzieje lub niezgadzajacym sie z tym, ze cos sie dzieje, ale w gruncie rzeczy czyms nieistniejacym.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Weekend to jest tylko przyklad, chodzi mi o to, ze nie padla tu zadna jednoznaczna definicja kiczu, cala dyskusja opiera sie na okresleniach subiektywnych i mglistych. Odpowiedz mi zatem na pytanie: czy kicz jest wtedy, gdy autor nagrywa plyte z mysla, ze na niej zarobi? Tak, czy nie?

 

Nie jeśli zarobek jest jednym z motywów. Jeśli jest wyłącznym motywem, a muzyka jest wykalkulowanym zbiorem elementów mających wygenerować go w maksymalnym stopniu - tak, to jest kicz w najczystszej postaci. Poza tym tak jak pisałem, nie mamy tutaj do czynienia z sytuacją czarne-białe. Chcesz definitywnej odpowiedzi tak czy nie, a wygląda na to, że nie czytałeś w ogóle albo w całości poprzednich moich postów.

Nie wiem co dla Ciebie oznacza jednoznaczna definicja kiczu? Ja w poście #20 starałem się to w jak najbardziej przystępny sposób opisać. Oczekujesz jakiegoś wzoru matematycznego czy przedstawienia w postaci struktury atomowej?

Edytowane przez Arthass
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Micbud

 

Zgadza się, kicz jest pojęciem względnym, pośrednio nieistniejącym. Tak, jak słuch każdy z nas ma inny, tak indywidualnie odbiera coś, co jest w stanie określić mianem kiczu/sztuki. Kapitalnie to ujął właśnie Ciechowski w przytoczonej przeze mnie powyżej "Mamonie". Ale Obywatel G.C. Wielkim Artystą był i basta - przynajmniej dla mnie.

 

Natomiast ja odbieram tzw. disco-polo jako esencję kiczu. Proste melodyjki, głupawe teksty itd. Co nie zmienia faktu, że lubię sobie posłuchać dobrego popu, podkreślam - dobrego. Który dla kogoś może być zwykłym kiczem. Np. teraz słucham sobie "One More Try" George'a Michaela. I dla kogoś to będzie kicz, może trochę dla mnie też, ale przynajmniej dobrze podany.

 

:)

 

 

 

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trzeba zacząć u źródła, a jeżeli mówimy o Polsce to lata 60-te , Jurek Połomski , Trubadurzy, itp...........

 

 

Tak, ale równie dobrze mógłbyś cofnąć się dalej w czasie i wpisać w to np. Mieczysława Fogga.

 

Tak, jak napisałem - pojęcie kiczu jest pojęciem względnym, bardzo względnym.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Weekend to jest tylko przyklad, chodzi mi o to, ze nie padla tu zadna jednoznaczna definicja kiczu, cala dyskusja opiera sie na okresleniach subiektywnych i mglistych. Odpowiedz mi zatem na pytanie: czy kicz jest wtedy, gdy autor nagrywa plyte z mysla, ze na niej zarobi? Tak, czy nie?

Nie jeśli zarobek jest jednym z motywów.

 

Czyli w większości przypadków muzycznych kiczu nie ma? Bo nie znam zbyt wielu muzyków przyznających się oficjalnie, że tworzą wyłącznie dla kasy. Dla kasy, przyjemności i różnych innych rzeczy - tego jest masa, no ale to już nie jest kicz, tak?

 

Jeśli jest wyłącznym motywem, a muzyka jest wykalkulowanym zbiorem elementów mających wygenerować go w maksymalnym stopniu - tak, to jest kicz w najczystszej postaci.

Czyli znów - sytuacje b. rzadkie. Bo kto się oficjalnie do tego przyznaje...? W dodatku wychodzi na to, że o tym, czy coś jest kiczem, czy nie, decyduje twórca muzyki.

 

Poza tym tak jak pisałem, nie mamy tutaj do czynienia z sytuacją czarne-białe. Chcesz definitywnej odpowiedzi tak czy nie, a wygląda na to, że nie czytałeś w ogóle albo w całości poprzednich moich postów.

Czytałem, natomiast piszesz tak rozwlekłe elaboraty, przesycone sformułowaniami: "w głównej mierze", "trochę", "w niewielkim stopniu", że "niewiele" z nich wynika. I wracamy do punktu wyjścia, od którego zacząłem: czyli kicz jest pojęciem względnym, tak, czy nie?

 

Nie wiem co dla Ciebie oznacza jednoznaczna definicja kiczu? Ja w poście #20 starałem się to w jak najbardziej przystępny sposób opisać. Oczekujesz jakiegoś wzoru matematycznego czy przedstawienia w postaci struktury atomowej?

Oczekuję tego, co posiada każda definicja z natury rzeczy: jednoznaczności. Bo co mi z definicji kota, która równie dobrze pasuje do psa? Ale problem polega na tym, że nie może być w tym przypadku jednoznaczności, bo kicz nie posiada definicji. Bo obiektywnie nie istnieje. Przynajmniej w tym znaczeniu, które Ty forsujesz.

 

Tak, jak napisałem - pojęcie kiczu jest pojęciem względnym, bardzo względnym.

Zgadzam się z tym i cały czas przy tym obstaję. Nie wiem tylko, czy Arthass tak uważa, ale liczę, że teraz, po moim pytaniu nr 2 się wyjaśni;-]

Edytowane przez micbud
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Weekend to jest tylko przyklad, chodzi mi o to, ze nie padla tu zadna jednoznaczna definicja kiczu, cala dyskusja opiera sie na okresleniach subiektywnych i mglistych. Odpowiedz mi zatem na pytanie: czy kicz jest wtedy, gdy autor nagrywa plyte z mysla, ze na niej zarobi? Tak, czy nie?

Nie jeśli zarobek jest jednym z motywów.

 

Czyli w większości przypadków muzycznych kiczu nie ma? Bo nie znam zbyt wielu muzyków przyznających się oficjalnie, że tworzą wyłącznie dla kasy. Dla kasy, przyjemności i różnych innych rzeczy - tego jest masa, no ale to już nie jest kicz, tak?

 

Zależy gdzie te rzeczy znajdują się w hierarchii. Tworząc z przyjemności, a przy tym mając możliwość zarobić na tym pieniądze - ok. Tworząc dla pieniędzy, a przy okazji mając z tego przyjemność to już co innego. Ważne co jest główną siłą napędową twórczości. I powtarzam po raz kolejny, nie można tego kategoryzować na zasadzie: to kicz, to nie kicz. Nie czarny i biały tak jakbyś tego ode mnie oczekiwał (bo jak sam napisałeś takie przypadki ciężko znaleźć) a różne odcienie szarości.

 

 

 

 

Jeśli jest wyłącznym motywem, a muzyka jest wykalkulowanym zbiorem elementów mających wygenerować go w maksymalnym stopniu - tak, to jest kicz w najczystszej postaci.

Czyli znów - sytuacje b. rzadkie. Bo kto się oficjalnie do tego przyznaje...? W dodatku wychodzi na to, że o tym, czy coś jest kiczem, czy nie, decyduje twórca muzyki.

 

 

No bo decyduje :) To on decyduje czy będzie używał bez zbytniego zastanowienia wyświechtanych ikon i motywów kulturowych, pożądanych dla danego okresu społecznych schematów myślowych w formie bezmyślnego zlepka niespójnych idei.

 

 

 

 

Poza tym tak jak pisałem, nie mamy tutaj do czynienia z sytuacją czarne-białe. Chcesz definitywnej odpowiedzi tak czy nie, a wygląda na to, że nie czytałeś w ogóle albo w całości poprzednich moich postów.

Czytałem, natomiast piszesz tak rozwlekłe elaboraty, przesycone sformułowaniami: "w głównej mierze", "trochę", "w niewielkim stopniu", że "niewiele" z nich wynika. I wracamy do punktu wyjścia, od którego zacząłem: czyli kicz jest pojęciem względnym, tak, czy nie?

 

 

Nie, kicz nie jest pojęciem względnym. To nasza ocena stopnia kiczu jest względna, gdyż nie istnieje żadna jednostka miary wg której moglibyśmy go zmierzyć. Możemy w tym przypadku polegać tylko na własnych doświadczeniach z muzyką na podstawie których definiujemy sobie próg, który potem służy do oddzielania tego co za kicz uważamy od reszty muzyki (o czym też już pisałem gdzieś pośród moich rozlazłych elaboratów :) Stąd przytoczyłem przykład fana avant-garde, który może uważać wszystkie inne gatunki za kicz, ze względu chociażby na używanie tradycyjnych instrumentów, co wg niego jest zabiegiem mającym pozyskać jak największą ilość potencjalnych odbiorców i kto mu będzie w stanie udowodnić, że w jego spartańskich regułach oceny tego zjawiska nie ma racji?

 

 

 

Nie wiem co dla Ciebie oznacza jednoznaczna definicja kiczu? Ja w poście #20 starałem się to w jak najbardziej przystępny sposób opisać. Oczekujesz jakiegoś wzoru matematycznego czy przedstawienia w postaci struktury atomowej?

Oczekuję tego, co posiada każda definicja z natury rzeczy: jednoznaczności. Bo co mi z definicji kota, która równie dobrze pasuje do psa? Ale problem polega na tym, że nie może być w tym przypadku jednoznaczności, bo kicz nie posiada definicji. Bo obiektywnie nie istnieje. Przynajmniej w tym znaczeniu, które Ty forsujesz.

 

 

No więc przychodzi daltonista do lekarza i prosi o jednoznaczne zdefiniowanie koloru zielonego, ale w taki sposób by już nigdy nie pomylił go z czerwonym. Bo co mu z definicji, która nie pozwoli mu jednoznacznie odróżnić tych kolorów?

Problem polega na tym, że my rozmawiamy o sztuce, która sama w sobie jest niedefiniowalna. Sztuka polega przede wszystkim na odczuwaniu określonych zjawisk w formie empirycznej. A ty żądasz, by te zjawiska podać w formie jednoznacznej definicji, gdyż inaczej one nie istnieją. No way dude :) gdyby można było takie rzeczy robić, to ludzie nie chodzili by do filharmonii tylko wzięli książkę z taką definicją, przeczytali i czuli się jak po seansie z orkiestrą ;] Tak, tutaj mamy do czynienia z mglistymi, płynnymi granicami - cienka jest granica między geniuszem muzycznym a wariatem, innowacyjnością a chaosem kompozycyjnym, w zasadzie każde z nich ma w sobie odrobinę z innego. Pozostaje jedynie słuchać szerokiego wachlarza muzyki, otwierać się na nowe doznania i w konsekwencji poszerzać swoje doświadczenia muzyczne, a wtedy definicje do zrozumienia potrzebne nie będą.

Edytowane przez Arthass
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak się składa, że większość moich przyjaciół już się pożeniła/porozwodziła :E , a na ich weselach, tudzież imprezach królowała trochę inna muzyka niż dysko w polu - głównie rock and roll z lat 50-60 -tych. Dzięki Bogu.

 

:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kicz czy nie kicz ale ja tam wolę, żeby na weselu grał zespół kiczowaty niż jakieś trio jazzowe :P .

Zdziwiłbyś się, ale początki jazzu to zespoły Big Band/Swing, które królowały na tego typu imprezach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak się składa, że większość moich przyjaciół już się pożeniła/porozwodziła :E , a na ich weselach, tudzież imprezach królowała trochę inna muzyka niż dysko w polu - głównie rock and roll z lat 50-60 -tych. Dzięki Bogu.

 

:)

A ja już chodzę na wesela dzieci moich kuzyn ów i jakoś każdy wybiera kiczowate zespoły i nikt się nie krzywi tylko wszyscy się dobrze bawią. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@up: bo kicz to fajna rzecz;-] i chyba tylko Arthass w całej tej dyskusji uważa, że ludzie się dali nabrać na Weekend, że to upadek kultury polskiej i manipulacja. A dużo większą manipulacją może być cały ten jazz ("jesteś lepszy i sięgasz głębiej, bo słuchasz tego, czego plebs nie słucha i nie rozumie").

 

@Arthass:

1. Czyli skoro są różne odcienie szarości kiczu, to równie dobrze kiczem może być jazz, jak też disco polo (w zależności od hierarchii danego twórcy), zgadza się?

2. Czyli w końcu kto decyduje o tym, czy coś jest kiczem, czy nie: autor, czy odbiorca?

3. Czym się w praktyce różni kicz od naszej oceny stopnia kiczu? Innymi słowy: czym się różnią te 2 zdania: A) Piosenka "Ona tańczy..." jest kiczem; B ) Piosenka "Ona tańczy..." jest w 100% kiczowata (ocena stopnia kiczu) ??? Przecież to jest to samo, więc skoro twierdzisz, że subiektywna ocena stopnia kiczu jest względna, to i sam kicz jest względny (oczywiście wg mnie lub Ciebie, bo przecież definicji obiektywnej nie ma).

4. Daltonista nie rozróżni kolorów, więc nie można mu zdefiniować zielonego. W analogii do definiowania kiczu powinieneś napisać: przychodzi głuchy do lekarza i prosi o definicję kiczu w muzyce. Tyle, że my nie jesteśmy głusi.

5. Definicja filmu istnieje i wcale po jej przeczytaniu nie czuję się jak po obejrzeniu filmu. Czyżby film nie był sztuką?

Edytowane przez micbud
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@up: bo kicz to fajna rzecz;-] i chyba tylko Arthass w całej tej dyskusji uważa, że ludzie się dali nabrać na Weekend, że to upadek kultury polskiej i manipulacja. A dużo większą manipulacją może być cały ten jazz ("jesteś lepszy i sięgasz głębiej, bo słuchasz tego, czego plebs nie słucha i nie rozumie").

 

Trzymajcie mnie :D Spytaj potencjalnego wnikliwego fana jazzu o smooth jazz i o lounge, to momentalnie dowiesz się o co w tym wszystkim chodzi :) Wiele osób u nas na forum się w tym lubuje, bo sprzedaż wspaniałych masterów z muzyką okołojazzową jest prawdopodobnie dosyć wysoka w tej klienteli (takiej okołoaudiofilskiej).

 

@Arthass:

1. Czyli skoro są różne odcienie szarości kiczu, to równie dobrze kiczem może być jazz, jak też disco polo (w zależności od hierarchii danego twórcy), zgadza się?

2. Czyli w końcu kto decyduje o tym, czy coś jest kiczem, czy nie: autor, czy odbiorca?

3. Czym się w praktyce różni kicz od naszej oceny stopnia kiczu? Innymi słowy: czym się różnią te 2 zdania: A) Piosenka "Ona tańczy..." jest kiczem; B ) Piosenka "Ona tańczy..." jest w 100% kiczowata (ocena stopnia kiczu) ??? Przecież to jest to samo, więc skoro twierdzisz, że subiektywna ocena stopnia kiczu jest względna, to i sam kicz jest względny (oczywiście wg mnie lub Ciebie, bo przecież definicji obiektywnej nie ma).

4. Daltonista nie rozróżni kolorów, więc nie można mu zdefiniować zielonego. W analogii do definiowania kiczu powinieneś napisać: przychodzi głuchy do lekarza i prosi o definicję kiczu w muzyce. Tyle, że my nie jesteśmy głusi.

5. Definicja filmu istnieje i wcale po jej przeczytaniu nie czuję się jak po obejrzeniu filmu. Czyżby film nie był sztuką?

 

A ja sobie też pozwolę napisać nim Arthass się odniesie.

1. wszystko może być kiczem, praktycznie wszystko, wystarczy brak wyczucia.

2. nikt o tym nie decyduje poza samą muzyką, w której zaszyte są takie a nie inne dźwięki, które względem danej epoki i stylistyki (a także względem muzyki całościowo) są kiczowate bądź też nie.

3. Nikt nie powiedział, że cały utwór musi składać się z kiczowatych rozwiązań :))

4. Głuchy jest każdy, kto ma za małe osłuchanie względem ocenianych rzeczy, czyli także ja i Ty.

5. I możesz w głowie mieć jakiś potencjalny obraz filmu, ale nie doświadczyłeś filmu. Chyba źle przeczytałeś to, co Ci Arthass zostawił.

 

Ech śmieszne dyskusje, ale chociaż raz jest o muzyce!

Moje rozumienie kiczu jest takie (pewnie błędne), że ma on udawać coś wielkiego i zarazem być tak przygotowany, żeby imponował głównie ludziom kompletnie bez znajomości danego tematu. I przez to jest miałki, bo ma przede wszystkim imponować, tworzyć wrażenie bycia obytym, takim "z dobrym gustem" i nic więcej.

Edytowane przez Filas
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trzymajcie mnie :D Spytaj potencjalnego wnikliwego fana jazzu o smooth jazz i o lounge, to momentalnie dowiesz się o co w tym wszystkim chodzi :) Wiele osób u nas na forum się w tym lubuje, bo sprzedaż wspaniałych masterów z muzyką okołojazzową jest prawdopodobnie dosyć wysoka w tej klienteli (takiej okołoaudiofilskiej).

no ale jaki z tego wniosek?

 

1. wszystko może być kiczem, praktycznie wszystko, wystarczy brak wyczucia.

2. nikt o tym nie decyduje poza samą muzyką, w której zaszyte są takie a nie inne dźwięki, które względem danej epoki i stylistyki (a także względem muzyki całościowo) są kiczowate bądź też nie.

3. Nikt nie powiedział, że cały utwór musi składać się z kiczowatych rozwiązań :))

4. Głuchy jest każdy, kto ma za małe osłuchanie względem ocenianych rzeczy, czyli także ja i Ty.

5. I możesz w głowie mieć jakiś potencjalny obraz filmu, ale nie doświadczyłeś filmu. Chyba źle przeczytałeś to, co Ci Arthass zostawił.

1. No właśnie o to chodzi, że nie, bo nie chodzi o brak wyczucia, ale o intencje zarobkowe twórcy.

2. Coś Ty palił? jak muzyka może o czymś decydować?

3. No nie, ale nie o tym pisałem, możesz wstawić równie dobrze: 95% zamiast 100%, chodzi o co innego.

4. Znów kwestia definicji;p

5. Kiczu też nie miałem zamiaru doświadczyć prosząc O jego definicję.

 

Moje rozumienie kiczu jest takie (pewnie błędne), że ma on udawać coś wielkiego i zarazem być tak przygotowany, żeby imponował głównie ludziom kompletnie bez znajomości danego tematu. I przez to jest miałki, bo ma przede wszystkim imponować i nic więcej.

Czyli wg Ciebie Weekend tworzy antykicz, bo ich piosenki z pewnością nie udają niczego wielkiego:D Edytowane przez micbud
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, względem Weekendu ta definicja w ogóle do niczego nie pasuje. No, poza faktem, że jest miałkie jak diabli. I podobać ma się głównie ludziom, którzy nie mają żadnego pojęcia o muzyce :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podsumowując: każdy rozumie kicz inaczej. Dla jednego jest nim jazz (dla mnie to jazz ma udawać coś wielkiego), dla innego disco polo. Tyle.

Tak, względem Weekendu ta definicja w ogóle do niczego nie pasuje. No, poza faktem, że jest miałkie jak diabli. I podobać ma się głównie ludziom, którzy nie mają żadnego pojęcia o muzyce :)

To Twój punkt widzenia, dla innego nie jest miałkie, tylko "lekkie w odbiorze". A to czy odbiorca ma mieć pojęcie o muzyce, czy nie, kogo to obchodzi? Filmów nie kręci się po to, żeby oglądali je wyłącznie reżyserzy.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Zarejestruj się aby mieć większy dostęp do zasobów forum. Przeczytaj regulamin Warunki użytkowania i warunki prywatności związane z plikami cookie Polityka prywatności