Skocz do zawartości
WIOSENNA PROMOCJA AUDIO 11.03-04.04.2024 Zapraszamy ×

Rock Progresywny


kamokeg

Rekomendowane odpowiedzi

  • 7 miesięcy temu...

Panie i Panowie, był ktoś na King Crimson w Teatrze Roma w Wawie kilka dni temu? Podobno koncert magiczny - tak twierdza nawet ci, którzy nie po raz piewszy widzieli Krimzo na żywca. Mnie niestety na razie sie to nie udało.

 

A propos dyskusji z poprzedniej podstrony, a takze tytułu wątku: progresywny oznacza postępowy, zaś w tym gatunku muzycznym niestety od lat jest regres. Przez długie lata uwazałem King Crimson za jedyny naprawdę progresywny zespół świata, ale teraz nawet oni oglądają się wstecz. spotkałem się z róznymi okresleniami na zespoły z XXI wieku nawiązujace do brzmienia sprzed 40-50 lat typu "retro prog rock" - przecież to absurd. Zamiast "rock progresywny" wolę określenie "art-rock", bo jest bardziej adekwatne.

Edytowane przez Bednaar
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nazwa "rock progresywny" nigdy nic nie znaczyła. Po prostu niektórzy ludzie (zwłaszcza różnej maści krytycy i recenzenci) mają wielką potrzebę dać nazwę różnym rzeczom i zaszufladkować je.

 

Jak dla mnie oryginalność, to najmniej wartościowa z rzeczy, jaką oferuje rock progresywny. W ogóle XX wiek chyba już do tego stopnia skompromitował wszelkie silenie się na oryginalność w sztuce, że dziwię się, że ktoś jeszcze o to dba. Dobrze to sparodiował Houellebecq w "Platformie" :)

 

Natomiast problem "współczesnego rocka progresywnego" jest taki, że ta muzyka ma dość ścisłe założenia formalne, wg których nagrywało już setki czy tysiące zespołów, to wszystko zostało już przerobione na wszelkie możliwe sposoby. Trudno jest nagrać coś, co będzie brzmiało jak rock progresywny, co zostanie tak zaszufladkowane przez krytyków, a u fanów wywoła odpowiednie skojarzenia i nostalgię, a jednocześnie co będzie nowatorskie czy chociaż świeże ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, Bednaar napisał:

Panie i Panowie, był ktoś na King Crimson w Teatrze Roma w Wawie kilka dni temu? Podobno koncert magiczny - tak twierdza nawet ci, którzy nie po raz piewszy widzieli Krimzo na żywca. Mnie niestety na razie sie to nie udało.

 

A propos dyskusji z poprzedniej podstrony, a takze tytułu wątku: progresywny oznacza postępowy, zaś w tym gatunku muzycznym niestety od lat jest regres. Przez długie lata uwazałem King Crimson za jedyny naprawdę progresywny zespół świata, ale teraz nawet oni oglądają się wstecz. spotkałem się z róznymi okresleniami na zespoły z XXI wieku nawiązujace do brzmienia sprzed 40-50 lat typu "retro prog rock" - przecież to absurd. Zamiast "rock progresywny" wolę określenie "art-rock", bo jest bardziej adekwatne.

Wracając do King Crimson na koncertach warszawskich. Dla kogoś, kto nie widział nigdy, to musiało być nieziemskie przeżycie - poziom gry niedostępny dla większości muzyków. Mi, a było to już moje trzecie spotkanie z tym składem, zabrakło elementu szaleństwa, improwizacji. Mam świadomość, że niektórzy z muzyków to osoby "wiekowe" i w sumie moje oczekiwania są lekko na wyrost - takie tam marudzenie. Byłem w środę i niestety nie trafiłem z setlistą, czwartkowa była fajniejsza. Najlepiej wypadły: "Easy Money" i " One More Red Nightmare". Jakszyk - ewidentnie wychodą braki w technice śpiewu . To plus wiek i reżim koncertowy i pojawiają się problemy. Ale to takie tam marudzenie. Po prostu cały czas mam w głowie wykonanie "Schizofrenika" w Zabrzu, kiedye "drzwi się otworzyły i udało sie przejść na drugą stronę". Niezapomniane.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

19 godzin temu, Kuba_622 napisał:

Nazwa "rock progresywny" nigdy nic nie znaczyła. Po prostu niektórzy ludzie (zwłaszcza różnej maści krytycy i recenzenci) mają wielką potrzebę dać nazwę różnym rzeczom i zaszufladkować je.

 

Jak dla mnie oryginalność, to najmniej wartościowa z rzeczy, jaką oferuje rock progresywny. W ogóle XX wiek chyba już do tego stopnia skompromitował wszelkie silenie się na oryginalność w sztuce, że dziwię się, że ktoś jeszcze o to dba. Dobrze to sparodiował Houellebecq w "Platformie" :)

 

Natomiast problem "współczesnego rocka progresywnego" jest taki, że ta muzyka ma dość ścisłe założenia formalne, wg których nagrywało już setki czy tysiące zespołów, to wszystko zostało już przerobione na wszelkie możliwe sposoby. Trudno jest nagrać coś, co będzie brzmiało jak rock progresywny, co zostanie tak zaszufladkowane przez krytyków, a u fanów wywoła odpowiednie skojarzenia i nostalgię, a jednocześnie co będzie nowatorskie czy chociaż świeże ;)

 

Każda kopia czegoś opiera się na "ścisłych założeniach formalnych", ponieważ jest odwzorowaniem tego co już było.

 

Natomiast w okresie, kiedy rock progresywny się rodził, nie było "ścisłych założeń formalnych", ponieważ wszystko było tworzone w sposób kreatywny. Zresztą dziś muzyka progresywna to nazwa określonego gatunku muzyki w stylu Genesis czy Yes, ale kiedyś to był bardzo szeroki nurt - od Krimsonów, poprzez Genesisy aż do Fausta, Amon Duul czy Can. Progresem była tzw. wartość dodana do tego, co jest. Dlatego dla mnie kapelą progresywną jest np. Radiohead (nieliczny obecnie wyjątek w zalewie dziadostwa), a nie te kapelki dziś udające Genesis z najlepszego okresu.

 

Dzisiaj mamy co najwyżej do czynienia z cytatami i kompilacjami, mniej lub bardziej udatnymi.

 

 

8 godzin temu, bendezar napisał:

Wracając do King Crimson na koncertach warszawskich. Dla kogoś, kto nie widział nigdy, to musiało być nieziemskie przeżycie - poziom gry niedostępny dla większości muzyków. Mi, a było to już moje trzecie spotkanie z tym składem, zabrakło elementu szaleństwa, improwizacji. Mam świadomość, że niektórzy z muzyków to osoby "wiekowe" i w sumie moje oczekiwania są lekko na wyrost - takie tam marudzenie. Byłem w środę i niestety nie trafiłem z setlistą, czwartkowa była fajniejsza. Najlepiej wypadły: "Easy Money" i " One More Red Nightmare". Jakszyk - ewidentnie wychodą braki w technice śpiewu . To plus wiek i reżim koncertowy i pojawiają się problemy. Ale to takie tam marudzenie. Po prostu cały czas mam w głowie wykonanie "Schizofrenika" w Zabrzu, kiedye "drzwi się otworzyły i udało sie przejść na drugą stronę". Niezapomniane.

 

Wszystko ok, ale akurat w przypadku King Crimson oskarżanie ich o improwizacje jest naprawdę dużym fopasem. Robert Fripp jest komputerem muzycznym, który wyrzuca jedynie zaprogramowane treści. Mnie Krimson nigdy nie wciągnął właśnie z powodu braku emocji w muzyce. Co nie zmienia jednak tego, że to wielka kapela. 

Edytowane przez westberg
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, westberg napisał:

 

Każda kopia czegoś opiera się na "ścisłych założeniach formalnych", ponieważ jest odwzorowaniem tego co już było.

 

Nie chodzi o kopie. Są pewne formalne cechy, które sprawiają, że coś jest uznawane za rock progresywny. Jakby ktoś nagrał płytę składających się z szybkich, pełnych energii, dwuminutowych kawałków, to to już by rockiem progresywnym nie było. Żaden z "klasyków" rocka progresywnego na taki pomysł nie wpadł, bo to byłoby bardzo dalekie od ich estetyki (a przecież punk wniósł coś nowego do muzyki, fakt, że ta forma bardzo szybko się wyczerpała to inna sprawa; to co, pierwsze kapele grające punka grały rock progresywny? :P).

 

Jak ktoś się trochę interesuje historią sztuki, to doskonale wie, że w pewnym okresie po prostu wytwarza się "sprzyjający klimat" dla pewnej estetyki, a to, że jacyś artyści zaczynają tworzyć w jej ramach w żaden sposób nie ogranicza ich kreatywności (nawet wręcz przeciwnie, inspirując się wzajemnie czy konkurując ze sobą tworzą rzeczy coraz bardziej wartościowe). Jednocześnie dobrzy artyści w ramach tej estetyki potrafią wytworzyć swój własny, rozpoznawalny styl i to odróżnia ich od tych gorszych czy epigonów.

 

Jak dla mnie siłą rocka progresywnego nie było jakieś poszukiwanie oryginalności, tylko fakt, że było kilka zespołów, które bardzo szybko osiągnęły "formę dojrzałą"  i potrafiły ją zaprezentować na iluś tam płytach. Np. bardzo cenię płytę "Present" bo to kawałek dobrej muzyki w stylu, który lubię, a że jest to płyta wtórna? Dla mnie bez znaczenia.

 

Radiohead to również jeden z moich ulubionych współczesnych zespołów, ale z rockiem progresywnym z lat 70-tych nie ma prawie nic wspólnego. Jak ktoś ma potrzebę używać do różnych rzeczy słowa "progresywny", to ok. Ja nie mam ;)

 

 

Edytowane przez Kuba_622
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Kuba_622 napisał:

 

Nie chodzi o kopie. Są pewne formalne cechy, które sprawiają, że coś jest uznawane za rock progresywny. Jakby ktoś nagrał płytę składających się z szybkich, pełnych energii, dwuminutowych kawałków, to to już by rockiem progresywnym nie było. Żaden z "klasyków" rocka progresywnego na taki pomysł nie wpadł, bo to byłoby bardzo dalekie od ich estetyki (a przecież punk wniósł coś nowego do muzyki, fakt, że ta forma bardzo szybko się wyczerpała to inna sprawa; to co, pierwsze kapele grające punka grały rock progresywny? :P).

 

Jak ktoś się trochę interesuje historią sztuki, to doskonale wie, że w pewnym okresie po prostu wytwarza się "sprzyjający klimat" dla pewnej estetyki, a to, że jacyś artyści zaczynają tworzyć w jej ramach w żaden sposób nie ogranicza ich kreatywności (nawet wręcz przeciwnie, inspirując się wzajemnie czy konkurując ze sobą tworzą rzeczy coraz bardziej wartościowe). Jednocześnie dobrzy artyści w ramach tej estetyki potrafią wytworzyć swój własny, rozpoznawalny styl i to odróżnia ich od tych gorszych czy epigonów.

 

Jak dla mnie siłą rocka progresywnego nie było jakieś poszukiwanie oryginalności, tylko fakt, że było kilka zespołów, które bardzo szybko osiągnęły "formę dojrzałą"  i potrafiły ją zaprezentować na iluś tam płytach. Np. bardzo cenię płytę "Present" bo to kawałek dobrej muzyki w stylu, który lubię, a że

 

Radiohead to również jeden z moich ulubionych współczesnych zespołów, ale z rockiem progresywnym z lat 70-tych nie ma prawie nic wspólnego. Jak ktoś ma potrzebę używać do różnych rzeczy słowa "progresywny", to ok. Ja nie mam ;)

 

 

 

Może się zapytajmy co wspólnego z progresją mają zespoły lat obecnych wzorujące się na kapelach progresywnych  z lat 70-tych? Nic. One mają co najwyżej coś wspólnego z niektórymi kapelami progresywnymi, grającymi czterdzieści lat wcześniej. Natomiast z progresją niewiele mają wspólnego.

 

Za to z progresją wiele wspólnego ma Radiohead, który rzeczywiście parę rzeczy wypracował samodzielnie i na własną rękę. Taki paradoksik, że kapelą progresywną jest kapela nie grająca rocka progresywnego. 

 

Zresztą, kopiowane są tylko określone cechy określonych zespołów i to jest nazywane zbiorczo rockiem progresywnym. Taka szufladka dla leniwych*.

 

Natomiast rock progresywny in statu nascendi to było szerokie spektrum muzyczne. To naprawdę nie było tylko Genesis. To był także Can. A czy muzyka jednych i drugich jest do siebie podobna? Niespecjalnie. Czy King Crimson z początku twórczości to ten sam King Crimson np. z okresu Thrak? Zdecydowanie nie! Kapela zdecydowanie szukała nowych pól do eksploatacji - tak jak to powinna czynić każda kapela progresywna. 

 

* PS. Tak na marginesie mówiąc, to zadziwiające jak wielka jest potrzeba katalogowania gatunków muzycznych. Jak już mówiłem, jestę starym pierdzielem, więc już trochę żyję na tym świecie. I pamiętam, że za moich czasów My Bloody Valentine należało do szerokiego nurtu indie, a po latach młodzież zakomunikowała mi, że żadne takie, tylko jakiś szugejs. Tak samo jak Cocteau Twins. A kto tak nazywał tę muzykę w dacie wypustu? Nikt.

 

Albo, że Joy Division to postpunk. Ke?! Owszem, zaczynali od punka, ale nie za to ich cenimy. Za moich czasów Joy Division to była jakaś forma cold wave, ale młodzież nie dała się przekonać, że tworzenie nurtu postpunk w chwili, gdy punk miał się jeszcze całkiem dobrze, jest lekko bez sensu. I tak wygląda to katalogowanie bez szacunku dla faktów i chronologii. 

 

Wszystko to był indie rock. Łącznikiem gatunku była nie tyle muzyka, co status niezależnej wytwórni wydającej płyty artysty (4AD, Beggars Banquet, Rough Trade, Mute, Factory, Fiction etc.etc.). Pamiętacie "EMI" Sex Pistols? No więc rynek wydawnictw niezależnych wziął się właśnie z tego imperatywu. :D

 

Edytowane przez westberg
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
W dniu 2.07.2019 o 08:55, westberg napisał:

Dzisiaj mamy co najwyżej do czynienia z cytatami i kompilacjami, mniej lub bardziej udatnymi.

 

 

Własnie dlatego, po latach słuchania art-rocka (jak pisałem, wolę to okreslenie) stopniowo przerzuciłem się na jazz. W moim przypadku to była ewolucja: King Crimson/VdGG -> Gong -> Zappa -> Soft Machine -> Miles Davis (tak w skrócie - w przeszłosci równolegle z art-rockiem słuchałem np. Mahavishnu Orchestra, ale traktowałem to jako zainteresowanie poboczne). Mimo wszystko w jazzie jest zachowany większy margines na oryginalność i odkrywanie nowych wartości - choć coraz o to trudniej.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Parę nowszych rzeczy ode mnie (wykonawcą i polecany album):

 

Rishloo - Feathergun (!!!!111one)

Agent Fresco - Destrier

Diablo Swing Orchestra - Balrog Boogie

Butterfly Effect - Finał Conversation of Kings

Whale Fall - Whale Fall (to post-rock, ale konkret w opór)

Au4 - On Audio (!!!!!!)

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...
  • 1 rok później...
  • 4 miesiące temu...

W zasadzie chyba w tym temacie pasuje mikrotonalność ?

King Gizzard & The Lizard Wizard

 

 

 

(Myślałem że niewiele da się wycisnąć z gitary, ale jednak się da)

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...
  • 7 miesięcy temu...

Dawno już nie słuchałem rocka progresywnego. Wczoraj wieczorem na słuchawkach odświeżyłem polski progres: Klan "Mrowisko" i świetnie weszło, więc dziś za ciosem SBB, ale jakoś jednym uchem wpada, drugim wypada:

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...
  • 2 miesiące temu...
  • 5 miesięcy temu...
5 minut temu, miki_w1 napisał(a):

nie wiem, kim jest osoba po lewej.

To Jamie Muir, który grał tylko na Larks'. Masz rację,  brak Wettona na zdjęciu. 

To zdjęcie z sesji do Larks' Tongues In Aspic. 

Edytowane przez Bednaar
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Frippa i Bruforda poznam wszędzie. Dla mnie absolutni mistrzowie swoich instrumentów. Brufordowi brakowało tylko Pink Floyd i zaliczyłby wszystkie zespoły z wielkiej czwórki progresywnego rocka :)

Aczkolwiek koncert King Crimson kilka lat temu w Poznaniu, w składzie mocno odbiegającym od wyżej widocznego, naprawdę zacny. Swoją drogą była dyskusja o tej trasie kilkanaście postów wyżej.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Zarejestruj się aby mieć większy dostęp do zasobów forum. Przeczytaj regulamin Warunki użytkowania i warunki prywatności związane z plikami cookie Polityka prywatności