Wrażenia z odsłuchu Campfire Cascara
Pierwsze, co się rzuciło mi się w oczy, to kolorystyka opakowania i słuchawek. Z jakiegoś powodu skojarzyła mi się z latami 90. i ówczesnymi USA...
Jeśli chodzi o dźwięk, to grają one bardzo uczciwie. Nie udają, że grają bardziej rozdzielczo niż podaje im źródło osiągając to przez podbitą górę, scena jest naturalna, nie jest sztucznie powiększona przez pogłos, ale jest bardzo duża. Zaimponowała mi barwa średnicy. Głosy wokalistów są wg mnie bardzo realistyczne, może trochę za bardzo do przodu. Wolę strojenie "V". Bas jest ciut podbity, ale dobrze kontrolowany, nie zagłusza średnicy. Przy długim, nocnym odsłuchu trochę mnie zmęczył, może to kwestia późnej pory i fizjologii mojego organizmu, bo przez pierwszą godzinę byłem nim zachwycony.
Słuchając dłużej zacząłem się zastanawiać, co mi przeszkadza w skupieniu uwagi na muzyce. W przerwie między piosenkami usłyszałem szum. Zmiany gainu nie pomogły. Zarówno na Astellu CA1000 i Cayin n3pro słyszałem syczenie. Z czasem uszy się zaadaptowały i mi to nie przeszkadzało. Ogólnie choć IEMy to dla mnie nie jest ulubiony sposób słuchania muzyki, to miło spędziłem czas z tymi słuchawkami.
Dzięki @kuropza wypożyczenie.