Skocz do zawartości

Tarkus

Zarejestrowany
  • Postów

    178
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Reputacja

10 Neutral

O Tarkus

  • Urodziny 03.02.1970

Dodatkowe

  • odtwarzacz
    iRiver T60 old
  • słuchawki
    PX 200 II
  • chcę
    Clix2? Cowon?

Kontakty

  • Website URL
    http://

Ogólne

  • Zainteresowania
    Muzyka (rock, blues-rock, hard-rock, prog-rock, metal, fusion, stara elektronika), SF

Ostatnie wizyty

2836 wyświetleń profilu
  1. Hej. Na razie zdecydowałem się na mikrofon (jakiś noname) i przejściówkę (TopKable). Próbowałem najpierw "sztywnej" przejściówki, takiej jak ta, ale zawadzała w kieszeni o co się dało i była ogólnie niepraktyczna - odradzam. Przejściówka na kablach dużo lepiej spełnia zadanie. Działa to razem bardzo dobrze. W Sennheiserach zmieniłem też pady, bo były już bardzo zniszczone. Kupiłem Yivo AET039, byłyby OK, tylko ciągle spadały, więc podkleiłem je (Kropelką Żel) i teraz się trzymają. Owszem, trochę brakuje pilota, ale za to dźwięk Sennheiserów - niezrównany. Może kiedyś zamówię u jakiegoś zawołanego elektronika dołączenie mikrofonu na stałe, ale na teraz jestem zadowolony. Jeszcze za jakiś czas dokupiłbym dobre słuchawki "douszne" (z mikrofonem lub bez), żeby były "pod czapkę", bo pałąk trochę ją rozpycha.
  2. Hej, podłączam się pod istniejący temat, żeby nie zaśmiecać forum. Potrzebuję słuchawek z mikrofonem do telefonu, ale słuchawki już mam i to nie takie złe (Sennheiser PX 200 II). Szkoda byłoby ich nie używać, szczególnie, że z telefonem też grają bardzo fajnie. W związku z tym chcę dokupić mikrofon np. taki HITELO i do tego rozdzielacz. No i teraz nie wiem, który wybrać. Np. ten? Topk YP11 Czy ten? ROZDZIELACZ MINI JACK Czy oba - do użycia zależnie od okoliczności? Czy jeszcze coś innego? Będę wdzięczny za wszelkie sugestie. PS. Znalazłem jeszcze coś takiego: Mikrofon GOOKUURL. Co o tym myślicie?
  3. No, to można by nawet dołączyć mikrofon na stałe (na kablu, na wysięgniku, jakkolwiek), albo faktycznie dorobić na niego gniazdko. Tylko najpierw trzeba by wymienić kabel z dżekiem na więcej żył i styków. Nie wiem, jaki byłby tego koszt.
  4. Koss Porta Pro Mic? Ten guzik na kablu to, jak rozumiem, do odbioru / zakończenia rozmowy? Mikrofon też się schował w tym przycisku? Dziękuję! Od teraz biorę ten model pod uwagę. Trochę tylko niepokoi mnie ich 60 Ohm, w kontekście tego, co pisałem wyżej. A jest coś lepszego, np. coś od Sennheiser? Zauważyłem też, że są dostępne plastikowe rozgałęźniki w kształcie litery "U" na słuchawki / mikrofon. Alternatywnym rozwiązaniem byłoby więc dokupienie osobnego mikrofonu dającego się doczepić do słuchawek.
  5. Cześć! Dawno mnie tu nie było, pewnie już nikt mnie nie pamięta... Obecnie jeśli już słucham czegokolwiek przez słuchawki poza domem (w domu niezmiennie wolę kolumny!), to jako źródła używam telefonu. Nie żebym miał coś przeciw mojemu iRiver T60 - nie miałem nigdy nic lepszego - ale niewygodnie się odbiera telefon, gdy się słucha muzyki z odtwarzacza... Zresztą czasami wygodniej się rozmawia przez telefon, słysząc głos rozmówcy w słuchawkach, niż trzymając telefon przy uchu... Aktualnie, też niezmiennie - od nie mniej niż 10-u lat - używam słuchawek Sennheiser PX200/II, zrekablowanych. Ogólnie mi bardzo odpowiadają. Ale - pomijając pogarszający się stan padów, które, mam nadzieję, nadal jest na co wymienić - ich mankamentem jest brak mikrofonu. Wiadomo: trzymanie telefonu przy ustach też na dłuższą metę bywa niepraktyczne, szczególnie gdy czyjś telefon zaskoczy nas z ciężkimi siatkami w rękach, nie mówiąc już o publicznym WC... Zatem, by nie przedłużać: Potrzebuję kupić słuchawki jakości porównywalnej do Sennheiserów PX200/II, z podobnej półki cenowej i o podobnym brzmieniu - byle nie jaśniejszym (minimalnie ciemniejsze może być, ale mówimy o niuansach) - tyle że z mikrofonem. Łączone kablem z wtykiem Jack 3,5 na jedno gniazdo 5-stykowe (jeśli dobrze liczę - wiecie w każdym razie, o co chodzi). Żadnym bajerów typu potencjometr na kablu, systemy ho-ho-ho itp. Proste słuchawki na prostym kablu "od wtyka do przetwornika". Impedancja w miarę możności nie wyższa od tych 32 Ohm (obawiam się, że więcej ten telefon nie "uciągnie" - gdzie te czasy, gdy "walkman" lub "discman" napędzał wszystko, łącznie z dużymi słuchawami na 200-300 Ohm!). Może być coś od Sennheisera, oczywiście nie musi. Mogą być nowe lub nie całkiem nowe, jeśli tylko pady są dostępne. Na razie wypatrzyłem Sennheiser Epos ADAPT 165 II (w wersji bez interface'u na USB, bo nie jest mi na nic potrzebny), ale nie wiem, jaka jest ich jakość (dźwięku, wykonania, wszystkiego). Ktoś je testował? Ktoś poleciłby coś innego? Z góry dziękuję za odpowiedzi!
  6. Sorry, że odgrzebuję taki stary temat, ale nie chciałem zaśmiecać forum, na siłę tworząc nowy. Jaka jest charakterystyka Sennheiserów HD-555? Że basu jest dużo i że dominuje (jeśli je odpowiednio napędzić!), to wiem. Ale jak mają się do siebie średnica i góra, no i jaką barwę mają wysokie tony? Z góry dziękuję za wszelkie informacje.
  7. Tarkus

    Metal

    TSA oczywiście znasz? (Rainbow na pewno też, o Lucifer's Friend była już mowa gdzie indziej) Był jeszcze Orange Goblin, ale to już zrzynka z Black Sabbath.
  8. Kto słyszał płytę Chaotic Splutter "Matryca"? To prawie że moi sąsiedzi. Płyta jest ich debiutem, choć istnieją od 20 lat. HC to nie do końca moje klimaty, ale ten band doceniam za świetne teksty.
  9. Tarkus

    Dobry polski rock

    Z klasyki poleciłbym jeszcze Test. Tylko jedna płyta (pt. "Test" z 1974), ale mocna. Na gitarze - Dariusz Kozakiewicz (który wcześniej udzielał się na płycie "Blues" zespołu Breakout). Mam nadzieję, ze wyjdzie kiedyś remaster. Warto też chyba poznać niedoceniany Bank (zespół nierówny tekstowo, ale sprawny muzycznie). Stadium-rock z dyskretnymi akcentami metalowymi, artystycznie bardzo rzetelny. Po zespole zostały dwa albumy, z których bardziej lubię pierwszy, "Jestem panem świata" z 1981 r. (drugi, popularniejszy, "Ciągle ktoś mówi coś" z 1982, jest - jak dla mnie - troszkę zanadto "uładzony", choć też niezły). Warto dodać, że na klawiszach w Banku grał Marek Biliński, późniejsza gwiazda muzyki elektronicznej. Innym niesłusznie zapomnianym bandem lat osiemdziesiątych jest RSC. Na debiutanckiej płycie pt. "RSC" (znanej też jako "Fly Rock") z 1983 r. zaproponowali iście "nokautującą" fuzję rytmów klasycznego rock-and-rolla z mocno progresywnym "sztafażem" brzmieniowo-aranżacyjnym. Szczególnie warto zwrócić uwagę na solówki elektrycznych skrzypiec.
  10. Tarkus

    Kraftwerk i podobne

    A znasz resztę dyskografii Kraftwerk? Jeśli nie, to polecam na początek "Tour De France" (2003), a potem - "The Mix" (1991). Twórczość tego zespołu dobrze jest poznawać "od końca", więc następnie posłuchaj "Techno-Pop" (AKA "Electric Cafe") (1986), "Computer World" (1981), "The Man-Machine" (1978), "Trans-Europe Express" (1977), potem "przeskok czasowy" do "Autobahn" (1974) i powrót do "Radio-activity" (1975) - nierówna płyta, ale ma przebłyski geniuszu. Wcześniejsze płyty zespołu mogą Ci się spodobać, albo nie.
  11. Właściwie cała twórczość Pink Floyd jest interesująca - również pod tym względem. Szczególnie polecam takie majstersztyki realizatorskie, jak "The Dark Side of the Moon", "Wish You Were Here" i "The Wall" (również muzycznie to jedne z najlepszych płyt zespołu). Z "Meddle" koniecznie posłuchaj utworu "One of These Days" (klawisze!), a z płyty "More" nagrania "Up the Khyber" ("jeżdżący" fortepian). W ogóle wydaje się, że w latach 70 (i późnych 60) realizatorzy najwięcej bawili się stereofonią. Warto - nie tylko z omawianego względu - posłuchać "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band" The Beatles w wersji stereo (polecam zwłaszcza "A Day in the Life" z "wędrówkami wokalistów"), a także "Electric Ladyland" Hendrixa. A z innej beczki - ciekawe rzeczy dzieją się na wczesnych (i chyba najlepszych) studyjnych płytach Jean-Michela Jarre'a: "Oxygene", "Equinoxe", "Magnetic Fields", "Zoolook". Z klasyki elektronicznego grania rekomenduję też płytę Tangerine Dream "Statosphear". Równie klasycznego Kraftwerk - polecam album "Autobahn" (tytułowy utwór zaczyna się przejazdem samochodu z prawa na lewo), "The Man-Machine" (jeśli nie z innego powodu, to dla efektów w "The Robots"), a już na pewno "Computer World" (zwróć uwagę na "liczące głosy" w "Numbers") oraz "Techno Pop" (aka "Electric Cafe").
  12. SE to słabizna. Na szczęście np. na Allegro czasem trafiają się T60 pierwszej generacji. Sam miałem SE, ale go sprzedałem. Potem trafił mi się stary T60 2GB (obecnie przebywa u mojej przyjaciółki), wreszcie znalazłem aukcję z tym samym modelem w wersji 4GB. Od tego czasu nie zmieniłem odtwarzacza i raczej nieprędko zmienię. No chyba, że się nagle baaardzo wzbogacę - to, gdy już w domu będę miał stacjonarny high-end, pomyślę o jakimś Cowonie z górnej półki. Albo jeśli trafi się Clix2 w dobrym stanie (ale to co najmniej 4GB), a ja będę mógł zapłacić żądaną cenę bez większego problemu. Ale wtedy i tak T60 sobie zostawię jako drugi. A na razie jakby jakaś niespodziewana większa kasa, to raczej zainwestuję w lepsze słuchawki. Stary T60 jak na MP3 po prostu jest bezkonkurencyjny w swoim przedziale cenowym - ja w każdym razie nie miałem lepszego odtwarzacza, odkąd padł mi discman ("po drodze" miałem jeszcze starą Sansę Clip).
  13. Tarkus

    Rock

    Raczej: doom metal to muzyka wzorowana na Black Sabbath? Rock, metal - granica jest tu dość nieoczywista. Pierwszymi artystami, których muzykę krytycy kwalifikują jako "heavy metal", byli Jimi Hendrix i Led Zeppelin. Ale w tamtych czasach określano taką muzykę jako "hard rock". Dzisiaj ktoś, kto wychował się na współczesnych odmianach metalu, nazwałby większość wczesnego metalu (przynajmniej sprzed 1980) po prostu szybkim rockiem. A wiele z rocka lat 60 dzisiaj brzmi jak pop. Z klasyki rocka np. nieźle czaduje płyta Johna Lennona "Plastic Ono Band" - jest to jego pierwszy album po rozpadzie The Beatles i na dobrą sprawę nie ma na nim wiele z popu w stylu "Imagine" czy "Mind Games". Dominuje zadziorny hard rock oparty na ostrym, wręcz "suchym" brzmieniu gitary (chyba Fender?), a i jako wokalista Lennon dowiódł tu, że potrafił się nieźle "wydrzeć". Ballady też są - ale prościutko, wręcz ascetycznie zaaranżowane, bez późniejszego instrumentalnego "przepychu". Coś trochę innego od rzeczy, z jakimi zazwyczaj kojarzy się tego artystę.
  14. Tarkus

    Rock

    Nie wymieniłeś Black Sabbath - ufam, że przez niedopatrzenie. Ostatnio odkryłem fajny, a mało znany zespół z lat 70: Lucifer's Friend. Ich debiutancki album pt. "Lucifer's Friend" to mocny hard-rock z domieszką soulu. Jak lubisz Deep Purple, to spróbuj Rainbow - był to zespół Ritchiego Blackmore'a założony w latach 70, gdy Deep Purple "miało przerwę". Na początek polecam niezłą płytę "Difficult to Cure" (1981). No i jeszcze Whitesnake, również personalnie skoligacony z DP - dużą popularność przyniosła im (całkiem zresztą słusznie) płyta "1987", ale oprócz niej trzeba posłuchać także wcześniejszej o 7 lat "Ready and Willing". Z późnych lat 60. wspomniałbym natomiast MC5, poniekąd prekursorski wobec punk-rocka, ale bez zdradzania hard-rockowych "źródeł" (wspaniała koncertówka "Kick Out the Jams" z 1969), oraz bardziej "bluesowo-korzenny" Blue Cheer (niezła płyta "Vincebus Eruptum" z 1968). Z Polski poznaj koniecznie TSA, o ile jeszcze tego nie zrobiłeś. Solidne granie oscylujące między Led Zeppelin i AC/DC. Zwróć uwagę na wczesne albumy, te z lat 80, szczególnie pierwsze 3: "Live", "TSA" i "Heavy Metal World" (ale TYLKO w polskiej wersji, anglojęzyczna jest dużo słabsza), z Nowakiem na gitarze. Nagrana bez niego "Rock and Roll" jest nierówna, choć ma przebłyski geniuszu. Z polskiego rocka lat 80. warto też zainteresować się niedocenioną wg mnie grupą Bank. Moim zdaniem prawda jest taka, że poziom ich twórczości chwilami zaniżały nie zawsze udane teksty, ale muzycznie chłopcy dawali radę. Szczególnie podoba mi się debiutancka płyta "Jestem panem świata" z 1981 - parę lat temu wznowiło ją MMP (podobnie, jak płyty TSA). Zgoda, że to taki trochę "stadionowy", "amerykański" (czytaj: ewidentnie komercyjny) hard rock, ale jako taki zdecydowanie się broni. Ciekawostka: na klawiszach grał w tej kapeli niejaki Marek Biliński, późniejsza gwiazda... muzyki elektronicznej lat 80.
  15. Tarkus

    Najlepsze Albumy

    10 albumów, które zabrałbym w kosmos, gdybym miał tam przebywać dłuższy czas, a mógł zabrać tylko 10 (kolejność dowolna): Pink Floyd - "Wish You Were Here" (1975) Moim zdaniem najlepsza płyta tej kapeli. Rozwija i doprowadza do perfekcji to, co zapoczątkowali na "Dark Side". Jean-Michel Jarre - "Equinoxe" (1978) Ta sama historia: nie tak nowatorska płyta, jak "Oxygene", jednak to, co tam się zaczęło, tutaj dostajemy w znacznie bardziej dopracowanej formie. Led Zeppelin - "IV" (1971) OK, zgadzam się, że "Physical Graffiti" jest obiektywnie lepszy, ale ja najbardziej lubię "IV". To płyta bez słabego utworu (jak zresztą wszystkie wczesne albumy LZ), za to z wieloma mocnymi - słynne "Stairway to Heaven" i "When the Levee Breaks", ale także "Four Sticks", "Battle of Evermore", "Misty Mountain Hop"... Deep Purple - "Machine Head" (1972) Może nie aż tak "czadowa", jak "In Rock" (1970), ani tak eksperymentalna, jak "Fireball" (1971), za to dojrzała artystycznie, jak żadna z nich. Bez żadnych zbędnych elementów - "w sam raz". Poza tym - w odróżnieniu od poprzedniczek - ma miękkie brzmienie, dzięki czemu jej słuchanie nie męczy. The Doors - "L.A. Woman" (1971) Ostatnia i chyba najlepsza płyta oryginalnego składu grupy - i znów: po prostu dojrzała. Żadnej przesady, żadnego stawiania na krzyk. Spokojna, nastrojowa, z dużą dawką bluesa. It's A Beautiful Day - "It's A Beautiful Day" (1969) Jedyny w tym zestawieniu zespół, którego prawie na pewno nie znacie. W Europie nie zrobili kariery, ale w USA sprzedawali sporo płyt. Grupą dowodziło dwoje "uciekinierów" z filharmonii San Francisco (skrzypek David LaFlamme i jego żona Linda, pianistka) - nic dziwnego, ze ich debiut to rockowa psychodelia w najbardziej eleganckiej i stylowej formie, jaką można sobie wyobrazić. Delikatne, bardzo "przestrzenne" brzmienie z nawiązaniami do muzyki dawnej i kunsztownymi wielogłosami wokalnymi. Najlepszy utwór na płycie - to chyba medytacyjna "Bulgaria". Joni Mitchell - "Ladies of the Canyon" (1970) Tylko gitara, fortepian (w jednym utworze - elektroniczny) i głos; gdzieniegdzie jakieś bębenki, klarnet, wiolonczela... Amerykański odpowiednik naszej "krainy łagodności". Dużo nastrojowych ballad, parę zaskakująco "czadowych" (mimo czysto akustycznego instrumentarium) piosenek i niebanalne, poetyckie teksty. Płyta, przy której można się doskonale zrelaksować, a przy tym i przemyśleć parę spraw. The Beatles - "The Beatles" (1968) ...czyli tzw. "Biały Album". Na tej płycie (czy właściwie płytach) zespół udowodnił, że potrafi grać (dodajmy: zagrać na najwyższym poziomie) praktycznie wszystko, co się w tamtych czasach grało - od bardzo ostrego hard-rocka ("Helter Skelter"), poprzez klasyczny rock-and-roll ("Back in USSR"), pop ("Ob-la-di, Ob-la-da"), country-rock ("Don't Pass Me By"), folk ("Blackbird"), aż po balladę w stylu Sinatry ("Good Night") - zachowując przy tym swój charakterystyczny styl. Niedawno EMI wznowiło oryginalny, monofoniczny mix tej płyty - według mnie w tym zgraniu ma ona jeszcze większy "wykop". Mike Oldfield - "Tubular Bells" (1973) Prawdziwa symfonia rockowa. Rozbudowana kompozycja o bardzo szerokim spektrum stylistycznym - od powolnych, nastrojowych fragmentów aż po prawdziwe rockowe szaleństwo. Przy tej płycie nie sposób się nudzić. Kraftwerk - "Trans-Europa Express" (1977) Wahałem się, którą płytę Kraftwerk wybrać - oprócz powyższej rozważałem "Die Mensch-Maschine" (1978), "Computerwelt" (1981) i "Electric Cafe" (AKA "Techno Pop") (1986). Wybrałem "T.E.E.", bo po pierwsze właśnie na niej ukształtowało się właściwe brzmienie zespołu, po drugie jest chyba najbardziej "równa" ze wszystkich (co nie zmienia faktu, że poszczególne utwory z następnych płyt prezentują nieraz jeszcze wyższy poziom geniuszu - notabene, o ile mi wiadomo, wciąż brak naprawdę dobrej, reprezentatywnej składanki "best of"). Kraftwerk jawią się tu prekursorami elektropopu i newromantic lat 80., a jednocześnie techno i house'u. Obsesyjne, minimalistyczne tematy grane na syntezatorach w hipnotycznych rytmach wybijanych na elektronicznej perkusji; wszystko to połączone z plastycznym, wielopłaszczyznowym brzmieniem. Bez tej płyty najprawdopodobniej nie byłoby Depeche Mode - przynajmniej takiego, jakie znamy.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Zarejestruj się aby mieć większy dostęp do zasobów forum. Przeczytaj regulamin Warunki użytkowania i warunki prywatności związane z plikami cookie Polityka prywatności