Skocz do zawartości

Arthass

Zasłużony
  • Postów

    3692
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    22

Treść opublikowana przez Arthass

  1. Istotna informacja, szczególnie dla osób powołujących się na "autorytet swojego lekarza" w kwestii procedur pozamedycznych - kwestie te regulowane są przez Kodeks Etyki Lekarskiej, art. 57: Lekarz promujący i stosujący takie procedury nie reprezentuje tym samym stanowiska medycyny naukowej, niezależnie od tego czy posiada uprawnienia. Co więcej, praktyki takie łamią zapisy Kodeksu Etyki Lekarskiej i należy takie przypadki zgłaszać do Naczelnej Izby Lekarskiej. Niezależnie od tego co prywatnie sądzimy o takich procedurach diagnostyki i leczenia, nie ma to żadnego związku ze stanowiskiem medycyny naukowej i powoływanie się na autorytet lekarza nie ma w tym wypadku żadnej wartości - bo lekarz nie jest ponad nadrzędnymi zasadami medycyny naukowej. Lekarze tacy doskonale wiedzą, że działają w ten sposób wbrew prawidłowej sztuce lekarskiej, dlatego zwykle nie ujawniają się z tym publicznie - jak widać było choćby w tym temacie, ich tożsamość jest ściśle chronioną tajemnicą. Ci, którzy się ujawniają publiczne, jak choćby (nie)sławny p. Czerniak, tracą uprawnienia wykonywania zawodu - zwykle po zgłoszeniu sprawy do Naczelnej Izby Lekarskiej. Temat powoływania się na anonimowych lekarzy uważam za EOT, co mam nadzieję wyczerpuje kwestie podczepiania medycyny naukowej pod metody... "alternatywne".
  2. Arthass

    Herbata i inne napary

    Reaktywuję temat, bo jest bliski mojemu sercu i szkoda by zniknął. Na wstępie, odświeżę trochę podstawowe informacje na temat herbaty. Herbata to napar przygotowywany z liści krzewu herbacianego ( Camelia Sinensis ). Podstawowa różnica między dostępnymi rodzajami herbat to sposób ich przetwarzania. Podstawowe rodzaje to: ⏩ Czarna Herbata Najpopularniejszy rodzaj spożywany w Polsce. Jeśli nie ma wyszczególnione na opakowaniu jaki to rodzaj to zwykle mamy do czynienia z wariacją czarnej herbaty. Wytwarzana z udziałem fermentacji i suszenia. Dokładnie, proces przebiega w 4 fazach: • więdnięcie • skręcanie • fermentacja • suszenie Zawiera największą ilość garbników (tanin), jednak najmniejszą katechin. Garbniki to pochodne fenoli (polifenoli), powstają na skutek procesu długiej fermentacji i suszenia ze związków katechinowych. Nadają naparowi charakterystyczny, cierpki i głęboki smak. Są to tzw. substancje antyodżywcze - wiążą się trwale (przynajmniej w kontekście naszego układu pokarmowego) z innymi substancjami aktywnymi, szczególnie metalami i metalami przejściowymi, dlatego nie zaleca się pić herbaty do posiłku. Posiadają też właściwości przeciwbakteryjne i osmotyczne względem jelit, dlatego mocną, czarną herbatę można stosować podczas biegunek. Podczas parzenia, najpierw uwalniana jest z herbaty teina (biologiczny analog kofeiny obecnej w kawie - substancja pobudzająca), a w następnej kolejności garbniki. Garbniki wiążą się z teiną, zapobiegając jej przyswajalności. Długość parzenia herbaty będzie więc wpływać na jej właściwości pobudzające - krótko parzona (do 3-5 minut) będzie bardziej pobudzać), długo parzona (powyżej 5 minut), będzie nawet bardziej relaksować, a ze względu na wysokie wysycenie garbnikami ma działanie przeciwbakteryjne i jak wspomniałem dobrze spisuje się podczas biegunek powodowanych zatruciami pokarmowymi. Czarną herbatę można zalewać zagotowaną, ale nie gotującą się wodą. ⏩ Zielona Herbata Drugie miejsce w popularności. Ten rodzaj herbaty nie jest poddawany fermentacji - jedynie suszeniu natychmiast po zerwaniu. Dzięki temu przeważa w niej zawartość aktywnych związków polifenolowych z grupy katechin. Jest bogatym źródłem EGCG ( galusan epigallokatechiny ) oraz innych aktywnych związków korzystnych dla zdrowia, dlatego - dyskusyjnie - uważana jest za jeden z najzdrowszych znanych ludzkości naparów. Ma również bardziej "trawiasty", orzeźwiający aromat i "lekki" smak w porównaniu do czarnej herbaty. Ze względu na niższą zawartość garbników, będzie działać bardziej pobudzająco. Zieloną herbatę parzy się lekko przestudzoną wodą - w temperaturach między 70-80 stopni, w zależności od gatunku. ⏩ Biała Herbata Proces wytwarzania zbliżony do zielonej herbaty, jednak powstaje z jeszcze nierozwiniętych, młodych pączków krzewu herbacianego. Posiada najbardziej łagodny smak o lekko słomkowatym kolorze. Susz ma charakterystyczny, żółtawy kolor w przeciwieństwie do ciemno zielonego lub czarnego wyżej wymienionych rodzajów. Wysokiej jakości biała herbata jest najdroższym rodzajem dostępnym w sprzedaży - ceniona ze względu na właściwości zdrowotne i smakowe. Białą herbatę parzy się zwykle w temperaturze 70 stopni lub niższych. ⏩ Żółta Herbata W zasadzie jest to typ białej herbaty - również bazującej na młodych pączkach, jednak proces suszenia przeplatany jest naprzemiennym, kilkukrotnym podgrzewaniem i studzeniem. Jest to najrzadziej spotykany rodzaj herbaty, nazywany cesarskim, "najszlachetniejszy" i ceniony głównie przez smakoszy. Skomplikowany proces wytwarzania nadaje naparowi kolor żółtawo-zielonkawy. Podobnie jak w przypadku białej herbaty, proces parzenia powinien przebiegać w niższej temperaturze. ⏩ Czerwona Herbata ( Pu-erh ) Produkowana podobnie jak czarna herbata, ale poddawana dodatkowemu procesowi fermentacji. Z tego względu, może być nawet bardziej cierpka niż czarna herbata. Wykazuje pewne właściwości wspomagające odchudzanie, jednak skala efektu jest raczej delikatna i zależna od innych czynników. ⏩ Oolong ( "niebieska" ) Powstaje na skutek procesu pół-fermentacji. Brzegi przypominają czarną herbatę, a pozostała część jest bliższa zielonej herbacie. -------------------------------------------------------------------- Ostrzeżenie na temat chińskich herbat. Badania wskazują, że mogą zawierać wysokie ilości ołowiu, chromu, kadmu i potencjalnie toksyczne poziomy manganu i PFC (związki perfluorowane) zaburzające gospodarkę hormonalną. Związki PFC zostały wykryte w formach sulfonianu perfluorooktanu (PFOS) i kwasu perfluorooktanowego (PFOA). Wiadomo, że chińskie odmiany Oolong są 15x częściej skażone niż rodzaje zielonej herbaty. Podejrzewa się, że ma to związek z uprawianiem krzewów w okolicach kompleksów przemysłowych, gdzie często brak odpowiedniej utylizacji produktów ubocznych z fabryk, które przenikają do gleby i źródeł wodnych. [ 1 ] Ma, Jin, et al. "State of polybrominated diphenyl ethers in China: An overview." Chemosphere 88.7 (2012): 769-778 [ 2 ] Stahl, T., et al. "Carryover of perfluorooctanoic acid (PFOA) and perfluorooctane sulfonate (PFOS) from soil to plants." Archives of environmental contamination and toxicology 57.2 (2009): 289-298 [ 3 ] Zheng, H. et al. "Analysis of Trace Metals and Perfluorinated Compounds in 43 Representative Tea Products from South China." Journal of Food Science (2014). Accepted Manuscript. doi: 10.1111/1750-3841.12470
  3. Do końca następnego tygodnia czekolada z Biedronki gratis.
  4. Nie będę nikogo na siłę przekonywał. Zaproponowałem zrobienie biorezonansu w różnych ośrodkach (bez udzielania informacji o poprzednich badaniach, bo to jak rozmowa z wróżką... im więcej wyciągnie prywatnych informacji, tym "lepsza" wróżba) - proste doświadczenie potwierdzające, że interpretacja jest całkowicie subiektywna. Tak, każdy jest inny, dlatego normy mają odpowiedni zakres. Niedobory witamin czy minerałów nie są natomiast subiektywne, bo wiemy poniżej jakich ilości (zwykle poziom we krwi, choć niektóre niedobory mierzy się metodami niebezpośrednimi) występują zaburzenia funkcjonowania organizmu. W przypadku witaminy B6 dla przykładu, odpowiada ona za: • syntezę glukozy z glikogenu (glikogenoliza) • syntezę mieliny (otoczki nerwowej) • syntezę neurotransmiterów (GABA, serotonina, dopamina) • syntezę hemoglobiny • produkcję leukocytów, czyli prawidłowe funkcjonowanie systemu odpornościowego Niedobory witaminy B6 też nie są subiektywne. I po to właśnie są badania. Po to, by połączyć ich wyniki z obserwowanymi objawami i wyciągać na tej podstawie odpowiednie wnioski (diagnozę). Nie każda diagnoza jest prawidłowa, bo nie istnieją idealne metody badawcze - czy to z powodu technicznych aspektów badania (jego dokładności, czułości, zakresu), czy standaryzacji norm interpretacji, które są do pewnego stopnia zmienne dla każdego człowieka, ale też przy ograniczonej ilości danych dochodzi czynnik ludzki, który musi je wszystkie połączyć i zdecydować o diagnozie Do objawów niedoboru B6 należą m.in.: • wrzody w jamie ustnej i kącikach ust, • łojotokowe zapalenie skóry, • egzema, • trądzik, blada skóra i zmęczenie (z niedokrwistości mikrocytowej), • lęk, • depresja, • dezorientacja, • drgawki i mrowienie w rękach i stopach Są to stany, które można obiektywnie zaobserwować, choć rozpatrywane osobno, bez kontekstu jakim jest przeprowadzenie odpowiednich badań - wysoce nieswoiste. Ale nie o to chodzi. Nie chodzi o to w jakim stopniu ludzie się różnią, tylko o samo badanie i jego wartość diagnostyczną. Jaką wartość diagnostyczną ma badanie, które przedstawia nam dane nie stanowiące żadnej wartości informacyjnej? Badanie musi opierać się na jakimś związku przedstawianych wyników z badaną właściwością organizmu. Inaczej mówiąc, musi istnieć jakaś korelacja między uzyskanymi wynikami, a parametrami organizmu na temat których chcemy się czegoś dowiedzieć. Pomiar rezystancji - elektryczności transdermalnej nic nam w obecnej chwili nie mówi o parametrach organizmu. Mierzy sumę pól elektrycznych tkanek i narządów, a dodatkowo pomiar zależny jest od czynników zewnętrznych taki jak wspomniana siła zacisku elektrod, nawodnienie skóry, pot, zawartość poszczególnych jonów - co zmienia się dynamicznie wraz z ciągłymi zmianami gospodarki wodno-elektrolitowej w organizmie. Stąd badanie to ma praktycznie zerową powtarzalność, a jak coś ma zerową powtarzalność to diagnostycznie jest bezwartościowe. Jeśli chcemy coś wiarygodnie diagnozować, to wyniki muszą być powtarzalne, bo inaczej nawet ustalanie zakresów norm tkanek dla zdrowia i choroby jest bezsensowne. Tak więc, najpierw musiałaby być ustalona standaryzacja badania, o czym pisałem - dotyczy to przygotowania samego pacjenta jak i kalibracji sprzętu tak by pomiary były powtarzalne. Druga sprawa - interpretacja wyników. Tak, coś te wyniki pokazują. Pytanie, jak je interpretować w kontekście wybranych parametrów zdrowia? Mogłyby mieć jakąś wartość informacyjną, gdybyśmy znali korelację poszczególnych danych uzyskanych tym sposobem ze zmianami fizjologicznymi w obrębie badanego zagadnienia. Znamy takie korelacje? Czy nauka dostarcza nam takich korelacji? Czy może coś pominąłem, to chętnie się zapoznam z tym co ma na ten temat nauka do powiedzenia. A jeśli nauka nie dostarcza nam korelacji między pomiarem elektryczności transdermalnej a zmianami fizjologicznymi w obrębie organizmu, to w jaki sposób dokonuje się tej diagnozy? Ponadto, na wynik badania składa się również pole elektryczne mikroorganizmów w naszym ciele. W jaki sposób różnicować te pola? Co więcej, jak odróżnić pole elektryczne mikroorganizmów od choćby mitochondriów, które pierwotnie też były mikroorganizmami? Ostatnia kwestia - wyniki uzyskiwane tą metodą są sprzeczne z medycznymi testami i procedurami diagnostycznymi. Pozostaje więc pytanie - które procedury są błędne? Pozostawiam to już do przemyślenia każdemu z osobna. Jeśli podważasz sens określania norm diagnostycznych dla stanu zdrowia i choroby, to w zasadzie podważasz każde metody diagnostyczne - również biorezonans, bo tam też należy w jakiś sposób interpretować wyniki. Nie piszę o Tobie, tylko o założeniach tej procedury. A jaki to ma związek z badaniem biorezonansem? ----------------------------------------------------------------------------------------------------------- Kwestie dziwnych badań paramedycznych powracają ciągle w tym temacie, więc zamieszczę dla wszystkich czytających to osób zagubionych w dzisiejszych ofertach diagnostycznych streszczenie na temat testów i badań nie uznawanych przez stanowisko oficjalnej medycyny opartej na dowodach naukowych (tzw. evidence based medicine) za formy diagnostyki/leczenia posiadające jakąkolwiek wartość kliniczną. Powtarzam, to jest stanowisko oficjalnej medycyny opartej na dowodach naukowych (liczne, oficjalne oświadczenia instytucji medyczno-naukowych na ten temat można łatwo znaleźć) - w formie informacyjnej. Można się zgadzać lub nie zgadzać, ale nie taki cel ma przedstawiona lista. To przykłady najczęstszych procedur odrzuconych - z wielu powodów - przez medycynę opartą na dowodach naukowych: ⏩ Badanie żywej kropli krwi ( 💢 oszustwo ) ⏩ Biorezonans ( 💢 oszustwo ) ⏩ Analiza Skład Pierwiastkowego Włosa ( ⚠️ ) > Nieznana wartość diagnostyczna > Brak standaryzacji > Wysoki koszt ⏩ Test na Zakwaszenie Żołądka ( 💢 oszustwo ) ⏩ Test ze Śliną i Szklanką Wody na Przerost Candidy ( 💢 oszustwo ) ⏩ Test na Przeciwciała Przeciwko Helicobacter Pylori ( 🔘 ) > Niska wartość diagnostyczna > Niska swoistość diagnostyczna ⏩ Testy Nietolerancji Pokarmowych IgG ( 🔘 ) > Wykrycie przeciwciał IgG 1-3 nie świadczy o nietolerancji > Lepiej wybrać oznaczenie IgG 4 ⏩ Badanie Zonuliny w kale - Test na "Nieszczelność Jelit" ( 🔘 ) > Niska wartość diagnostyczna ( czułość i swoistość ) ⏩ Analiza Kwantowa Składu Ciała ( ⚠️ ) > W innych celach niż oznaczenie suchej masy ciała/tkanki tłuszczowej ( stosowana w gabinetach dietetycznych ) ⏩ Badanie Składu Flory Bakteryjnej ( ⚠️ ) > Nieznana wartość diagnostyczna > Brak standaryzacji > Wysoki koszt > Zmienny, indywidualny skład - zależny od sposobu życia ( diety, aktywności fizycznej, stresu itd. ) ⏩ Krew Utajona w Kale - test inny niż FIT ( ⚠️ ) > Niska wartość diagnostyczna > Niska swoistość diagnostyczna > Wpływ spożytych pokarmów Niektóre metody wykazują powtarzalność diagnostyczną wyników i przedstawiane dane mogą wykazywać pewne korelacje z określonymi parametrami zdrowotnymi organizmu, ale ich wykorzystanie na dzień dzisiejszy jest nieznane ( oznaczone ⚠️) - nie wiemy przykładowo co możemy dokładnie wywnioskować na podstawie danych uzyskanych z badania składu flory bakteryjnej, ponieważ skład takiej flory jest indywidualny dla każdego człowieka i nie istnieje "wzorzec" prawidłowego stosunku setek tysięcy szczepów, szczególnie że należałoby go rozpatrywać w kontekście indywidualnych cech organizmu. Te rodzaje badań mogą w przyszłości zyskać istotną wartość diagnostyczną - na dzień dzisiejszy wyniki są interpretowane dowolnie, bo nie wiadomo jak korelują z badanymi parametrami organizmu. Istnieją też metody, które posiadają powtarzalność i jakąś wartość diagnostyczną, ale uzyskiwane informacje są albo nieistotne z punktu widzenia badanych parametrów, albo bardzo mało konkretne w kontekście diagnozy konkretnych przyczyn chorobotwórczych - inaczej pisząc, nie warte zachodu ( oznaczone 🔘).
  5. Zauważyłem na amazonie niezły spadek ceny Spiruliny... Ostatnio kupowałem jakieś 2 lata temu i kosztowała w okolicach 250zł/kg. Obecnie idzie kupić za mniej niż 100zł/kg... To jest ilość na prawie rok suplementacji. https://www.amazon.co.uk/gp/product/B00M422ZZ0/ref=ox_sc_act_title_1?smid=A2B88IOIMU5PV6&psc=1
  6. Nie będę powtarzał tego co już napisałem w tym temacie o biorezonansie. Wyniki są przypadkowe, tak samo jak ich interpretacja. Nie istnieje ani standaryzacja wykonywania badania ani standaryzacja interpretacji wyników (brak jakichkolwiek badań określających zakresy norm dla tej procedury badawczej). W kwestii standaryzacji wykonywania badania - np. siła zacisku elektrod, stopień nawodnienia organizmu, stopień wilgotności skóry itd. - co ma ogromny wpływ na uzyskiwane odczyty, bo takie parametry odpowiadają m.in. za wynik pomiaru rezystancji (elektryczności transdermalnej). Mamy zatem już pierwszy problem - brak powtarzalności wyników wynikający z charakterystyki technicznej badania. W kwestii standaryzacji norm - nie istnieją żadne badania określające charakterystykę elektryczną komórek/tkanek dla diagnozowanych problemów, choćby tych niedoborów witaminy B6. Brak takiej oficjalnej standaryzacji wynika z tego, że nie istnieją żadne solidne podstawy do jej określenia. Interpretacja oraz postawiona diagnoza jest zatem całkowicie subiektywna i uznaniowa - podobnie jak czytanie z "dna oka", testy moczu na "zakwaszenie organizmu", czy plucie do szklanki w celu diagnostyki "kandydozy". Nie zastanawia Cię, że biorezonansem można zdiagnozować niemal każdy stan chorobowy? W diagnostyce istnieje coś takiego jak czułość, swoistość i zakres diagnostyczny. W mojej ocenie, nie należy brać na poważnie wyników takich badań.
  7. Zrób sobie jeszcze 2 badania biorezonansem w różnych ośrodkach, a zobaczysz że wyjdą Ci zupełnie inne wyniki. Biorezonans nie ma żadnej wartości diagnostycznej. Wpływ na wyniki ma nawet poziom nawodnienia czy siła zacisku elektrod. Wypijesz szklankę wody zaraz przed badaniem i już zupełnie inny odczyt. Jeśli sądzisz, że brakuje Ci witaminy B6 to spróbuj płatków drożdżowych. Pistacje i ziarna słonecznika też są bogatymi źródłami. Nie mówię, żeby je jeść kilogramami, bo głównymi źródłami jest wątróbka mięso, kasze, ryby, groch, ziemniaki, papryka czy banany. Tyle, że na ogół zawartość witaminy B6 w tych produktach to ~20-25% dziennego zapotrzebowania w 100g (wątróbka ma >60%/100g, ale nie nadaje się do codziennego spożycia). Generalnie, nie jest to problem, bo 200g mięsa dzienne to raczej ilości jakie większość osób spożywa, nawet w samym obiedzie. Płatki drożdżowe są najłatwiejszym sposobem na witaminy z grupy B, bo już w 2-3g jest całodniowe zapotrzebowanie na witaminę B6. Witamin B kompleks nie można przedawkować w praktyce, a na pewno nie z pożywienia, także lepszy nadmiar niż niedobór. Z kaszami czy ziemniakami jest ten problem, że jak je gotujesz w wodzie, to witaminy B są przez nią wypłukiwane. Lepsze jest duszenie czy nawet pieczenie ziemniaków (np. w żaroodpornym naczyniu, wolnowarze), chyba że woda po gotowaniu będzie do czegoś wykorzystywana. Kasze najlepiej gotować metodą absorpcyjną, najłatwiej z użyciem mikrofalówki.
  8. Chcesz stosować w jakimś konkretnym celu? O kolagenie pisałem już na innych forach - pod pierwszym linkiem miałem chyba ciężki dzień ;] https://www.kfd.pl/suplementacja-pomoc-349174.html/page-2#entry5029493 https://www.kfd.pl/suplementacja-pomoc-349174.html/?p=5029368 https://www.kfd.pl/suplementacja-na-stawy-348293.html/?p=5012566 https://www.kfd.pl/suplementacja-na-stawy-348293.html/?p=5012321 https://www.sfd.pl/post-p18072045.html Kolagen może wykazywać pozytywne właściwości na nabłonek jelitowy oraz łagodzić stany agresji autoimmunologicznych - choroby stawów najczęściej mają charakter agresji autoimmunologicznej, stąd może on nieco pomagać je łagodzić. Organizm sam potrafi syntetyzować kolagen, a aminokwasy będące jego prekursorami są natury endogennej - znaczy się organizm potrafi jest samodzielnie syntetyzować. Czynnikiem ograniczającym syntezę endogenną kolagenu jest zwykle witamina C. Każdy produkt zwierzęcy bogaty w ścięgna, tkankę łączną, skórę posiada sporo glicyny i proliny - prekursorów kolagenu. Szczególnie bogate w kolagen są podroby. Kolagen oddziela się od produktu zwykle w wysokiej temperaturze np. podczas zapiekania w piekarniku w szczelnym naczyniu żaroodpornym. Po ostygnięciu, widzimy taką galaretowatą warstwę na dnie - to właśnie te struktury kolagenowe. Może też się wytrącać podczas długiego gotowania wywaru np. na kości czy podrobach lub elementach tkanek łącznych - dlatego takie wywary są dość zdrowe, działają szczególnie korzystnie w chorobach jelit, którym towarzyszy autoagresja - wszelkie alergie pokarmowe, ale też stany zapalne i podrażnienie nabłonka jelit. Czy warto go suplementować? Moim zdaniem niezbyt. Sama wartość biologiczna tego białka jest bardzo niska. Korzyści dla stawów - jeśli już się je obserwuje, to raczej profilaktyczne niż terapeutyczne. Podaż kolagenu można spokojnie zapewnić niskim kosztem z diety. W kontekście stawów, zwiększona podaż wysokiej jakości białka i witaminy C daje wyraźnie lepsze efekty. Aminokwasy endogenne jak glicyna czy prolina mogą być syntetyzowane bez problemu wewnętrznie przy odpowiedniej podaży białka o wysokiej wartości biologicznej.
  9. Arthass

    Gamingowe okazje

    The Elder Scrolls III: Morrowind za darmo. https://bethesda.net/pl/article/zTLJdDWzVy0Ak7SMatqNG/celebrate-25-years-of-the-elder-scrolls?fbclid=IwAR2fF7moUZAiLA5pnuDph-ay3x5-2GDZFYT395nI6muf_jeAHcqC9B5m2wk Sorry, aktualne chyba do wczoraj 😧
  10. Problem zaburzeń jelitowych staje się coraz bardziej powszechny. Wiele osób jest zagubionych w morzu sprzecznych informacji. Często poleca się w takim wypadku suplementację probiotykami. Czy słusznie? Niekoniecznie. Zależy to od typu choroby i jej zaawansowania. Zauważono, że np. w przypadku zaawansowanych przypadków Crohna suplementacja probiotykami może pogarszać stan. Ja w tym poście odniosę się do IBS z występującym przerostem bakteryjnym (SIBO). 10mld CFU to standard w każdej terapii. Istotne, by probiotyk nie zawierał prebiotyku ani substancji prebiotycznych - często takie suplementy określane są synbiotykami i reklamowane jako "probiotyki nowej generacji". W przypadku IBS będą najczęściej szkodzić. Należy również unikać drożdży (w składzie szczepy będą zaczynały się zwykle od "Saccharomyces") oraz bakterii niższych odcinków jelita grubego (typu Bifidobacterium). Drożdże to nie są bakterie probiotyczne - mogą co najwyżej wykazywać chwilowe działanie probiotyczne, ale często jest ich nadmiar w przypadku przerostu i to one są jego przyczyną - podobnie bakterie niższych odcinków jelit. W przypadku przerostu, najbardziej pożądane są m.in. bakterie wyższych odcinków jelit produkujące bakteriocyny - co pomaga w przywróceniu prawidłowej równowagi. W IBS najwyższą skuteczność wykazują szczepy: ► L. Plantarum 299v ► L. Reuterii ► L. Rhamnosus GG Co tak naprawdę oznacza termin "organiczne"... według nauki. W kontekście żywności, oznacza to tyle, że certyfikat organicznych produktów to termin zdefiniowany przez system prawny, nie mający podstaw w nauce.
  11. Pop, który nie jest kiczem. Lubię.
  12. Arthass

    Wątek żali

    Ale Ty jak zwykle piszesz nie na temat, a potem uderzasz personalnie. Możesz wskazać te pseudoteorie w moich powyższych postach, czy to tylko standardowe uprzejmości? Może ograniczyłbyś się z takim sposobem dyskusji do czatboxa? Ja jak coś krytykuję, to staram się robić to konstruktywnie - wskazać co krytykuję, z czym się nie zgadzam i jakie są mi znane na ten temat fakty. My piszemy o oszustwie, a Ty o wolnym rynku. Co ma piernik do wiatraka? Potrafisz się do tego konkretnie odnieść, bez personalnych wycieczek, czy nie potrafisz inaczej dyskutować, bo innych argumentów nie posiadasz? Czy ten gość ma jakąś skuteczność - może jakąś ma. I co z tego wynika? Jego metody nie odbiegają od skuteczności efektu placebo w randomizowanych testach z grupą kontrolną. Leki homeopatyczne też mają jakąś skuteczność, a wiadomo ze 100% pewnością, że to woda i cukier. Działają, bo wywierają silny efekt psychologiczny na osoby, które wierzą w ich działanie. Warto też wspomnieć o takim szczególe, że w większości przypadków decydującym czynnikiem powrotu do zdrowia jest czas - często wystarczy po prostu jedynie nie szkodzić. Istnieją też przypadki spontanicznych remisji chorób przewlekłych. Ludzie widzą, to co chcą widzieć - jedni ingerencję siły wyższej, inni metody p. Zięby. Bez wskazania obiektywnych, mierzalnych dowodów można sobie nawet postawić tezę, że czerwone swetry również będą leczyć wybrane choroby. I pewnie można by nawet zrobić statystyki skuteczności tej metody. Może wyszłoby podobnie jak w przypadku p. Zięby? Statystyki nie wskazują na przyczynowość. Nie powinno się jednak zastępować powtarzalnych metod leczenia kolejnymi wcieleniami pana "Ręce, które Leczą". Silną autosugestią można wręcz wmówić jednostce, że czuje się lepiej po zastosowaniu jakichś metod. Tylko, że to już sekta religijna podszyta teoriami pseudonaukowymi w stylu scjentologii. Pan Zięba powołuje się na "jakieś badania" i "jakichś specjalistów/naukowców", ale nigdzie nie zauważyłem by podawał konkretne nazwiska lub przypisy do badań, o których istnieniu wspomina. Posłuchałem paru jego materiałów na youtube i mogę stwierdzić, że jego teorie są mieszaniną konceptów wierzeń przypadkowych systemów religijnych. Od Carla Junga i jego pseudonaukowej teorii ewolucji świadomości zależnej od chromosomów (46+2 jako wyższy stan świadomości, połączenie "indywidualizmu" ze "świadomością grupową") - tak na marginesie, bazującej i rozszerzającej koncept Melchizedeka (amerykańskiego mistyka ruchu New Age), który m.in. twierdził, że został nawiedzony przez egipskiego boga Thoth, od którego miał otrzymać tą wiedzę (aka wiedza przez oświecenie) A kończąc na buddyzmie tybetańskim. Oczywiście, wszystko to jest przypadkowo powyrywane z kontekstu i dopasowane do przesłania, jakie chce przeforsować. Nie wspominając o tym, że te wszystkie alt-medowe metody to plagiaty skopiowane z innych, starszych publikacji, zebrane w jedną książkę i sprzedawane pod jego nazwiskiem. Nic nowego nie wynalazł. Zrobił po prostu copy-paste. Ja postawię pytanie inaczej - a ile osób mogło umrzeć z powodu niekompetencji tego pana? Są na ten temat artykuły w sieci. Oczywiście, ludzie trąbią przede wszystkim o "cudownych uleczeniach" ignorując tragedie i wyzysk: "Znam rodziny, które także prowadziły terapie antyrakowe, wśród śmiertelnych ofiar są także dzieci. Pacjenci umierali, rodziny bankrutowały. Terapie promowane przez Jerzego Ziębę to było często minimum 20 tysięcy złotych na jednego pacjenta".
  13. Arthass

    Wątek żali

    O czym tym pitolisz za przeproszeniem? Niech sprzedaje co mu się podoba - wolny rynek. Ja natomiast piszę o udzielaniu prawdziwej informacji na temat właściwości sprzedawanego produktu, co jest prawem konsumenta - niezależnie od rodzaju rynku. Rozróżniasz wolność rynku od kłamstw na temat właściwości sprzedawanego produktu? Nie tak działa wolny rynek...
  14. Arthass

    Wątek żali

    Ale co to zmienia w kwestii faktu, że jest szarlatanem i powinien być pociągnięty do odpowiedzialności za osiąganie korzyści majątkowych poprzez wprowadzanie konsumentów w błąd (w większości przypadków)? Art. 286 KK. @Bokrug Tutaj wspomniał przede wszystkim słusznie o aspekcie prawnym. Naiwność jego klientów to już inna sprawa. Z tym że naiwność i niewiedza nie zwalnia go z obiektywnego oszustwa nadając swoim produktom i usługom właściwości, które nie mają potwierdzenia w żadnych faktach. Sama kwestia tak ogromnego sukcesu człowieka, który promuje tak prymitywną pseudonaukę to już inny temat - bo takie ewenementy wymagają naprawdę dużej grupy głupiego społeczeństwa, które nie potrafi zweryfikować najprostszych faktów. Widać, jak bardzo zawiódł system edukacji w tym kraju. Ludzie nie ogarniają nawet podstawowych informacji odnośnie takiego pierwiastka chemicznego, dlatego dają sobie wmawiać cudowne właściwości soli sprzed setek tysięcy lat. Tak na marginesie - co w takiej soli ma być korzystne? To, że była wyeksponowana przez setki tysięcy lat na czynniki środowiskowe? Wszystkie metale ciężkie i toksyny środowiskowe, które ją stopniowo wysycały? Podobnie sól Himalajska. Marketingowcy określają to "bogactwem minerałów", czytaj: rtęć, ołów, uran, pluton, kadm. A duża część narodu podłapuje i powtarza bezrefleksyjnie jak mantrę te wszystkie bzdury handlarzy cudownych suplementów. Nie dość, że powtarza to jeszcze jednostki te zostały zaprogramowane do atakowania ludzi, którzy walczą z tą szarlatanerią. Ech, szkoda gadać.
  15. Arthass

    Wątek żali

    Dz.U.2019.0.537 t.j. - Ustawa z dnia 5 grudnia 1996 r. o zawodach lekarza i lekarza dentysty "Zgodnie z art. 58 ustawy o zawodach lekarza i dentysty, kto bez uprawnień udziela świadczeń zdrowotnych polegających na rozpoznaniu chorób oraz ich leczeniu podlega karze grzywny. Jeżeli w dodatku działa w celu osiągnięcia korzyści majątkowej albo wprowadza kogokolwiek w błąd co do posiadania takiego uprawnienia podlegać może nie tylko grzywnie, ale również karze ograniczenia wolności lub jej pozbawienia do roku. Taka działalność ustawodawcy ma na celu eliminację osób niekompetentnych, które nie mają odpowiednich uprawnień do wykonywania zawodu lekarza." Pan ten niewątpliwie czerpie korzyści majątkowe ze swojej działalności i udziela porad medycznych m.in. w kwestii "rozpoznawania" chorób i sposobów ich leczenia. Nie bez powodu jego kanał znajduje się w kategorii "Ludzie i blogi", a swoje porady kieruje rzekomo do lekarzy - aby unikać zgłoszenia sprawy do prokuratury, o czym sam wspominał w jednym filmiku (ponoć jest obserwowany przez ludzi, którzy poinformowali go, że wszelka nieuprawniona działalność medyczna będzie zgłaszana do prokuratury). Poza tym, Kodeks Karny, Przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu (148-162). Czy takie przepisy powinny istnieć na wolnym rynku? Można dyskutować. Pewnie nie. Wystarczyłyby przepisy KK na temat przestępstw przeciwko życiu i zdrowiu Problem w tym, że w Polsce nie ma prawdziwego, wolnego rynku usług medycznych. A sam starszy pan... Jerzy Zygmunt Zięba (ur. 2 maja 1956)[2] – polski przedsiębiorca[3] i publicysta, propagator pseudonauki, naturopatii[4][5][6] i medycyny niekonwencjonalnej. Autor bestsellerowej[7], pseudonaukowej książki Ukryte terapie. Czego ci lekarz nie powie (część 1[8] i 2[9]). Większość poglądów propagowanych przez Jerzego Ziębę jest niezgodna z aktualnym stanem medycznej wiedzy naukowej (patrz: Poglądy a wiedza naukowa) i spotyka się ze zdecydowaną krytyką ekspertów oraz środowisk akademickich (patrz: Krytyka przez środowisko akademickie). Jerzy Zięba w latach 1976–1981 studiował na Wydziale Maszyn Górniczych i Hutniczych Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, studia zakończył uzyskując tytuł zawodowy magistra inżyniera[1]. W 1982 wyemigrował do Niemiec, gdzie pracował w saunie, sprzątał restauracje i pracował jako elektryk w masarni[6], a rok później do Australii, gdzie pracował m.in. jako kucharz, nurek, wykładowca nawigacji w szkole lotniczej oraz inżynier przy produkcji maszyn górniczych[10], a następnie zajmował się marketingiem[6]. W tym czasie ukończył kursy, zorganizowane przez przedsiębiorstwa mające siedziby w Australii i USA, z zakresu hipnozy klinicznej. Jerzy Zięba, mimo braku wykształcenia w dziedzinie psychoterapii, przedstawia się jako certyfikowany hipnoterapeuta (czyli psychoterapeuta stosujący w psychoterapii metody hipnozy).
  16. Arthass

    Wątek żali

    Mnie tam nawet nie przeszkadza, że on sobie promuje jakieś tam energie przebaczenia i inne metody placebo - bo placebo może zadziałać. Przeszkadza mi, że podważa podstawy medycyny i jej metody leczenia. Rozumiem, promuje pewne metody, bo potrzebuje napędzić sprzedaż jakichś strukturyzatorów wody, ale straszenie ludzi "szkodliwością" metod opartych na evidence-based medicine to już posuwanie się za daleko. Dopóki słuchają tego w miarę zdrowi ludzie, to większej szkody sobie nie wyrządzą - no może poza finansową. Gorzej, kiedy ktoś poważnie, przewlekle chory zacznie to stosować zamiast zaleceń lekarskich.
  17. Arthass

    Wątek żali

    Nie. Nie ma takiej potrzeby. Każdy wie, że chlorek sodu (NaCl) to chlorek sodu, niezależnie skąd wydobyty. Tak mi się wydaje, że każdy bo tłumaczenie czym są pierwiastki jest zawstydzającym zajęciem wśród osób, które w większości pokończyły już chyba gimnazjum i wiedzą czym jest tablica Mendelejewa? Twierdzenie, że chlorek sodu wydobyty z ziemi różni się od chlorku sodu wyprodukowanego przemysłowo to twierdzenie że atomy się między sobą różnią, bo pierwiastek to najprościej pisząc zbiór atomów posiadających jednakową liczbę protonów w jądrze. Stąd, sód zawsze będzie sodem (grupa 1, okres 3 na tablicy Mendelejewa), a chlor zawsze chlorem (grupa 17, okres 3 na tablicy Mendelejewa). Siadaj, pała. Poprawka za tydzień.
  18. Arthass

    Wątek żali

    Ostatnio zacząłem się zapoznawać bliżej z materiałami wybitnej osobistości medycyny alternatywnej, pana J. Zięby i ogarnia mnie ogromny żal, że społeczeństwo wypromowało takie "autorytety". Weźmy przykładowy film (komentarze wyłączone Ten autorytet ludu nie ma pojęcia w jaki sposób funkcjonuje gospodarka wodno-elektrolitowa. Nawet dziecko z podstawówki powinno kojarzyć, że taka woda morska (przykład wody bogatej w sód) nie nawadnia, a wręcz odwadnia. Teorie tego pana brzmią, jakby je wymyślał 10 latek. Tak, sód wiąże wodę, ale taki szczegół, że wręcz "wyciąga" ją z komórek co prowadzi do jeszcze większego odwodnienia (tzw. odwodnienie hipertoniczne). Pan Jerzy chyba nie wie, że w regulacji gospodarki wodnej biorą udział 2 elektrolity - sód i potas. Wykazują one względem siebie interakcje antagonistyczne i jednocześnie dopełniają swoje funkcje. Nadmiar sodu będzie powodował zmniejszenie koncentracji potasu w surowicy - ponieważ zwiększone wydalanie sodu, powoduje również zwiększone wydalanie potasu. Jest to naturalny mechanizm próby zachowania homeostazy przez organizm. Takie praktyki mogą na dłuższą metę doprowadzić do hipokalemii (zaburzenia elektrolitowe objawiające się niedoborem potasu) i wszelkich konsekwencji tego stanu, które wręcz mogą zakończyć się tragicznie np. zaburzeniem pracy serca, migotaniem komór itd. Już nie wspominając o skutkach nadmiaru soli takich jak potencjalny wzrost ciśnienia tętniczego, kamicy nerkowej, chorobach nerek, osteoporozie, miażdżycy. Sód jest niezbędnym elektrolitem, ale trzeba zachować odpowiedni balans elektrolitowy. Dalej nawet nie oglądałem, bo wzięło mnie na żale. Ten człowiek udziela rad zdrowotnych? Oho, zaczęło się o soli Kłodawskiej. Dla p. Zięby to są "minerały z solą". Karta produktu ze strony producenta soli Kłodawskiej: https://www.sol-klodawa.com.pl/images/produkty/solspozywczakamiennajodowanagruboziarnistaopakowanie09kg.pdf NaCl -97% minH2O -0,5% maxCzęści nierozpuszczalne w wodzie –1,5%max No, zgadza się. Zgodnie z wymogiem prawnym, coś co nazywa się solą, musi zawierać minimum 95% chlorku sodu. 0,5% to wilgotność, 1,5% to tzw. "popiół". Zostaje nam 1% "bogactwa minerałów". Nawet jeśli spożywa się te 6g dziennie (2 łyżeczki) to mamy nie więcej niż 60mg na pozostałe związki. Aha, w zależności od związku, występuje w nim inna zawartość pierwiastka elementarnego np. żelaza. Czy te 60mg to dużo? Zależy od minerału o jakim mówimy. Jeśli mówimy o najważniejszych elektrolitach, to bardzo niewiele, jeśli weźmiemy pod uwagę, że np. w 6000mg chlorku sodu mamy tylko 2400mg sodu elementarnego. To ile może być powiedzmy takiego magnezu elementarnego (przyjmując, że cała ta ilość to związek magnezu, co jest nierealne) - 20-30mg? To tyle co w litrze regularnej wody wodociągowej. Ostatecznie, wychodzi na to, że sól to ciągle sól, niezależnie od źródła.
  19. Kiki's Delivery Service. Dobry film animowany. 7,5/10. Trochę zbyt mało rozbudowana fabuła jak dla mnie, ale klimat bardzo przyjemny, wręcz bym napisał "przytulny". Nie, żeby prostota fabularna była zawsze na minus - wręcz przeciwnie, w tej produkcji wręcz działa to na korzyść. Dobrze się to po prostu ogląda, aż nawet momentami odczuwa się lekkie ciepło w środku. Ghibli robi dobre produkcje, wiadomo. Vampire Hunter D Bloodlust. Ponowny raz. Świetny klimat, świetne narysowany, sceny walki widowiskowo oddane - bez zbędnych wodotrysków, ale z klasą. Fabuła dość słabo zarysowana, wiele wątków, które jednak zdają się bardziej być luźnymi zlepkami niż składać się na większy obraz spójnej historii. Rozwój i zarysowanie postaci też nie słabe. Sporo niedopowiedzeń. Ogólnie, 7/10 ze względu na artystyczny obraz wizualny - brakło jedynie dopełnienia solidniejszą fabułą.
  20. Arthass

    Wątek żali

    Z większością rzeczy się zgadzam, oprócz tych 2 punktów. W skrócie, za proces odchudzania - obok oczywistego bilansu energetycznego - odpowiedzialna jest głównie gospodarka hormonalna. Za każdym razem kiedy coś jesz, pobudzane jest wydzielanie insuliny. Insulina to hormon "magazynowania". Organizm może efektywnie korzystać ze zgromadzonej w tkance tłuszczowej energii jedynie w obecności leptyny, której receptory obecne są właśnie m.in. w komórkach tkanki tłuszczowej. Im wyższy poziom leptyny, tym lepszy proces spalania tłuszczów, a im poziom niższy, tym tłuszcze spalają się gorzej. Istotną rolę odgrywa tutaj również glukagon - antagonista insuliny. Stąd, jak jadasz często, to po prostu organizm nie wie za bardzo co ma robić, bo jednocześnie magazynuje energię, a przy niedoborze kalorycznym stara się ją skądś pobierać - jako, że z tkanki tłuszczowej bez udziału leptyny i glukagonu jest to utrudnione, to zwykle sięga m.in. po rezerwy glikogenu wątrobowego i mięśniowego. Tak naprawdę, należy zwrócić uwagę na dość istotną kwestię - wagę można stracić na wiele sposobów, poprzez redukcję: - tkanki tłuszczowej (pożądana sytuacja) - masy mięśniowej (niekorzystna sytuacja - sucha masa mięśniowa jest wyznacznikiem zdrowia) - masy kostnej (również niekorzystna sytuacja) - wody (iluzoryczny spadek wagi, na skutek odwodnienia - potem jest efekt jojo i powrót do wagi wyjściowej) I problem w tym, że ograniczając drastycznie podaż kaloryczną, a nie posiadając jednocześnie odpowiedniej wiedzy na zbilansowania makro/mikroelementów, możemy często doprowadzić do utraty masy mięśniowej i/lub kostnej, co wcale korzystną formą utraty wagi nie jest. W takiej sytuacji, kiedy już planujemy redukować podaż kaloryczną, odradzanie spożycia mięsa - czyli jednego z najefektywniejszych źródeł białka - jest proszeniem się o utratę masy mięśniowej oraz kostnej. Tak, niedobór białka wykazuje również korelację ze spadkiem masy kostnej... Białko dodatkowo sprzyja odchudzaniu, ze względu na sposób jego metabolizmu, który jest bardzo energetycznie wymagający - prawie połowa kalorii pozyskanych z metabolizmu białka jest wykorzystywana na procesy jego trawienia. Białko również daje uczucie sytości - tutaj znów sporą rolę odgrywa gospodarka hormonalna. Dlatego też m.in. kasze są dobrym źródłem węglowodanów - bo zawierają też sporo białka. Co do jakości mięsa - jak nie mamy dostępu do źródła, któremu ufamy to złotą zasadą jest wybierać mięso z jak najmniejsza zawartością tłuszczu, czyli chude, białe, ewentualnie jakiś chudy schab z mięsa czerwonego. Większość niebezpiecznych toksyn czy niepożądanych ksenobiotyków jest natury lipofilnej - kumuluje się w tkance tłuszczowej. Stąd, mięso wieprzowe jest tutaj bardziej narażone na akumulacje niechcianych substancji. Mięsa mrożonego, chudego, białego nie należy się obawiać. Podczas mrożenia nie stosuje się żadnych konserwantów, ponieważ samo mrożenie jest metodą konserwacji. Szczególnie jeśli zostanie ono zapakowane hermetycznie w atmosferze ochronnej. I takie mięso polecam kupować. Gotowanie, lub gotowanie na parze pozwala pozbyć się większości potencjalnych szkodliwych substancji hydrofilowych, a że zawartość tłuszczu w mięsie białym (bez skóry) to zwykle nie więcej niż 1%, to po prostu nie ma realnego wpływu na zdrowie - mamy typowy przykład przeważających korzyści. W przypadku białka roślinnego mamy ten problem, że po pierwsze jego strawność jest o wiele niższa (realnie przyswajamy ~60-70% białka ze źródeł roślinnych vs prawie 100% ze zwierzęcych), ma niższą wartość biologiczną (BV), mało które źródła są tak naprawdę bogate naturalnie w białko. Druga sprawa to profil aminokwasowy określający "jakość" białka, a raczej tzw. pełnowartościowe białko, czyli zawartość aminokwasów egzogennych na gram białka. Większość źródeł białka roślinnego posiada niekompletny profil aminokwasów egzogennych, co dodatkowo ogranicza jego fizjologiczne wykorzystanie przez organizm. Oczywiście, można łączyć kasze z fasolą, ale ile razy dziennie jadasz danie składające się z tych dwóch produktów? Wspomnę jedynie, że organizm nie potrafi magazynować białka "na później". Słuszność masz w tym, że nie potrzebujemy spożywać nadmiaru mięsa, co jest notoryczne. Już połówka filetu z piersi kurczaka (200g) zawiera ~50g białka. Osoba umiarkowanie aktywna, ale nie ćwicząca regularnie potrzebuje dziennie ok. 0,9g pełnowartościowego białka na kilogram ciała, czyli przy 90kg mamy ok. 81g. Jak widać, 200g piersi z kurczaka to ponad połowa zapotrzebowania - a czasem już podczas samego obiadu jemy tego mięsa wystarczająco dużo by pokryć dzienne zapotrzebowanie. Natomiast nadmiar mięsa nie będzie wpływał na rezultaty w odchudzaniu, tylko głównie kondycję nerek i wątroby - widać obecnie rezultaty diet Atkinsa, gdzie wielu ludzi trafiło na dializy nerek... PS. Tak na marginesie - z punktu widzenia redukcji tkanki tłuszczowej i zabezpieczenia przed utratą masy mięśniowej lepszy jest post (czasowe powstrzymywanie się od spożycia pokarmów) niż ograniczenie kaloryczne. Wydaje się to mało intuicyjne, ale tak właśnie działa gospodarka hormonalna. Przeprowadzono wiele badań, gdzie porównywano dietę ubogą kalorycznie - z ujemnym bilansem kalorycznym kontra dietę opartą na okresowych postach z typową podażą kaloryczną dla bazowego zapotrzebowania kalorycznego. Restrykcje kaloryczne co prawda prowadziły do utraty wagi, ale nie na długo, bo po powrocie do standardowej kaloryki w okolicach bazowego zapotrzebowania kalorycznego waga wracała. Dodatkowo, utracie ulegała w sporej części masa mięśniowa i kostna. W przypadku postu organizm produkuje hormony zabezpieczające przed utratą masy mięśniowej (jak ludzki hormon wzrostu - hGH) jako mechanizm ochronny. Oczywiście, efekt ten trwa do 48h, więc nie należy przesadzać. W pierwszej kolejności mamy do czynienia z autofagocytozą, czyli wyszukiwaniem i "utylizacją" wadliwych, uszkodzonych komórek - takim "sprzątaniem generalnym". Można zauważyć jednocześnie wzmożoną produkcję komórek macierzystych. Po poście mamy podniesioną wrażliwość insulinową, organizm wykorzystuje bardzo efektywnie wartości odżywcze. Nie będę wchodził w szczegóły zalet kontrolowanych postów czasowych - z takich wartych wspomnienia jest jeszcze zwiększenie ilości tzw. "białek nieśmiertelności" (nazwa wskazuje mniej więcej na ich rolę) czy białek opiekuńczych (chaperonów - białek odpowiedzialnych za prawidłowe zwijanie się innych białek do najkorzystniejszej energetycznie konformacji) takich jak również białka szoku cieplnego (HSP). Zalet jest ogrom, i wykraczają daleko poza właściwości odchudzające. Decydując się na tzw. time restricted eating typu intermittent fasting, warto jednak robić to stopniowo, ograniczając "okienko żywieniowe" do coraz mniejszych przedziałów czasowych, aż osiągniemy czas między 4-8 godzin dziennie. Natychmiastowe rzucenie się na sztywno ustalone okienko może skończyć się zbyt dużym zamieszaniem, bo należy tutaj zmieścić całodniową podaż kaloryczną... Tematu dalej nie będę rozwijał, ale wspomnieć o nim w kontekście diet odchudzających to praktycznie obowiązek. PS.2 Aha, ostatnia kwestia dotycząca białka roślinnego - każde źródło roślinne bogate w białko jest jednocześnie bogatym źródłem węglowodanów np. kasze, czy groch. Dostarczając 20g białka (z czego przyswoimy maksymalnie 14g) dostarczamy jednocześnie ~350kcal - kontra ~100kcal dla 20-30g (chude mięso zawiera od 25g lub więcej) białka w przypadku źródeł zwierzęcych. Jak widać, nie jest to efektywne źródło białka podczas redukcji kalorycznej. Redukując kalorykę, przy jednoczesnym ograniczeniu podaży białka ze źródeł zwierzęcych, mamy prawie pewność, że wejdziemy w ujemny bilans azotowy związany z niedoborem białka, co spowoduje utratę masy mięśniowej.
  21. Dobrze się spisują klipsy biurowe, podklejone taśmą dwustronną. Jeden z tańszych sposobów. Można by kombinować z takimi, ale pewnie wymagałyby jakiegoś przytwierdzenia śrubkami.
  22. Spirulina to bakteria samożywna z gromady sinic (cyjanobakterii). Zaliczana do prokariontów - jednokomórkowców, których komórka nie zawiera jądra komórkowego oraz organelli komórkowych. Potocznie zaliczana do typu blue-green algae, choć nie ma biologicznie nic wspólnego z resztą alg, które należą do królestwa roślin jednokomórkowych. I w zasadzie technicznie nie jest algą (czyli glonem). Chlorella to roślina (glon) z gromady zielenic. Zaliczana do eukariontów (jądrowców) - posiadających jądro komórkowe z chromosomami i typowymi organellami komórkowymi (aparat Golgiego itd). Potocznie zaliczana do typu green algae. Poza tym, na rynku konsumenckim oferowane są jeszcze glony z gromady brunatnic (potocznie nazywane brown algae np. Wakame, Kelp, Morszczyn) i krasnorostów (potocznie nazywane red algae np. Nori). https://www.kfd.pl/czym-zastąpić-mięso-347982.html/?p=5009757 Co jest lepsze? Nie powiedziałbym, że coś jest jednoznacznie lepsze. To jak pytać co jest lepsze: śledź czy szpinak? To są organizmy z zupełnie innych królestw. Spirulina jest lżej strawna, ponieważ nie posiada typowej, grubej błony komórkowej jak Chlorella. Błona komórkowa Chlorelli zbudowana jest z bardzo trwałej i w zasadzie niestrawnej dla człowieka błony w skład, której wchodzi sporopolenina (jedna z najtrwalszych substancji w przyrodzie). Aby efektywnie przyswajać wartości odżywcze z Chlorelli jej ściana komórkowa musi być rozbita - to w zasadzie standardowa procedura w przypadku produkcji suplementów. Czy to minus Chlorelli? Niekoniecznie. Sporopolenina posiada właściwości sorpcyjne, może wiązać toksyny i metale ciężkie ze światła przewodu pokarmowego. Występują generalnie dwa główne gatunki Chlorelli dostępne na rynku konsumenckich: Vulgaris i Pyrenoidosa. Vulgaris ma cieńszą błonę komórkową, więc jest lepiej strawna i przyswajalna. Tą wybieramy jeśli zależy nam na przyswojeniu największej ilości substancji odżywczych z Chlorelli. Pyrenoidosa posiada grubsza ściankę komórkową i lepiej spisuje się w roli usuwania toksyn, metali ciężkich ze światła przewodu pokarmowego. Z drugiej strony w Spirulinie występuje nieaktywny analog witaminy B12, który może wypierać aktywną formę z organizmu. Chlorella zawiera w większości aktywną formie B12, czyli niejako się uzupełniają pod tym względem. Stąd w przypadku suplementacji Spiruliny istotne jest zwiększenie podaży witaminy B12 w diecie - z pożywienia lub suplementacji. Spirulina zawiera fikocyjanobilina - bardzo potężny związek działający korzystnie na wątrobę (redukuje stłuszczenie wątroby) i ochronnie na mózg. Wykazuje świetne właściwości w odniesieniu do gospodarki cholesterolowej, alergii pokarmowych i systemu odpornościowego (m.in. NK - Natural Killer) i działa przeciwzapalnie. Chlorella działa również jako antyoksydant, wzmacnia system odpornościowy i obniża ciśnienie krwi. Jeśli weźmiemy pod uwagę potwierdzone badaniami naukowymi właściwości zdrowotne, to Spirulina ma ich więcej, co nie znaczy, że w przyszłości kolejne badania nie ujawnią więcej korzyści ze strony Chlorelli. Już obecnie obserwuje się wiele korzyści związanych ze strukturami polisacharydowymi (błonnikiem) występującym w Chlorelli i innych zielenicach. Najistotniejsze podczas wyboru jest to, by surowiec pochodził ze sprawdzonego źródła. Warunki uprawy i kontrola produkcji na każdym etapie jest tutaj krytycznym warunkiem. Obok Spiruliny najczęściej bytują inne bakterie, przede wszystkim też z gromady sinic. Część sinic jest dla człowieka bardzo trująca. Produkują tzw. cyjanotoksyny - jedne z najpotężniejszych toksyn w przyrodzie, głównie alkaloidowe, peptydowe i aminokwasowe m.in. mikrocystyny uszkadzające wątrobę, saksitoksynę, BMAA ( β-metyloamino-L-alanina) i anatoksyny uszkadzające system nerwowy. W przypadku niskich standardów uprawy i braku odpowiedniej kontroli może dochodzić do zanieczyszczeń krzyżowych. Zanieczyszczenia toksycznymi sinicami nie można odróżnić gołym okiem - wyglądają tak samo jak Spirulina. W przypadku Chlorelli, jej głównym problemem są właściwości sorpcyjne sporopoleniny. Chłonie bardzo skutecznie zanieczyszczenia środowiskowe - co może być wykorzystane jako efektywna metoda oczyszczona np. zbiorników wodnych, ale nie w uprawie przeznaczonej dla spożycia Unikałbym raczej wszelkich produktów z supermarketu "made in China", chyba że jest to renomowana firma, która pilnuje standardów produkcji. W przyszłości może mi się uda napisać poradnik zakupowy dla tych alg, i wymienić listę "zatwierdzonych" produktów na rynku, ale wcześniej muszę ogarnąć programy partnerskie jak będzie czas. Wątki, gdzie pisał na temat Spiruliny i Chlorelli: https://www.sfd.pl/post-p18245171.html https://www.kfd.pl/jest-ona-mocno-niedoborowa-i-niebezpieczna-dla-zdrowia-347951.html/?p=5004570 https://www.kfd.pl/czym-zastąpić-mięso-347982.html/?p=5005019 https://www.kfd.pl/superfods-moringaspirulinachlorellamacamatchacacaocamu-camu-etc-348731.html/?p=5019112 https://www.kfd.pl/superfods-moringaspirulinachlorellamacamatchacacaocamu-camu-etc-348731.html/?p=5019051 https://www.kfd.pl/superfods-moringaspirulinachlorellamacamatchacacaocamu-camu-etc-348731.html/?p=5032695 https://slawomirambroziak.pl/forum/index.php?topic=4670.45 Na kaca przede wszystkim istotne jest nawodnienie. Ale nie nawodnienie w sensie samych płynów, tylko uzupełnienia elektrolitów. "Kac" to przede wszystkim wynik "kurczenia się" mózgu na skutek odwodnienia + oczywiście toksyczny wpływ aldehydu octowego. Aby zredukować objawy zatrucia aldehydem, polecam przed planowanym upojeniem suplementację NAC (n-acetylo-l-cysteina) - tani i łatwo dostępny suplement. Dawka nawet 1-1,5g. Działa to w pewnym sensie osłonowo na wątrobę i stanowi podstawowy substrat syntezy glutationu, który jest głównym narzędziem obronnym i "detoksykacyjnym" wątroby. Od razu napiszę, że suplementacja glutationem jest bez sensu - nieopłacalna i nie odbiega efektywnością od NAC, ponieważ glutation jako tripeptyd zostaje strawiony i "rozbity" m.in. do wspomnianej cysteiny, a potem ponowie syntetyzowany endogennie. Na kaca i w trakcie degustacji popijać sok pomidorowy 100%. Nie dość, że zawiera prawie wszystkie elektrolity w dużych ilościach (sód, potas, magnez), to również potężny antyoksydant - likopen, który będzie działał dodatkowo osłonowo. To powinno przynajmniej częściowo zmniejszyć dolegliwości. Enterosgel nie pomoże jak już kac się ujawni. Teoretycznie może pomóc przyjęty przed spożyciem alkoholu, bo po prostu go wchłonie i zapobiegnie przyswojeniu do krwioobiegu. W kontekście zgagi wywołanej refluksem żołądkowo-jelitowym, wkleję mój post z grupy IBS: "Najbardziej skuteczną metodą leczenia ▶ zgagi niezwiązanej z dyspepsją jest podawanie ✅ Inhibitorów Pompy ProtonowejZaś w przypadku ▶ dyspepsji czy IBS, leczenie dyspepsji i ZJD, na przykład za pomocą ✅ trimebutyny, ✅ drotaweryny czy ✅ mebeweryny. Ustąpienie dyspepsji prowadzi wówczas do ustąpienia zgagi. W tym znaczeniu leki pobudzające wydzielanie żołądkowe mogą okazać się bardziej skuteczne niż IPP stosowane w leczeniu GERD: ✅ mięta pieprzowa (olejek eteryczny), ✅ dziurawiec, ✅ rozcieńczony kwas solny, ✅ cytryniany, ✅ kwasy organiczne, ✅ naturalne olejki eteryczne podawane drogą doustną.. ▶ Metody takie, jak: ⚠️ spanie z nieco uniesioną głową, ⚠️ unikanie ciasnego ubrania, ⚠️ unikanie alkoholu, ⚠️ unikanie palenia papierosów, ⚠️ unikanie ostrych i pikantnych przypraw, ⚠️ unikanie leków przeciwzapalnych - aspiryny, ⚠️ unikanie owoców zawierających benzoesany - jagody, maliny, truskawki, pomidory, ⚠️ unikanie soków owocowych zawierających duże ilości cukru, ⚠️ unikanie tłustych potraw, ⚠️ unikanie tłustego mleka, ⚠️ unikanie słonych potraw Wykazują zmienną skuteczność, ale często są zalecane." PS. Uwaga❗️ Dziurawiec ma tendencję do wchodzenia w interakcje z wieloma substancja - z leków i innych suplementów. Długotrwałe przyjmowanie dziurawca może prowadzić też do tzw. "uczulenia na światło", co objawia się taką reakcją skórną nadwrażliwością na promienie słoneczne.
  23. Sorbent na bazie krzemu (podobnie działa ziemia okrzemkowa), nawet kiedyś sam stosowałem. Nie wiem czy wart swojej ceny, ale niewątpliwie pomógł mi wiele lat temu po bardzo poważnym zatruciu lekami (pomyłka - leżały niestety niepoukładane w lodówce...). W opisie na tej stronie widać ewidentne bajki, choćby to że pochłania wirusy i pasożyty. Wirusy integrują się z komórkami, więc musiałby pochłaniać przy okazji komórki naszego ciała, a w przypadku pasożytów, to co najwyżej ich jajeczka i produkowane toksyny. Widzę, że to prawdopodobnie jedynie wena twórcza właściciela strony, bo w oficjalnych opisach nie doszukałem się takich oświadczeń. Co do selektywnego pochłaniania bakterii też wydaje mi się to bardzo naciągane. W wielu chorobach to część naturalnej flory bakteryjnej na skutek niekontrolowanego rozrostu staje się patogenna, więc niby w jaki sposób ten żel miałby odróżniać "dobre" od "złych" bakterii? Produkt ma sens, można go posiadać w apteczce na sytuacje awaryjne. Pytanie, czego po nim oczekujesz? W jakim celu zamierzasz go wykorzystać? Jako sorbent spisze się pewnie dobrze, ale nie należy takich produktów przyjmować regularnie i przez dłuższy czas, bo grozi to m.in. zaburzeniami prawidłowej pracy układu pokarmowego - będzie pochłaniał prawdopodobnie żółć wątrobową, enzymy trawienne, zapobiegał przyswajalności składników odżywczych z pożywienia, na dłuższą metę może wyjałowić florę bakteryjną jelit. Wg mnie ma to sens np. robiąc sobie raz w miesiącu 1 dzień głodówki. Nie wiem szczerze jak to się ma do popularnych sorbentów jak węgiel aktywny, czy nawet wspomniana ziemia okrzemkowa, która może działać na podobnej zasadzie. Warto wspomnieć, że częściowe właściwości wiązania toksyn i metali ciężkich ze światła jelit posiada błonnik pokarmowy. Niektóre rodzaje błonnika rozpuszczalnego w wodzie tworzą też ochronną powłokę na błonie żołądkowej/jelitowej sprzyjając regeneracji. Także jako codzienna profilaktyka lepiej zaparzyć sobie 2 łyżki zmielonego siemienia lnianego np. przed snem. No i błonnik ma tą przewagę, że jednocześnie odżywia florę jelitową.
  24. Arthass

    Wątek żali

    Zamiast jakichś przypadkowych osób, polecam jednak w tematach psychologii posłuchać specjalistów https://www.youtube.com/user/SWPSpl/videos
  25. Arthass

    Wątek żali

    Jest oczywiście uznany za czynnik rakotwórczy, nawet w grupie kancerogenów klasy I, ale... trzeba na wstępie zrozumieć jak działa klasyfikacja substancji kancerogennych. Kancerogen klasy I nie oznacza siły rakotwórczej substancji, tylko siłę dowodów na jej rakotwórcze działanie. A siła dowodów zależy od hierarchii siły dowodowej badań. Najwyższe w hierarchii są badania na ludziach. Łatwiej przeprowadzić badania kliniczne na ludziach z udziałem wpływu wspomnianego neu5gc niż powiedzmy rtęci, bo... po prostu podawanie ludziom rtęci jest nieetyczne Dlatego, czerwone mięso może znajduje się w najwyższej grupie kancerogenów - razem z dymem papierosowym i azbestem, ale nie oznacza to, że jest w tym względzie tak samo szkodliwe jak palenie papierosów, co można choćby potwierdzić w teście Amesa . Chyba nikt o zdrowych zmysłach tak nie uważa? Mięso wołowe i wieprzowe może wykazywać potencjalnie rakotwórcze właściwości, sprzyjać powstawaniu stanów zapalnych i przyspieszać rozwój nowotworów, ze względu na zawartość kwasu N-glikolilo-5-neuraminowego, który działa jak lektyna i wbudowuje się się w błony komórkowe w tkankach. Człowiek wytwarza przeciwciała heterofilne przeciwko Neu5Gc, które mogą aktywować dopełniacz lub komórki NK i prowadzić do przewlekłych stanów zapalnych. Mechanizm wspomagania rozwoju nowotworów przez Neu5Gc polega prawdopodobnie na tworzeniu ładunku ujemnego wokół błony komórkowej i maskowaniu antygenów nowotworowych, przez co stają się one trudniej dostępne dla komórek układu odpornościowego. Neu5Gc może wpływać na rozwój płodu przez wpływ na molekuły adhezyjne - CD22 i CD33 - oraz ułatwiać zakażenie niektórymi patogenami, będąc receptorem dla bakterii - E. coli, Pseudomonas. Kwas Neu5Gc występuje tylko w mięsie wołowym, wieprzowym, jagnięcinie i dziczyźnie, w bardzo dużej ilości w kawiorze. Ponadto można go znaleźć także w serach, chociaż w niewielkiej ilości. Ryby, jaja i drób nie zawierają kwasu Neu5Gc. Nie chcę się tutaj rozpisywać na ten temat dokładniej, bo trzeba by tutaj zahaczyć o szersze kwestie związane z czerwonym mięsem (tym, w którym występuje neu5gc, o który pytasz). Można by omówić badania WHO związane z rakotwórczością mięsa - to w jaki sposób zostały zmanipulowane przez wybrane środowiska - ale badania te dotyczyły wspomnianego czerwonego mięsa przetworzonego, czyli konserw wieprzowych, parówek itd. I tutaj zaklasyfikowano czerwone mięso wieprzowe do kategorii kancerogenów klasy I. Natomiast czerwone mięso wieprzowe nieprzetworzone zaklasyfikowane zostało do kategorii 2A (piszemy o klasyfikacji IARC, której zasady wyjaśniłem wyżej) - "prawdopodobnie rakotwórcze dla człowieka". To, że mięso z puszki nie jest zbytnio zdrowe to się chyba większość osób domyśla bez fakultetów z dietetyki Jakie są główne wady tego badania WHO? Przede wszystkim to, że w mięsie przetworzonym znajdują się już inne dodatki technologiczne o potencjalnie silnym wpływie kancerogennym - WWA, PHA, nitrozoaminy, produkty reakcji Maillarda, AGEs (zaawansowane produkty glikacji białek), i naprawdę setki innych substancji powstających choćby podczas obróbki termicznej w temperaturach powyżej 150°C na skutek wielu reakcji chemicznych (polimeryzacja i cyklizacja, izomeryzacja położeniowa i geometryczna, powstawanie monomerów cyklicznych i polimerów itd.). Konserwanty, takie jak saletra sodowa i potasowa, stanowią zagrożenie, ponieważ w żołądku i jelitach zamieniają się w silnie rakotwórcze nitrozozwiązki (witamina C hamuje tę reakcję, dlatego osoby na diecie bogatej w mięso powinny zwiększyć podaż warzyw bogatych w witaminę C). Kiepskie zaprojektowanie tego badania polega właśnie na tym, że nie można wyciągnąć na jego podstawie wniosków o samej szkodliwości mięsa, kiedy już sam rodzaj jego obróbki wpływa w znaczącym (ja bym powiedział przeważającym) stopniu na właściwości produktu końcowego. Gotowanie (na parze) jest najzdrowszym sposobem przygotowywania mięsa, jednak nie usuwa z niego WWA, częściowo usuwa neu5gc (kwas sjalowy), natomiast w znacznym stopniu - azotyny (azotany). I tutaj dochodzimy właśnie do wniosku, że główny wpływ na zdrowie ma sam sposób obróbki... Podsumowując sytuację z mięsem czerwonym trzeba zwrócić uwagę na kilka istotnych kwestii, które pozwolą osadzić temat w odpowiednim kontekście. [ 1 ] Badania m.in. autorstwa wspomnianego WHO wskazały, że spożywanie 100-150 g czerwonego mięsa codziennie zwiększa ryzyko raka o około 18%. Wydaje się dużo, ale to magia cyferek. W szacowaniu realnego wystąpienia ryzyka trzeba wziąć pod uwagę takie parametry jak relative risk i absolute risk. Jeśli Twoje ryzyko raka jelita grubego wynosi 0,5%, to zwiększenie tego ryzyka o 18% daje Ci realne ryzyko 0,59%. I w tym kontekście ten wzrost ryzyka nie posiada klinicznego znaczenia. [ 2 ] Codziennie jesteśmy narażeni na setki czynników rakotwórczych m.in. w wyniku ekspozycji środowiskowej. Taki smog zwiększa choćby ryzyko rozwoju nowotworów o setki - tysiące razy, więc może warto jednak skupić się na czynnikach o większym potencjale niż zawracać sobie głowę czymś, co ma znikomą wartość kliniczną? Ba, organizm codziennie naturalnie produkuje komórki nowotworowe, z którymi dość dobrze sobie radzi nasz system odpornościowy. Nieporównywalnie większe znaczenie ma choćby regularny, krótki wysiłek fizyczny np. 15 minut joggingu niż to czy zjemy 200g czerwonego mięsa... [ 3 ] Izolowanie i analiza pojedynczych substancji w wybranych produktach nie jest miarodajnym sposobem oceny całościowego wpływu produktu na zdrowie. Czerwone mięso to nie jest tylko neu5gc. To też źródło witamin, minerałów, wysokiej jakości białka. Przykładowo - odpowiednia podaż pełnowartościowego białka (wszystkich aminokwasów egozgennych), a także zawartość suchej masy mięśniowej (do budowy której niezbędne jest to białko) wykazuje odwrotną korelację z rozwojem nowotworów... Można choćby wspomnieć o wysokiej zawartości kreatyny czy karnityny lub innych aminokwasów, które wywierają bardzo pozytywny wpływ na zdrowie. Na tych przykładach widać, że mamy w danym produkcie jednocześnie kilka elementów potencjalnie wykazujących przeciwne właściwości w etiologii wybranych stanów chorobowych. Gdyby stosować taki cherry picking i oceniać produkty na bazie wyizolowanych substancji, to można by stwierdzić, że dla przykładu siemię lniane jest szkodliwe, bo zawiera związki cyjanogenne (prekursory cyjankowe), a przecież owoce zawierają fruktozę, która ma udowodniony wpływ na rozwój NAFLD (niealkoholowego stłuszczenia wątroby). Większość produktów roślinnych zawiera jakieś substancje wywierające szkodliwy wpływ na zwierzęta - jako mechanizmy obronne. Podam choćby za przykład uważane za mega zdrowe zielone warzywa - zawierają wysoką zawartość szczawianów, które mogą formować się w kamienie szczawianowe gromadzące się m.in. w nerkach. Wiele warzyw jest toksycznych dla człowieka przed odpowiednią obróbką termiczna - np. ziemniaki czy odmiany roślin strączkowych. Czy ten fakt sprawia, że należy je uznać za produkty szkodliwe? Nie - wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną, bo tylko dawka czyni truciznę. [ 4 ] Zawsze kluczowy wpływ na ostateczne efekty zdrowotne ma sposób obróbki produktu (albo jej brak). Jeśli będziemy trzymać się tej zasady, to nie ma potrzeby zawracać sobie głowy innymi szczegółami. Jak już wspomniałem - warzywa bulwiaste czy strączkowe są często toksyczne dla człowieka przed odpowiednią obróbką, ale mogą również stawać się bardzo szkodliwe po zastosowaniu wybranych metod obróbki. W przypadku chipsów ziemniaczanych to sposób obróbki wpływa na ich szkodliwość, bo mamy do czynienia z szeregiem związków jak akrylamid, utlenione PUFA, AGEs, akroleina itd. Owoce uważa się za zdrowe? No są dość zdrowe. A co jeśli zrobimy badania z udziałem wpływu dżemów albo soków owocowych na rozwój wybranych chorób? Wyjdzie nam, że sprzyjają m.in. rozwojowi NAFLD czy cukrzycy. Dokładnie taka sama sytuacja występuje w przypadku mięsa... nie jest ono tutaj wyjątkiem. Co ostatecznie z tym czerwonym mięsem? Liczy się przede wszystkim umiar i sposób przetworzenia/obróbki termicznej. Unikamy całkowicie smażenia, szczególnie w głębokim oleju i wysokiej temperaturze, unikamy grillowania. Pieczenie można stosować raz na czas, 1-2 razy w tygodniu, ale raczej produkty ubogie w tłuszcz typu chude mięso i warzywa. Głównymi formami obróbki powinno być gotowanie, gotowanie na parze, wolne gotowanie (można to robić nawet "na sucho" w wolnowarze), gotowanie pod ciśnieniem (szybkowar). Umiarkowanie dozwolone jest duszenie i bardzo krótkie smażenie na wolnym ogniu (np. jajecznica na maśle). Mięso białe (drób) czy ryby są zdrowsze - jeśli ma się możliwość, lepiej wybierać te źródła mięsa. Tego też chyba intuicyjnie każdy się domyśla, że białe chude mięso jest lepszym wyborem. Nie ma sensu panikować w przypadku mięsa czerwonego. Spożywając je "właściwie" i w normalnych ilościach, nie ma z jego strony realnego zagrożenia. Jeśli będziemy je spożywać kilogramami, to już nawet sam neu5gc nie będzie problemem, tylko toksyczne związki metabolizmu białka jak mocznik czy amoniak, które uszkodzą nam wątrobę i nerki... Wpływ diety nie opiera się na pojedynczych substancjach, ani produktach, tylko całości. Warto ją wzbogacić w produkty wykazujące pozytywny wpływ przeciwnowotworowy, bogate w korzystne polifenole, przeciwutleniacze jak choćby cynamon cejloński, kakao (czyste, niesłodzone, ewentualnie gorzka czekolada ~90% bez cukru), zieloną herbatę, kurkumę, pieprz cayenne, zioła prowansalskie, wszelkie zioła korzenne, które są bogate w minerały i posiadają ogromny potencjał przeciwutleniający w skali ORAC. Dieta powinna być przede wszystkim racjonalna (to termin naukowy...), czyli dostarczać wszystkich niezbędnych egzogennych substancji odżywczych - witamin, minerałów, aminokwasów i kwasów tłuszczowych. Tylko odpowiednio odżywiony organizm jest w stanie na dłuższą metę prawidłowo spełniać swoje funkcje biologiczne. Wiele chorób - w tym też nowotworowych - ma bezpośrednio lub pośrednio swoje przyczyny w niedoborach odżywczych, które wywołują efekt domino.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Zarejestruj się aby mieć większy dostęp do zasobów forum. Przeczytaj regulamin Warunki użytkowania i warunki prywatności związane z plikami cookie Polityka prywatności